I
Korytarz Zachodni, Świątynia Boska
3 tysiące lat przed Stworzeniem Świata
Z jakże istotnego dzieciństwu Eblisowi pozostało tylko jedno, jednak najważniejsze wspomnienie. Drobne kroczki młodziutkiego płomiennookiego chłopca roznosiły się donośnie po korytarzach Świątyni Boskiej. Spieszył się tak bardzo, że stracił równowagę i potkną się o własną, białą szatę. Przed upadkiem na twarz uratował go niższy od niego towarzysz o perłowej karnacji i blond loczkach. W ostatniej chwili zdążył wyciągnąć swoją drobną rączkę i przytrzymać chylącego się ku upadkowi chłopaka ratując go przed bolesnym zderzeniem z wykafelkowaną, idealnie czytstą podłogą Świątyni.
- Uratowałeś mnie przed upadkiem. Czy mogę poznać imię swojego wybawcy? - Eblis wyprostował się, skanując sylwetkę nowo poznanego chłopaka. Był to niewiele niższy od niego anielski podrostek, w podobnym wieku. Ubrani byli identycznie, w nieskazitelnie czyste wyprasowane, białe kimono, przeplecione ozdobnym złotym sznurem. Na wysokie, alabastrowe czoło oplatały idealnie wyszczotkowane złociste pukle włosów. W momencie, w którym Eblis po raz pierwszy spojrzał w błękitne oczy kruchej postaci stojącej przed nim, zapomniał jak się oddycha.
- Jestem Gabriel, a ty jak się nazywasz? – powiedział nieśmiało niższy chłopak i upewniając się, że jego towarzysz stabilnie stoi, powoli zabrał rękę.
- J-jestem Eblis – zająkał się niepewnie płomiennoki aniołek o czarnych kędzierzawych włosach. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się jąkać, jednakże nie zwrócił uwagi na ten incydent, nie mogąc oderwać wzroku od błękitu oczu stojącego przed nim chłopaka.
- Widzę że nie jestem jedyny który wymyka się w czasie odpoczynku – dodał zdając sobie sprawę z niezręczności ciszy jaka zapanowała miedzy nimi, gdy on bezkarnie wpatrywał się w oczy chłopaka
- Powiedzmy....- zawahał się Gabriel. Tak naprawdę właśnie wracał właśnie z konsultacji z Archaniołem Urielem i zgodnie z jego poleceniem planował spędzić resztę przerwy poobiedniej razem z rówieśnikami w Sali Odpoczynku. Nowa twarz stała się dla niego jednak impulsem do zabłyśnięcia, a takich okazji Gabriel zwykł nie przegapiać - Chcesz ze mną coś stworzyć? – zaproponował z entuzjazmem blondyn, układając w głowie plan jak by tu zaskoczyć nowego kolegę.
- Jasne! – odpowiedział energicznie Eblis
Ku wielkiemu zdumieniu szatyna, Gabryś bezzwłocznie chwycił jego dłoń i razem zaczęli wędrować do jednego z wielu urokliwych pomieszczeń Świątyni. Płomiennoki błyskawicznie rozpoznał to miejsce, nazwane przez Cherubinów ,,Pokojem Kreacji". Pomieszczenie to było niezwykle urokliwe, panowała w nim atmosfera spokoju i harmonii, a jego wnętrze emanowało przytulnością. Ściany pokryte były delikatnym pastelowym odcieniem, rozświetlającym pokryte w półmroku pomieszczenie, tworząc subtelną aurę blasku. W centrum pokoju stało piękne, drewniane biurko z delikatnie wygrawerowanymi wzorami, na którym rozłożone były różnorodne artystyczne przybory. Kolorowe farby, pędzle o różnej grubości, palety barw i płótna czekały na twórcze wykorzystanie. Cała przestrzeń była wypełniona pięknymi obrazami, ukazującymi różnorodne krajobrazy, postacie anielskie i mityczne stworzenia które może było napotkać w Świątyni. Niewielka ilość światła obezna w pomierzeniu spowodowana była ciemnym sklepieniem pełnym drobnych, jasnych przebłysków. Promyki padające na powieszone płótna podkreślały ich piękno i detale, tworząc grę świateł i cieni.
- Wiedziałeś o istnieniu tego miejsca? Uwielbiam tu przychodzić! – wręcz wykrzyczał z ekscytacji Eblis. Odkąd tylko odkrył to miejsce podczas jednej z swoich eksploracyjnych spacerów po zakamarkach Świątyni, regularnie przychodził do Pokoju. Płótno i pędzel bardzo szybko stały się jego ulubionymi narzędziami. Skocznym krokiem skierował się do masywnego biurka po płótno, które ustawił na sztaludze obok. Sprawnie otworzył szufladę biurka i wyją z niej fartuch, który zarzucił na siebie upewniając się, że farby nie pobrudzą szaty. Chwilę później z iskierkami w oczach dobierał farby. Tym razem malował z wzniesieniem, natchniony myślami o błękicie oczu i ich tajemniczego właściciela, stojącego tuż obok. Pragnął stworzyć coś, co odzwierciedliłoby piękno, które ujrzał, oraz niezgłębione emocje, które się w nim tliły. Za każdym razem gdy odwiedzał Pokój Kreacji, cieszył się nim tak samo, jakby przychodził do niego po raz pierwszy. W przeciwieństwie do niego, Gabriel nie dał po sobie znać, jak wielkie wrażenie sprawiło na nim to pomieszczenie, gdy pozwolił sobie na wejście do niego po raz pierwszy. Spodziewał się jednak, że to on będzie tym który pokazuje nowoodkryte miejsca inny. Z niemałym trudem ukrył szok i zazdrość, jaką wzbudzał w nim reakcja jego nowego znajomego na Pokój. Eblis wydawał się poruszać po pomieszczeniu z niewiarygodną swobodą, podczas gdy Gabriel musiał dokładnie rozejrzeć się, aby przypomnieć sobie, gdzie znajdowały się potrzebne mu do tworzenia przedmioty. Nie mniej jednak, po chwili obydwoje chłopcy w ciszy i skupieniu wypełniali białą przestrzeń płótna tylko im znanymi wzorami.
Kiedy ich dzieła zostały ukończone, z dumą podnieśli rysunki ku sklepieniu, by w lepszym świetle wymienić się wrażeniami z tworzenia. Wtem potężna, nieznana im siła uniosła płótna w górę, ku mrocznej przestrzeni. Panujący w Pokoju półmrok gwałtownie rozproszył się za sprawą dwóch olśniewających tworów, mocniejszych od wszystkich pozostałych gwiazd. Kreacje jawiły się dokładnie takimi samymi, jak na rysunkach młodych aniołków.
- Jakie to piękne...- oczy Gabriela błyszczały, gdy ten podziwiał tysiące świateł na niebie, a wśród nich jego własne dzieło.
- Jak to nazwiemy? Każde nowopowstałe zasługuje na nazwę.
- To twoja praca Eblisie, ty powinieneś nazwać swój twór. –odpowiedział Gabriel uważając ten układ za sprawiedliwy.
- Księżyc - powiedział bez wahania, patrząc Gabrysiowi w oczy. – Reprezentuje noc. A twoja gwiazda, jaką nazwę otrzyma?
- Słońce. – odpowiedział cicho Gabriel. – Będzie zwiastować nowy dzień. Będą współdziałać razem, następując po sobie. Dopilnuję tego.
- Chciałeś chyba powiedzieć, dopilnujeMY. Ja nigdzie się nie wybieram. – odpowiedział pewnym siebie głosem Eblis i tym razem to on chwyciła Gabriela za rękę. Blondyn zmieszał się nieco i odwrócił wzrok.
- Um, zaraz kończy się drzemka poobiednia a słyszałem, że dziś ma być naprawdę dobry podwieczorek – powiedział skupiając wzrok na drzwiach wyjściowych
- Ścigamy się do stołówki? – zaproponował Eblis, starając się podtrzymać atmosferę jaka panowała miedzy nimi jeszcze chwile temu.
- Kto pierwszy! – Gabriel wyszarpną uwiezioną dłoń i rozpoczął wyścig.
Chłopcy opuścili biegiem pomieszczenie, śmiejąc się wniebogłosy. Od tamtej pory, każdego dnia jasne słońce wychodziło na ziemskie niebo na leniwy spacer, które mroczniejszym akcentem kończył blady księżyc. Z usypanym piegami gwiazd licem gonił swojego słonecznego przyjaciela w nieskończoność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro