SpaNyo!mano
ponad 1000 słów wow szaleje
***
Ze względu na swoją pracę, państwa Vargas często nie było w domu. Kiedy ich dzieci były małe, oczywiście nie mogły zostawać same. Na szczęście ich przyjaciele ze studiów pracowali w domu i zaoferowali opiekę nad bliźniętami, gdy ich rodziców nie będzie.
Tak więc prawie całe swoje dzieciństwo włoskie rodzeństwo spędziło u zaprzyjaźnionej hiszpańskiej rodziny. Nie nudziło im się tam, a wręcz przeciwnie; państwo Carriedo mieli o 4 lata starszego od bliźniaczek syna, który szybko przywykł do dziwactw Loviny i Feliciany. W zabawie z nimi nie przeszkadzała mu ich płeć ani wiek. Cała trójka bardzo lubiła swoje towarzystwo. Roma także, mimo że rzadko kiedy to okazywała.
Kiedy siostry skończyły 9 lat, ich rodzice stwierdzili, że są już wystarczająco duże, aby mogły zostawać same w domu. Spotkania z Antonio były coraz rzadsze i w końcu całkowicie ustały. Szczególnie Lovina to przeżyła, bo już wtedy była mocno zauroczona tym chłopakiem.
Potem jakoś tak się stało, że kolejne ponad 5 lat się nie widzieli.
*
Nadszedł siedemnasty marca. Urodziny bliźniaczek.
Lovina nie była z tego faktu zadowolona. Bowiem ich rodzice uznali, że to niesamowicie ważna rocznica, wyjątkowo wzięli dzień wolny od pracy i postanowili urządzić imprezę.
Feliciana zawsze była ta odrobinę ładniejsza, ta ważniejsza, ta z lepszym charakterem i stosunkiem do innych, ta mądrzejsza, ta ciekawsza. Jej imię dobrze ją opisywało - jej siostra i wszyscy inni mogli powiedzieć, że to uosobienie szczęścia.
A ona? Lovina? Jej nie kochała nawet rodzina. Nie miała przyjaciół, była brzydsza i gorsza. Nie potrafiła być miła dla innych dziewczyn, a chłopcy nie chcieli z nią rozmawiać. A przynajmniej ona tak to wszystko widziała i odczuwała. To dlatego nienawidziła wszelkiego rodzaju imprez rodzinnych i spotkań.
Spojrzała na swoją rozpromienioną siostrę. Nowa sukienka układała się na niej idealnie.
Lovina powoli wycofała się do pokoju, mając nadzieję, że nikt nie zauważy jej nieobecności.
- Lovi? - odezwała się Feliciana. - Gdzie idziesz? Zaraz będą goście!
Jak na zawołanie, w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć.
- Do siebie idę. Żaden z gości nie przyszedł do mnie, tylko do ciebie, głupku.
Feliciana natychmiast doskoczyła do swej bliźniaczki, chcąc zaprzeczyć. Już zaczęła gwałtownie machać rękami, gdy ktoś im przerwał poprzez swoje pojawienie się w salonie.
- Co ty mówisz, Roma? - odezwał się ów gość. - A ja to co?
Lovina wydała z siebie dziwny dźwięk. Pisk? Wrzask? Jęk? Trudno określić.
- A-a-a-antonio?! Co ty tu robisz, idioto?
- Tonio~! - Feliciana podbiegła do dawno niewidzianego przyjaciela i wtuliła się w niego. Jej zazdrosna siostra odwróciła głowę i przybrała zezłoszczony wyraz twarzy. Prawda była taka, że była zbyt nieśmiała na podobne gesty.
Hiszpan pogłaskał przytuloną do niego dziewczynę i delikatnie ją od siebie odczepił. Podszedł do drugiej i wziął ją w ramiona, myśląc, że to jakoś udobrucha obrażoną szatynkę.
- Jestem tu, bo wasza mama mnie zaprosiła - szepnął prosto do ucha Lovinie. - Ale to dla ciebie zgodziłem się tu przyjechać, Roma.
Antonio szybko wywinął się zarumienionej dziewczynie, która chciała go kopnąć i zwinnie uniknął ciosu. Używała tego samego, gdy była mała. Pamiętał. Pamiętał ją, jej ruchy i zachowania doskonale. A mimo to przyszedł. Dla niej.
Uśmiechnął się tak, że zatwardziałe serce Loviny zaczęło bić szybciej. Tylko on potrafił wprawić ją w podobny stan.
A potem, jak gdyby nigdy nic, wyszedł z pomieszczenia i zaczął wesoło rozmawiać z państwem Vargas.
Wściekły wyraz zniknął z twarzy szatynki. Przysiadła na kanapie i zaczęła myśleć. Mówił prawdę? Może chciał ją tylko pocieszyć? A co najważniejsze, czemu, do jasnej cholery, nazywał ją jej drugim imieniem?!
Jakiś czas później wszyscy już byli na miejscu. Przyszła trochę dalsza rodzina Vargasów i przyjaciele Feliciany. Jakby nie można było zrobić dwóch osobnych przyjęć.
Wkrótce solenizantki zostały zmuszone do przyjścia do stołu i zdmuchania szesnastu świeczek.
- Mamo... - burknęła niezadowolona Lovina. - Nie jesteśmy już na to za stare?...
- Cicho. Jak nie chcesz, to Feli może zdmuchnąć wszystkie.
Dziewczyna przewróciła oczami i pozwoliła siostrze wykonać honorowe zadanie.
Po zdmuchaniu świeczek zrobił się wielki chaos. Wszyscy wstali z miejsc i próbowali się dostać do bliźniaczek, by dać im prezenty. W większości były to słodycze i pieniądze.
Lovina zauważyła, że Antonio trzymał tylko jedną paczkę. I dał ją Felicianie. Zabolało.
Zaraz jednak podszedł i do niej.
- Ty dostaniesz później, dobrze?
I znowu gdzieś poszedł, zostawiając osłupiałą dziewczynę samą.
*^*^*^*
Nadszedł wieczór. Większość gości wyszła. Została tylko rodzina Carriedo, która jak już zaczęła rozmowę z Vargasami, to nie mogła skończyć. Rodzice pili kawę, a Feliciana siedziała na swoim łóżku i pisała z kimś na telefonie.
Antonio wszedł do kuchni, gdzie była Lovina jedząca czekoladki.
- Roma.
Szatynka zauważyła intruza i natychmiast odłożyła słodycze.
- Co, idioto? Na co się gapisz?
- Na ciebie. Wiesz... miło się spędzało z tobą czas, gdy byliśmy dziećmi. Teraz mam prawie dwadzieścia lat, a ty już szesnaście, i... Kiedy cię zobaczyłem po tylu latach, cóż. Początkowo miałem dać ci coś innego, ale zmieniłem zdanie.
- Co? Nic nie rozumiem. Mów zrozumialej, głupku!
Hiszpan westchnął. Podszedł bliżej i złapał dłoń Loviny.
- Roma, ja się zakochałem. W tobie.
Dziewczyna zamarła.
- Cze-czekaj, co?! Co? Chyba n-nie mówisz do mnie, moja bliźniaczka siedzi tam, w pokoju... Idiota!
- Nie, Roma. Mówię do ciebie. Nigdy bym was nie pomylił. To ciebie kocham.
Czerwona twarzyczka gwałtownie skierowała się w dół. Lovina cała się trzęsła. To przecież niemożliwe. Nikt nigdy by mnie nie pokochał, a tym bardziej nie taka wspaniała osoba jak Antonio. Nie kogoś takiego jak ja.
Chcąc zaprzeczyć negatywnym myślom Włoszki, chłopak delikatnie złapał ją za podbródek i spojrzał jej w oczy.
- Mówię prawdę. Podobasz mi się taka, jaka jesteś.
Lovina chciała zaprzeczyć. Nie wierzyła w jego słowa. Co za głupie żarty? Miała ochotę zwyzywać go od największych debili.
Ale zanim zdążyła zrobić cokolwiek, została pocałowana.
- An-antonio?!
- Proszę, uwierz mi...
- Cholera - mruknęła Lovina. Zaczęła cicho płakać. Z radości, ulgi, strachu. Wszystko naraz. - Ja... No...
- W porządku, nie musisz nic mówić. To dla ciebie trudne, co?
- Mhm.
Usiedli na blacie, wciąż trzymając się za ręce. Dziewczyna nieśmiało oparła głowę na ramieniu Hiszpana. Widząc, że to mu nie przeszkadzało, odprężyła się i przemknęła oczy.
- A-antonio...? - odezwała się po dłuższej ciszy.
- Hm?
- Czemu nazywasz mnie „Roma"? Znaczy... Kiedyś też tak robiłeś i nie wiem, czemu.
- Bo to twoje drugie imię. A nie?
- Oczywiście, że tak, idioto! Ale czemu nie pierwszym?!
- Bo tak mi się podoba - zaczął wyliczać. - Jest ładnie. I oryginalniej. I rumienisz się, gdy tak cię nazywam. I nikt inny tak cię nie nazywa, więc pomyślałem, że to będzie wyjątkowe. I ty jesteś wyjątkowa.
- Głupi...!
- Twój głupi chłopak, tak.
- Mój głupi chłopak! - zgodziła się Lovina. - Czekaj, co?!
Antonio zaśmiał się, na co serce Włoszki gwałtownie zareagowało. Poczuła dziwne ciepło i radość.
W końcu była szczęśliwa.
***
A ja nie jestem szczęśliwa żegnam pa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro