Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

  Biegłam przez las delektując się delikatnym wiatrem, który opatulił mnie i uniósł w górę. Szczęśliwa rozłożyłam wielkie skrzydła napawając się wolnością. Wiatr sam niósł mnie w dal. Napawałam się światłem księżyca oświetlającym moją drobną, ale silną sylwetkę. Gdy otworzyłam oczy i zawisłam nad lasem zobaczyłam światło na jakiejś polanie. Zdziwiło mnie to. 

 Zaciekawiona podleciałam. Dookoła ogniska leżała czwórka ludzi. Dwoje synów Adama i dwie córki Ewy. Zasiadłam na drzewie niedaleko spoglądając na nich z mieszanką zdziwienia i zaniepokojenia. Czyżby ktoś z ludzi wybrał się do lasu? Zawsze trzymałam się od nich z daleka. Bałam się jak zareagują na mnie i moje piękne skrzydła. Jestem inna niż oni. 

 Słońce zaczęło wschodzić, a ja przyglądałam się im. Ich stroje były dziwne, nie widziałam nikogo tak ubranego. Nie to, że sama chodziłam w jakiś sukniach. Mój strój składał się z zwykłych spodni podrapanych po różnych walkach. Wysokie buty były sznurowane i idealnie nadawały się do wspinania, a bluzka miała wycięcie na skrzydła i odkrywała mój brzuch. 

 Spostrzegłam jak najmłodsza z zostaje budzona przez promienie słońca. W pierwszej chwili mnie nie zauważyła, ale gdy wstała i rozejrzała się zobaczyła mnie siedzącą na gałęzi.

- Witaj - przywitała się z uśmiechem

 Spoglądałam na nią zdziwiona i kucnęłam naprężając mięśnie do ucieczki.

- Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię - zapewniła ciepło

 Niezbyt zdecydowana zeskoczyłam z drzewa ujawniając przy tym moje gigantyczne skrzydła. Rozłożone na całą swoją długość pokazywały swe prawdziwe piękno. Zamachnęłam nimi lekko.

- Jakie piękne - odparła z zachwytem i wystawiła rękę w ich stronę

 Szybko je skurczyłam wystraszona. 

- Przepraszam. Mogłabym je pogłaskać? - spytała, a ja już pewniej skierowałam w jej stronę skrzydło

 Pogłaskała je delikatnie oglądając nawet pojedyncze ciemne pióro. 

- Jakie śliczne - odparła ze szczerym uśmiechem, delikatnie odwzajemniłam jej gest

- Jestem Łucja - przedstawiła się 

- Angela - odpowiedziałam i usłyszałam gwałtowny ruch, oraz krzyk

- Łucja!

 Odsunęłam skrzydło, które wciąż delikatnie głaskała. Spojrzałam za nią i odskoczyłam przestraszona. Najwidoczniej jej przyjaciele obudzili się. Starsza dziewczyna zakryła ją odsuwając w tył, a chłopacy wyjęli miecze i wymierzyli we mnie. Wtedy dostrzegłam miecz Piotra. Jego widok rozproszył mnie na tyle, abym ledwo uchyliła się przed ciosem.

- Nie! - krzyknęła Łucja

 Uskoczyłam robiąc salto w tył i dzięki zamachnięciu skrzydłami lądując delikatnie na gałąź. Spojrzałam jeszcze raz na nich i uciekłam. Wyleciałam daleko w las omijając slalomem drzewa. Co mnie napadło, aby się im pokazywać? Choć ta dziewczynka wydawała się miła. Stanęłam na polanie pełnej kwiatów. Zmęczona, po całonocnym lataniu, opadłam na nie patrząc w poranne niebo. 

 Dookoła mnie trwała cisza. Wiatr jak zawsze otulał moje zmęczone ciało, a aromat kwiatów pieścił mój nos. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w swoich myślach.

*Łucja*

 Dziewczyna zniknęła, a ja wybiegłam zza Zuzy patrząc jak znika między drzewami.

- Kto to był? - spytał się Edmund

- Trzeba było się jej spokojnie zapytać, a nie celować w nią mieczem - odpowiedziałam zła i odwróciłam się w stronę, gdzie zniknęła

 Niewiele myśląc ruszyłam w tamtą stronę. Jednak ktoś złapał mnie za rękę powstrzymując od biegu. 

- A ty gdzie? - spytał Piotrek

- Idę zobaczyć co się stało z Angelą - odpowiedziałam i wyrwałam się, po czym pobiegłam do lasu

 Za mną usłyszałam krzyki rodzeństwa. Mimo to biegłam mijając kolejne drzewa. Naglę usłyszałam szelest i spostrzegłam lodowy sopel zmierzający w moją stronę. Wystraszona skuliłam się i zamknęłam oczy. 

 Naglę poczułam czyjeś ciepłe ramiona i usłyszałam jak sopel rozwala się o coś. Krzyki rodzeństwa nasiliły się po czym umilkły. Otworzyłam oczy i spostrzegłam Angelę, która otoczyła mnie skrzydłami. Spojrzała zatroskana.

- Nic ci nie jest? - spytała, a ja rzuciłam się jej na szyję

 Dziewczyna trwała chwile skamieniała, ale już po chwili odwzajemniła gest. 

- Łucja! - podbiegło do mnie rodzeństwo, a dziewczyna odsunęła się dając im mnie przytulić

 Patrzyła na nas jakby tęsknym wzrokiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro