Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16


Grell:

- No więc...? Mogę wiedzieć, dlaczego zataiłeś ten fakt przede mną? -zapytał Lucyfer. Czerwonowłosy tylko się odwrócił.

- Domyśl się - syknął. - Nie sądzisz, że lepiej, jeżeli niektóre rzeczy zachowa się dla siebie?

- Czyżby?

- A nie? - prychnął Grell. - Co z tego, że to zataiłem. To moja kara. Wystarczy, że o tym pamiętam.

Lucyfer tylko wywrócił oczami na jego odpowiedź.

- No co ty nie powiesz, Sutcliff.

- Zresztą... I tak na razie nie możesz mnie zabić, Lucyferze - powiedział cicho i zaczął odpinać górę koszuli, tym samym ukazując na prawej łopatce symbol pentagramu, który był połączony z cierniami róż rozchodzącymi się po klatce piersiowej oraz plecach. - To właśnie twój syn w ten sposób naznaczył mnie klątwą. Jeżeli zrobię to, o co mnie poprosił, to klątwa się cofnie. Mam także znaczną część mocy białej Róży.

- Sprytnie to wymyślił - mruknął Lucyfer. - W każdym bądź razie, Grell. Przed zabiciem tego skurwiela masz sprawić, żeby cierpiał. By wręcz kwiczał i błagał o litość, zanim z nim skończysz. Rozumiemy się?

- Tak. Czyli jak zrozumiałem... Dajesz mi wolną rękę, Lucyferze. Mam rację?

- To chyba oczywiste, prawda - odpowiedział Lucyfer. Grell znienacka zaczął się po prostu śmiać.

- Och, nawet nie wiesz, mój drogi, jak niezmiernie mnie to cieszy. - Sutcliff wskoczył sobie na gmach dachu i odwrócił się do nich z uśmieszkiem. - Otóż ja nie zamierzam jej tak szybko odsyłać do Edenu - śmiał się, rozprostowując ramiona i patrząc w niebo. - Mam w planach coś o wiele ciekawszego. - Lucyfer jak i dwójka shinigamich popatrzyli na niego zdumieni. - Mój plan jest taki, aby wskrzesić, a może raczej wybudzić najwspanialszego anioła śmierci. To jest nie tylko mój pomysł, ale także słowa Sebastiana. O tak, Lucyferze, to są jego słowa, abym to zrobił.


- No proszę, czyli jednak taki był jego plan. Interesująco się zaczyna.


William przerwał im ten wywód na chwilę.

- Wybaczcie, że się wtrącę. Zdajecie sobie sprawę, iż jeśli nam się uda z duszą profesorki, to Grell może być jego następnym celem? - zapytał czarnowłosy, poprawiając okulary.

- No właśnie, szefie. Też tak sądzę - dodał Ronald.

- Co dokładnie sugerujecie? - zapytał Lucyfer. Po chwili trójka mężczyzn spojrzała na czerwonowłosego. Grell domyślając się o co chodzi, tylko prychnął. Nie był tym zachwycony.

- Ja ochrony nie potrzebuje - burknął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Nawet o tym nie myślcie.

- A to dlaczego? - zapytal Will.

- Ponieważ jedyna osoba, która tak naprawdę potrzebuje ochrony, to Nicolette. Zresztą.. I tak już idę, ponieważ obiecałem Nikki, że po nią przyjdę - dodał po chwili Sutcliff.

- Grell.. Przez jakiś czas macie się nie pojawiać w collegu. Uznaj to za kilka dni wolnego - powiedział Lucyfer.
- Załatwiłeś to z dyrektorem collegu?
- Tak. I przekaż tej dziewczynie, że także ma odpocząć. A także, żeby najlepiej to zgłosiła.
- Nie musisz mi o tym mówić. Sam wiem, co mam jej przekazać, myślałem o tym - mruknął Grell, zeskakując z gzymsu z powrotem na dach i zwrócił się do Williama. - Will, jeśli nie masz nic przeciwko, przez kilka tych dni te akta będą u mnie. Przejrzę je i dam ci znać.
- Dobrze.
Grell po raz ostatni skinąwszy im głową, ruszył w kierunku wyjścia z dachu. Po chwili ruszył w stronę gabinetu pielęgniarki, by zabrać Nicolette.  

Nicolette:

 Lawendo włosa jeszcze siedziała w gabinecie pielęgniarki, była bardzo smutna. Nagle podskoczyła, słysząc pukanie do drzwi, by po chwili odetchnąć, widząc czerwoną czuprynę.

- I co tam, mała?- zapytał Grell z uśmiechem.

- Po pierwsze, nie strasz mnie tak. Po drugie, nie jestem mała. - burknęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- Oj, no już. Nie złość się, proszę. - uniósł dłonie w geście kapitulacji, aby ją udobruchać i dodał: - Mam cię odwieść do domu, Nicolette.

- Ale... ja nie chce ci robić kłopotu, Grell - powiedziała, spuszczając głowę.

- Nikki... - Czerwonowłosy podszedł do niej i kucnął. - To dla mnie żaden problem. Tym bardziej, że mam po drodze- odpowiedział z uśmiechem.

- No, skoro tak twierdzisz. W takim razie dobrze - odrzekła. Grell podał jej rękę, przyjęła ją więc i wstała, by po chwili ruszyć w stronę wyjścia. Gdy wyszli z budynku, Sutcliff zaprowadził Nicolette na parking, gdzie ku jej zdumieniu stało czerwone porsche Grella.

- Jak mniemam, masz jakąś słabość do koloru czerwonego. - stwierdziła niż zapytała.

- Być może - odpowiedział i otworzył jej drzwi od strony pasażera. - Zapraszam, milady - powiedział szarmancko.

- Oh, jaki dżentelmen. - zachichotała i wsiadła do wozu. Zapięła pasy, gdy w tym czasie Grell wsiadł od strony kierowcy i odpalił samochód. Wyjechawszy z parkingu na drogę, ruszył w kierunku domu Nicolette.

Ciąg dalszy nastąpi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro