Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XYZ

ehh nie anime ale n mam gdzie tego wstawić
ocki tej całej buki żal buczqqa
X to Uke (nie, ale to jego imię)
Y to ten debil którego jest dziecko
A to dziecko
a Z to głupia była Igreka
***

– Tylko że... Jest mała, maleńka sprawa, o której ci nie powiedziałem...

– Jak bardzo mała?

– Nawet pół metra nie ma, więc bardzo.

– Dobra, chwila, Y. O czym mówisz?

– Raczej: o kim.

*^*

Nadal byłem zły. Nic dziwnego, chyba miałem do tego prawo, co? Wiedziałem, że miał dziewczynę. Wiedziałem, że był z nią dość długo i mogło dojść do pewnych... wydarzeń między nimi. I w porządku. Ale dziecko?

– No już, X. Nie rób takich min, co? Lepiej mi pomóż.

– Cicho bądź. Sam się z nim męcz.

– To dziewczynka, z tego, co mi wiadomo.

– Nieważne. Pasożyt.

Y zaśmiał się i wsadził mi dziewczynkę w ramiona. Och. Była cięższa, niż się spodziewałem. Malutkimi rączkami złapała materiał mojej koszuli.

– Oszalałeś? Wypadnie mi. Albo ją zrzucę – dodałem już ciszej.

– Przesadzasz. Nie sądzisz, że jest słodka?

– Chciałeś się pozbyć tego czegoś, dlatego mi ją dałeś – stwierdziłem. To na pewno to. – Zaraz mnie oślini! Weź to!

– No tak... Dzieci bywają okropne. Pewnie tego obawiała się Z i mi ją zostawiła... Ale poczekaj tylko, aż podrośnie! – Y zamilkł na chwilę. – Dobra, sam nie wierzę, że uda nam się wychować cudowną córkę. Ale będzie dobrze.

Więc czekałem, ile tylko było trzeba. Ja i Y prawie się rozeszliśmy już z dwadzieścia razy, ale zawsze jakoś udawało się nam godzić. To pewnie nie było zbyt dobre dla dziecka. Ani w ogóle to, że Y był ojcem pasożyta. Ja raczej też się za nic nie nadawałem do tej roli.

Dziewczynka skończyła pięć lat. Dostała najpiękniejsze zabawki, jakie mogła sobie wymarzyć, mimo że raczej u nas w domu się nie przelewało. Próbowaliśmy zrekompensować jej słabą, nieudolną opiekę podarunkami. Świetnie, X. Wcale nie robiłem źle, a już na pewno nie uczyłem dziecka materializmu.

A ta mała niewdzięcznica co? Chciała jeszcze. Nawet tort dostała!

– Tato, mam pytanie.

Zabawna gra: o którego tatę chodziło?

Zwykle o Y. Jakby mała wiedziała, geny którego z nas w sobie nosiła i to jego postanowiła obdarzyć większą sympatią. Chociaż może to, że ja utrzymywałem większy dystans, też miało na to jakiś wpływ.

– Obydwaj – dodała ze śmiechem.

Ukucnąłem przed dziewczynką, a Y usiadł na podłodze obok mnie. Na tym wielkim krześle mała A ze skrzywioną miną wyglądała jak rozkapryszona księżniczka.

– No? – ponagliłem. – Muszę zaraz iść zarobić na twoje jedzenie, mały pasożycie.

– Aha. Czy ja... miałam kiedyś mamę?

Zapadła cisza. Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Mieliśmy świadomość, że kiedyś będzie trzeba poruszyć ten temat, ale to stanowczo za szybko. Czy ona w ogóle zrozumie? Z drugiej strony, całe życie musiała jakoś rozumieć, że wychowywało ją dwóch facetów.

Y nie wyglądał, jakby coś wymyślił. Więc znowu wszystko na mnie?

– Słuchaj, A – zacząłem. Zastanowiłem się przez chwilę, a mała zaczęła się niecierpliwić. – Nie jesteśmy prawdziwą rodziną. – Nie, chwila. Źle. Namieszam jej tylko... Szturchnąłem łokciem w żebra Y, ale ten nadal nie zamierzał mi pomóc. Ja już się z nim rozprawię. – Znaczy, jesteśmy, ale nie związani krwią. Rozumiesz?

– Czemu miałabym nie rozumieć? – A westchnęła z dziecięcym zirytowaniem. – Chcę tylko wiedzieć, kto mnie urodził! Bo internet powiedział mi, że chłopak—

– Dobra, starczy! – Nie chciałem wiedzieć, jak bardzo głęboko w nasz komputer zajrzała A. Skąd ona w ogóle umiała czytać? Chyba że, oby nie, znalazła jakieś filmiki... Czas założyć hasło. – Chodzi o to, że twój głupi tatuś...

– Ej! Sam jesteś.

– Teraz się odzywasz? – syknąłem. – Twój głupi tatuś, A, trafił na złą kobietę i nie umiał ogarnąć, że ta nawet go nie kocha, tylko poleciała na jego ładną buźkę. Tak się zdarzyło, że urodziło im się dziecko. Twoja mama cię nie chcia— Znaczy, wiedziała, że sobie nie poradzi, ale twój tata już niby tak. No to cię zostawiła w pokoju, poszła sobie i nie wróciła.

Zrobiło się cicho i niezręcznie.

– Ale ja tylko pytałam, czy miałam mamę, a nie, co się z nią stało.

– Widzisz, zepsułeś.

– Zamknij się, Y.

A zaczęła płakać. Chyba właśnie załatwiłem jej traumę, informując, że matka ma ją w głębokim poważaniu. Ups.

Mała zeskoczyła z krzesła i poszła w ramiona ojca. Y od razu ją złapał i przytulił, ale jego mina prosiła o pomoc.

– T-tato... A z-znajdziesz mi kiedyś nową mamę...? Chcę mieć normalną rodzinę, jak dzieci z przedszkola...

To złamało mi serduszko. A ja to co?

– Masz rację. Y, lepiej znajdź sobie dziewczynę. Albo najlepiej żonę – powiedziałem. Wcale nie smutno. Przecież to prawda, zawsze wiedziałem, że tak powinno być.

– Możesz przestać? – westchnął zirytowany Y. – Wiesz, że tego nie zrobię. Wybacz, A, ale jak na razie, nie chcę żony. My jesteśmy rodziną. Nie sądzisz, że X, który cię kocha jest lepszy niż Z, która jest ograniczona umysłowo i nie chce dzieci?

Chciałem zaprzeczyć. Nie mogłem kochać małego pasożyta, który zniszczył nam życie. Ja nawet nie lubiłem dzieci. A tym bardziej, jeśli nie były moje.

A jednak, nie umiałem tego jej powiedziec na głos.

– To chyba lepsze – zgodziła się A.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro