Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

tanzen

ja: nie wciągniesz mnie w kolejny fandom
just-mari: *wciaga mnie w kolejny fandom*
ZNOWU.

***

- Nezuko-chaaan…

Tanjirou poprawił uścisk na ramionach pudełka, w którym siedziała jego siostra. Nie spała. Przecież czuł. Cóż, nic dziwnego, on też teraz miał ochotę się schować.

- Nezukooo!

Nie lubił, kiedy Zenitsu tak się nią zachwycał. Oczywiście, była piękna, kochana i cudowna, ale ta obsesja była niezdrowa. Nezuko jej nie lubiła. Tanijrou nie lubił, kiedy Zenitsu tak się czepiał dziewczyn. Może to i było zabawne, ale też uciążliwe. Nie chciał pozwolić, żeby jakaś kobieta została skrzywdzona przez takiego nietaktownego…

Zenitsu się zatrzymał i przestał nawoływać.

- Tanjirou? Co jest?

- Hmm? Coś się stało?

- Bo-boisz się? - Zenitsu złapał się nerwowo za włosy, już prawie płacząc. - Jeśli- jeśli ty się boisz, to co ja mam…? Aaa! Nie wytrzymam! To za straszneee! Nezuko! Tanjirou…!

- O czym ty mówisz? Nie boję się, nie martw się. To zwykły demon, nic wielkiego. Przynajmniej w porównaniu do dwunastki.

Brawo, powiedział sobie Tanjirou. Bardzo pocieszające. Uśmiechnął się do Zenitsu, mając nadzieję, że nadrobi miną.

Po zapachu wyczuł, że to spowodowało tylko więcej nerwów.

- Przecież słyszę tak wyraźnie… - Zenitsu otarł łzy. - Serce ci tak mocno bije. Z czego innego miałoby, jeśli nie ze strachu? W końcu jest tak ciemno i cicho, jakby cały świat dostał zawału i umarł.

No właśnie. Co powodowało tak silne emocje?

Nieważne. Przede wszystkim, powinien zrobić coś, żeby Zenitsu się uspokoił i poczuł choć trochę pewniej, a przynajmniej bezpieczniej. Tanjirou pomyślał o rodzeństwie. Co by zrobił, gdyby był wtedy razem z nimi? Jak by pocieszył?

No tak, przecież czasem łapał ich za rękę, żeby dodać otuchy i samemu sobie. Im też to pomagało. To wydawało mu się naturalną reakcją.

- Spokojnie. - Odnalazł dłoń Zenitsu. - Jestem tu-

- AAAAAGH?! A, to ty. TY?! NIE STRASZ MNIE!

- Ja. - Tanjirou zaśmiał się nerwowo. - Chciałem… Bo jesteśmy razem, nie? Nie masz się czego bać. Na pewno damy radę, jak zwykle.

Szedł dalej, zadowolony z siebie, bo Zenitsu umilkł. Woń przerażenia została w większosci zastąpiona jakąś inną, nienazwaną, tak często wyczuwalną od blondyna, do której zaczął się przyzwyczajać, więc wyglądało na to, że już mu lepiej. Czekały ich jeszcze jakieś dwie godziny drogi, więc nie powinni się więcej zatrzymywać.

Żaden nic nie mówił, więc zaczynało być trochę niezręcznie. Szkoda, że Inosuke z nimi nie poszedł, ten to zawsze by znalazł powód chociażby do kłótni. Tym razem jednak przydzielono go gdzie indziej.

Tanjirou odwrócił głowę, żeby coś powiedzieć, ale zaraz zapomniał, co to miało być. Nie spodziewał się zobaczyć tego, co zobaczył.

Zenitsu wpół szedł, wpół się wlókł jak ciągnięta lalka, cały czerwony na twarzy i z dziwną miną.

- Co ci? - zmartwił się Tanjirou. - Wiedziałem, że jest ciepło jak na noc, ale aż tak? Potrzebujesz przerwy?

Nie odpowiedział.

- Heeej? Zenitsu? Dobra, usiądźmy.

- N-nie, w porządku. Ale nie wiem… Nie wiem, co myśleć! - Blondyn coraz ciężej oddychał, a jego panika znowu narastała. Spuścił wzrok. - Powiedziałeś. Powiedziałeś, że jesteśmy razem, więc nie mam czego się bać.

- Faktycznie, tak powiedziałem. Bo to prawda.

- Masz to na myśli? Ta-takie… Razem-razem?

Tanjirou patrzył bezradnie, nic nie rozumiejąc.

I nagle coś zaskoczyło.

- NIENIENIE. U-UH, JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI, A NIE PARĄ, A-A… NIE CZUJĘ TAK! NIE MARTW SIĘ!

- To czemu jesteś zły, jak wołam Nezuko?!

- Bo to moja siostra! A ty ją nękasz!

- To czemu mnie złapałeś za rękę?!

- Żebyś się tak nie bał!

- To czemu zawsze jak na ciebie spojrzę albo podejdę bliżej to od jakiegoś czasu podwyższa ci się ciśnienie i zachowujesz się trochę inaczej?!

"Bo mnie irytujesz". "Bo próbuję dać ci znak, żebyś mnie zostawił w spokoju". "Bo nie mogę znieść twojego zachowania". Zenitsu słyszał to tyle razy, że podświadomie oczekiwał tego typu słów. Wcale nie myślał, że Tanjirou go bardziej niż lubił, chociaż chciał tak myśleć i tylko się zawstydził tak pewnym, ale i delikatnym dotykiem spracowanej dłoni, a jednak tak przyjemnej do trzymania.

- Bo się o ciebie martwię i nie chcę żebyś już nigdy nie musiał się obawiać! Bo poradziłbyś sobie, ale nawet jeśli opanuje cię strach, to zawsze jestem i ci pomogę! I chcę, żebyś mógł się cieszyć życiem, jak ja się cieszę, kiedy cię widzę! Kiedy wiem, że przynajmniej ciebie jeszcze nie straciłem!

Dopiero po dłuższej chwili dotarło do Tanjirou, co powiedział. Trochę za dużo. Trochę? Wyrzucił z siebie na raz myśli, którym nie pozwalał nawet zaistnieć w głowie. Tak bardzo martwił się Nezuko, treningiem i innymi, że nie miał kiedy zastanowić się nad własnymi uczuciami, nie zgłębiał tego tematu.

Zenitsu znowu płakał.

- Co? Przepraszam! Nie chciałem! Zapomnij. Możemy iść dalej.

Tyle że on nie chciał zapomnieć. Zenitsu tak długo i desperacko pragnął się z kimś związać. Chciał być pokochany. Szukał tego na siłę, wiedział, jak niebezpieczna była jego praca, więc czuł przymus na znalezienie kogoś od zaraz. Problem w tym, że choć tyle dziewczyn było pięknych, nigdy tak naprawdę żadnej nie pokochał. Poza tym, nie mógł dać żadnej domu ani stabilizacji.

I pojawił się Tanjirou. Taki dobry, miły, podzielił się swoim jedynym jedzeniem, ufał mu, mimo że Zenitsu był tak płaczliwy i ciągle przerażony, powierzył mu dziecko pod opiekę, zawsze, zawsze w niego wierzył. I go bronił, a nie krzyczał, że nic nie umie i jest bezużyteczny. Był obok.

Zenitsu w końcu nie musiał się martwić, że zostanie odrzucony, samotny.

I tak nie było nikogo, kogo by obchodziło, że tak polubił chłopca. Że jego pierwszą miłością był zabójca demonów.

Teraz już kompletnie się rozkleił i rzucił się na Tanjirou, przytulił go z taką siłą, że zwaliło to go z nóg.

- Tanjirooou~ dzi-dziękuję ciii…

- Za co? Czekaj. - Chłopiec zdjął pudełko z ramion i położył na ziemi. Teraz mógł bez obaw leżeć i przytulić Zenitsu. Zaskakująco przyjemne uczucie. Jakby po tylu latach wrócił do domu. - Lepiej. No już, już.

- Zostaniesz ze mną na zawsze, prawdaaa?

- No tak.

- KOCHAM CIĘ! WYJDŹ ZA MNIE!

- CO?!

- No dobrze, może tym razem nie będę się tak spieszyć. - Zenitsu podniósł twarz, całą brudną od ziemi i łez, ale za to szeroko uśmiechniętą. - Możemy na razie jeszcze, no… potrzymać… się za ręce…?

- W porządku. - Do czego to doszło? Czym teraz byli? - Żaden problem.

To chyba żadna różnica, dopóki są razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro