Rozdział 10
Perspektywa Meggy.
Lecę jednak lecę jest parę minut po 2:00.
Lecę Szukam Lloyda.
Wreszcie go znalazłam.
Siedzę ja już sam nad tym brzydkim kamieniu co Ez go nie lubił...
Nie patrzył w wodę ,ani w księżyc bo patrzył w gwiazdy. Wydawał się widzieć tam coś znajomego. Wydawał się myśleć o czymś. Poleciałam do niego i pod wpływem emocji chwyciłam go za policzki i przycisnęłam swoje usta do jego.
-Co ty robisz?- powiedział odrywając się ode mnie bo brakło mu tchu.
- lecimy do grot...
- ale jakich Grot?!
-Pokarzę ci!
Po paru minutach lotu wylądowałam przy wąskim tunelu
-Nie mów nikomu co tu zobaczysz- powiedziałam nie swoim głosem
- no dobra-Loyd
-HCEIN ATORG ATRAWTO EIZDĘB- wyszeptałam
Loy Spojrzał na mnie dziwnie.
Tunel otworzył się. Zobaczyliśmy tam...
Perspektywa Loyda
Meg od początku tej nocy zachowywała się jakoś dziwnie. Nikogo nie wpuszcza do swojego pokoju, przyleciała do mnie i mnie pocałowała, a teraz to?!
Grota w niewiadomy dla mnie sposób otworzyła się. Zobaczyłem tam ogromne skupisko kryształów. Spojrzałem na jej twarz ,a na jej policzkach dostrzegłem mokre ślady łez.
- Amoris zbudź się... Amoris Zbudź się!!! AMORIS ZBUDŹ SIĘ!!!!!!!!!!!- Meggy
- Hej uspokój się- Lloyd
Chciałem stuknąć się w ramie ale cała Grota zaczęła się trząść z sufitu... chwila tam przecież sufitu nie było. Spojrzałem w górę i zobaczyłem tam pełno gwiazd...
-czy to Gweitri?- Loy
-Wote pomóż mi...-Meg
- Kto to niby jest?
Po tym co powiedziałem z jeziorka obok kryształów, wynurzyła się najpierw jedna potem druga i jeszcze trzy inne głowy.
-........................-Loyd
- Weźcie Rozumiem że się pokłóciliście ,Ale musicie się pogodzić... nie chcę żebyście byli pokłóceni bo potem będą pytania typu ,a Kogo bardziej lubisz mnie czy ją.
- No dobra-ktoś?
Nagle ten zbiór gweitri zaczął się poruszać i uformował się w coś takiego:
( Miałam na myśli coś innego ,ale nic nie mogłam znaleźć)
- O na Ojsode!!!
- pokonamy tych nędznych mieszańców-Meg
- w tym świecie mogą żyć tylko istoty o czystej krwi- Gwiezdny Stwór
- Chodź ze mną-Meg
-Dobrze Pani-Loy
Słowa wylatywały z moich ust ,a nawet nie chciałem ich mówić tak jakby zawładnęła całym moim ciałem i połową umysłu.
-Wote zabierz go, Amoris lecimy po Leiftana.
-Dobrze Meganno -Wote i Amoris?
Meg tylko machneła ręką ,a wszystkie 5 głów włączyło się w jedną i znikąd pojawiły się skrzydła na plecach Wote
Wyglądała tak:
(Fioletowy ogień i pioruny)
Perspektywa Wrzechwiedzącego
W kwaterze głównej Eel wszyscy smacznie śpią bo kto normalny pamięta się po budynku o 3:00 rano... jest taki jeden ktoś jego imię zaczyna się na "N" ,a kończy na "Evra". Chciałam pójść do pokoju swojej ukochanej ale jeszcze nie wiedział co tam zastanie. Zapukał i poczekał...nic ciągle pukał,pukał i pukał ,a nikt nie otwierał w końcu otworzył drzwi i to co tam zastał bardzo go dziwiło... nie zastał tam nic poza meblami...
Wyczuł czyjąś obecność ,ale lekko bał się odwrócić...
-Awww jak słodko! Mnie szukałeś bo chyba pomyliłeś godziny!Ale ja nie mylę godzin i znam godzinę twojej śmierci!
- czym ty się stałaś-Nev
- tym zawsze w sobie skrywałam... czystą nienawiścią!
Nevra uważał że wygląda ona pięknie tak władczo i chciał ją tylko posiąść ,ale nie wiedział że to już nie jest ta sama osoba...
(Coś takiego (ala sukkub))
Zbliżył się do niej... ona machnęła ręką i poleciał na ścianę tracąc przytomność.
Zanim zemdlał
- do ciebie Jeszcze wrócę ,ale najpierw załatwię resztę
-----------------------------
Ogólnie to wyjaśnię wszystkie wątki o które poprosicie w komentarzach. Ogólnie planuję jeszcze pięć rozdziałów.
Pa<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro