prucan
(jedno z moich otp i aż dziwne że dopiero teraz to napisałam lol)
hej, mamy mały zakład z Faon1450. ♡
ogólnie to yuki się wkurzyła, bo w kolejnym fanfiku ktoś trafił do szpitala. i poszła narzekać do Faosi. A Faoś powiedziała, że przecież musi być, żeby był jakiś zwrot akcji czy coś.
a więc zasady:
☆ żaden z bohaterów nie może trafić do szpitala
☆ żadnych zdrad
☆ bez próby gwałtu
☆ musi być jakaś drama, która wpłynie na życie bohaterów~~~
a przegrany pisze cos z wybranym szipem wygranemuu
(ładnie opisałam, Faon? XDD i czy o czyms nie zapomniałam...)
ostrzegam, że w pewnym momencie może być bardzo nierealistycznie, bo ja nie mam w tym doświadczenia.
[nie pytajcie, co ja brałam. ja po prostu nie powinnam się zmuszać do pisania kiedy zasypiam w depresjiXDD]
NIESPRAWDZANE.
***
Kiedy się obudził, Matthew był w wyjątkowo dobrym humorze. Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Oglądali coś i pewnie zasnął, na wpół siedząc, wtulony w swojego chłopaka.
Dla pewności rozchylił powieki i spojrzał na uśmiechniętego Gilberta. Westchnął głęboko, aby lepiej poczuć jego zapach. Cudownie.
– Cześć, Mattie – przywitał się Niemiec i pocałował chłopaka w zarumieniony nos. – Miło cię widzieć.
Kanadyjczyk uśmiechnął się uroczo. Nie dość, że Gilbert naprawdę go zawsze zauważał i nigdy nie zapomniał o jego obecności, to jeszcze był w stanie zaakceptować wszystkie jego wady i charakter, a do tego go pokochać. Beilschmidt był cudowny. Matthew starał się więc odwdzięczyć mu się tym samym.
– Ej! Musisz być taki słodki? To ja powinienem być ten być najlepszy – powiedział, oczywiście niesamowicie poważnie, Gilbert. – No ale niech będzie, tobie chyba mogę odpuścić to, że jesteś lepszy. Kocham cię~.
Williams złapał białe ręce jego chłopaka i przycisnął je sobie do serca. Nie musiał odpowiadać, bo obydwoje wiedzieli, że czuli to samo, ale i tak to zrobił, przyprawiając Gilberta o jeszcze większą radość.
– Ja ciebie też.
*^*^*^*
Wyszli na spacer, trzymając się za ręce. Było ciepło, więc żal by im było nie skorzystać z tego. Cieszyli się swoją obecnością, a nieprzychylne spojrzenia przechodniów zdawały się nie docierać do ich świadomości.
Nagle jednak ta sielanka została przerwana.
Była dziewczyna Gilberta, piękna szatynka, stanęła przed nimi, przez co musieli się zatrzymać. Minę miała raczej nieprzyjemną.
– Matthew, przepraszam. Chcę tylko, żebyś wiedział. On jest mordercą – oznajmiła prosto z mostu Elizabeta, co zabrzmiało dość nierealistycznie.
Chłopiec zamrugał swoimi niewinnymi oczami, wpatrując się niezrozumiale w Gilberta i przekrzywił głowę. Co? O co chodziło?
Krwistoczerwone tęczówki albinosa automatycznie skierowały się ku ziemi. Oglądanie zasychającej trawy było znacznie łatwiejsze niż zmierzenie się z nierozumiejącym wzrokiem Matthewa.
– Przepraszam, co? Gilbert, o co chodzi? – spytał Kanadyjczyk.
Kiedy jego wybranek zacisnął wargi i schylił głowę, co było do niego zupełnie niepodobne, nagle dotarło do Williamsa. Gilbert naprawdę kogoś zabił. Odebrał komuś życie własnymi rękoma.
– Może wyjaśnijcie to sobie, powodzenia – powiedziała pogodnie Elizabeta i odeszła.
Matthew wpatrywał się w oddalającą się Węgierkę oczami pełnymi łez.
Jego czas się zatrzymał, a świat obrócił się do góry nogami. Pokochał mordercę. Czemu, wiedząc już o tym, nadal go kochał?
– Przepraszam, Matt – odezwał się Gilbert. – Chciałem kiedyś sam ci powiedzieć. Miałem dwanaście lat, dobra? Nie wiedziałem, że to go zabije... Był taki jeden chłopak w klasie, który strasznie mnie irytował. Raz, dla żartów, spytał, czy chcę się bić. To zacząłem go bić. I kopać. Potem ktoś się dołączył. I... – Gilbert przerwał. Nie mógł mówić dalej, jeśli nie chciał się rozpłakać. Zniżył więc głos do szeptu i po chwili znów zaczął mówić. – Tyle, na ile starczyło mi sił. Wyładowałem całą złość na nim. Był taki delikatny, wiesz? Ja prawie zemdlałem, a on, zanim się zorientowałem, że przesadziliśmy, niedługo później... On... Umarł.
Matthew chciał go przytulić, pocieszyć, powiedzieć, że będzie dobrze.
Ale bał się. Morderca.
Pokręcił głową, otarł łzy, co niewiele dało, odwrócił się i odbiegł.
A Gilbert znowu został sam, zagubiony.
***
Matthew czuł się tchórzem bardziej niż zwykle. Od ponad dwóch tygodni unikał jakiegokolwiek kontaktu z Gilbertem. Nadal myślał, co mu powiedzieć. W końcu dowiedział się, co takiego złego zrobił jego chłopak, ale mimo tego jego miłość nie zmalała ani trochę. Z drugiej strony, szczerze się obawiał wznowienia związku i tego, jak będą się zachowywać. Dałoby się wrócić do tego, jak było wcześniej?
Z wahaniem zapukał do drzwi. Jego przyjaciel, Francis, powinien być w stanie mu pomóc. Zawsze przecież zarzekał się, że w dawaniu rad miłosnych nie miał sobie równych.
– Och? Matthew? Cześć – przywitał go Francuz i przytulił go. – Cóż za zbieg okoliczności.
Williams zapomniał tylko, że Gilbert także był przyjacielem Francisa.
– M-matt – odezwał się albinos zza pleców blondyna. Zaczął szybko mówić. – Unikasz mnie, więc przyszłem się zapytać, co mogę zrobić. Naprawdę nie chcę cię stracić i... Gdybyś mógł dać mi szansę na chociażby przyjaźń...
– Czekaj, co? – przerwał mu Matthew. – To na pewno ty? Gdzie twoja przesadzona pewność siebie? Nadmierna wiara, że mnie zdobędziesz mimo wszystko? Gdzie twoja głupia nachalność?
Francis zręcznie wyminął chłopaka, wepchnął go do mieszkania, wyszedł i ze zboczonym uśmiechem zamknął drzwi na klucz, zanim któryś zdążył zareagować.
– Kocham cię. Nie musisz czuć tego samego, ale ja nadal naprawdę cię kocham - wyznał Niemiec, nie odwracając wzroku już dłużej. Chciał się napatrzeć jak najdłużej na tego kochanego Kanadyjczyka, bo kto wie, czy ten mu zaraz tego nie zabroni?
– Przepraszam. Wybacz mi, Gilbert... – Matthew, bliski łez, rzucił się na chłopaka z miażdżącym przytulasem. – Byłem głupi, n-nie? Nie zabiłbyś nikogo, gdybyś wiedział, że to będzie miało taki skutek. Nie chciałeś jego śmierci, prawda...?
– Jasne, że nie. Jestem na to za świetny.
Blondyn zaśmiał się przez łzy i odsunął się, żeby spojrzeć Gilbertowi w oczy.
– Ja nie płaczę – odpowiedział na niezadane jeszcze pytanie Niemiec, jakby czytając mu w myślach.
Oczywiście, płakał.
– Też cię kocham, nie mógłbym przestać – powiedział cicho Matthew. – Tylko proszę, nie rób nigdy więcej takich rzeczy.
– Nie mam zamiaru. Nie chciałbym cię stracić. Nigdy, przenigdy.
***
TAK TROCHE Z DUPY TO TERAZ ALE STO LAT I WIECEJ DLA NORWEGII!!!! xD
a! miałam zrobić jakies gorsze zakończenie, ale potrzebuje szczęścia i oni tez...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro