Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROMANO KRADNIE POMIDORY.

nudzi mi się.
dla Hetalianka za czekoladę XD
***

Hiszpan nerwowo grzebał w portfelu. Jak to się stało...?

Wściekły, siedemnastoletni chłopak właśnie używał całej mocy swojego gardła, żeby wyrzucić złość. Do tego uniósł krzesło i rzucił nim o ścianę. Odpadła drewniana noga.

  - Lovi, spokojnie, będzie dobrze...

  - Nie będzie! To twoja wina! Nienawidzę cię! A co gorsza, jestem głodny!

Antonio odetchnął głęboko. Do Lovino trzeba było cierpliwości, co nawet dla Hiszpana nie było łatwe, kiedy chłopiec wpadał w szał. Jego wściekłość i napady agresji wcale nie były urocze. Niestety.

Kolejne krzesło ucierpiało, a na ścianie pojawiła się paskudna wielka rysa. To się źle skończy.

  - Lovino. - Antonio zaryzykował i złapał Włocha za ramiona. Może tym razem nie wyląduje w szpitalu. - Kochanie, uspokój się. Damy radę, jasne?

  - Nie! Spieprzaj, stary pedale, wszystko zepsułeś!

  - Słońce, ty wiesz, że moja wypłata nie jest za wysoka i starcza tylko na mnie. To było jasne, że skoro tyle czasu spędzasz u mnie i wyciągasz ze mnie tyle jedzenia, to skończą nam się pieniądze, prawda? To tylko kilka dni, ja jakoś dam radę, a ty wracaj lepiej do swojego domu. Jeszcze tu nie mieszkasz. Nie, do czasu, aż będziesz sam zarabiał.

  - Ale...

  - Oddychaj, Lovi. Wdech i wydech. Będzie dobrze.

  - Nie jestem w ciąży, będę oddychać, jak tylko mi się chce, cholerny idioto!

  - Okej, okej. Tylko się uspokój i nie niszcz mi domu.

  - Dobra. Ale jedzenie masz mi załatwić, nigdzie nie wracam. Wolę siedzieć u ciebie, niż z głupim rodzeństwem i głupi rodzicami.

  - O, to ja już nie jestem głupi? - Ucieszył się Antonio. To już komplement ze strony Lovino.

  - Jesteś. Ale mniej od nich. Chcę pizzę!

  - Mam pomysł.

*^*

  - A-antonio? - zapytał niepewnie Lovino. - Co ty robisz? Przecież podobno nie masz...

  - Cii. Wybieraj, co tylko chcesz.

Siedzieli w pizzerii. Antonio specjalnie ją wybrał, bo pamiętał, że nie zarabiała za dużo, więc musiała być tania, a do tego nie miała kamer.

  - Dobra. Chcę tę.

Antonio złożył zamówienie, po czym usiadł bliżej Lovino i spojrzał na niego z uśmiechem z niewielkiej odległości. Włoch skrzywił się. Nie lubił tego uśmiechu. Był za ładny, za uroczy i za bardzo sprawiał, że Lovino czuł, że mu się ściska żołądek. W ogóle nie podobało mu się też to, jak bardzo kochał tego głupka. Ani to, że przyzwyczaił się do jego chęci do czułości, nawet w miejscach publicznych.

Włoch westchnął i oparł głowę o ramię Antonio. Głupek, pomyślał.

W końcu dostali pizzę. Lovino wyciągnął po nią ręce.

  - Czekaj. - Antonio go zatrzymał. - Bo jak zjesz, to się rozleniwisz i nie wyjdzie.

  - Co?

  - Po prostu rób to, co ja - poprosił starszy chłopak, wyciągając pudełko z torby. Jego słodki uśmiech wydał się Lovino niepokojący.

*^*

  - Kurna, idioto, coś ty wymyślił?!

Obaj stali pod jakąś ścianą w cieniu, ciężko dysząc. Antonio przyciskał do piersi kartonowe pudełko.

  - Ciebie popieprzyło! Naprawdę kradniesz, tylko po to, żeby spełnić moje głupie zachcianki?!

  - No... W sumie, jakby pomyśleć, to to było głupie - przyznał Antonio. - Ale to dlatego, że nie chcę, żeby moje kochanie było głodne. Musiałem coś zrobić...

  - Nie znoszę cię... Jesteś taki głupi. - Lovino pociągnął nosem. - Mogło ci się coś stać. Nie chcę, żeby mi cię zabrali...

  - Naprawdę, martwisz się?

  - Uch, niech ci będzie. A teraz daj mi to.

Włoch zabrał się za jedzenie ukradzionej pizzy. Nawet dał jeden kawałek Antonio. Niech zna jego dobroć.

  - STAĆ!

Lovino zakrztusił się kawałkiem pizzy.

  - Co, kurna?

Zza rogu wyszedł dość niski blondyn, który wyglądał, jak najbardziej zadowolona ze swojego życia i pracy osoba na świecie. Zaraz za nim był wyższy i już mniej wesoły mężczyzna.

  - Och? Nie spodziewałem się, że to będzie ktoś dorosły. Kradzież pizzy. Ciekawe! - odezwał się blondyn. - Nie ruszać się, policja.

Ten drugi patrzył w milczeniu. Kiedy otrzymał jakieś znaczące spojrzenie od towarzysza, zdecydowanie ruszył do pary.

  - Złapali nas? - spytał cicho Antonio.

  - Tak, debilu! Chcesz dalej uciekać?!

  - Chyba nie powinienem...

  - Użyłeś mózgu! I chwała ci za to! - syknął Lovino i ukrył się za ramieniem Hiszpana.

  - Pójdziecie po dobroci? - odezwał się ten wyższy, patrząc na nich z góry.

Włoch pokiwał twierdząco głową i zmusił do tego też Antonio.

Zostali zapakowani do radiowozu, który stał kilkadziesiąt metrów dalej.

  - Nie bójcie się, będzie dobrze - powiedział radośnie policjant, odpalając silnik.

  - Albo i nie - dodał ponuro drugi. - Nie musisz pocieszać aresztowanych.

  - Ale ja lubię! Nadrabiam twoją ponurość. Wolałbyś raczej, żebym to ja cię złapał, nie, Berwald?

  - Szczególnie, żebyś to był dokładnie ty, Tino.

Ten niższy blondyn, najwyraźniej nazywał się Tino, zaśmiał się. Antonio wychylił się ze swojego siedzenia.

  - Przepraszam - odezwał się. - Mam pytanie.

  - Tak? - spytał Tino, patrząc na niego w lusterku.

  - Panowie policjanci to są parą?

Zapadła cisza, przerywana tylko przez jakieś informacje z radia.

  - Wiedziałem, że palniesz coś głupiego. - Lovino westchnął i szturchnął Hiszpana. - Powstrzymaj się czasem.

  - Właściwie to... - zaczął Tino.

  - Tak - przerwał mu Berwald.

  - Co?

  - Co? - powtórzył Lovino.

  - Widzisz? Nie ma czego się bać - stwierdził Antonio. - A poza tym, nie masz skończonych siedemnastu lat przez następny miesiąc, odpowiedzialność spadnie na mnie. Muszę chyba znaleźć drugą pracę, żeby to spłacić...

  - Jesteś durniem.

  - Tak, wiem. Twoim kochanym durniem~.

  - Mhm.

*^*

  - Byłeś zadziwiająco spokojny.

  - Zamknij się. To twoja wina.

  - Tak, tak.

  - Przez ciebie muszę wracać do rodzinnego domu.

  - Tak, wiem.

  - A matka dała mi zakaz na spanie u ciebie i pizzę.

  - Ile razy mam cię przepraszać? To ja najwięcej zapłacę.

  - Ta, cokolwiek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro