Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

amepol

e C H prawdopodobnie najbardziej rakowy szot jaki napisałam, nie umiem w nich;;

plus niepoprawiane
***

- Co myślisz o Feliksie? - zapytał niby od niechcenia Toris.

Alfred, nieco zszokowany, spojrzał na współlokatora z wstrzymanym oddechem. Skąd takie pytanie przyszło mu do głowy? Czyżby wiedział...? Nie no, niemożliwe. Skąd by miał?

- Który Feliks? - blondyn głośno (i nerwowo) się zaśmiał. Oczywiście, że wiedział, o którego chodziło. - Ten twój przyjaciel?

- Nie - westchnął Litwin. - Już nie. Wiesz, że nie rozmawiamy od jakiegoś pół roku.

Alfred pokiwał głową w zamyśleniu. Co on myślał o Feliksie? Że był śliczny, zabawny, uroczy, ciekawy... miał cudowne oczy, nos, usta... cały był niesamowity. Czasem trochę dziwny, ale to nie zmieniało faktu, że cholernie mu się podobał.

- No więc, tak, jest trochę głośny i bywa irytujący, ale ogólnie to fajny.

- I kto to mówi - mruknął Toris.

- No ja. Czekaj, czy ty coś mi sugerujesz? Czemu w ogóle pytałeś?

- No bo mieszkamy razem już kilka miesięcy i jeszcze dłużej studiujemy na jednym kierunku, więc trochę już cię znam chyba, nie? Feliksa też. Dogadujecie się, prawda?

Znowu zapadła ta dziwna cisza. Po co Litwin w ogóle zaczynał ten temat? Przecież jego samego sam widok Polaka bolał. Wcale nie chciał wszczynać żadnej kłótni, ale czasem nie dało się inaczej. A Alfredowi, wbrew pozorom, także nie podobało się rozmawianie o tym jednym jedynym chłopcu. Czemu? Gdyż oboje mieli po dziewiętnaście lat, a on na jego widok czuł się jak zauroczona celebrytą nastolatka. Nie przeszkadzało mu to - wręcz odwrotnie, było to dość przyjemne. Jednak, mimo to, nie był z tego dość dumny i wolał się nie dzielić z innymi swoją niedojrzałością. Co za bohater, szczególnie już niezależny w tym wieku, czuł, że zaraz zwariuje ze szczęścia na sam widok jednej osoby?

- Tak myślę - odpowiedział w końcu.

Toris spodziewał się bardziej rozwiniętej odpowiedzi, ale tak naprawdę to nie potrzebował więcej. Zaśmiał się cicho. Alfred był bardzo energiczny, ale kiedy zmuszono to do rozmyślań o Feliksie, potrafił się uspokoić i wlepić rozmarzony wzrok w ścianę, która normalnie nigdy w życiu by go nie zainteresowała. Samo to wystarczało, aby brązowowłosy mógł stwierdzić, że coś było na rzeczy.

- Idź jutro do niego.

- Co? - Zdziwił się Amerykanin.

- Dokładnie to. Przez przerwę świąteczną się nie widzieliście, to pewnie chciałbyś go zobaczyć. Jest dwudziesty ósmy, więc powinien spędzać ostatnie dni wolne u siebie i sprzątać, czy coś.

Alfred spojrzał w okno z szerokim uśmiechem. Może i jutro da radę mu powiedzieć?

*^*^*^*

Puk, puk, puk, puk, puk. Alfred z zawzięciem od kilku minut stukał w drzwi. Wcale nie tak, że było wcześnie rano i każdy normalny o tej godzinie spał. Nie, nie. Po prostu nie mógł się doczekać spotkania z Polakiem i ciągle się krzątał po domu, więc już przed szóstą Toris wywalił go z mieszkania i kazał mu do niego iść.

- No czego? Bo ja totalnie wciąż śpię - burknął chłopak po otworzeniu drzwi. Feliks miał na sobie brudny podkoszulek i różowe bokserki. Alfred się uśmiechnął jeszcze szerzej. Dokładnie takiego widoku mógł się po nim spodziewać. - O, to ty. Generalnie to chyba możesz wejść, tylko ja tak jakby syf nadal mam.

- Nie przeszkadza mi to!

Feliks, przecierając wciąż zaspane oczy, odsunął się i pozwolił przyjacielowi wejść. Ziewnął przeciągle, a Alfred na ten widok poczuł ciepło rozlewające się z serca na całe ciało.

- Tylko wiesz, Elka i ten Prusak sobie śpią, więc może nie za głośno.

Amerykanin pokiwał głową z cichym śmiechem, a potem się rozejrzał. Dobra, przyszedł i nie umarł na zawał z powodu słodkości i zafelistości niższego blondyna. Co dalej?

Obserwował, jak Feliks idzie do kuchni. Otwiera lodówkę. Wyjmuje dwie puszki. Zamyka...

Przewrócił swoimi niebieskimi oczami. Jak można wytrzymywać tak długo w ciszy?

- Jak ci minęły święta? - Cierpliwość Alfreda nigdy nie była zbyt duża; tak samo i tym razem nie dał rady być cicho za długo.

- Pomijając te ciągle klejące się do siebie papużki nierozłączki, śpiące teraz razem - Feliks wszedł do salonu - i tego wkurzającego szwaba, to generalnie było spoko. Chociaż no, Gilbert i Ela są razem, więc czułem się jakby samotnie. Aaale nieważne. Jak u ciebie?

Usiedli na niewielkiej kanapie. Alfred objął ramieniem Polaka, na co ten się zdziwił, ale nie zareagował. To było dość przyjemne.

- No wiesz... Toris wyjechał do Natalii, Arthur nadal mnie nie chce widzieć. Byłem taaaak bardzo sam, jak Kevin. I nudziło mi się. I tęskniłem.

- Za czym, kim?

Amerykanin już, już miał zamiar wyznać chłopakowi, jak bardzo mu to brakowało i w ogóle, kiedy nagle zauważył coś karygodnego.

- Czemu sobie przyniosłeś piwo, a mi dałeś colę?

Feliks uśmiechnął się i wtulił się we wciąż otaczającego go swoją długą ręką Alfreda.

- Bo, tak jakby, młody jesteś. Jeszcze byś się schlał po trzech łykach, a co ja wtedy bym zrobił?

- Hej, jestem młodszy tylko o jakieś osiem miesięcy! - oburzył się Jones i mimowolnie zacisnął dłoń na ramieniu Feliksa, który zasyczał z bólu. - Aaa, sorry!

Zielonooki gestem mu przykazał, żeby był ciszej. W pokoju obok wciąż spała niemiecko-węgierska para.

Amerykanin sam sobie wziął puszkę z alkoholem i upił łyk. Nigdy wcześniej nie pił takiego piwa. Te było polskie i smakowało trochę inaczej niż to, z którym miał wcześniej do czynienia. A może mu się tylko wydawało?

- Pośredni pocałunek - wyszeptał Feliks.

- Co? - Zdziwił się Alfred. Spojrzał na puszkę. No tak, wcześniej tam były usta Łukasiewicza. - Niestety.

- Totalnie przepraszam! N-nieważne!

- Nie no. - Spojrzał w dół w zielone oczy. - Nie o to mi chodziło. Niestety, w sensie że niestety, że pośredni.

- Co?!

- Sam mówiłeś, że mam być ciszej, nie?

Feliks przychylił głowę i spojrzał pytająco. Zaraz po tym został delikatnie pocałowany przez Alfreda. Trwało to wszystko bardzo krótko, może ze trzy sekundy. Amerykanin bał się, co chłopak sobie o nim pomyślał. Ale nie żałował.

Milczeli, patrząc sobie w oczy.

Chwila byłaby cudowna i magiczna, gdyby nie dziwny śmiech, który nagle ją przerwał.

Nie musieli się odwracać, żeby stwierdzić, do kogo on należał. Tylko jedna osoba miała tak charakterystyczny rechot.

- Wypieprzaj stąd, Gilbert - warknął Feliks, a Alfred przysunął go bliżej i mocno przytulił.

Niemiec, stojący dotąd w drzwiach, wrócił do pokoju, prawdopodobnie poinformować swoją dziewczynę o zdarzeniu. Chwilę później dobiegło ich stamtąd głośne "wiedzialam!" Elizabety. Feliks postanowił zignorować współlokatorów.

- Wiesz co? - spytał Alfred. - Bo ja cię kocham. Bardzo. Mocno.

- Naprawdę? Bo ja ciebie też. Totalnie mocno!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro