Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

parksborn

ehh bardziej two shot ale dobra druga część dam za 5 lat
znowu nie anime, głupie bajki spajdermena z 2k17 dla dzieci polecam

uwagaa niesprawdzane
oznacz mi ktoś buke
***

Harry czasem czuł, że wszyscy próbowali wyprać mu mózg.

Peter, ciągle go okłamując i unikając, tym samym też Spiderman, ukrywając swoją tożsamość przed najbliższą mu osobą i w końcu tata. Niby wszystko już się wyjaśniło, wszystko powinno wrócić do normy.

A tu co? Nagle się okazuje, że ojciec miał jeszcze więcej tajnych akt, planów, sprzętów, a Peter znowu nic mu nie mówił i znowu przestawał znajdować czas. Kolejne sekrety? Idealnie. Harry miał wrażenie, że jeszcze trochę, a się kompletnie załamie.

Dlatego też bardzo się ucieszył, kiedy Peter go zaprosił do siebie na cały weekend. Cała złość minęła. No, prawie.

Nie umiał się już na niego gniewać. Parę osób zauważyło, jak Harry traktował Petera, jak z nim rozmawiał i jak na niego patrzył. Pytano go, czy coś jest na rzeczy, ale zawsze zaprzeczał.

Co nie znaczy, że mówił prawdę.

W pewnym momencie zrozumiał, że faktycznie czuł coś więcej do Petera. Jako przykładny naukowiec sprawdził wszystkie objawy i następstwa. Jego objawy się potwierdziły. Był zakochany. Nawet nie do końca wiedział, czemu to przed wszystkimi ukrywał. Może po prostu też chciał mieć swoją tajemnicę?

- Cześć, Harry. Po co ci taka wielka torba, przychodzisz na noc?

Nie zorientował się nawet, że dotarł na miejsce, dopóki nie usłyszał cioci May. Spojrzał na nią i się uśmiechnął.

- Dobry wieczór… Dokładniej to na dwie. To nie będzie jakiś problem?

- Nie, nie. Wchodź.

Harry zdjął buty i kurtkę i poszedł na górę, do pokoju Petera. Dziś będzie dobrze. Obiecał, że nigdzie nie ucieknie. Więc będą mieli cały wieczór tylko i wyłącznie dla siebie, a potem dwa dni, jak szczęście dopisze. Prawda?

- Cześć, Pete… Czy ty musisz się popisywać?

Peter siedział na suficie, z telefonem w jednej ręce i jakimś zeszytem w drugiej. Harry zamknął drzwi i zauważył na nich notatki poprzyklejane siecią. Westchnął.

- Hm. Mhm…

- Peter!

Chłopak wreszcie wyjął nos z telefonu i spojrzał w dół ze zdziwieniem, że ktoś w ogóle coś od niego chciał. Akurat kiedy szukał czegoś ważnego.

- Harry! Rany, zapomniałem... Wybacz, tak mi się lepiej myśli.

Peter zszedł po ścianie i usiadł na łóżku. Przesunął się na brzeg, żeby zrobić miejsce Harry'emu.

- No i co się śmiejesz? Aż tak się cieszysz na mój widok? Wiesz, nie dziwię ci się, ale no…

- Nic, nic, pajączku. Co tam robisz? - zainteresował się Harry.

- A, szukałem czegoś do szkoły. Potem popatrzę. Powiedz, jak ci idzie z tym wszystkim?

Pewnie pytał o interesy i pracę jako pan Osborn. Prowadzenie firmy było trudne, ale to nie to sprawiało Harry'emu największy problem. Kłopotem, zagadką, której nie potrafił rozwiązać, był Peter. Gdzie znowu znikał bez słowa? Czemu tak się uwziął na unikanie go? I co miało znaczyć te nagłe zaproszenie na cały weekend?

Oraz, co najważniejsze. Powiedzieć mu? Była jakaś możliwość, że to odwzajemniał?

A nawet jeśli, to co dalej?

Rozmowa toczyła się bardzo dobrze i spokojnie, mimo że wątpliwości i zmartwienia męczyly Harry'ego przez cały czas. W pewnym momencie Peter sobie przypomniał, że nie zjedli kolacji i przyniósł ciasteczka. Niezwykle pożywny posiłek.

Harry raczej się nie najadł, ale nie szkodzi. Uznał to za okazję. Usiadł bliżej Petera, zmniejszając bezpieczną odległość. Chyba nie miał nic przeciwko.

W końcu zrobiło się późno. Peter, jak zwykle, był niewyspany i teraz to się na nim odbijało. Próbował dalej brać udział w rozmowie, ale oczy już mu się zamykały. Przechylił się też trochę na bok.

- Pete? Słuchasz mnie? - spytał Harry. Oczywiście, że nie. Pewnie powinien dać mu odpocząć. - Głupi jesteś, powinieneś znaleźć więcej czasu na sen. - Jedyną reakcją było nieprzytomne potwierdzenie. Harry też poczuł się śpiący. - Ale i tak, jakimś dziwnym cudem, cię kocham…

Peter gwałtownie zamrugał oczami. Już zasnął? To był sen? Wtedy zobaczył Harry'ego obok i zrozumiał, że jeszcze nie odpłynął do końca.

- Co?

- O proszę, a jednak nie śpisz.

- Co… Co powiedziałeś? - Peter potrząsnął głową. - Powiedz, że żartujesz.

- To ty tu raczej jesteś od żartów - stwierdził niepewnie Harry.

- Tak, moje życie to żart, więc jestem w tym ekspertem. Więc, jesteś gejem?

Harry się skrzywił.

- To nie brzmi za dobrze. Nie wiem, wychodzi na to, że mi się podobasz i tyle.

- Ohydne - wyrwało się Peterowi, zanim zdążył pomyśleć.

Nastała chwila ciszy. Bardzo dziwna i nieprzyjemna.

-Ufałem ci, Harry. Mówiłeś, że się przyjaźnimy. A teraz co? - Peter otworzył okno i zarzucił sieć. - Daj mi chwilę na przemyślenie. Albo najlepiej... Wyjdź już.

Harry patrzył, jak Peter odlatuje na tej swojej głupiej linie z tymi swoimi głupimi pajęczymi mocami i zostawia go samego. Uciekł z własnego domu, przed własnym przyjacielem. Tylko pogratulować.

Uderzył w biurko ze złością, a kiedy Pete zniknął mu z oczu, wyszedł z pokoju.

*^*

Peter się nie przebrał w kostium, bo mu się nie chciało. Bo nie miał czasu. Bo chciał jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od zdradzieckiego Harry'ego.

A tak naprawdę to zapomniał.

Chodził po dachu jakiegoś budynku, próbując zebrać myśli. W porządku. Więc Harry stwierdził, że mu się podobał. Zawsze byli blisko, a Peter, oczywiście, był niezwykłej urody, to fakt. W to nikt nie wątpił. Nic dziwnego, że przez niego Harry zwątpił w swoją orientację. Ale powinien się już ogarnąć. To przecież obrzydliwe, nienaturalne. Zadaniem gatunku było rozmnażanie się, utrzymanie populacji, żeby uniknąć wyginięcia.

Mógłby to jeszcze zrozumieć. Zaakceptować. Gdyby tylko Harry był kimkolwiek innym. Ale nie, on był jego najbliższym przyjacielem, a do tego wyznał uczucia właśnie jemu. A tego właśnie się bał Peter - miłości i tego, że gdzieś głęboko wiedział, że właśnie nią czuł do Harry'ego. Wolał uznać go za ohydnego pedała, niż się przyznać, że on sam się w nim zakochał.

- Wiem, że technicznie rzecz biorąc ludzie to zwierzęta, ale przecież nie opierają się na zwierzęcych instynktach. Rany, Parker. Pan wielki Spiderman, który widzi dobro nawet w złoczyńcach, tak myśli o swoim przyjacielu ze względu na jakieśtam geny? Chwila… Bo orientacja jest tam zapisana? Prawda?

Peter usiadł, nawet nie zauważywszy, że znowu mówił do siebie. Planował wysłać Harry'ego na jakąś terapię, ale to raczej on sam jej potrzebował.

- Uh, chyba mnie poniosło. Nawet jeśli mi się to nie podoba, muszę go przeprosić.

Teraz pozostawało tylko pytanie: czy przeprosiny zostaną przyjęte?

Pozostał jeszcze na chwilę w miejscu, a kiedy już się upewnił, że złość i obrzydzenie w miarę minęły, wrócił do swojego pokoju. Wiedział, że go tam nie zastanie, ale i tak miał nadzieję, że Harry jeszcze nie wyszedł.

Było już późno, około północy, ale z dołu i tak dało się usłyszeć odkurzacz. Ciotka May jak zwykle pracowała do późna. Żeby tylko utrzymać dom w porządku. Peter zszedł do niej, chcąc porozmawiać.

- O, jesteś. Wszystko w porządku? - Ciocia włączyła urządzenie, zobaczywszy Petera. - Harry wyszedł jakiś czas temu, mówiąc, że o czymś zapomniał, ale nie wyglądał zbyt dobrze.

- Taak... Jutro z nim pogadam, to się dowiem.

Napisał sms-a, gdzie przekazał, że przeprasza za swoją reakcję, chce porozmawiać i że Harry może znowu przyjść rano. Zero odpowiedzi.

*^*

Harry nie przyszedł rano. Ani przez całą sobotę, ani niedzielę. Nie odpowiadał na telefony, nie zjawił się też w ich kawiarnii.

Do Petera coraz bardziej docierało, że głupio zrobił. Nie powiedział mu nawet połowy tego, co myślał, a jednak go zranił i to bardzo. W życiu bardziej nie żałował swoich przekonań. Sam zaczynał się czuć z nimi źle i czuł wyrzuty sumienia.

Złamał serce w jeden z najbardziej okrutnych sposobów swojemu ukochanemu przyjacielowi i doprowadził do tego, że udawał że nie istnieje, byle go nie spotkać.

- Ukochanemu? - zapytał sam siebie Peter. - Mózgu, co? Nie łapię... O, szkoła. Powinienem przestać gadać do siebie. Teraz.

- Jaki ukochany?

Parker podskoczył w miejscu i spojrzał w bok.

- Miles! Mówiłem, żebyś nie używał niewidzialności, jak nie ma potrzeby.

- Ale była. Musiałem posłuchać, jak rozmawiasz ze sobą. Więc, kim jest ten ukochany? Może ja? Wiesz, jesteś super, a ja wszystko rozumiem, ale będę musiał się odrzucić.

- Co? Nie!

- Hm. Czyli pewnie Harry. Tak, to ma większy sens.

- Proszę cię, przestań. Nie mam żadnego ukochanego.

A jednak, poczuł się trochę gorzej, zaprzeczając i zrobiło mu się odrobinę cieplej w policzki.

*^*

Poniedziałkowe lekcje się już skończyły, Harry siedział w swoim gabinecie i pracował nad jakimiś papierami. Nie chciał, żeby ktoś mu przeszkadzał, a już na pewno nie Peter Parker pan głupi homofob Spiderman.

Zgadnijcie, kto przyszedł w tej sytuacji.

- Wpuścić go? - zapytał ochroniarz.

- Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Powiedz mu, że najlepiej to niech sobie idzie. I nie wraca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro