6
Leciałam ze władcami nie tracąc ich z oczu. Will dał już sobie spokój, ale nie mieliśmy zamiaru się zatrzymywać. W pewnym momencie wyłapałam jak Łucja unikając gałęzi zaczyna ześlizgiwać się z konia. Nie zdążyła krzyknąć i z całą pewnością spadłaby gdybym nie podleciała i złapała jej.
- Trzymaj się mocno - powiedziałam do niej
Podrzuciłam ją tak, aby wylądowała na moich plecach. Szybko złapała mnie za szyję i znalazła miejsce idealnie między skrzydłami. Podleciałam do jej rodzeństwa, które było wystraszone, tym, że coś mogło się stać. Na szczęście nie zatrzymywali się. Gdy zobaczyli, że Łucja jest bezpieczna choć trochę się uspokoili. W końcu dojechaliśmy do wielkiego zamku. Za każdym razem, gdy go widziałam miałam ochotę zawrócić, ale tym razem nie mogłam. Strażnicy najwidoczniej zobaczyli nasze przybycie, a widząc władców Narnii otworzyli bramę. Odstawiłam Łucję i już miałam odlatywać, gdy usłyszałam głos Kaspiana.
- To ty - odparł w moją stronę, a ja odwróciłam się
- Nie da się ukryć - odpowiedziałam bez żadnych emocji
- Znacie się? - spytał Edmund, a ja pokręciłam głową
- Raz się widzieliśmy - odpowiedziałam - Nawet nie zamieniliśmy słowa
- Uratowała mnie i moją załogę, gdy wracaliśmy "Wędrowcem do Świtu" - dodał, a ja przytaknęłam
- Przywiozłam ci przyjaciół - odparłam z lekkim uśmiechem
- Ja... nie sądziłem, że spotkam was ponownie - powiedział szczęśliwy patrząc przede wszystkim na Zuzannę
Miałam zamiar odlecieć, gdy oni byli zajęci opowiadaniem o swoich przygodach, ale przeszkodził mi ktoś, kogo nie spodziewałam się ani trochę.
- Już odlatujesz? - spytał ciepły głos
- Aslan? - spytałam zdziwiona
Tak to był on. Szedł w naszą stronę. Natychmiast mu się pokłoniłam, a wszyscy za mną.
- Wstańcie - powiedział, a ja spojrzałam w jego oczy
- Aslan! - krzyknęła szczęśliwa Łucja i podbiegła przytulić lwa
- Witaj moje dziecko - powiedział i odwzajemnił jak umiał uścisk
- Angelo, czemu tak ci śpieszno? - spytał w moją stronę, a ja wzruszyłam ramionami
- Zostawiłam w domu kroniki i... - próbowałam coś wymyśleć
- Myślę, że znamy się wystarczająco długo, abyś wiedziała, że nie lubię kłamstw - odparł, a ja westchnęłam
- Ja... sama nie wiem - przyznałam - Chyba nie jestem przyzwyczajona do kontaktu z ludźmi - wyjaśniłam, a on uśmiechną się ciepło
- Miałem szczerą nadzieję, że zajmiesz się osobiście władcami Narnii. Tak jak to robiłaś dotychczas - oznajmił
- Ja... nie wiem czy potrafię - odparłam
- Czyżbyś dalej rozpamiętywała, to co działo się tyle lat temu? - spytał
- Doskonale wiesz, że tak - odpowiedziałam
- To nie była twoja wina i dobrze o tym wiesz. To ona zdecydowała się na taki krok, a ty musiałaś ją powstrzymać. Jeśli chcesz kogoś obwiniać, możesz mnie - powiedział
- Nie - zaprzeczyłam natychmiast - To na pewno nie była twoja wina
- Zostawiłem was na za długo samych. Obiecałem się wami zająć - zauważył
- Tak, ale... to nie o to chodziło - stwierdziłam
- Wiem - przytakną
Na samą myśl o tym zdarzeniu w moich oczach zaszkliły się łzy. Podszedł spokojnie, a ja nie powstrzymałam łez. Uklękłam i wtuliłam twarz w grzywę lwa.
*Edmund*
Nie wiele z tego zrozumiałem, ale trzeba było przyznać, że wyglądało to pięknie. Anioł klęczący i przytulający wielkiego lwa. Idioto, ona właśnie coś przeżywa! Jest smutna, a ty rozczulasz się nad tym jak pięknie to wygląda! Głupek!
- Angela - podszedłem i chwyciłem ją delikatnie za ramię
- Przepraszam - odparła wstając i ocierając ostatnią łzę
Ona nawet zapłakana wyglądała pięknie. Spojrzałem w jej oczy, które obecnie były lekko zakrwawione.
- Zostań z nimi - odparł Aslan do dziewczyny - Przyda im się twoja ochrona - dodał
- A ty nie zostaniesz? - spytała Łucja, a lew uśmiechną się ciepło
- Zawsze będę przy was, ale mam jeszcze wiele spraw do załatwienia - stwierdził i odszedł, a w połowie drogi znikną
Patrzyliśmy jeszcze długo w tamtą stronę, nim zaczęliśmy długą rozmowę. Angeli na niej nie było. Powiedziała, że musi odpocząć, więc służba zaprowadziła ją do jakiejś komnaty. Najważniejsze było, że została, a mi zostaje mieć nadzieję, że na długo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro