amepol
e C H prawdopodobnie najbardziej rakowy szot jaki napisałam, nie umiem w nich;;
plus niepoprawiane
***
- Co myślisz o Feliksie? - zapytał niby od niechcenia Toris.
Alfred, nieco zszokowany, spojrzał na współlokatora z wstrzymanym oddechem. Skąd takie pytanie przyszło mu do głowy? Czyżby wiedział...? Nie no, niemożliwe. Skąd by miał?
- Który Feliks? - blondyn głośno (i nerwowo) się zaśmiał. Oczywiście, że wiedział, o którego chodziło. - Ten twój przyjaciel?
- Nie - westchnął Litwin. - Już nie. Wiesz, że nie rozmawiamy od jakiegoś pół roku.
Alfred pokiwał głową w zamyśleniu. Co on myślał o Feliksie? Że był śliczny, zabawny, uroczy, ciekawy... miał cudowne oczy, nos, usta... cały był niesamowity. Czasem trochę dziwny, ale to nie zmieniało faktu, że cholernie mu się podobał.
- No więc, tak, jest trochę głośny i bywa irytujący, ale ogólnie to fajny.
- I kto to mówi - mruknął Toris.
- No ja. Czekaj, czy ty coś mi sugerujesz? Czemu w ogóle pytałeś?
- No bo mieszkamy razem już kilka miesięcy i jeszcze dłużej studiujemy na jednym kierunku, więc trochę już cię znam chyba, nie? Feliksa też. Dogadujecie się, prawda?
Znowu zapadła ta dziwna cisza. Po co Litwin w ogóle zaczynał ten temat? Przecież jego samego sam widok Polaka bolał. Wcale nie chciał wszczynać żadnej kłótni, ale czasem nie dało się inaczej. A Alfredowi, wbrew pozorom, także nie podobało się rozmawianie o tym jednym jedynym chłopcu. Czemu? Gdyż oboje mieli po dziewiętnaście lat, a on na jego widok czuł się jak zauroczona celebrytą nastolatka. Nie przeszkadzało mu to - wręcz odwrotnie, było to dość przyjemne. Jednak, mimo to, nie był z tego dość dumny i wolał się nie dzielić z innymi swoją niedojrzałością. Co za bohater, szczególnie już niezależny w tym wieku, czuł, że zaraz zwariuje ze szczęścia na sam widok jednej osoby?
- Tak myślę - odpowiedział w końcu.
Toris spodziewał się bardziej rozwiniętej odpowiedzi, ale tak naprawdę to nie potrzebował więcej. Zaśmiał się cicho. Alfred był bardzo energiczny, ale kiedy zmuszono to do rozmyślań o Feliksie, potrafił się uspokoić i wlepić rozmarzony wzrok w ścianę, która normalnie nigdy w życiu by go nie zainteresowała. Samo to wystarczało, aby brązowowłosy mógł stwierdzić, że coś było na rzeczy.
- Idź jutro do niego.
- Co? - Zdziwił się Amerykanin.
- Dokładnie to. Przez przerwę świąteczną się nie widzieliście, to pewnie chciałbyś go zobaczyć. Jest dwudziesty ósmy, więc powinien spędzać ostatnie dni wolne u siebie i sprzątać, czy coś.
Alfred spojrzał w okno z szerokim uśmiechem. Może i jutro da radę mu powiedzieć?
*^*^*^*
Puk, puk, puk, puk, puk. Alfred z zawzięciem od kilku minut stukał w drzwi. Wcale nie tak, że było wcześnie rano i każdy normalny o tej godzinie spał. Nie, nie. Po prostu nie mógł się doczekać spotkania z Polakiem i ciągle się krzątał po domu, więc już przed szóstą Toris wywalił go z mieszkania i kazał mu do niego iść.
- No czego? Bo ja totalnie wciąż śpię - burknął chłopak po otworzeniu drzwi. Feliks miał na sobie brudny podkoszulek i różowe bokserki. Alfred się uśmiechnął jeszcze szerzej. Dokładnie takiego widoku mógł się po nim spodziewać. - O, to ty. Generalnie to chyba możesz wejść, tylko ja tak jakby syf nadal mam.
- Nie przeszkadza mi to!
Feliks, przecierając wciąż zaspane oczy, odsunął się i pozwolił przyjacielowi wejść. Ziewnął przeciągle, a Alfred na ten widok poczuł ciepło rozlewające się z serca na całe ciało.
- Tylko wiesz, Elka i ten Prusak sobie śpią, więc może nie za głośno.
Amerykanin pokiwał głową z cichym śmiechem, a potem się rozejrzał. Dobra, przyszedł i nie umarł na zawał z powodu słodkości i zafelistości niższego blondyna. Co dalej?
Obserwował, jak Feliks idzie do kuchni. Otwiera lodówkę. Wyjmuje dwie puszki. Zamyka...
Przewrócił swoimi niebieskimi oczami. Jak można wytrzymywać tak długo w ciszy?
- Jak ci minęły święta? - Cierpliwość Alfreda nigdy nie była zbyt duża; tak samo i tym razem nie dał rady być cicho za długo.
- Pomijając te ciągle klejące się do siebie papużki nierozłączki, śpiące teraz razem - Feliks wszedł do salonu - i tego wkurzającego szwaba, to generalnie było spoko. Chociaż no, Gilbert i Ela są razem, więc czułem się jakby samotnie. Aaale nieważne. Jak u ciebie?
Usiedli na niewielkiej kanapie. Alfred objął ramieniem Polaka, na co ten się zdziwił, ale nie zareagował. To było dość przyjemne.
- No wiesz... Toris wyjechał do Natalii, Arthur nadal mnie nie chce widzieć. Byłem taaaak bardzo sam, jak Kevin. I nudziło mi się. I tęskniłem.
- Za czym, kim?
Amerykanin już, już miał zamiar wyznać chłopakowi, jak bardzo mu to brakowało i w ogóle, kiedy nagle zauważył coś karygodnego.
- Czemu sobie przyniosłeś piwo, a mi dałeś colę?
Feliks uśmiechnął się i wtulił się we wciąż otaczającego go swoją długą ręką Alfreda.
- Bo, tak jakby, młody jesteś. Jeszcze byś się schlał po trzech łykach, a co ja wtedy bym zrobił?
- Hej, jestem młodszy tylko o jakieś osiem miesięcy! - oburzył się Jones i mimowolnie zacisnął dłoń na ramieniu Feliksa, który zasyczał z bólu. - Aaa, sorry!
Zielonooki gestem mu przykazał, żeby był ciszej. W pokoju obok wciąż spała niemiecko-węgierska para.
Amerykanin sam sobie wziął puszkę z alkoholem i upił łyk. Nigdy wcześniej nie pił takiego piwa. Te było polskie i smakowało trochę inaczej niż to, z którym miał wcześniej do czynienia. A może mu się tylko wydawało?
- Pośredni pocałunek - wyszeptał Feliks.
- Co? - Zdziwił się Alfred. Spojrzał na puszkę. No tak, wcześniej tam były usta Łukasiewicza. - Niestety.
- Totalnie przepraszam! N-nieważne!
- Nie no. - Spojrzał w dół w zielone oczy. - Nie o to mi chodziło. Niestety, w sensie że niestety, że pośredni.
- Co?!
- Sam mówiłeś, że mam być ciszej, nie?
Feliks przychylił głowę i spojrzał pytająco. Zaraz po tym został delikatnie pocałowany przez Alfreda. Trwało to wszystko bardzo krótko, może ze trzy sekundy. Amerykanin bał się, co chłopak sobie o nim pomyślał. Ale nie żałował.
Milczeli, patrząc sobie w oczy.
Chwila byłaby cudowna i magiczna, gdyby nie dziwny śmiech, który nagle ją przerwał.
Nie musieli się odwracać, żeby stwierdzić, do kogo on należał. Tylko jedna osoba miała tak charakterystyczny rechot.
- Wypieprzaj stąd, Gilbert - warknął Feliks, a Alfred przysunął go bliżej i mocno przytulił.
Niemiec, stojący dotąd w drzwiach, wrócił do pokoju, prawdopodobnie poinformować swoją dziewczynę o zdarzeniu. Chwilę później dobiegło ich stamtąd głośne "wiedzialam!" Elizabety. Feliks postanowił zignorować współlokatorów.
- Wiesz co? - spytał Alfred. - Bo ja cię kocham. Bardzo. Mocno.
- Naprawdę? Bo ja ciebie też. Totalnie mocno!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro