Rozdział 16
Grell:
- No więc...? Mogę wiedzieć, dlaczego zataiłeś ten fakt przede mną? -zapytał Lucyfer. Czerwonowłosy tylko się odwrócił.
- Domyśl się - syknął. - Nie sądzisz, że lepiej, jeżeli niektóre rzeczy zachowa się dla siebie?
- Czyżby?
- A nie? - prychnął Grell. - Co z tego, że to zataiłem. To moja kara. Wystarczy, że o tym pamiętam.
Lucyfer tylko wywrócił oczami na jego odpowiedź.
- No co ty nie powiesz, Sutcliff.
- Zresztą... I tak na razie nie możesz mnie zabić, Lucyferze - powiedział cicho i zaczął odpinać górę koszuli, tym samym ukazując na prawej łopatce symbol pentagramu, który był połączony z cierniami róż rozchodzącymi się po klatce piersiowej oraz plecach. - To właśnie twój syn w ten sposób naznaczył mnie klątwą. Jeżeli zrobię to, o co mnie poprosił, to klątwa się cofnie. Mam także znaczną część mocy białej Róży.
- Sprytnie to wymyślił - mruknął Lucyfer. - W każdym bądź razie, Grell. Przed zabiciem tego skurwiela masz sprawić, żeby cierpiał. By wręcz kwiczał i błagał o litość, zanim z nim skończysz. Rozumiemy się?
- Tak. Czyli jak zrozumiałem... Dajesz mi wolną rękę, Lucyferze. Mam rację?
- To chyba oczywiste, prawda - odpowiedział Lucyfer. Grell znienacka zaczął się po prostu śmiać.
- Och, nawet nie wiesz, mój drogi, jak niezmiernie mnie to cieszy. - Sutcliff wskoczył sobie na gmach dachu i odwrócił się do nich z uśmieszkiem. - Otóż ja nie zamierzam jej tak szybko odsyłać do Edenu - śmiał się, rozprostowując ramiona i patrząc w niebo. - Mam w planach coś o wiele ciekawszego. - Lucyfer jak i dwójka shinigamich popatrzyli na niego zdumieni. - Mój plan jest taki, aby wskrzesić, a może raczej wybudzić najwspanialszego anioła śmierci. To jest nie tylko mój pomysł, ale także słowa Sebastiana. O tak, Lucyferze, to są jego słowa, abym to zrobił.
- No proszę, czyli jednak taki był jego plan. Interesująco się zaczyna.
William przerwał im ten wywód na chwilę.
- Wybaczcie, że się wtrącę. Zdajecie sobie sprawę, iż jeśli nam się uda z duszą profesorki, to Grell może być jego następnym celem? - zapytał czarnowłosy, poprawiając okulary.
- No właśnie, szefie. Też tak sądzę - dodał Ronald.
- Co dokładnie sugerujecie? - zapytał Lucyfer. Po chwili trójka mężczyzn spojrzała na czerwonowłosego. Grell domyślając się o co chodzi, tylko prychnął. Nie był tym zachwycony.
- Ja ochrony nie potrzebuje - burknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Nawet o tym nie myślcie.
- A to dlaczego? - zapytal Will.
- Ponieważ jedyna osoba, która tak naprawdę potrzebuje ochrony, to Nicolette. Zresztą.. I tak już idę, ponieważ obiecałem Nikki, że po nią przyjdę - dodał po chwili Sutcliff.
- Grell.. Przez jakiś czas macie się nie pojawiać w collegu. Uznaj to za kilka dni wolnego - powiedział Lucyfer.
- Załatwiłeś to z dyrektorem collegu?
- Tak. I przekaż tej dziewczynie, że także ma odpocząć. A także, żeby najlepiej to zgłosiła.
- Nie musisz mi o tym mówić. Sam wiem, co mam jej przekazać, myślałem o tym - mruknął Grell, zeskakując z gzymsu z powrotem na dach i zwrócił się do Williama. - Will, jeśli nie masz nic przeciwko, przez kilka tych dni te akta będą u mnie. Przejrzę je i dam ci znać.
- Dobrze.
Grell po raz ostatni skinąwszy im głową, ruszył w kierunku wyjścia z dachu. Po chwili ruszył w stronę gabinetu pielęgniarki, by zabrać Nicolette.
Nicolette:
Lawendo włosa jeszcze siedziała w gabinecie pielęgniarki, była bardzo smutna. Nagle podskoczyła, słysząc pukanie do drzwi, by po chwili odetchnąć, widząc czerwoną czuprynę.
- I co tam, mała?- zapytał Grell z uśmiechem.
- Po pierwsze, nie strasz mnie tak. Po drugie, nie jestem mała. - burknęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Oj, no już. Nie złość się, proszę. - uniósł dłonie w geście kapitulacji, aby ją udobruchać i dodał: - Mam cię odwieść do domu, Nicolette.
- Ale... ja nie chce ci robić kłopotu, Grell - powiedziała, spuszczając głowę.
- Nikki... - Czerwonowłosy podszedł do niej i kucnął. - To dla mnie żaden problem. Tym bardziej, że mam po drodze- odpowiedział z uśmiechem.
- No, skoro tak twierdzisz. W takim razie dobrze - odrzekła. Grell podał jej rękę, przyjęła ją więc i wstała, by po chwili ruszyć w stronę wyjścia. Gdy wyszli z budynku, Sutcliff zaprowadził Nicolette na parking, gdzie ku jej zdumieniu stało czerwone porsche Grella.
- Jak mniemam, masz jakąś słabość do koloru czerwonego. - stwierdziła niż zapytała.
- Być może - odpowiedział i otworzył jej drzwi od strony pasażera. - Zapraszam, milady - powiedział szarmancko.
- Oh, jaki dżentelmen. - zachichotała i wsiadła do wozu. Zapięła pasy, gdy w tym czasie Grell wsiadł od strony kierowcy i odpalił samochód. Wyjechawszy z parkingu na drogę, ruszył w kierunku domu Nicolette.
Ciąg dalszy nastąpi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro