solangelo
ok nie anime ale kogo to obchodzi
wieec tak. co ja bralam? no Faon1450. za duzo. nie ze mi z tym zle
kto jest otp tej cudnej serii? co robi nico w nocy, skoro zlo nigdy nie spi? jak się robi dzieci i czy herosiątka mają moce dziadków, czy o co w ogole chodzi?
wszystkiego najlepszego kochanie~ uznaj to za bajke na dobranoc moze zadziala
***
Od Willa zwykle emanowało ciepło, mnóstwo ciepła, którego Nicowi strasznie brakowało, więc potajemnie uwielbiał się do niego przytulać. I spać razem. Jak każdemu herosowi, często śniły mu się koszmary. O ile w ogóle zasnął. Dlatego też tak uwielbiał z nim spać, podkradać się do domku Apolla jako cień i wpełzać pod kołdrę chłopca słońca.
Ale teraz, wcześnie rano, kiedy dopiero zaczynało robić się jasno, ciepło znikło. Nico potarł oczy i nieprzytomnie rozejrzał się dookoła. No co jest?
Kołdry nie było, a Will leżał na drugiej krawędzi łóżka, zwisając jedną nogą nad podłogą. To się jeszcze nie zdarzyło.
Dziecko.
Pomiędzy nimi siedziało dwu-, może trzyletnie dziecko. Jego szeroko otwarte oczy błyszczały w ciemności, wbijając wzrok z uśmiechem w Nica.
Syn Hadesa wydobył z siebie dziwny dźwięk. Coś pomiędzy piskiem przerażenia a obrzydzenia. Dziecko zaczęło płakać, a Will z hukiem spadł na ziemię.
- Co jest? Nico, gdzie…?
Nico powoli zsunął się z posłania, wpełznął pod łóżko i złapał zdezorientowanego Willa za ręce.
- Potwór… w obozie jest potwór. Patrz. Tam, na górze.
- Od kiedy to ty się boisz potworów?
- No zobacz.
Will oparł się na rękach, co nie było łatwe, kiedy pewna przylepa nie chciała ich puścić. Ostrożnie spojrzał na łóżko.
- Nico, to dziewczynka.
- Co? Na pewno?
- Wiesz. - Will usiadł na podłodze i zmusił chłopaka do tego samego. - Taka jest moja diagnoza. Wygląda zupełnie ludzko i uroczo. I… trochę jak ty.
Dziecko, teraz już ciche, spojrzało na nich.
- Tata - stwierdziło radośnie, wskazując rączkami na Nica.
- Że co?
Dziewczynka zaśmiała się i sturlała z łóżka prosto w ręce Willa. Wtuliła się w jego ramię.
- Też tata!
- Sprawa wyjaśniona. Nico, mamy dziecko - oznajmił syn Apolla, wykwalifikowany doktor, znawca biologii i jedna z mądrzejszych osób w obozie. - Fajnie.
Zaczął bawić się z dzieckiem, pozwalał jej ciągnąć się za włosy i łaskotał w zamian. Normalnie cud, a nie rodzic. Dość rozczulający widok… Nie, nieważne. Nico odrzucił naprzykrzające się myśli i wziął głęboki oddech.
- Dobra, ujmę to inaczej. Ekhm. Jak to jest, do jasnej cholery, możliwe?
Will odłożył dziewczynkę na bok i przeniósł wzrok na ukochanego.
- Z medycznego punktu widzenia, nie jest. Ale na ogół jest.
- Aha.
- Chyba. Bo patrz. Kojarzysz historię z narodzinami Ateny, nie? A ostatnio bolał cię brzuch, a moje herbatki nie do końca działały…
- Co. - Nico miał ochotę się roześmiać, ale czuł się zbyt przygnębiony, a sytuacja była czysto absurdalna. - No chyba nie. Faktycznie, już mnie nie boli… Ale nie. Nie wierzę w to.
Will wzruszył ramionami.
- W bogów też mało kto wierzy, a jednak. Lepiej powiedz, jak ją nazwiemy?
- Przestań. To pewnie jakiś żart. Może się zgubiła? Hej, mała, jak masz na imię?
Dziewczynka spojrzała na Nica bez zrozumienia.
- Nico - stwierdziła.
- Nie. Nico to moje imię. A twoje?
- Hm… Nie wiem. Jakie?
Nico się poddał.
- Ja wiem! - Will wyszczerzył zęby, a w pomieszczeniu zrobiło się jakby jaśniej. Albo tak tylko się wydawało jego chłopakowi. - Bianca. Co ty na to?
- Bianca! Bianca! - Dziewczynka wzniosła rączki do góry.
Jakby wygłaszała jakąś ważną, ekspresyjną mowę. Albo wypowiadała zaklęcie. Albo wzywała duchy. Duch Bianci…
Nico pokręcił głową.
- Dzięki, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Bianca idzie - stwierdziło dziecko, wstało i niezdarnie skierowało się do drzwi. - Pa pa!
- Czekaj. Czekaj, co? - Will spojrzał na nie bezradnie.
Nico poderwał się z miejsca i pobiegł za Biancą, która postanowiła sama sie ochrzcić. Nie zależało mu na czyimś bachorze. Bo na pewno nie mógł być jego. To tak nie działa. Nieważne, jak bardzo kochał Willa, to nie mogło się zdarzyć.
Ale przecież to nadal malutkie dziecko, a obóz był pełen niebezpiecznych miejsc. Jezioro. Zbrojownia. Pola do ćwiczeń. Sypialnia pana D.
Nawet Chejron mógłby jej nie zauważyć i przypadkiem zadeptać kopytami.
Otworzył drzwi wejściowe na szeroko. Nie zauważył nikogo, żadnej żywej czy martwej duszy. Nie wyczuwał niczyjej obecności w okolicy, nie licząc nadal śpiących w domkach herosów.
- I co?
Nico odwrócił się w stronę Willa, który zdążył się już rozbudzić, ubrać bluzę i podejść do drzwi.
- Co? Jak to: co? - Dźgnął go palcem w pierś. - Zniknęła! To twoja wina!
- Jak to… moja? Przepraszam?
- Tak! Nienawidzę cię.
- Serio? - Will nawet się nie poruszył. Zabolało, ale Nico to Nico i zaraz mu minie. Albo później. - Och.
- Nie. Ale powinieneś jej szukać, bo…
- Bianca! - Dziewczynka wydarła się na całe gardło. Chwila. Skąd ona tu…? - Wygrałam!
Will odruchowo wskoczył w ramiona swojego chłopaka, jako ten odważniejszy, który poprzysiągł zawsze go bronić. Nie jego wina, że był w stanie spanka, a nie gotowości na atak z zaskoczenia.
- A. - Zreflektował się, chociaż nadal przytulał Nica, tak na wszelki wypadek. - To ty. Skąd się tu wzięłaś?
- No, byłam takie wziumm i ciemno ale miło i tak.
- Co?
- Ma na myśli podróżowanie cieniem - stwierdził Nico. - Ale jak?
- Bo był wyścig. - Dziewczynka usiadła na ziemi i jak gdyby nigdy nic zaczęła rysować w piasku. - Wygrałam. Mówiłam.
- Aha. Tak. Wszystko jasne. Wracam do spania. Może to tylko kolejny chory sen.
- Chora? Nie... Tato? Czy Bianca chora?
- Idź, kochanie - zachęcił Will. - Ja ją przebadam, na wszelki wypadek. A potem pójdziemy się pochwalić.
- Aha…
Nawet jeśli to tylko sen, to przyjemny. Taki sielankowy, dobry. Aż szkoda się budzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro