Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SwissAus

Za cholerę nie potrafię w charaktery.

I pewnie wyszło jak połowa ff na wattpadzie.
Trudno.

Cieszcie się że w ogóle ruszyłam dupe i coś zrobilam

---

Roderich był dumną personifikacją. To nie on powinien się starać, a inni o niego. Tak. Tak powinno być.
Powinno.

Jednak w sprawie pewnego państwa... Było inaczej.

To nie było tak skomplikowane, jak mu się wydawało. Zakochał się. Nie mógł wytrzymać ignorancji z jego strony. Tyle. Ale, cóż, nie umiał tego zrozumieć.

- Szwajcario.

- ...?

- Słyszałeś? W tym roku dołączam do Unii Europejskiej.

- Tylko po to do mnie dzwoniłeś?... To żegnam.

- Czekaj. Myślałem, czy nie chciałbyś ze mną.

- Czemu bym miał? - Austria usłyszał w słuchawce głośne, zdenerwowane prychnięcie byłego przyjaciela. Właśnie. Byłego. Dlaczego? Przecież ostatnio cały czas próbował to zmienić, ale wszystkie jego próby szły na marne, tak samo i teraz.

A przynajmniej on tak uważał.

- Szwajcario. Proszę cię.

- Pewnie tego nie pamiętasz, bo nie obchodzą cię sprawy tak niewielkiego państwa jak ja, ale jestem neutralny. Nie powinienem być w takiego rodzaju organizacjach. I tylko by mi pieniądze kradli, znowu. A może to tego chciałeś?

Rozmowa została gwałtownie urwana przez Vasha.

- Obchodzą mnie... - westchnął tylko Austria i znów usiadł do fortepianu.

*^*^*

- Durny. Idiota. - Tuż po rozłączeniu się Szwajcaria zaczął rzucać przezwiskami. Na kogo? Na Austrię? Na siebie?

Z pokoju obok przyszła zaniepokojona Liechtenstein. Nieśmiało spojrzała na Vasha. Natychmiast złagodniał, widząc jej przestraszoną minę.

- Wszystko w porządku, braciszku? Znowu krzyczałeś...

- Tak, tak. Nie martw się, Lili.

Nienawidzę go, pomyślał Szwajcaria. Złapał za materiał bluzki przy klatce piersiowej, myśląc, że to pomoże mu się uspokoić. Niestety, to nie było takie łatwe. Jego głupie serce od jakiegoś czasu pędziło jak szalone, nie chcąc zwolnić tępa.

To niemożliwe, by Roderich wpędził go w taki stan. Nigdy. Ale... czy jeśli będzie jeszcze bardziej go unikać, to to uczucie ustanie? Warto spróbować.

Podjął decyzję. Żadnego więcej odzywania się do Austrii. Lepiej omijać go szerokim łukiem.

Vash nie zauważył, kiedy po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

*^*^*

Minęło kilka lat.

Vash pozostał przy swoim postanowieniu.

Żadne słowa Rodericha do niego nie docierały.

Po jakimś czasie oboje mieli dość. Zamknęli się w sobie.

Dwa tysiące dwudziesty pierwszy.
Świat był ogarnięty przez dziwną, technologiczną wojnę. Kto wymyśli coś nowego? Lepszego? Szybszego?
Przez to w pewnym momencie Japonia i Ameryka byli w tak dużym konflikcie, że w UE postanowili coś zrobić. Zwołali posiedzenie, aby ustalić, co zrobić, żeby zapobiec kolejnej wojnie. Bowiem im nie chodziło już tylko o telefony. Był wyścig także, na przykład, o coraz to nowsze samochody. I, co gorsza, także bronie. Znowu.

- Idioci - burknął Austria. - Znów to samo. Nigdy się nie nauczą?

- Oj, oj, a nie pamiętasz, kto ostatnio brał w tym udział~? - spytała widocznie rozbawiona jego dawna znajoma, Węgry.

- Cicho bądź, dawno i nieprawda. Skoro przyszłaś tu mi wypominać pewne... błędy, to lepiej wyjdź.

- Dobra już. Więc, nie masz zamiaru tam iść, co?

- Dokładnie.

- Ale... tam będzie Szwajcaria! - powiedziała błagalnym tonem Elżbieta. Jak trzeba być upośledzonym, aby się cieszyć, że facet się zakochał w innym facecie?

- No właśnie dlatego nie chcę iść. Co on w ogóle robi na spotkaniu Unii? Przecież nie chciał tam dołączyć. Nie rozumiem.

Węgry zmarszczyła brwi. Co zrobić? Nagle wpadła na jakże genialny pomysł.

Korzystając z tego, że Austria siedział tyłem do niej i w zamyśleniu stukał w losowe klawisze fortepianu, wstała i z nieodłącznej torebki wyjęła swą nieodłączną patelnię. W piękny, nowoczesny, na miarę XXI wieku sposób zaatakowała go owym narzędziem zbrodni. Czasem to bardziej skuteczne niż pistolet, serio. Ciemnowłosa głowa upadła na ukochany instrument, który w tym momencie wydał nieprzyjemny dźwięk.

Zadowolona Elżbieta złapała austriacką personifikację za kołnierz i zaciągnęła do swojego samochodu.

*^*^*

- Eeeee, Austrio...? Wszystko okej? Poza tym, tak jakby to spóźniłeś się!

Dzięki temu, że przewodniczącym UE pozostawał Donald Tusk, zebranie odbywało się w Warszawie. Łukasiewicz był z tego faktu niesamowicie dumny. Pytanie tylko, czy nadawał się do prowadzenia takich posiedzeń.

- Spokojnie, Feliks. Źle się czuł, więc ja go przywiozłam. Zaraz powinno być lepiej - uśmiechnęła się do przyjaciela Węgry.

- A, to super. Usiądźcie gdzieś, tam. No. Gdziekolwiek.

Elżbieta poprowadziła półprzytomnego Rodericha (oczywiście) na miejsce tuż obok Vasha. Okularnik natychmiast się ocknął.

- Szwajcaria.

Cisza. W austriackim sercu na nowo zapłonął ból.

Gdzieś dalej rozgorzała dyskusja między Niemcami i Francją. Wszyscy byli skupieni na tych dwóch krajach, więc Austria mógł niezauważony prowadzić monolog do ukochanego blondyna.

- Słuchaj, ja wiem, że pewnie postąpiłem gdzieś źle i masz mi teraz to za złe... I się narzucałem... Ale ja żałuję. Naprawdę, bardzo żałuję. Chciałbym wrócić do czasów, kiedy... kiedy... - Roderich był bliski płaczu. Musiał się ogarnąć. Przeciez tam była prawie cała Europa, nie mógł się przed nimi tak poniżyć. Wbił wzrok w stół. - Kiedy byliśmy przyjaciółmi.

Kątem oka zauważył, że Szwajcaria z obojętną miną wstał od stołu. Kompletnie go zignorował i po prostu odszedł.

Austria zacisnąć pięści. Schrzanił. To koniec?

*^*^*

Po odejściu od stołu Vash szybkim krokiem skierował się do toalety.
Czemu? Dlaczego ten dureń wciąż próbował? Czemu tylko pogorszał to dziwne coś, co blondyn czuł w środku?

- Austrio, czemu ty wciąż tak się starasz? - wyszeptał przez zaciśnięte zęby.

Szwajcaria z całej siły kopnął drzwi do kabiny, w których zrobiła się dziura. Trudno. To teraz nieważne.
Dysząc ze wściekłości i bezradności, wyciągnął ukryty dotąd pistolet i powystrzelał cały magazynek w ścianę. I jeszcze jeden. I jeszcze.

- Austrio. - Naboje się skończyły. Rzucił bronią za siebie. - Austrio...

Nie miał pojęcia, co się z nim działo. Oszalał?

Nagle drzwi do łazienki zostały otwarte.

- Szwajcario? Dobrze się czujesz?

Przyszedł. Austria przyszedł. Przyszedł i patrzył się tym swoim dziwnym wzrokiem.

A szwajcarska personifikacja, jak zwykle, nie odpowiadała.

- Wszystko w porządku? To nie wygląda dobrze... - Prawda. Pomieszczenie było zniszczone jak po wojnie. - Nic ci nie jest?

Cisza.

- Szwajcar... Vash.

Szwajcaria drgnął. Mimowolnie podniósł wzrok na Rodericha. Jak dawno nie słyszał swojego imienia z jego ust. To było takie dziwne, a jednocześnie jakby kojące.
A to, że przez to jego serca biło jeszcze szybciej, tylko bardziej go irytowało.

- Naprawdę? - w końcu, po tylu latach odezwał się do Austrii. - Naprawdę?! Musisz to robić?

- Co?

- Ja nie wiem! Ale przestań! I czemu ciągle się o mnie martwisz?! Chcesz rozmawiać! Ciągle! Jakby cię to obchodziło!

- Chcesz? Chcesz wiedzieć, czemu? Naprawdę? - powiedział cicho brązowowłosy. Szwajcaria trochę się uspokoił.

- Chcę.

- No więc - westchnął Austria. - Sam do końca nie wiem, ale chyba się zakochałem.

- C-co? W kim? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że w Lili? Nigdy nie dam jej się do ciebie zbliżyć.

- W tobie.

Cisza. Znów ta uciążliwa, przytłaczająca cisza. Który to już raz?

- Aus- R-roderich... T-to znaczy...

Zawstydzony Szwajcaria to bardzo dziwne zjawisko.

- Wiem. Nienawidzisz mnie, prawda? - Austria zrezygnowany pokręcił głową. - Rozumiem.

Nieprawda. Nigdy by nie mógł znienawidzić kogoś, kto kiedyś był jego przyjacielem. Tym bardziej jego.

- Roderich. Skąd wiesz, że to, co czujesz, to miłość?
Skąd?

- Jezu, nie mam pojęcia. To takie uczucie, specyficzne. Nie chce się odczepić, choćby nie wiem co. Nie wiem, jak bym mógł to wytłumaczyć. To się po prostu wie.

Przestraszony blondyn cofnął się o krok i natknął się plecami na zniszczoną ścianę. Nie. Niemożliwe. Czy to uczucie, przez które postanowił ignorować Austrię, to była miłość?

- A w życiu! - wrzasnął zarumieniony Szwajcaria. - Nie!

- Co?

- Pogadamy później!

Vash prawie że wybiegł z toalety.
Wrócili na zebranie i siedzieli tam do końca.

*

Po tym spotkaniu niepewny Szwajcaria jechał samochodem tuż za tym austriackim. Dokładnie tak. Zdążył przemyśleć już wszystko i postanowił wprosić się Roderichowi do domu. Może jednak przyjaźń z nim nie byłaby takim złym pomysłem?

- Cześć, znowu. Jak dla mnie możemy znowu być przyjaciółmi, ale postaw mi dzisiaj kolację. - Tymi słowami ukazał swoją obecność w domu Austrii. - Te schabowe, które dostaliśmy na tym zebraniu były jakieś nie ten tego, więc lepiej się postaraj.

Ach, jak przyjemnie. Zupełnie jak za dawnych czasów. Przyjaciele? Lepsze to niż ignorancja. A portfel Rodericha da radę wytrzymać coś takiego raz na jakiś czas.

*^*^*

Minęły dwa krótkie miesiące, odkąd Szwajcaria łaskawie oświadczył, że mogą być przyjaciółmi. Teraz siedział u Austrii i słuchał jego pięknej gry na fortepianie.

Serce, jak zwykle w tym towarzystwie, waliło mu mocniej niż dzwony kościelne. On sam się czuł niczym naiwna nastolatka, mająca zaraz wyznać swe uczucia ukochanemu.
Właściwie to czemu wciąż się wstrzymywał?

Otóż dlatego, że cały czas targały nim wątpliwości. Dzień w dzień coś mu przypominało. Co, jeśli pójdzie coś nie tak? Co, jak Austria się nim znudzi? Co, jeśli kłamał?

Mimo to... sama obecność przyjaciela była taka przyjemna. Aby upewnić się, czy to działo się naprawdę, położył dłoń na miękkich, znajomych brązowych włosach. To nie sen. Ten dotyk, widok, zapach, były prawdziwe. Jakie to wspaniałe.

Przyjemne dla ucha dźwięki fortepianu powoli ucichły.

- Vash? Co się dzieje? - spytała zdziwiona personifikacja.

- Roderich - powiedział Zwingli z poważną miną. Przysiadł koło przyjaciela i przesunął dłoń na jego kark. - Roderich.

- Czemu powtarzasz moje imię?

- Roderich. To fajne, wiesz? I, cieszę się, że tu jestem.

Niezgrabnie przytulił go. Nie był przyzwyczajony do takich czułości. Chwilę później odsunął się.

Nigdy wcześniej też się z nikim nie całował, więc wyszło to dziwnie i trochę niezręcznie. Mimo wszystko, było cudownie. W końcu się odważył.

- Nie chcę tego mówić. To dziwnie brzmi - stwierdził blondyn. - Ale sytuacja będzie jeszcze dziwniejsza, jeśli nie powiem. Zakochałem się. Kocham cię. Przynajmniej tak myślę. To miłość, prawda?

- Tak myślę.

---
CZEMU Z WANISZA
znaczy
Vashaa
xD
Wyszło mi jakieś tsundere
co.
To nie było zamierzone.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro