v
Sala Warsztatowa , Świątynia Boska
Następnego dnia rano
Półmrok panował w pomieszczeniu, delikatna łuna światła muskała zaledwie sylwetki młodych aniołów. Stali oni wyjątkowo blisko siebie, Eblis miał szeroko rozłożone śnieżnobiałe skrzydła, jakby był gotowy odfrunąć w każdej chwili, Gabriel zaś wydawał się cały spięty i zestresowany. Pewnym ruchem Eblis wsuną na serdeczny palec lewej ręki Gabriela czerwonawy pierścień i spojrzał na niego.
- Wyjdź za mnie – Eblis ujął w dłonie, drobną twarz Gabrysia, zbliżając się do niego jeszcze bardziej. Stali na stabilnym drewnianym podłożu, co jednak nie dawało blondynowi pewności, że nie upadnie. Jego nogi pod wpływem bliskości Eblisa były niczym z waty, a jego serce waliło jak oszalał. Jego dłonie lekko drżały, gdy Eblis przytrzymał jego twarz intensywnie patrując się w jego oczy. Czerwonawy pierścień na jego palcu wydawał się iskrzyć, a blask odbijał się w oczach obojga aniołów. Słowa Eblisa brzmiały jak melodia, która powoli wypełniała przestrzeń między nimi. Gabriel odchylił głowę, przyciągając się jeszcze bliżej do Eblisa, tak blisko, że ich oddechy się zlepiały. Czuł delikatne dotknięcie skrzydeł Eblisa na swojej skórze, które dawały mu poczucie bezpieczeństwa i lekkości.
- Nie... nie mogę za ciebie wyjść - wydukał z siebie niepewnie.
- Przecież mnie kochasz...- Eblis spojrzał w jego oczy z iskra nadziei, wciąż delikatnie gładząc kciukiem jego policzek.
- Kocham... Z całego serca i jak nikogo nigdy. Kocham... Jak... Jak ćma kocha płomień... Jak sucha studnia wodę... Jak... Dzień kocha n-noc. - Eblis uśmiechną się lekko, sam będąc tak blisko, że praktycznie stykał się z nim nosami - Czystą kroplą miłosnej agonii.
- To ucieknijmy razem... Ty jako jedyny znasz moje cierpienie - centymetry dzieliły go od połączenia ich ust. Zabrakło zalewie chwili, gdy Gabriel odsuną się od niego gwałtownie, cały zarumieniony.
- Wow, naprawdę jesteś świetnym aktorem... - odchrząkną i poprawił swoją kremowobiałą szatę.
- Tak... Aktorem. – Eblis z trudem ukrył rozczarowanie, które wiązało się z odrzuceniem go przez Gabriela. Nie mógł uwierzyć, że jego uczucia były nieodwzajemnione.
Po chwili oślepiło ich przeraźliwe światło, które niespodziewanie wdarło się na scenę.
- Brawo! Tak ma być! Eblis zaskoczyłeś mnie. Świetnie zagrałeś swoją rolę, jeszcze kilka lat i bez problemu będziesz mógł być zesłany na ziemie, i żyć tam a ludzkość i tak nie będzie nic podejrzewać. Gabriel, dobry monolog, ale w ostatniej chwili się zawahałeś, przez co scena wyszła nierealistycznie. Musisz popracować na autentycznością i szczerością.
- Dobrze Archaniele Chamael'u. - Gabriel z nerwów zaczął bawić się pierścieniem na palcu.
- Dobrze, zejdźcie już ze sceny. Następni!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro