Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Book 2 - Six - Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, dotrzymaj umowy.

~ Zayn's P.O.V ~

 

Luke chce się spotkać. Teraz. 

Kurwa, kurwa, kurwa... Nie! Nie teraz! 


- Wiesz, że nie mogę - powiedziałem do swojego ojca, zerkając ukradkiem na Katie, która miażdżyła mi dłoń swoim mocnym uściskiem. - Może kiedy indziej, ale nie teraz. 
- Nalega - ciągnął tata, słuchając prawdopodobnie jego głosu w telefonie. - Nie odpuści. 
- Obiecałem jej - mruknąłem z jękiem. 
- Chce z Tobą porozmawiać - Ojciec wyciągnął ku mnie rękę z komórką. Niepewnie chwyciłem ją i przyłożyłem do ucha. 
- Czego chcesz? - warknąłem przez zaciśnięte zęby. 
- Miło mi Cię słyszeć, Malik - Głos Luke'a przypominał mi dźwięk tłuczonego szkła : Był przeraźliwy. - Zasady są jasne : Albo stawisz się sam, bez swojej brygady, albo znajdę Cię i resztę Twojej pierdolonej rodzinki i tą dziewczynę... Wyglądała bardzo seksownie... To Twoja kolejna zabaweczka? Słyszałem, że miałeś ich sporo w swoim życiorysie.
- Nie mieszaj jej do tego - syknąłem, patrząc na Katie. Spoglądała na mnie z lekkim grymasem na twarzy, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka zmartwienia. 
- Więc, chyba wyraziłem się jasno, tak Malik? Przyjeżdżasz, albo Twoi bliscy giną. Wybieraj - Zamilkłem na dłuższą chwilę i nie spuszczałem wzroku z tęczówek Katie. Malował się w nich niepokój. - Jesteś tam, tchórzu? 
- Gdzie chcesz się spotkać? - spytałem, nie wierząc we własne słowa. 
- W starym magazynie, który Twój ojczulek kiedyś próbował wysadzić w drobny mak. Masz być sam, bez nikogo. 
- Będę za dwadzieścia minut - I się rozłączyłem, nim Luke zdążył mi odpowiedzieć i oddałem ze spuszczoną głową telefon ojcu. 
- Zayn... - odezwała się Katie płaczliwie. Jej szczęka drżała, a z oczu leciały niepohamowane łzy. Też poczułem narastającą wilgoć w swoich oczach, ale ją powstrzymałem. Nie chciałem być mięczakiem. - Zayn... Nie rób tego... 
- Katie... - brakowało mi słów. 
- Obiecałeś mi... Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, dotrzymaj umowy - wychlipała, jąkając się. 
- Muszę tam iść... Tu chodzi o naszą rodzinę - wydukałem, wstając z krzesła. 
- Nie zostawiaj mnie, proszę... - Wtedy Katie kompletnie się rozpłakała. Moje serce łamało się na części, widząc ten obrazek. Nie chciałem tego. Czułem się cholernie źle. - Miałeś ze mną być... Obiecałeś! 
- Katie, nie płacz... - Pochyliłem się nad nią, biorąc jej zapłakaną twarz w obie dłonie. - Obiecałem i będę. Wychodzę tylko na chwilę, zaraz wrócę. Nie opuszczam Cię. Masz mnie tu - Przyłożyłem jej rękę do swojego serca. Ono było jej. Zawładnęła nim, gdy tylko się poznaliśmy. - Ono bije tylko dla Ciebie, pamiętasz? 
- Zayn, nie proszę... To brzmi jak pożegnanie... - wyszlochała. 
- To nie jest pożegnanie. Wracam do Ciebie i do naszego maleństwa. Robię to wszystko dla was. Skarbie, proszę nie płacz, nie lubię tego. Nie jesteś tu sama, masz chłopaków, Steff... 
- To nie to samo... Chcę Cię tu. Jesteś mi potrzebny... Nie dam rady bez Ciebie. 
- Dasz, jesteś silna i twarda. Wrócę nim uświadomisz sobie, że wyszedłem - Wytarłem jej policzki z łez i delikatnie pocałowałem, po czym schyliłem się i cmoknąłem ją w ciążowy brzuch. 
- Potrzebujesz kogoś do...? - spytał mnie Niall, ale pokręciłem głową. 
- Chce mnie tam samego - rzekłem, nakładając na siebie bluzę, upewniłem się, że mam przy sobie telefon i pokierowałem do wyjścia. 
- Zayn! - głos Katie mnie zatrzymał. Odwróciłem się i spojrzałem na nią, czekając aż coś powie. - Kocham Cię i wróć do mnie jak najszybciej. 
- Ja Ciebie też - Uśmiechnąłem się lekko. - I wrócę. 

*** 

Dotarcie do magazynu zajęło mi dziesięć minut. Cały czas myślałem o Katie, która pewnie płakała za mną. Obiecałem jej, że będę z nią w każdej chwili podczas porodu, a ja znów zawiodłem. Po raz kolejny miałem w sobie poczucie winy. Nienawidziłem patrzeć na to, jak cierpi. To było nie do zniesienia. Musiałem chronić moją rodzinę i dziecko, które było w drodze. Czas mnie naglił. Luke'a musiałem załatwić szybko, by móc być przy mojej narzeczonej. Dobrze, że przez ten moment byli z nią moi rodzice, chłopacy i Steff. Sama nie dałaby rady tego wszystkiego znieść.

Odganiając smutny obraz Katie, zatrzymałem się przed drzwiami do magazynu, które były lekko uchylone. Wyjąłem zza swojego paska od spodni nabitego colta i pochylony do przodu wparowałem do środka. 

W magazynie śmierdziało stęchlizną, wódką i papierosami, które często popalałem. Rozglądając się, podniosłem broń na wysokość twarzy i robiłem małe kroki do przodu, szukając Luke'a, by rozprawić się ostatni raz z rodziną Gaveltonów. 
- No pokaż się skurwielu! Wiem, że tu jesteś! - krzyknąłem na całe gardło, naciskając spust i pierwsza kula z mojego magazynku wylądowała w suficie, a za sobą usłyszałem kroki.

Odwróciłem się i zobaczyłem go. Luke był niewiele wyższy ode mnie, jedynie pedalska blond grzyweczka podniesiona do góry dodawała mu centymetrów, a jego twarz, jak i reszta skóry była opalona na skwarkę. Gościu pewnie chodził dzień w dzień na solarium. Luke ubrany był czarne spodnie, ciężkie wojskowe buty i czarny sweter. Chyba gejostwo w rodzinie Gaveltonów było już tradycją.
- Zayn Malik we własnej osobie. Wiele o Tobie słyszałem - przemówił Luke, zakładając ręce na klacie. - To ty zabiłeś mojego jedynego brata. 
- Musiałem mieć do tego konkretny powód - splunąłem na ziemię. 
- Z pewnością - Luke prychnął i podszedł do mnie powoli. - Opuść broń, nie jestem zwolennikiem zabijania, tak jak ty. Chcę sobie wszystko wyjaśnić na spokojnie. 
- Nie mam na to czasu. Mów konkretnie o co Ci chodzi. 
- Dlaczego mnie tak ponaglasz? Śpieszysz się do swojej kobiety, czy na jakiś szybki numerek z dziwką? 
- To ty nie wiesz, kim ona jest, co nie? Co zrobił jej ten Twój cholerny brat! Jak ją traktował? - fuknąłem, trochę opuszczając broń widząc, że ten za specjalnie nie jest za agresywny wobec mnie. 
- Musiała zasłużyć - stwierdził z parsknięciem. 
- On zniszczył jej psychikę... Bił ją, ranił na każde możliwe sposoby... Gdy teraz zaczęło układać się jej życie, pojawiasz się ty. Po jakiego chuja? 
- A czy ja wam coś zrobiłem przez ten prawie rok? Obserwowałem was, nic więcej. Ty naprawdę kochasz tą dziewczynę, co nie? 
- Tylko po to kazałeś mi przyjść? By dawać mi jakieś głupie wykłady o miłości? Bo jak tak to ja... - przerwał mi dzwonek mojego telefonu. Wyjąłem go szybko i wciąż celując w Luke'a, odebrałem, wiedząc kto to. - Justin, jestem trochę zajęty... 
- Ona rodzi, Zayn - powiedział mój przyjaciel, a mnie zatkało. 
- Co? To miało potrwać dzień, a nie niecałą godzinę!
- Przez stres dostała intensywnych skurczów. Położne właśnie zabrały ją na porodówkę. Zayn odpuść, musisz z nią być w tej chwili... 
- Postaram się być za kilkanaście minut. 
- Nie zawiedź jej. 
- Nie zawiodę - Rozłączyłem się i włożyłem telefon do kieszeni spodni. 
- Już chcesz wyjść? - zapytał mnie Luke. - Myślałem, że zawitasz tu na dłużej. 
- Jakoś nie mam ochoty. Moja dziewczyna właśnie rodzi i jakoś chcę przy tym być. 
- Cóż to za szczęściara, że ma takiego chłopaka? 
- Ta dziwka, jak ją nazwałeś i powinieneś za to dostać w pysk, sukinsynie. 
- Nieźle, więc zrobiłeś jej dziecko? Aby ono było mądrzejsze, niż ty. 
- Ray byłby dumny, wiesz? Że jego córka ma takiego chłopaka z jajami, a nie takiego jak ty... 
- Chwila, chwila... Co? - Spojrzał na mnie zaskoczony. - O czym ty pierdolisz, Malik? 
- To jest córka Ray'a, a Twoja siostrzenica - wycedziłem z pogardą. - Ray dręczył własną córkę... Więził ją... To nie jest wystarczający powód do tego, dlaczego go zabiłem? Należało się kurwie. 
- To ona jest tą jego zaginioną córką? - spytał mnie, patrząc szerokimi oczami przed siebie. - To jest dziecko tej kobiety, która od niego uciekła?
- Tak i ona nie żyje. Powiesiła się przez niego. Katie ma tylko mnie. 
- Ja... Nie wiedziałem - zaczął się jąkać Luke. Tak to ja go sobie nie wyobrażałem... Był słaby. Mogłem go wtedy zabić, ale coś mnie od tego odciągało. 
- Powinienem przy niej teraz być, wiesz? A ty mi w tym perfidnie przeszkodziłeś, debilu - odparłem z syknięciem. - Ustalmy jedno : Wyjedziesz z Bradford jeszcze dziś, zapominając o wszystkim co się wydarzyło, a mi i jej daj normalnie żyć. Daj jej zapomnieć - Luke ku mojemu zdziwieniu pokiwał głową. W ogóle nie przypominał mi Ray'a. Był jego przeciwieństwem. 
- Nie chciałem zemsty. 
- To czego? 
- Wyjaśnienia, dlaczego zabiłeś Ray'a, ale już wszystko wiem i rozumiem... Dobrze, wyjadę. Nigdy więcej mnie tu nie zobaczycie. 
- I dobrze, ale mam dosyć potomków Gaveltonów w tym mieście i wszędzie na tym pierdolonym świecie, więc... - Bez mrugnięcia okiem, wymierzyłem w jego ramię i strzeliłem. Luke z wrzaskiem padł na posadzkę, trzymając się za postrzelone miejsce. - Jeśli to nie nauczy Cię, że od Zayn'a Malik'a trzyma się z daleka, następnym razem ta kulka przeleci na wylot Twój tępy łeb. Więc, jak to mówią dziewczyny : Papa, Luke - Wyminąłem go szybko i wybiegłem z magazynu, kierując się do szpitala. 

Czekała mnie kobieta życia i rodziła moje dziecko

****************

To już prawie koniec :d Jak widać będzie happy end! :D 

xoxo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro