Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

Złote Góry, Kresy Świata

Trzask. Głośne, jednostajne krakanie przerwało wszechogarniającą ciszę. Elias przeklął w duchu, gdy szelestem liści spłoszył ptactwo z korony drzew. Złote Góry nie były dzisiaj dla niego łaskawe. Z trudem tłumiąc frustrację, postanowił być ostrożniejszy i bardziej dyskretny w swoich działaniach. Podszedł bliżej, skupiając uwagę na śladach, które niedawno zostały pozostawione na ziemi. Na podstawie kształtu odcisków na wilgotnej ziemi przypuszczał, że były to skórzane trzewiki o niezwykle małym rozmiarze, zupełnie niepasujące do przeciętnego dorosłego człowieka. Ślady były głębokie i wyraźne, znajdowały się na widocznym miejscu, jakby ich właściciel nie obawiał się bycia śledzonym lub wręcz przeciwnie, jakby celowo zostawił ślady jako zachętę do podążania za nim. Elias przechylił głowę, próbując odczytać więcej informacji z tych niewielkich wskazówek. Kto w ogóle nosiłby takie buty? Ślady prowadziły go coraz głębiej w las, aż nagle nagle urwały się, jakby osoba nosząca buty nagle wyparowała lub wzbiła się w powietrze. Był zaskoczony i zdezorientowany tym nagłym zniknięciem. Wtedy, z ukrycia za drzewem, mały zielonołuskowy smoczek niespodziewanie zaatakował Eliasa. Skrzydła smoczka przecinały powietrze w szybkim tempie, a zęby błysnęły ostrzegawczo. Potężne łapy ukryte były przez nałożone na nie skórzane trzewiki. Elias instynktownie odrzucił się do tyłu, starając się ocalić się przed niespodziewanym atakiem.

Jednak w tym samym momencie, ukryte za korą i kamuflujące się jako część drzewa, drzwi naprzeciwko Eliasa otworzyły się z impetem, wywołując jeszcze większe zdziwienie i przyspieszenie jego bicia serca. Z gęstwiny roślinności wyłonił się mężczyzna ubrany w jasne szaty, z idealnie ogoloną brodą i długimi, srebrzystymi włosami. Był to Smoczy Strażnik we własnej osobie. Jego spojrzenie na Eliasa emanowało pogardą i wyższością, a obecność tego majestatycznego mężczyzny wzbudzała siłę i powagę. Natychmiast zareagował na sytuację i rzucił potężne zaklęcie, które sparaliżowało smoczka w powietrzu, unieruchamiając go bezwładnie. Następnie przywołał smoka do swojej strony i spojrzał na Eliasa, zapraszając go wzrokiem do wejścia wewnątrz drzewa.

Przekraczając progi drzwi, Elias znalazł się w magicznym świecie, który roztaczał przed nim swoje piękno i tajemniczość. Przestrzeń wewnątrz drzewa była przemyślana i starannie urządzona. Wysokie sufity wykonane z gałęzi i pnączy tworzyły sklepienia, które rozciągały się ponad głowami, tworząc magiczny labirynt korzeni i gałęzi. Wąskie przejścia, podobne do korytarzy, prowadziły w głąb drzewa, ukazując kolejne komnaty i sale. Wnętrze było oświetlone delikatnym blaskiem, który przenikał przez zamaskowane okienka w korze drzewa. Ten naturalny promień światła nadawał pomieszczeniom ciepłą atmosferę i nadzwyczajny urok. Podłogi były wykonane z miękkiego mchu i liści, tworząc pod stopami Eliasa przyjemną powierzchnię do chodzenia. Komnaty były ozdobione mistycznymi malowidłami i rzeźbami przedstawiającymi smoki, długie liany splecione w piękne wzory, oraz tajemnicze symbole magiczne. Na ścianach widać było również pęknięcia, przypominające miejsca, w których drzewo rosło, dodając wnętrzu unikalnego charakteru. Wzdłuż korytarzy i w małych zakamarkach spotkać można było niewielkie ołtarze, ozdobione płonącymi świecami i mistycznymi artefaktami. To miejsce było oazą spokoju i mocy, emanując energią zebranej przez wieki. W głębi drzewa znajdowały się też komnaty, które pełniły różnorodne funkcje. Były tam pracownie z magicznymi zwojami, w których przechowywano wiedzę dotyczącą starożytnych rytuałów i zaklęć.

- Dzień dobry plugawy łowco. – przywitał się, siadając na swoim czarnym skórzanym fotelu, lekko się przy tym uśmiechając. - Proszę spocząć.
- Dzień dobry? – patrzy na niego z olbrzymim zdziwieniem a następnie strzepał resztki popiołu z szaty. Echo zgromił swojego pomocnika wzrokiem.
- Miałeś go tu przyprowadzić jak najszybciej, ale nie w taki sposób. Nie potrzeba nam dodatkowych scen w lesie, Pyro. - stwierdza dość ostro mężczyzna. - A to, że pan Elias będzie się stawiać, było do przewidzenia. To trochę tak, jakby złapać osła, który całe życie słuchał potężnych ale głupich władców , a później pokazać mu las i nauczyć wolności - spogląda na Eliasa, przyjaźnie się uśmiechając. - Możesz wyjść Pyro.
Smoczątko prychnęło w odpowiedzi na reprymendę, wychodząc z pomieszczenia i zostawiając wampira sam na sam z strażnikiem - Magiem, od którego zależeć będzie jego być albo nie być.
- A więc Eliasie.. mogę się tak do ciebie zwracać, prawda? - pyta, na co wampir kiwa. - Musimy poważnie porozmawiać. Po pierwsze chciałbym ci bardzo podziękować za to, że osobiście podjąłeś się polowań na smoki. Zastawiane przez innych pomocników Lucyfera pułapki były bardzo skuteczne. Jednakże twoje nieudolne próby polowania zmniejszają to ryzyko. Z tego, co słyszałem smoczątka są z nich bardzo zadowolone z takich podchodów, co mnie bardzo cieszy.
Elias zacisną pięści zirytowany ewidentną kpiną maga.
- Tym samym... – czarnoksiężnik przerywa na chwilę, uważnie mi się przyglądając i jakby dokładnie rozważając każde kolejne słowo, które chce wypowiedzieć. - ... pozwoliłem sobie na pójście na pewne ustępstwa.
- To znaczy? – dopytuje Elias, nie do końca wiedząc, do czego zmierza. Przyszedł tu przygotowany na to, że zdobycie smoczego jaja zajmie mu kilka dodatkowych miesięcy albo lat, a tymczasem jego do tej pory największy wróg siedzi przede nim uśmiechnięty i zadowolony, rozmawiając jak z kimś równym sobie.
- To znaczy, że znalazłem sposób na kompromis w naszej sytuacji. - odpowiada, a wampir patrzy na niego jak na idiotę. Mija chwila, zanim do Eliasa dociera sens jego słów. Zaczął analizować jego rysy twarzy, chcąc upewnić się, że to nie żart, ale Echon jedynie uśmiechną się i pokiwał potwierdzająco głową, odpowiadając na nieme pytanie, malujące się na twarzy wampira. 
- Jestem Strażnikiem od... kilkunastu lat i trochę poznałem się na istotach. Wiem, że w głębi duszy jesteś dobry. Teraz masz realne szanse na to, żeby uświadomić sobie dokąd zmierza ślepe podążanie za rozkazami zanim będzie z późno. Ja tylko w tym trochę pomogę, to wszystko.
- Mów jaśniej – warkną Elias
- Pokażę ci legowisko, a dokumentację autentyczności podpiszę własną dłonią, pod warunkiem że nie przekażesz Lucyferowi smoczego jaja, tylko przygotowany przeze mnie artefakt.
- W życiu nie pójdę na taki układ – warkną
Echo potarł skroń, zmęczony.
- Zdajesz sobie chociaż sprawę w jakim celu twój zleceniodawca oczekuje od ciebie zdobycia ostatniego smoczego jaja? Nie jest to dla niego tylko zwykły przedmiot, ale klucz do potężnych mocy, które może wykorzystać dla swojej własnej korzyści. Jeśli przekażesz mu prawdziwe jajo, to otworzysz mu drogę do ogromnej mocy, której nie jest w stanie kontrolować. To oznacza zagładę dla wielu niewinnych istot i chaos na nieznaną skalę. Ale jeśli podarujesz mu fałszywy artefakt.. - zaproponował Echon, patrząc na Eliasa z nadzieją. - Mógłbym stworzyć tak doskonałą imitację, że sam Lucyfer nie byłby w stanie jej rozpoznać.

Elias przemyślał słowa czarnoksiężnika. Miał świadomość, że zleceniodawca nie jest osobą, z którą można się łatwo zmierzyć. Był jednak gotów podjąć ryzyko, żeby chronić świat przed tym, co mogło się stać, gdyby Lucyfer zyskał dostęp do smoczego jaja.
- Eliasie... pamiętaj, że to już nie jest tylko nasza walka. To już nie chodzi o ciebie czy o mnie. Stawką jest los wielu istot. Razem możemy powstrzymać Lucyfera i ocalić świat przed zgubnymi skutkami. - powiedział patrząc na rudowłosego chłopaka poważnie.
- Dobrze - odparł Elias, wpatrując się w Echona z determinacją. - Przyjmuję twój plan. Ale daj mi pełną dokumentację i zapewnij, że będę bezpieczny. – dodał zachowawczo wampir. Echon uśmiechnął się szeroko, odkrywając rząd śnieżnobiałych zębów.
- Zrobię wszystko, co w naszej mocy, żeby ci pomóc – obiecał srebrnowłosy mag - Ale pamiętaj, że czas jest teraz dla nas najważniejszy. Im szybciej wykonamy nasze działania, tym większe mamy szanse na powodzenie.- Uściśnięcie dłoni potwierdziło układ na który Eblis przystał z Echonem. Czuł że to może być jedyna szansa na zatrzymanie Lucyfera i ocalenie świata przed jego szaleństwem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro