Rozdział 31
Sam już nie wiedział, ile czasu spędził w tej pozycji. Jednak najwyższa pora, aby wziąć się w garść. Wstał więc i ukrywszy sztylet z powrotem w sejfie, odetchnął bardzo głęboko.
- Nikt się nie dowie, gdzie jest ukryta kosa zniszczenia - szepnął cicho i otarł policzki mokre od łez - Nie mogę się teraz tak łatwo poddawać i załamywać. Musze to wszystko zakończyć, a życie powierzyć dalszemu losowi - krótkie spojrzenie w lustro wystarczyło, aby stwierdzić, iż źle wygląda. Zapuchnięte oczy od płaczu, jak i potargane włosy - Ech. W takim stanie nie mogę jej odwiedzić. - Mruknął i udał się do łazienki, aby wziąć dłuższą kąpiel w różanym olejku zapachowym. Gdy była gotowa, rozebrał się i wszedł do wanny, przymykając oczy. Po odwiedzinach w szpitalu będzie musiał jeszcze pogadać z Lucyferem o rejsie do Paryża, aby odnaleźć Undertakera. Zastanawiał go także ten dziwny ból głowy, ale o tym pomyśli później. Na liście jako pierwsze było odwiedzenie Nicolette w szpitalu, by opowiedzieć co nieco.
-Ludzie w śpiączce zazwyczaj słyszą głosy bliskich osób. A na tą chwile to ja jestem jej jedyną bliską osobą i mam nadzieję, że mi się to uda. Bo wolę nawet nie myśleć, co się stanie, jeśli Nikki umrze. O tym także muszę pogadać z Lucyferem - pomyślał i wyszedł z wanny po godzinie leżenia w wodzie. Zrelaksował się i uspokoił. Wytarł się ręcznikiem i założywszy szlafrok, wyszedł z łazienki i udał się w stronę kuchni. Nastawił wodę na kawę i wrzucił kromki chleba do tostera, wyjął dżem malinowy. W tym samym czasie usłyszał pukanie do drzwi – Kogo znów niesie?-mruknął niezadowolony i poprawiając szlafrok podszedł do drzwi i otworzył je. Zastając za nimi Ronalda, wywrócił oczami.
-Niech zgadnę. William Cie do mnie nasłał, co? - burknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej
-No co? Szef się martwił o Ciebie, przy okazji odciągając mnie od niezłej imprezy - powiedział blondyn
-Chyba już kiedyś gadaliśmy na temat tych twoich imprez Ronnie - powiedział Grell, wpuszczając go – Jak widzisz nic mi nie jest. Jedynie, co było kiepskie, to noc
-No właśnie widzę. Masz zaczerwienione oczy Grell
-Ah to. To od kąpieli. Może pianka mi wpadła do oczu - skłamał gładko
-Nie umiesz kłamać. Przecież płacz,to nic strasznego.
-Wydaje ci się.
-Nie wydaję. Umiem poznać, jak facet płacze. Nie to, że się śmieje czy coś – mruknął Ronald –Myślisz, że ja nie płakałem, gdy po zostaniu żniwiarzem, musiałem osądzić młodszą siostrę chorą na białaczkę? Płakałem jak cholera. Dlatego teraz rzucam się w wir imprez i alkoholu, aby zagłuszyć ten żal.
-Rozumiem i przykro mi z tego powodu –powiedział czerwonowłosy – No ale na prawdę, aż tak to po mnie widać?
-Ta. Ale nie martw się. Nikomu tego nie zdradzę. Powiedział Ronald - Wracając do tematu. Idziesz dziś do niej prawda? Wiadomo, co z nią jest?
-Jest w śpiączce. Dzisiaj mają sprawdzić, czy nie miała jakiegoś złamania i wstrząśnienia mózgu.
-Popieprzony sukinsyn. Tyle ci powiem.
-Który jeszcze trochę i wkrótce zdechnie. Nie będzie dla niego litości, więc cierpliwości. - zalał sobie kawę i wyjął gotowe grzanki, smarując je dżemem - Chcesz może kawy? - spytał
-Może innym razem, ale dzięki. Zresztą wpadłem tylko na chwile - odpowiedział Ron
-No spoko. Tylko na prawdę Ronnie, ogranicz te imprezy - mruknął anioł zemsty
-Dobra, dobra. No to ja się zwijam. Na razie - powiedział blondyn
-Pa. - odpowiedział Grell, a Ronald wyszedł z jego mieszkania. Czerwonowłosy zaś powrócił dojedzenia śniadania. Gdy już zjadł tosty i wypił kawę, poszedł się ubrać. Będąc już gotowym do wyjścia, założył tylko półdługi czerwony płaszcz, różniący się od dawnego. Zawiązał pasek i poprawił kołnierzyk. Wziął klucze od mieszkania jak i od samochodu i wyszedł. Wsiadł do wozu i pojechał do szpitala...
Time skip
Dojechawszy do szpitala, Grell wysiadł i udał się w kierunku wejścia do budynku. Wchodząc, zauważył tego samego lekarza, z którym rozmawiał wczoraj, więc podszedł do niego.
-Dzień dobry, panie doktorze.
-Aaa to pan. Dzień dobry.
-Wiadomo już, co z Nicolette? - zapytał Grell
-Tak. Poproszę wpierw pana do mojego gabinetu i tam porozmawiamy.
-Oczywiście doktorze – poszedł za lekarzem do jego gabinetu i usiadł w fotelu
-Napije się pan może wody?
-Nie dziękuje. I proszę mi mówić Grell.
-Dobrze. W takim razie panie Grellu. - zaczął lekarz, złączając palce a łokcie oparł o biurko -Specjalista od tomografu zrobił te badania i na szczęście nie ma żadnych poważnych obrażeń, jednakże... - tu lekarz zrobił pauzę, w myślach analizując jak to powiedzieć
-Tak?
-To bardzo dziwne, ale panna Blackrose miała śmierć kliniczną. - powiedział prosto w mostu nie owijając w bawełnę
-Że jak???!!!
-No właśnie, sam jestem tym zdumiony. Skontaktowałem się z jej dawniejszym lekarzem z Florencji, a raczej lekarzem jej zmarłej matki, która urodziła dziewczynkę i potwierdziło się. Nicolette jako noworodek urodziło się martwe.
-No ale, jak to jest możliwe?
-Także jestem tym bardzo zaskoczony.Ponieważ później przy reanimacji dziecka, gdzie tracili już nadzieje, no cóż... Nagle samo z siebie zaczęło oddychać i płakać.
-Rozumiem. - teraz to się układało w logiczną całość, dlaczego jej dusza tu jest. Nicolette nie była reinkarnacją księżniczki Ayli. Ona jest księżniczką, która po prostu wniknęła w puste naczynie, jakim jest ciało – Czy mogę do niej iść?
-Oczywiście. Wiem pan gdzie, prawda?
-Tak wiem i dziękuje. - Powiedział chłopak i wyszedł, udając się do sali, w której leżała Nikki. Gdy wszedł, spojrzał na nią i podszedł siadając przy jej łóżku szpitalnym, ujmując jej dłoń.
-Hej maleńka. Mam nadzieje, że mnie słyszysz. Ja rozumiem, możesz czuć się rozżalona, tym co się wydarzyło i w ogóle. Ech, chyba jestem kiepski w tłumaczeniu się, co? - zaśmiał się gorzko-Chce żebyś wiedziała, że naprawdę możesz mi zaufać księżniczko. Nie chce cie zawieść ani tym bardziej stracić. Jeżeli tylko zechcesz, to mogę nawet złożyć przysięgę, gdy już się wybudzisz. Ponoć przysięga anioła jest świętością, prawda? A zwłaszcza anioła zemsty. Ogólnie miałem mówić zupełnie inne słowa, ale... Ja już znam prawdę, moja słodka księżniczko, więc nie musisz się bać, że on się dowie. Prędzej go znów postrzelę. - zachichotał cicho - Wracając, jak poczujesz się lepiej to ten. Wybudź się dobrze? - szepnął i wstał. Pochyliwszy się nad nią ucałował jej czoło. - Muszę już iść, załatwić jeszcze parę spraw. Jutro do ciebie wpadnę. Pa Nikki. - po tych słowach wyszedł z sali, a potem z budynku. Gdy już wsiadł do samochodu, wybrał numer i włączył na głośnomówiący.
-Halo?
-Gdzie jesteś?
-W małej willi pod miastem. A co chcesz?
-Dowiesz się. Będę u ciebie za godzinę, Lucy. Interes jest. Temat: Legendarny shinigami.
-Dobra. W takim razie czekam – odpowiedział Lucyfer i się rozłączył. Sutcliff odpalił wóz i wyjechał ze szpitalnego parkingu, by po chwili być w drodze do willi króla piekieł...
Time Skip
Po godzinie, tak jak zapowiedział, zjawił się przed tą willą, a Lucyfer już na niego czekał, oparty o framugę.
-Obyś miał dobry powód, Grell. Właśnie miałem odpalić sobie Chopina – mruknął Lucyfer
-Ty i muzyka poważna? Bardziej rock by do ciebie pasował, Lucy - zachichotał Grell
-Ty już nie bądź taki pyskaty, Grell – prychnął król piekieł - Wchodź - dodał, a czerwonowłosy wszedł – To jaka jest ta sprawa z Undertakerem?
-Cóż. On jest w Paryżu.
-Aha, czyli jednak sobie żyje, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło - prychnął ze złością
-Oh, czyli jest obraza majestatu - chichotał anioł zemsty
-Eh. No bo wyjechał sobie i zostawił mnie z tym bajzlem.
-No nie dziwie mu się. - Grell skrzyżował ramiona na klatce piersiowej – Przecież sam go także za coś winiłeś. Czy może się mylę?
Lucyfer tylko się zmieszał.
-Dobra. Nie mówmy już o tym. To co z tym Paryżem?
-Myślę, by ściągnąć go tutaj. Więc tak sobie myślę, żeby załatwić z dyrektorem collegu rejs do Paryża jako wycieczkę i zasłonę dymną przed tym, co planuje. A chce spróbować porozmawiać z Adrianem i nakłonić do pomocy. - powiedział Grell
-Mhm. To jaki tu jest problem? - zapytał Lucyfer, pijąc wino
-Kasa. Więc może choć raz byś się przydał na coś i załatwił nam ten rejs, co? Skoro udajesz mojego „Tatusia" . - mruknął
-Eh no dobra. Załatwię to. A co z dziewczyną?
-Też się załapię jak już wybudzi się ze śpiączki oczywiście. No i ten. Chyba jej nie doceniłeś Lucyferze.
-Co masz na myśli??
-A to, że Nicolette nie jest reinkarnacją księżniczki. Ona jest księżniczką Aylą.
-Że jak?!
-No właśnie. Lekarz wspomniał, że w trakcie jej narodzin doszło do śmierci klinicznej. Dziecko urodziło się martwe, a duszyczka twojej kochanej córeczki wniknęła w ciało martwego noworodka. A to oznacza, że dusza księżniczki Ayli wogóle nie trafiła do Edenu. Raczej stwierdzam fakt, że jej dusza mogła po prostu się błąkać po świecie. To by wyglądało tak,jakby po prostu chciała uciec od tego wszystkiego, wyprzeć wszystko z pamięci i zacząć wszystko od nowa – powiedział Grell na jednym wdechu
-Wiesz... - zaczął Lucyfer – To może mieć nawet sens. - Lucyfer zamyślił się na moment – No dobra. Dzięki za ten mały raport.
-Proszę bardzo – powiedział i odwrócił, by ruszyć do wyjścia
-A i Grell – zatrzymał go jeszcze - Gabriel uparł się, by wysłać jakiego swojego anielskiego agenta.
-Jakiego agenta i po co? - Zapytał czerwonowłosy, unosząc brew.
-A ja tam wiem? - Lucyfer wzruszył ramionami i dodał - Chodzi chyba o te duszyczki,które zamiast do nieba, trafiają do piekła. Ponoć to bardzo, ale to bardzo charakterna anielica.
-No okej. Jeżeli nie będzie mi zbytnio wchodziła w drogę, to może sobie trochę pomożemy. Ja jej, a ona mnie.
-Skoro tak twierdzisz - zachichotał - Tylko nie zdziw się zbytnio - Grell popatrzył na króla piekieł pytająco - Z tego, co mi Gabryś przekazał. Ona jest kupidynem.
-Interesujące. Agentka i kupidyn w jednym. Może być nawet zabawnie – mruknął anioł zemsty -No nic zwijam się do domu.
-Dobrze. To jak coś, to zobaczę, co z tym Paryżem i dam ci znać.
-Jasne. Dzięki i na razie
-Narka – mruknął Lucyfer
Grell wyszedł z willi Lucyfera i wsiadł do auta. Odpalił i pojechał do domu. Nawet nie podejrzewał,iż będzie miał niezapowiedzianego gościa w domu...
Time Skip
Dojechawszy do podziemnego garażu, Grell jeszcze przez chwile siedział w wozie. Myślał, co by porobić przez resztę dnia. Może coś przeczyta. Jakąś interesującą książkę. Przynajmniej nie będzie się nudził ani zadręczał.
-Tak. Książka to dobry pomysł. - powiedział na głos i wysiadł z wozu. Ruszył w kierunku swojego mieszkania. Jednak z każdym krokiem na schodach zwalniał, ponieważ wyczuł kogoś w swoim mieszkaniu. Nie wiedział czy ten, kto tam był miał dobre, czy raczej złe zamiary wobec niego. Trzymał miecz w pogotowiu i dochodząc na swoje piętro, położył dłoń na klamce i odetchnął kilka razy.
-No raz kozie śmierć. - pomyślał i bardzo powoli otworzył drzwi i ostrożnie wszedł do swego apartamentu. Skradł się bardzo cicho w kierunku kuchni, trzymając przed sobą miecz. Wychylił się lekko zza framugi i ujrzał pewną kobietę o długich, czerwonych włosach. Wydawała mu się dziwnie znajoma. Jednakże, nagle kobieta odwróciła się i rzekła:
-Bonjour mój iskierku - uśmiechnęła się. Czerwonowłosy chłopak rozszerzył źrenice w szoku i z trudem wykrztusił jedno słowo:
-Mama???
Ciąg dalszy nastąpi...
Powracam do was z rozdziałem, bo pewnie za nim tęskniliście, więc.. Zapraszam do czytania ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro