Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Właśnie miałam podawać kolacje moim rozgadanym lokatorom, gdy usłyszałam trzask drzwi. Zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam... Willa! Te białe włosy nie mogły być nikogo innego. Wszedł do mnie jak gdyby nigdy nic ze swoim szarmanckim uśmiechem. Stałam skamieniała, a on podszedł i powąchał smażoną rybkę, którą niosłam na talerzu. Od tak! 

- Ale pięknie pachnie. Zawsze potrafiłaś świetnie gotować - szepną mi do ucha, a mnie przeszły dreszcze 

 Nie były one z przyjemności, tylko zaniepokojenia. 

- A to kto? - spytał Will jednocześnie z Edmundem wskazując na siebie nawzajem

- Mnie bardziej interesuje co tu robisz - powiedziałam zażenowana w stronę byłego i zaczęłam podawać jedzenie

- Jak to co? Przyszedłem przytulić się do mojej ukochanej - odpowiedział przytulając mnie, jednak ja szybko mu się wyrwałam i skończyłam podawać jedzenie - A dla mnie?

- Kopniak w tyłek - odpowiedziałam przewracając oczami 

- Pff, w takim razie sam se zrobię - odparł

- Ty nie umiesz gotować - zauważyłam i spojrzałam na niego

 Will wyczarował śnieg i uformował z niego pudełko z ciasteczkami. Wszyscy siedzieliśmy zdziwieni. 

- Może zaczniemy od początku - zaproponował - Kim oni..? A no tak! Przecież to czterech prawowitych władców Narnii - zaśmiał się - Ale ciebie nie znam - odparł 

- Jestem Eustachy - odpowiedział niepewnie

- Will, będzie miło mi was zniszczyć - przedstawił się i wstał

- Słucham? - spytał Piotrek, ale ja zareagowałam natychmiast 

 Wstałam i stanęłam między nim, a władcami i Eustachym. Will wycelował w nich soplami lodu, a ja rozłożyłam skrzydła i zablokowałam je.

- Jak zawsze wspaniałe wyczucie czasu - powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć, że tak się zmienił 

 Zaatakował ponownie, a ja ponownie zablokowałam. Nawet nie zauważyłam kiedy rozpoczęła się walka, a ja zostałam wyrzucona przez okno. Na szczęście władców wyskoczył za mną. Oczywiście, aby nie było zbyt optymistycznie musieli do mnie wyjść. "I po co ty tak się do nich zbliżyłaś?" Z tym pytaniem wstałam.

- Wiesz co nudzi mnie ta walka - stwierdził spokojnie, jakby to była zwykła zabawa - Moglibyśmy ją ciągnąć w nieskończoność, ale mam lepszy pomysł 

 Stałam tak obserwując każdy jego ruch. 

- Czy Angela opowiadała wam o sobie? O mnie? O Arii? - ostatnie wręcz wykrzyczał, a mi zebrały się w oczach łzy 

 Spojrzał na piątkę stojącą przed domem.

- Nie? Nigdy nie była wygadana. Znacie ją od tej lepszej strony, ale pamiętajcie, że każda karta ma dwa oblicza. Im ta pierwsza jest lepsza, tym ta druga gorsza - powiedział z chorą wręcz fascynacją - Ale co może być takiego złego w aniele. W tak pięknym upadłym aniele? Hm..? - spytał ich - Uzależnienie od niego - szepną 

 Odwrócił się i podszedł do mnie. Wziął za podbródek i uniósł do góry. Czemu nie jestem w stanie go uderzyć? Co mnie powstrzymuje? Delikatnie pogładził moje usta kciukiem.

- Pocałunki anioła leczą rany, ale za jaką cenę? - spytał retorycznie - Uzależnienie... ich brak w dalszym życiu prowadzi do szaleństwa. Za wszelką cenę chce się je mieć, nawet życia ich właścicielki - mówiąc to przybliżył się do mnie

 Stałam jakby mnie zmroził. Jego usta były milimetry od moich. Oblizał sobie wargi i już miał się łapczywie wpić w moje, gdy ostrze wsunęło się pomiędzy nas i walnęło płazem w brzuch Willa. Chłopak skulił się i spojrzał na osoby, które mu przeszkodziły. Tak osoby... byli to Edmund i Piotrek. Oboje postanowili zaatakować. Nie muszę chyba nadmieniać, że mój były był wściekły. Wstał i jednym ruchem ręki wyczarował kilkanaście sopli skierowanych w naszą stronę. Szybko rozłożyłam skrzydła i obroniłam nas przytulając nimi do siebie chłopaków. Gwizdnęłam i już po chwili słychać było stado kopyt. 

- Macie wskakiwać na konie i uciekać. Dogonie was - szepnęłam do nich i stałam

 Tym razem to ja ruszyłam do ataku. Nie miałam miecza, ale nie potrzebowałam go. Walczyłam skrzydłami, tak jak kiedyś. Gdy zerknęłam na władców już siedzieli na koniach. Walnęłam Willa w głowę i podcięłam nogi. Sama rozwinęłam skrzydła i poleciałam w las, a za mną pojechali władcy. Musiałam zabrać ich do miejsca, które zawsze unikałam szerokim łukiem. Do zamku Króla Kaspiana. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro