Book2 - Seven - Happy End.
~ Zayn's P.O.V ~
Będąc co raz bliżej szpitala, moje serce nie wytrzymywało tych wszystkich narastających emocji. Kilka minut dzieliło mnie od mojej narzeczonej i pierwszego dziecka. Byłem bliski szaleństwa!
Prawie bez możliwości oddychania, wbiegłem do miejscowego szpitala w Bradford i moje nogi poniosły mnie na porodówkę. Nie zwracałam uwagi na nic : Na pielęgniarki, na sytuacje dziejącą się wokół mnie... Liczyła się tylko Katie. Musiałem być przy niej, trzymać za rękę i wspierać.
- No wreszcie, stary! - krzyknął Justin na mój widok, trzymając w ręku coś niebieskiego. - Myślałem, że nie zdążysz!
- Ale jestem - odparłem pomiędzy sapnięciami.
- Masz to, a mi oddaj broń - Wziąłem od niego to niebieskie coś i szybko dałem mu broń. Pielęgniarki pewnie niezbyt entuzjastycznie zareagowałby na widok colta i w dodatku nabitego.
Ubrałem się w to niebieskie nakrycie i z głębi sali usłyszałem głośny krzyk. Przeszły mnie ciarki i spojrzałem na moich towarzyszy.
- No, idź do niej! Bez Ciebie nie urodzi! - powiedziała Steff, oparta o ścianę. Pokiwałem głową i po tym jak podszedłem do drzwi od sali porodowej, pociągnąłem klamkę w dół i wtargnąłem do środka.
Wokół łóżka szpitalnego stało chyba z pięć położnych, a lekarz, który wcześniej badał Katie, pomagał mojej dziewczynie urodzić.
- Pan tu nie może wchodzić! - odparła jedna z położnych, próbując mnie wygonić z sali.
- Jestem jej narzeczonym! Niech Pani mnie do jasnej cholery zostawi! - Odepchnąłem kobietę na tyle delikatnie, by nie stała się jej krzywda i podbiegłem do Katie, która na siłę próbowała przeć. Dziewczyna w końcu spojrzała na mnie zaszklonymi od płaczu oczami. Widać było, że się męczyła. Urodzenie dziecka to zapewne musiało być dla niej najcięższe z przeżyć, jakie kiedykolwiek doświadczyła. - Obiecałem, więc jestem - szepnąłem i ująłem jej spoconą dłoń, po czym dodałem głośniej. - Dasz radę, zostało nie wiele do końca.
- Katie, przyj! Już widzę główkę! - zmotywował ją lekarz. Katie wykonała jego polecenie krzycząc przy tym głośno i ściskając moją dłoń i miażdżąc palce. Znieważyłem ten ból i patrzyłem, jak nasze dziecko powoli wita świat.
- O mój Boże! - wrzask Katie był na serio donośny i ranił moje uszy. Głaskałem ją po głowie i szeptałem jej słowa otuchy.
- To już prawie koniec... Ostatnie, mocne parcie, skarbie - powiedziałem do niej i po raz ostatni Katie zaczęła przeć. Napięła przy tym wszystkie swoje mięśnie i wtedy...
Usłyszałem coś pięknego.
Płacz. Dziecięcy płacz. Momentalnie świat się dla mnie zatrzymał. Patrzyłem, jak lekarz podnosi nasze dziecko i spogląda na nas z uśmiechem.
- To dziewczynka. Zdrowa jak rydz! Gratulacje! - odparł zadowolony. Spojrzałem na Katie przez łzy, po chwili czując jak ściekają mi one po policzkach.
- To nasza Isabella, kochanie - szepnąłem do Katie, która się uśmiechnęła.
- Chce Pan...
- Zayn - poprawiłem lekarza ze śmiechem.
- No to Zayn... Chcesz odciąć pępowinę? - Bez wahania pokiwałem głową. Nim to wykonałem, pielęgniarka owinęła moją córeczkę różowym kocykiem, a potem zgodnie z instrukcjami lekarza, drżącymi dłońmi odciąłem Isabellę od Katie i po kilku sekundach moja malutka córeczka była w moich ramionach. Uśmiechnąłem się do niej szeroko i pociągnąłem nosem.
Bella była cudowna. Idealna. Najwspanialsza... Brakowało mi przymiotników, które mogły ją opisać. Oczka zdecydowanie odziedziczyła po mamie, a po mnie czarne włoski. Jej twarzyczka była zarumieniona, a ona sama lekko się wierzgała i płakała, ale widząc mnie, uspokajała się. Isabella była moja i nikogo innego.
- Witaj w rodzinie, skarbie - mruknąłem, całując jej drobne czółko i Bella na dobre przestała płakać.
- Zayn, daj mi ją - poprosiła mnie Katie, wyciągając ku mnie zmęczona ręce. Delikatnie podałem jej Bellę, a mała od razu wtuliła się w jej pierś. Obie wyglądały pięknie i były tylko moje.
Moja rodzina była wreszcie w komplecie.
~ Steff's P.O.V ~
Odkąd Zayn znikł w sali, a to było już od dobrych kilku minut, moje nerwy mnie rosły i rosły. Kurwa, zachowywałam się tak, jakbym to ja rodziła!
- Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie bez komplikacji - powiedziałam przejęta do Niall'a, który siedział na krześle, a ja stałam obok zdenerwowanej Pani Malik i Pana Malika.
Nigdy nie powiedziałabym, że polubię rodzinę Zayn'a : W końcu na ich bankiecie zginęli moi rodzice. Powinnam nie spoglądać w ich stronę, a jakbym już spojrzała, udusić wzrokiem. Stawałam się miękka. To nie dobrze... Co te życie ze mną zrobiło?!
- Przebiegnie - Niall wziął mnie za rękę, posyłając mi szczery uśmiech. Naprawdę kochałam tego idiotę! Był najlepszym chłopakiem na świecie. Ja i Katie trafiłyśmy na cudownych mężczyzn. Gdyby nie ich wizyta w klubie, pewnie nadal robiłabym za barmankę James'a.
- Jak myślicie, będzie dziewczynka czy chłopiec? - zapytałam pozostałych, siadając na kolanach Niall'a i wtuliłam głowę w jego tors.
- Chłopiec - powiedział z przekonaniem Lou. - Już widzę ich razem na siłce jak pakują...
- A ja mówię wam : Będzie dziewczynka - stwierdził Harry. - Już wyobrażam sobie, jak ich córka przychodzi do domu z chłopakiem, a Zayn go wyrzuca na zbity pysk - Zaśmialiśmy się wszyscy i usłyszałam z sali porodowej płacz.
Płacz dziecka. Moje ręce powędrowały do ust, a w oczach zebrały łzy radości. Niall przytulił mnie mocno, śmiejąc się przy tym cicho.
- Nasz Malik został ojcem - odparł Liam z uśmiechem.
- Tricio, nasz Zayn jest tatą - mruknął Pan Malik, przyciskając do siebie swoją zapłakaną ze szczęścia żonę.
Moja najlepsza przyjaciółka została mamą... A ja ciocią!
~ Katie's P.O.V ~
Ból był okropny, w życiu takiego nie czułam. Przyznam ze szczerością, że wolałam chwilami dostawać twarz od nieżyjącego Ray'a, ale cholera : Było warto.
Gdy Zayn zdążył na mój poród, byłam szczęśliwa, że dotrzymał zawartej między nami umowy. Wyszedł i jak obiecał, wrócił cały i zdrowy, bez draśnięcia. Nigdy nie widziałam go bardziej szczęśliwego niż wtedy, gdy zobaczył naszą córeczkę i wziął ją w swoje ręce. Była taka mała w jego ramionach! Widziałam nawet, że Zayn na jej widok uronił kilka łez... To było na serio urocze! Ten obrazek był najsłodszy na świecie!
- Państwa córeczka jest chyba najgrzeczniejszym noworodkiem, jakim kiedykolwiek się zajmowałam! - powiedziała do mnie i Zayn'a pielęgniarka, która niosła ze sobą Bellę. Mnie po doprowadzeniu do porządku, zabrano do normalnej sali, a małą zawieziono na badania. Urodziła się o miesiąc za wcześnie, bałam się, że jej życie jest zagrożone.
Zayn machinalnie wstał z krzesła, na którym siedział obok mnie i wziął od kobiety Bellę, lekko przytulając ją do siebie. Mała chwiejnie podniosła swoją maciupeńką rączkę i lekko ścisnęła kciuk Zayn'a. Zachichotałam na ten widok, mój narzeczony i pielęgniarka również.
- Bella jest zdrowa? - zapytałam kobietę cicho i sennie. Byłam już bardzo zmęczona, ale nie chciałam zasypiać.
- W stu procentach. Jej serduszko pracuje jak szalone! Jest wcześniakiem, ale widać, że będzie żywym dzieckiem - stwierdziła pielęgniarka. - To wasze pierwsze dziecko?
- Tak - odpowiedziałam jej równo z Zayn'em, patrząc z uśmiechem na Bellę.
- Moje gratulacje. Tworzycie piękną rodzinę.
- Dziękujemy - odparłam, posyłając kobiecie szczery uśmiech.
- Zostawię was już samych, zaraz pewnie przyjdą do was...
- O mój Boże! To Isabella! - zapiszczała Steff, która weszła do mojego pomieszczenia cała w skowronkach, a za nią reszta.
- Bliscy... - dokończyła pielęgniarka ze śmiechem. - Przyjdę do was za jakieś pół godziny. Musisz ją nakarmić.
- Dobrze - Pielęgniarka opuściła pokój i wtedy się zaczęło.
- Jaka ona śliczna! Chryste, jest piękna! - Steff uklękła obok krzesła Zayn'a i pogłaskała Bellę delikatnie po główce. - Hej, tu Twoja Ciocia Steff! To ja nauczę Cię, jak się porządnie imprezuje. Tylko musisz trochę podrosnąć, wiesz?
- Steff! - zbeształam ja.
- No co? Przecież żartuję! - Steff się zaśmiała. - To na prawdę wasza córka?! Wy na serio zostaliście rodzicami?!
- Na to wygląda. Też jeszcze nie dowierzam. Dotrze to do mnie pewnie dopiero za kilka dni - Wymieniłam z Zayn'em uśmiechy i mulat dał mi moją córeczkę. Na powitanie pocałowałam mój skarb w czubek nosa.
- Gratulacje, Zaza! - Chłopacy rzucili się na niego z ramionami. Więc, nie tylko my tak bardzo cieszyliśmy się z narodzin Belli. Nie byliśmy sami i to był kolejny powód do radości. - Twoja córka jest za ładna! To chyba nie Twoje!
- Haha, zabawne - Zayn wywrócił oczami.
- Bella będzie miała najbardziej pokręconych wujków, jakich mogła mieć! - powiedziałam ze śmiechem i wpadłam na pomysł. Czas było zacząć działać. Steff była z Niall'em już od dłuższego czasu. Trzeba było im pomóc zrobić następny krok. - Niall, chcesz potrzymać małą?
- Ja... Ja nie wiem... A jak ją opuszczę? - Niall wyglądał na zakłopotanego. Pewnie zaskoczyłam go moim pytaniem.
- Nie opuścisz, chodź. Niech pozna wujka Niall'a - Blondyn podszedł do mnie niepewnie i wziął Bellę w ramiona. Steff patrzyła na nich jak zaczarowana. Wiedziałam, że i w niej obudził się instynkt macierzyński. Punkt dla mnie!
- Och, Niall czuję, że ty następny zostaniesz ojcem! - rzekł Liam, klepiąc go po ramieniu. Horan mu nie odpowiedział i bawił się z Isabellą, gdy inni nam gratulowali i na zmianę oglądali moją córkę. Nie wierzyłam, że w końcu była z nami.
To był najlepszy dzień w ciągu całego mojego życia, które w końcu odnalazło swoją właściwą drogę.
***
- Patrz, jak malutka śpi - Zayn wskazał na Bellę, która leżała na specjalnym kojcu, który nam przyniesiono. Bella miała delikatnie otwarte usteczka, a rączki pod główką. Był wieczór i prawie każdy, prócz Zayn'a, który nalegał, by ze mną zostać tego dnia, poszedł do domu, by przespać się kilka godzin.
- Jest strasznie słodka - mruknęłam z uśmiechem. - I nasza.
- Tak... Jest nasza - odparł Zayn z lekkim niedowierzaniem i wplątał palce w moją lewą dłoń, czubkiem palca pocierając diament mojego pierścionka zaręczynowego.
- Zayn... Co z Lukiem? - spytałam go cicho, patrząc uważnie na jego twarz.
- Wyjechał na dobre, kochanie. Nie będzie nas już męczył.
- Od tak wyjechał i zostawił nas w spokoju? - Zdziwiłam się.
- Trudno w to uwierzyć, ale tak, zostawił nas. Obiecał nigdy tu nie przyjeżdżać.
- To... Chyba dobrze - stwierdziłam z ulgą.
- Bardzo dobrze. W końcu i nas dopadło te znane nam szczęśliwe zakończenie.
- Nareszcie Happy End.... To aż niemożliwe... Tyle nas spotkało, tyle razem rzeczy przeżyliśmy... I to tak po prostu koniec?
- Koniec. Zaczynamy wszystko od nowa, od początku. Tak jak powinno być... - Zayn pochylił się nade mną i złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku, który mógł trwać wiecznie i nigdy się nie kończyć.
Czy to nazywało się szczęście?
**********************************
Kochani, został nam tylko EPILOG! :( To już koniec Angry :'(
Jak wrażenia po całej serii? Będziecie tęsknić? A może chcecie kolejne tego typu opowiadanie? :D Jedno jeszcze mam w zanadrzu... :D
Do zobaczenia! xoxo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro