Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Sala Obrad, Świątynia Boska
Teraźniejszość

Sala Obrad roztaczała się przed każdym nowoprzybyłym, w całej swojej dostojności. Wysoki zdobiony freskami sufit przyciągał uwagę, a liczne kryształowe żyrandole rozświetlały przestrzeń jasnym, łagodnym światłem. Budowla przypominała wyglądem Koloseum. Powstała na planie koła z piętrzącymi się rzędami ław i krzeseł. Wzdłuż ścian Sali stały masywne, drewniane stoły, ustawione w starannie zaplanowany układ, przygotowane na przyjęcie ważnych dokumentów i akcesoriów do debat. Rzędy zbiegały się do okazałego, dębowego stołu z bogato rzeźbionymi nóżkami, przy którym przeważnie zasiadali najwyżsi rangą członkowie zgromadzenia. Pomiędzy kolumnowymi ścianami prześwitywały promienie, które wpuszczały do wnętrza sali naturalne światło, a zarazem oferowały piękne widoki na okolicę. Na ścianach wisiały portrety dawnych anielskich przywódców i ludzkich mędrców, przypominające o historii tego miejsca. Podłoga sali pokryta była precyzyjnie wykonanym, drewnianym parkietem, który skrzypiał lekko pod stopami. Pomiędzy stołami znajdowały się wygodne, tapicerowane krzesła, zapewniające uczestnikom wygodne miejsce do zasiadania. Cała sala była nasycona atmosferą powagi i oczekiwania, zawsze gotowa na rozpoczęcie ważnego spotkania.

Po kolumnach odbił się donośny dźwięk metalicznego zderzenia, gdy złoty miecz stawił czoła srebrzystej kosie. Dwóch młodych mężczyzn zmierzyło się wzrokiem
- Krew! Krew! Krew! Krew! Krew! – rogata dziewczyna przypatrująca się walczącym z siedziska, skandowała zamaszyście machając przy tym rękoma, ewidentnie podniecona widokiem napierających na siebie broni. Eblis spojrzał w jej kierunku na ułamek sekundy, by do chwili wrócić do czujnej obserwacji srebrzystej broni przeciwnika, która błyskawicznie przecinała powietrze przed nim.
- Bizu się rozochociła. - zaśmiał się i po raz kolejny skontrował atak trzymających w dłoniach.
- To może damy jej mały pokaz? - twarz kosiarza zakryta była barwioną na szaro płócienną szatą, ale młody anioł doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przeciwnik się lekko uśmiechał. Po chwili rywal sprawnie wykonał serię ataków, tak dynamicznie, że Eblis musiał ratować się ucieczką w powietrze.
- Widzę, że walka na ziemi to za wysokie progi, skoro salwujesz się skrzydłami. - zadrwił zakapturzony. Ten niemiły, ale trafny komentarz został przez płomiennookiego puszczony mimo uszu. Zamiast odpowiedzieć, wykonał tylko gwałtowny zwrot ponad przeciwnikiem, by po chwili wbić końcówkę miecza w plecy rywala.
- Ha! Szach mat! - wykrzykną uradowany i powoli zacząłby się cieszyć z swojego zwycięstwa, gdyby wcześniej gwałtownie nie wylądował na kości ogonowej z głuchym łupnięciem. Kosiarz powoli odwrócił się do niego z błyskiem w ciemnoniebieskich oczach.
- Jesteś zbyt pewny siebie, jak na przegranego. – podał siedzącemu przeciwnikowi rękę pomagając mu wstać.
- A ty oszukiwałeś. Miało być bez magii. – żachną się przegrany, czujnie obserwując wnikające w podłogę pnącza cieni, które były powodem jego utraty równowagi. Z chęcią jednak przyjął pomocną dłoń i wstał.
- Miało być też bez skrzydeł – wtrącił niebieskooki chłopak opierając się o swoją kosę.
- Czyli remis! – przerwała im Abizu, zwana pieszczotliwie Bizu. Przez dłuższą chwilę próbowała wygramolić się z zajmowanego wcześniej siedziska, aby móc podejść do nich.

Nagle, drzwi do sali gwałtownie otworzyły się, wprowadzając nieoczekiwanych gości. Archanioł Remiel, wraz z aniołem Dazai'em - odwiecznym wrogiem Eblisa, wtargnęli na salę, która dla trójki przyjaciół zwykle pełniła funkcję Sali Obrad, ale dla przyjaciół, w tym nietypowym momencie, stanowiła się Salą Treningową. Zielonooki Dazai zawsze był gotów złapać Eblisa na gorącym uczynku i zgłosić go do rady Archaniołów.

Atmosfera w sali natychmiast napięła się, a trzej przyjaciele spojrzeli na siebie z zdziwieniem i niepokojem. Archanioł Remiel, nie kryjąc swojego zniecierpliwienia, zaczął wygłaszać przemowę na temat braku poszanowania dla mienia i konieczności zachowania porządku. Jego słowa brzmiały fascynująco, pełne mocy i autorytetu, ale niestety zostały szybko zepchnięte na margines, zasłonięte przez burzę emocji i zamieszania wśród obecnych. Trójka przyjaciół nie mogła uwierzyć, że zmuszeni zostali do kolejnej zmiany miejsca treningowego przez taką nagłą i nieprzewidywalną sytuację. Groźne słowa Archanioła zdawały się utonąć w morzu niepamięci i ignorancji w chwili gdy po skończonym wywodzie opuścił Salę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro