parksborn v2
yay więcej homofobicznych pająków bo mam fazę
***
Harry czuł się coraz gorzej z każdym kolejnym dniem, jak ignorował Petera. Najpierw naprawdę był na niego zły i miał żal za jego niedojrzałą reakcję, przez którą potem przez dwa dni nie wyszedł ze swojego pokoju, bo nie był w stanie. Po tygodniu wściekłość i smutek zaczęły mijać, tracić na sile. Później robił to tylko z przekory, tak dla zasady. Niech się męczy. Nie wybaczy mu tak szybko.
Poza tym, miał wątpliwości, czy Peter rzeczywiście chciał go przeprosić. Zawsze mu ufał bardziej niż komukolwiek innemu, ale po tym, co odwalił, bał się wierzyć w każde jego słowo. Nie chciał być znowu zraniony. Może Pete naprawdę przemyślał sprawę i żałował, a może skłamał co do zamiarów swojej wizyty i chciał go jeszcze bardziej dobić.
Czy superbohater by się tak zachował? Raczej nie, ale z tym konkretnym to nigdy nic nie było pewne.
W końcu, po około trzech tygodniach, długich rozmyslaniach i namowach ich znajomych z Horizon, podczas jednej z codziennych prób odwiedzin zgodził się wpuścić Petera do środka.
- Nareszcie. Cześć, Harry.
- Nie myśl sobie za dużo. Po prostu miałem dość bycia oglądanym przez okno cały czas. Powiedz, czy podglądanie chłopaków nie czyni cię gejowskim?
Peter westchnął, ominął krzesło przed biurkiem Harry'ego przeznaczone dla gości i usiadł na blacie tuż przed przyjacielem.
- Nie siadaj gdzie popadnie. Jeszcze pognieciesz mi jakieś ważne dokumenty.
- Rany, nie musisz być już taki zgryźliwy. Harry, ja… - Peter zamilkł. Trudno mu było wydobyć z siebie te słowa. - Uch. Nie chciałem cię zranić. Żyłem z takimi przekonaniami od dzieciństwa, trudno mi się tego wyzbyć, ale żałuję tego, co powiedziałem. Je-jeśli naprawdę coś do mnie czujesz, spróbuję to zaakceptować, ale nie bądź już na mnie zły...
Harry nie wytrzymał i się zaśmiał w reakcji na minę i poplątaną wypowiedź Petera. Ależ on uroczy.
- Wiesz, że się rumienisz? No już, uspokój się.
Parker złapał się za twarz w przerażeniu. Przecież to niemożliwe.
No, dobra. To prawda, że przez ten cały czas stęsknił się za Harrym i zrozumiał, że za nic nie chciałby go stracić, że uwielbiał jego towarzystwo bardziej niż kogokolwiek innego, że potrzebował jego bliskości, ale to przecież nic nie znaczyło.
- Po prostu masz tu za gorąco - powiedział niewyraźnie i wlepił wzrok w swoje dłonie, które jakoś dziwnie wyginał, żeby skupić się na czymś innym, niż dziwne myśli i twarz Harry'ego. Wszystko, tylko nie jego oczy. - To… Znowu będzie normalnie?
- Kłóciliśmy się już o znacznie gorsze rzeczy, prawda? Hmm. - Harry udał, że się zastanawia. - Moooże będę w stanie ci wybaczyć. - Zrobił dramatyczną przerwę, żeby móc jeszcze przez chwilę pośmiać się wewnętrznie ze zmartwionej miny Petera. - W porządku. Przyjaźń?
Szatyn pokiwał głową z wielkim, ślicznym uśmiechem i zeskoczył z biurka, żeby przytulić przyjaciela. Nawet się nad tym nie zastanawiał, samo wyszło.
- To było gejowe - wytknął mu Harry, jednocześnie przyciągając go jeszcze bliżej.
- Spadaj. Sam jesteś gej. Lepiej się ciesz.
- Wiesz, że praktycznie rzuciłeś mi się w ramiona, wiedząc, że cię, no, kocham i jesteśmy praktycznie sami w całym wielkim budynku? A teraz jakby siedzisz mi na kolanach.
- Tak, ale ty wiesz, że to był całkowicie przyjacielski gest. I obaj wiemy, że jesteś zbyt niewinny, żeby posunąć się za daleko - przypomniał Peter.
To tylko głupie wymówki, które wymyślił na szybko, żeby nie musieć się ruszać, bo było mu całkiem wygodnie.
- Może gdybyśmy byli dziewczynami, to mógłbyś się tak usprawiedliwiać.
Peterowi zabrakło pomysłów, więc odsunał się i wystawił język Harry'emu. Już kompletnie nie pamiętał o obrzydzeniu, które wcześniej go wypełniało. Czuł się teraz szczęśliwy i na swoim miejscu.
*^*
Peter chciałby powiedzieć, że wszystko wróciło do normy. Przecież znowu nie mieli przed sobą tajemnic, znowu wszystko sobie mówili, spędzali razem dużo czasu i wspólnie jadali posiłki, o ile nic im nie przeszkodziło. Pracowali razem i sobie pomagali. Tak jak wcześniej.
Jednak tak nie było. Wiedza o uczuciach Harry'ego go ciągle męczyła. Miał wrażenie, że przez to traktował go trochę inaczej, czego przecież nie chciał. A do tego zaczął zauważać jakieś drobne szczegóły. Nie wiedział nawet, czy wcześniej ich nie było, czy po prostu ich nie widział.
Na przyklad: Harry bardzo lubił na niego patrzeć. Bez przerwy. Nawet kiedy Peter odwracał wzrok, czytał, pisał albo rozmawiał z kimś innym, on nadal go obserwował. Świadomość jego wzroku na sobie nie była jednak nieprzyjemna, wręcz przeciwnie, dość miła.
Kolejny przykład. Harry martwił się o niego aż za często. A to przecież Peter miał supermoce i to on powinien się martwić o Harry'ego.
I jeszcze jeden. Jeśli była na to najmniejsza okazja na dotyk, Harry zawsze ją wykorzystywał. I nie było w tym nic dziwnego ani ohydnego, czego spodziewał się Peter. Zwykłe, niby przypadkowe przelotne dotknięcie dłoni, oparcie się ramieniem o te jego przy pokazywanie czegoś na telefonie, czy nawet lekko złośliwe szturchnięcie w żebra. Żadnych podtekstów ani prób gwałtu. Rany. Czemu to w ogóle przyszło mu do głowy?
Cały ten homoseksualizm jego przyjaciela nie okazał się takim koszmarem, jakiego obawiał się Peter. Wszystkie jego obawy, zwątpienia… okazały się bezsensowne i nieprawdziwe.
- Brawo, Parker, jesteś glupszy, niż myślałem - podsumował sobie.
- Co?
- Nieważne. Wiesz, Harry, nie musisz odprowadzać mnie do szkoły.
- Daj spokój. Mamy dzisiaj tak dużo czasu. Żadnego ataku, napadu, kradzieży. Nie lepiej cieszyć się z tej chwili spokoju?
- Racja. - Rozmowa znowu się urwała, a Peter pogrążył się w myślach. Bardzo dziwnych, zresztą. Poczuł bowiem naglącą potrzebę złapania Harry'ego za rękę. Nie wiedział, co z nią zrobić. Może powinien, jak zwykle, zignorować. - Harry?
- No?
- Bo może... Hm. Albo nieważne.
- Pete, znowu dziwnie się zachowujesz. - Harry się zatrzymał i zmusił Petera do tego samego. - Nie mów, że nieważne. Ważne. O co chodzi? Dobrze się czujesz?
- Ja... Nie, chyba nie. Miałeś rację, potrzebuję więcej snu. - Peter zaśmiał się niezręcznie. - Już blisko, możesz mnie zostawić i wracać do siebie, pewnie masz jeszcze trochę pracy przed zajęciami.
Harry uniósł brew.
- Wstydzisz się mnie?
Peter gwałtownie zamachał rękami, zaczął się tłumaczyć i zaprzeczać. Przecież naprawdę nie chciał, żeby Harry zapomniał czegoś zrobić albo się spóźnił.
- Dooobra? Spokojnie. Przecież żartowałem. Nie to nie, idź sam. - Harry wystawił rękę do żółwika.
Chwilowo przepływ informacji został zatrzymany w głowie Petera. Zareagował na gest z opóźnieniem, ale ostatecznie przybył żółwika. Ich znak przyjaźni.
- Ta. Do zobaczenia później.
Chyba mam problem, pomyślał.
Przeszedł pozostałe mu kilkadziesiąt metrów, wszedł do szkoły i od razu skierował się do klasy. Ktoś już powinien tam być.
Tak jak się spodziewał. Siedziała już na miejscu, jako jedyna na tyle przed czasem. Grzebała w jakimś urządzeniu ze skupieniem, ale zobaczywszy Petera, uśmiechnęła się, zostawiła wynalazek w spokoju i przywitała przyjaciela.
- Gwen, jest sprawa. Pomożesz mi?
No, cóż. Gwen mu za dużo nie pomogła. A dokładniej mówiąc, pomogła, ale Peter tak by tego nie nazwał.
Najpierw chętnie go wysłuchała. Naprawdę próbowała pozostać poważna, ale nie umiała tak traktować domniemanego problemu. W końcu wybuchnęła śmiechem.
- Ej! Czemu ostatnio wszyscy się ze mnie śmieją? No wiesz co…
- Dobra już, dobra. Peter, wszystko z tobą w porządku. Nie ma żadnego problemu. Ten ktoś, pewnie wcale nie Harry, zwyczajnie ci się podoba. Posunę się nawet do stwierdzenia, że już jakiś czas jesteś zakochany, tylko się nie przyznajesz. A te dziwne myśli, jak je nazwałeś, wcale nie są dziwne. Możesz, a może nawet powinieneś ich posłuchać.
Peter oparł głowę na rękach i wpatrzył się w sufit. To się działo naprawdę? Miał wrażenie, że nie. To było takie nierealne.
- Coś wymyślę - stwierdził i zaczął się rozpakowywać.
*^*
Niełatwo przeprowadzić długą, poważną i głęboką rozmowę ze swoim przyjacielem, kiedy właśnie coś próbuje cię zabić.
- Przestań, Harry, poradzę sobie! To tylko seryjny morderca.
- Nie czuję się pocieszony, dzięki.
- Proszę bardzo. Możesz za nami nie biec i mnie, jakby, hm, nie rozpraszać? Zaraz do ciebie przy-
Peter urwał w pół słowa, bo przestępca wykorzystał jego nieuwagę. Tak oto spadł z trzech metrów, prosto w ramiona Harry'ego.
A przy tym, na jego twarz.
Gdyby nie miał na sobie maski, to praktycznie byłby przypadkowy pocałunek.
- Ał.
- Yyy… Niezły refleks. - Spiderman gwałtownie wstał i wrócił do swojej pracy.
Jak dobrze, że Harry nie mógł zobaczyć jego twarzy pod maską, bo miał wrażenie, że była cała czerwona. To go tylko bardziej rozpraszało, świetnie. W końcu Peter sobie poradził z przestępcą i oddał go związanego w ręce policji.
- Chcesz iść do mnie? Mieszkam zaraz obok. - Widząc zawahanie, Harry dodał: - Dam ci coś na przebranie. I nie, ja nie będę cię poglądał, jeśli o tym myślisz.
- Ja wcale nie--! Uhh. Dobra.
- Co ty robisz?
- Zabieram nas do ciebie - poinformował grzecznie i zgodnie z prawdą Peter, objąwszy Harry'ego w pasie. - Gotowy?
Nie czekając na odpowiedź, zarzucił sieciową linę i zabrał ich obydwu w powietrze.
- Co? Nie! Nie, nie, czekaaaj!
- Iii już. Na miejscu - powiedział zadowolony z siebie Peter, lądując na balkonie. - Nie było tak źle, widzisz?
- Pete, balkon jest zamknięty od środka, nie wejdziemy tędy.
- Och.
Peter wziął Harry'ego na ręce, wszedł na barierkę i zaskoczył na dół, po czym postawił go na ziemię i pozwolił otworzyć drzwi.
- Sam bym sobie poradził.
- I byś się nie połamał? Daj spokój.
Harry przewrócił oczami. Nie lubił tego popisywania się. Ale lubił za to Petera.
Po przebraniu się poszli do kuchni, było już dość późno i obaj zrobili się głodni. Harry zaczął przygotowywać posiłek. Zauważył, że Peter mu się intensywnie przyglądał i najwyraźniej chciał coś powiedzieć. No tak, przecież zaraz przed napadem coś wspomniał, że musą porozmawiać.
- O co chodzi? - zapytał Harry. - Coś ci chodzi po głowie już od jakiegoś czasu, nie?
- To nic takiego. Taka głupia sprawa. Znaczy, nie do końca. Ten, no… Chyba muszę ci powiedzieć, będzie sprawiedliwie. Bo, eee, jest jakby ktoś... Chyyyba jednak ktoś mi się podoba?
Harry prawie upuścił nóż. O nie. Tego właśnie się obawiał. Przyjaźń z Peterem była w porządku, jeśli wiedział, że ten nie miał nikogo ważniejszego. Ale dziewczyna? Jeśli szatyn sobie kogoś znalazł, jeśli będzie miał dziewczynę…
Peter nie zauważył jego przestraszonej miny ani łez zbierających się w oczach Harry'ego. Kontynuował swój wywód, trochę się zacinając.
- I to jest nadal dla mnie dziwne i nowe. Nie wiem, co z tym zrobić, trochę się tego boję i mi niedobrze, kiedy o tym myślę. Ale kto ma sobie z czymś takim poradzić, jeśli nie ja, prawda? Chociaż zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał się zgodzić.
- Co? Na co zgodzić? Mam ci pomóc...? - Harry otarł oczy. - Spoko. P-przyjaźnimy się przecież, nie ma problemu.
Peter w końcu podniósł wzrok i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Jakie pomóc? Kurczę, Harry, ty płaczesz? Myślałem, że skoro takiś mądry, to się domyślisz, że chodzi mi o ciebie.
- Mnie?
- A widzisz tu jakiegoś innego ciebie? - spróbował zażartować Peter. - Dobra, to zabrzmiało głupio, przyznaję. Czekaj, czy ty się wstydzisz?
Może Harry faktycznie trochę się zarumienił, ale to przecież nie jego wina, że jego organizm tak reagował na tyle uroku i słodyczy. I szczęścia. Z tego, co zrozumiał, Peter właśnie bardzo nieudolnie wyznał mu swoje uczucia. Harry złapał go za dłonie i przyciągnął je do swojej twarzy. Były takie gładkie, delikatne, jakby nie zaznały pracy, co przecież było nieprawdą.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytał, trzymając palce Petera na swoim policzku.
- Ale dziwne. Znaczy, jest w porządku. Czyli że…?
- A. Nie wiem, czy oczekujesz potwierdzenia, czy pytania - stwierdził Harry. - No dobra. Peterze Parker, czy chcesz zostać moim chłopakiem i jednocześnie przyznać się do swojego pedalstwa?
- Ej, było już tak ładnie i oficjalnie. - Mimo obrazonego tonu głosu, Peter się uśmiechał. - Myślę, że jestem gotowy. Tylko na razie nie musimy nikomu mówić.
- Jasne - powiedział ze śmiechem Harry i przyciągnął go do siebie. Swojego chłopaka. Strasznie spodobała mu się ta nazwa. - A całowanie, jak nikt nie widzi?
- Nie. Ja tu dbam o twoją czystość i niewinność.
- Pfff. Jeszcze cię przekonam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro