19 - Ból.
Do życia wróciłam obolała jak nigdy. Głowa pękała mi wszak, czułam ogromne zmęczenie i głód. Gdy chciałam się jakkolwiek ruszyć poczułam, że moje ręce i nogi są ściśle związane wokół kostek taśmą. Szarpnęłam się mocno i od razu tego pożałowałam, gdyż w wzdłuż kręgosłupa przeszedł paraliżujący ból. Jęknęłam głośno i zdołałam podnieść głowę, by rozejrzeć się wokół własnej osi.
Znajdowałam się w jakiejś ciężarówce, chyba... Byłam zbyt przyćmiona i senna by dokładnie to miejsce zidentyfikować. Leżałam na czymś miękkim, co zapewne było materacem. W powietrzu unosił się obrzydliwy zapach tytoniu i alkoholu, który drażnił moje nozdrza, i to pewnie był powód mojego bólu głowy.
Znaleźli mnie...
Przechytrzyli nas wszystkich, nikt nie spodziewał się takiego obrotu akcji. Obecność wspólnika Ray'a w Stratford naprawdę mnie zaskoczyła. Stratford miało być bezpiecznym miejscem, gdzie hasają jednorożce po łące, a nie osiłkowie z naładowanymi coltami do jasnej cholery! To wszystko było bez sensu!
- Ktoś się tu w końcu obudził - do moich uszu dobiegł cichy, męski głos. Spojrzałam w tamtą stronę. Na metalowej ławeczce przyczepionej do ściany paki, siedział wysoki, postawny i przystojny mężczyzna. Miał miedziane włosy, bladą, nieskazitelną cerę i ciemne oczy, przeszywające moje ciało na wylot. Ubrany był w czarne rurki i białą koszulkę na krótki rękaw, tym samym odsłaniając jego umięśnione ramiona. Na jego widok nie jedna dziewczyna dostałaby orgazmu, ale ja natomiast zaczęłam się nerwowo wierzgać i próbowałam się od niego oddalić. - Spokojnie, nie musisz się mnie bać.
- Skąd mam to wiedzieć? - zapytałam chrapliwie. - Nie wyglądasz na przyjaznego.
- Nie skrzywdzę Cię, możesz mi ufać. To mój brat Ci tak porządnie przywalił...
- I dlaczego go nie powstrzymałeś? - prychnęłam.
- Pracuję dla Ray'a, ale ty możesz go nie...
- To mój ojciec - wyrwało mi się, nim ugryzłam swój parszywy język.
- Co? O czym ty mówisz? - spytał mnie zaskoczony chłopak.
- Ray to mój ojciec, nie dosłyszałeś? - parsknęłam.
- Ale... Jak to?
- No wiesz... On i moja puszczalska matka się pieprzyli, Ray pewnie nie wyjął z niej swojego chuja na czas i Bam! Jestem ja, taki opis Ci wystarczy?
- Wiem jak wygląda bzykanie - Rudzielec wywrócił oczami. - Nie ściemniasz mnie? Ray to Twój stary?
- Niestety... Dowiedziałam się o tym kilka dni temu... Ile tu już tkwię... Jak się nazywasz?
- Jestem Nathan, a ty ta słynna Katie Roberts?
- Słynna? Proszę Cię. Nie zdobyłam Oscara lub Grammy. Jedynie mam status striptizerki z Bradford, a mój ojciec medal kompletnego skurwiela. Niezbyt ciekawie, prawda?
- To ty nic nie wiesz? - zmarszczył czoło w konsternacji.
- Ale co? - spytałam podejrzliwie.
- Ray wygrał Cię w pokera - Zatkało mnie. Jak to... Wygrał? O czym on do cholery mówił? - Gdy Cię nie dostał, zebrał oddziały i mieli zamiar Cię porwać z bankietu.
- Nie udało mi się, ich refleks przypomina rozumowanie szachisty - burknęłam. - Skąd ty wiesz tyle informacji, co?
- Mój brat jest z Ray'em w gangu - Westchnął. Najwyraźniej nie był zadowolony z wyboru brata. Też bym nie była... Pracować dla takiego dupka... W nocy, podczas snu, wykastrowałabym go.
- A ty?
- Jestem tylko ich takim łącznikiem, którego traktują jak śmiecia.
- Pozwalasz sobie na to?
- Inaczej mnie zabiją. Zbytniego wyboru nie mam - wzruszył ramionami.
- Powiedz mi więcej o tym wygraniu mnie w pokera... Wiecie kto mnie... Przegrał?
- Roberts - I po raz kolejny doznałam szoku. Sprzedał mnie Kief? Mój ojczym, a nie tata? Co on sobie myślał?! Czy on wie, co zrobił? Spisał mnie na śmierć, chuj jeden! - Jak się czujesz?
- Obchodzi Cię to? - wywrócił oczami.
- Chcesz, żebym Cię pierdolnął prosto w twarz? Bo jak bardzo tego chcesz, to zawołam brata. On lubi katować kobiety i się przed tym nie hamuje.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? I dlaczego jestem w tej przeklętej ciężarówce? - zignorowałam jego groźbę.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Sorry - Nathan po raz kolejny wzruszył ramionami. - Dostałbym gorzej od Ciebie.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia dwa.
- Nie wyglądasz na tyle - stwierdziłam, próbując usiąść, ale ze związanymi rękoma i nogami nie było to takie proste. - Co ze mną zrobicie?
- Nie wiem... To zależy od Ray'a, a on wie, że ty... No wiesz...?
- Chyba nie... Zresztą, sama już nie wiem... To wszystko co do tej pory mnie spotkało, jest tak na maksa pojebane! To gorzej, niż Doktor Who!
- Rozumiem Cię - Po jego słowach, pojazd zatrzymał się nagle, przez co ja spadłam z powrotem na plecy. - Udawaj, że śpisz i, że ze sobą nie rozmawialiśmy - Pokiwałam lekko głową i zamknęłam oczy. Powiedzmy, że moje udawane spanie nie wypaliło, bo kilka sekund później naprawdę zasnęłam i śniłam o... Zayn'ie.
Właśnie, Zayn... Czy on już wie, co się ze mną dzieje? Czy już planuje, jak mnie wyrwać ze szponów Ray'a? Czy on się wcale o mnie nie martwi po naszej ostatniej mega kłótni i ma mnie gdzieś? Oboje zachowaliśmy się wtedy jak psychopaci, nie myśleliśmy jasno i racjonalnie. Gdybym nie wybiegła z tego domu, nic by mi teraz nie było, oglądałabym sobie Graham Northon Show na kanapie w naszym jasnym i przestronnym salonie, objęta muskularnym i opalonym ramieniem Zayn'a...
Kurwa, tęskniłam za nim... Gdy nie było go blisko mnie, czułam się kompletnie zagubiona i nie wiedziałam, co ze sobą począć. Traciłam grunt pod nogami... Tonęłam...
Potrzebowałam Zayn'a...
***
- Obudź się! - Z pięknego snu, wyrwał mnie głośno i cierpki głos. Czemu akurat przerwał mi ten sen w takim momencie? Kochałam się z Zayn'em nad oceanem w Sydney po zachodzie słońca, wokół nas nikogo nie było, a w tle można było usłyszeć szum fal i nasze jęki rozkoszy...
Stawałam się nimfomanką, nie dobrze...
Ostatecznie nie wykonałam polecenia nowo przybyłego i cicho jęknęłam.
- Obudź się, dziwko! - I poczułam ogromny ból w okolicach brzucha. Machinalnie otworzyłam rozbudzona oczy i zgięłam się w pół.
- Może nie tak brutalnie, co? - warknęłam z sapnięciem przekręcając się na drugi bok. Nade mną stał mężczyzna, podobny do Nathan'a. Zapewne musiał to być jego brat, tyle, że ten mnie przerażał, lecz próbowałam tego nie pokazywać.
- Ktoś Ci się pozwolił odzywać?! - krzyknął mężczyzna, ponownie mnie kopiąc, tym razem w żebra. Z głośnym krzykiem, zwinęłam się w kłębek. - Wstawaj! Ray chce Cię widzieć!
- Pierdol się - syknęłam, odważnym tonem.
- Coś ty do mnie powiedziała, suko?! - Mężczyzna chwycił mnie za płaszcz, który o dziwo ciągle miałam na sobie i postawił mnie na ziemi, a potem mocno ścisnął moją szyję, uniemożliwiając normalne oddychanie, co doprowadziło do tego, że zaczęłam się krztusić i dusić. - Mam Ci przywalić, żebyś zamknęła ten swój pysk?!
- Pysk to ty masz, szujo... - plunęłam w jego twarz śliną i uderzyłam go precyzyjnie prosto w krocze. To był instynkt samoobronny! Zadziałałam odruchowo...
Brat Nathan'a puścił mnie, masując swoje krocze i przeklinając pod nosem, a ja od razu chwiejnie wybiegłam z pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Biegłam wzdłuż jasnego korytarza, przemierzając dom prędkością światła. Moje serce wariowało od emocji, a oddech zmieniał się z wolnego na szybki, z szybkiego na wolny, i tak w kółko. Próbowałam być cicho, ale głośne stuki moich kozaków na obcasie mnie zdradzały. W końcu odnalazłam schody, z których w popłochu zbiegłam, przez co o mało co z nich nie spadłam i nie rozbiłam sobie twarzy na zimnym betonie. Daleko za sobą słyszałam jakieś krzyki, piski, jęki i głośne huki. To było okropne! Do świadomości wróciłam kilka minut temu, a już miałam dosyć tego miejsca!
Gdy znalazłam się na parterze, zaczęłam szukać wyjścia, co było trudne, bo tam było wiele identycznych drzwi. Wybrałam pierwsze lepsze i wpadłam na nie z impetem, przez co znalazłam się w pokoju. Panowała w nim ciemność i było strasznie chłodne. Drżącymi dłońmi zaczęłam szukać włącznika od światła, macając zimną, ceglaną ścianę. Po jakiejś minucie zapaliłam światło, i poczułam czyjeś kończyny, które smyrały moją szyję. Odskoczyłam automatycznie tak daleko, jak mogłam i potykając się o własne nogi, upadłam na ziemię. Rozglądając się rozkojarzona po pokoju, nie zauważyłam w nim nic niepokojącego, ale po podniesieniu głowy do góry, doznałam szoku, a z moich ust wyrwał się paniczny wrzask rozpaczy.
Do sufitu przymocowane były dwie metalowe obcążki, z których zwisała lina, która była ściśle obwiązana wokół szyi mojej matki.
Trzęsąc się jak osika, podniosłam się i patrzyłam na nią, zalewając się gorzkimi łzami.
- Mamo... - Czubkami palców dotknęłam jej skóry. Była lodowata i sina. Musiała tu wisieć dobre kilka godzin, lub dni. - Mamo, tylko nie to... Nie rób mi tego, proszę, nie... - Z powrotem usiadłam na chłodnym betonie i obserwowałam matkę, tracąc w sobie chęć walki. Miałam ją uratować... To ja miałam ją uratować, miała być cała i zdrowa...
Patrząc na nią, ból i poczucie winy rozszarpywało mnie od środka. Ray bawił się mną kosztem bliskich mi osób...
On zabił moją matkę... Zabił ją!
Po kilkunastu minutach, drzwi od pokoju z trzaskiem się otworzyły. W wejściu spodziewałam się brata Nathan'a w celu zabicia mnie za kopnięcie go w jaja, ale to był Ray. Ray Gavelton we własnej osobie. Na żywo wyglądał inaczej, niż na filmie, który wysłał mi i Zayn'owi, gdy jeszcze byliśmy w Sydney... Wyglądał... Bardziej groźnie, ale patrzył na mnie z lekkim niedowierzaniem. Ubrany był w czarne, skórzane przylegające spodnie, i różową koszulkę. Bardzo homo, nie powiem...
- Katie - rzekł, przenosząc wzrok na moją matkę, a potem znów na mnie. Pewnie się tu mnie nie spodziewał... Mylił się. - Katie, to nie jest tak, jak myślisz...
- Obiecałeś, że jej nie skrzywdzisz, gdy się ujawnię, a tak?! - jęknęłam, cicho płacząc. - Ona nie żyje! Nie żyje przez Ciebie! Zabiłeś ją!
- Nawet jej nie tknąłem! - Ray podszedł do mnie i ukląkł przed moimi zgiętymi nogami. W ogóle nie przypominał mi tego człowieka z filmu. Tamten był odrażający, zły, a ten? Coś było nie tak... - Nic jej nie zrobiłem.
- Nie wierzę Ci! Kto inny mógł ją tu powiesić? Bo ona tego sama na pewno nie zrobiła!
- To już Twoja sprawa, że mi nie wierzysz - Westchnął Ray.
- Tto.. Jak mam Cię nazywać? Ray'em Gavelton'em, czy... Tatą? - Spojrzałam na niego pod zasłoną łez. Ray nie wydawał się być zaskoczony tym, co właśnie ulotniło się z moich ust.
- Od kiedy o tym wiesz?
- Od kilku dni... To nie może być prawdą... Ty nie jesteś moim ojcem...
- Jestem, Katie. Wiem, że to dla Ciebie trudne, zwłaszcza w tej chwili, ale wszystko Ci wytłumaczę, teraz chodźmy stąd. To nie jest odpowiednie miejsce.
- Gdzie jest matka Zayn'a? - zapytałam, a gdy powiedziałam imię swojego chłopaka, tęsknota za nim wzmogła się we mnie jeszcze bardziej.
- W bezpiecznym miejscu - odparł i pomógł mi wstać. - Chodźmy coś zjeść. Pewnie jesteś głodna.
- A co z mamą? Będzie tu tak... wisieć?
- Moi ludzie się nią zajmą, a teraz przymknij się i idźmy.
***
W milczeniu konsumowałam kanapki, które zrobił mi Ray. Bałam się je jeść, gdyż miałam myśl, iż mógł coś do nich dosypać, lecz Ray zapewnił mnie trzy razy, że są to normalne w świecie kanapki z bekonem.
Ray patrzył się na mnie cały czas, nawet nie mrugając. To było przytłaczające i czułam się skrępowana tym jego przenikliwym spojrzeniem zabójcy. Jak ja mogłam normalnie jeść, jeśli ten człowiek powiesił moją matkę?
- Co się tak gapisz? - odważyłam się w końcu zapytać.
- Nie mogę się napatrzeć na moją piękną córkę... Nie widziałem Cię dwadzieścia lat. To takie dziwne? - odparł z lekkim uśmiechem.
- Musiałeś zrobić mojej matce coś, co się jej nie spodobało i dlatego od Ciebie uciekła - Wspominka o mamie, zasmuciła mnie. Ona naprawdę nie żyła... Tyle starań na nic... Nie zasłużyła na sobie tak brutalną i pełną bólu śmierć.
- Kochałem Twoją matkę całym sercem, ale one mnie zostawiła. Wolała Kief'a.
- Ale po co to całe przedstawienie, co? O co tak naprawdę w tym chodzi?
- Jaką część tej historii znasz?
- Wiem tyle, że ojciec przegrał mnie w karty - odparłam.
- Ot to i cała historia.
- Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć? Dlaczego robicie z tego wielką tajemnicę?
- Nie chcę, byś znała szczegóły tego całego bagna, Katie. To nie jest życie dla Ciebie.
- O czym ty pierdolisz, Ray? Całe życie to ciągła ucieczka, hazard... A teraz to całe porwanie... to już nic nie ma sensu!
- Katie, tamtej nocy, co Twój ojciec...
- Nie jest nim.
- Może i nie, ale on lepiej sprawuje się w roli rodzica, niż ja - Ray parsknął śmiechem. - Kief był mocno naćpany i zachlany. Nie wiedział, co robi, ale pamiętał, że ja nigdy z nim nie przegrywam. Kief wystawił Ciebie, bo nie miał już nic innego, stracił wszystko, a ja odzyskałem swoją córkę.
- Nie nazywaj mnie nią. Dwadzieścia lat nie wiedziałam o Twoim istnieniu...
- Ale teraz wszystko się zmieni. Jesteś ze mną...
- Chcę wrócić do Zayn'a - rzekłam poważnie. Mina Ray'a się napięła, tak samo jak i reszta jego ciała.
- Nie - burknął.
- Nie będziesz mi dyktował warunków, jasne?
- Zayn to zły człowiek, wiesz?
- Nie znasz go. Ma swoje momenty, ale...
- On zabijał ludzi dla przyjemności, Katie.
- Ty też to robisz, a Zayn zna umiar, a ty nie, a poza tym nie wierzę w Twoje ani jedno słowo.
- Wierzysz jemu? - Ray podniósł zagadkowo brwi do góry. - Temu skurwielowi, który bzyka każdą pierwszą lepszą napotkaną panienkę na ulicy?
- Ten skurwiel jest moim chłopakiem, więc uważaj na słowa - syknęłam, podnosząc się z krzesła, na którym siedziałam.
- Chłopakiem... - Prychnął.
- Czy ty w ogóle znasz się na związkach i miłości? Twój się rozpadł, ale mój nie musi!
- Dosyć! - Ray ryknął i mocno chwycił mnie za ramiona, wbijając w nie swoje długie palce. Próbowałam się mu wyrwać, ale ból przez moje szarpaniny stawał się jeszcze gorszy. - Co ty sobie wyobrażasz?! Że będziesz na mnie wrzeszczeć i do mnie pyskować, mała suko?!
- Pieprz się, pedale! - Usłyszałam, jak Ray zgrzyta zębami, a potem chwycił garść moich włosów i zacząć ciągnąć mnie przez dom. Krzyczałam i prosiłam, żeby mnie puścił, ale do niego nic nie docierało. Był pogrążony w swojej złości i gniewie.
Ray zaciągnął mnie do pokoju, a co było najgorsze? : Był taki sam, jak z mojego ostatniego koszmaru. Patrzyłam na niego ze strachem i narastającym lękiem. W pomieszczeniu siedziało na łóżkach dwóch gości : Pierwszy z nich był wysoki, wytatuowany na całym ciele i mocno opalony, a drugi niski, muskularny, łysy jak Ray i ubrany tylko w musztardowe spodnie.
- Panowie, wiecie co robić - powiedział chłodno Ray i pchnął mnie w ich stronę, którzy zwinnie mnie złapali. Pierw zdjęli ze mnie płaszcz, który rzucili z dala ode mnie. Potem związali moje ręce liną, która była przymocowana do sufitu, trzymająca się na metalowym uchwycie. Upewniwszy się, że lina jest ściśle przywiązana do moich nadgarstków, pociągnęli mnie do góry i w efekcie moje nogi oderwały się od podłoża. Następnie ten łysy bez skrępowania rozciął moją bluzkę nożyczkami, odsłaniając moje piersi okryte, na szczęście, stanikiem.
- Twoja córeczka Ray ma niezłe co nie co... Chętnie się nią zajmę - stwierdził mężczyzna, uśmiechając się do mnie niegrzecznie. Przełknęłam głośno ślinę i cała zadrżałam.
- Jeśli ją tkniesz, po Twoich jajach nie będzie nawet śladu - fuknął Ray i dodał. - Robimy wszystko według wcześniej ustalonego planu.
- Jakiego planu? - jęknęłam.
- Miałaś się nie odzywać! - warknął łysy i uderzył mnie w brzuch. Krzyknęłam cicho i wciągnęłam powietrze przez nos, by się uspokoić.
- Oszczędzaj się na za chwilę, Harley. Daj mi włączyć kamerę - Ray z szafki stojącej obok niego, wyjął drogi sprzęt i po włączeniu go i pokazaniu się czerwonej kropki, Ray zaczął mówić. - Witaj, mój Drogi Zayn'ie... Jak dobrze znów jest nagrywać dla Ciebie wiadomość, uwielbiam to robić! Tym razem mam dla Ciebie specjalne atrakcje, wiesz? Pełno krzyku, krwi, ostrych narzędzi, a Twoja dziewczyna... - Ray przekręcił kamerę w moją stronę. - W roli głównej. Patrz, gdzie przez Ciebie się znalazła... taka bezbronna i dobroduszna dziewczyna... Harley, Jeremy, do roboty - Na jego komendę, oboje stanęli przede mną, biorąc do rąk noże. Moje oczy prawie wypadły ze strachu i wierzgałam się, by być jak najdalej od nich i ich " zabawek ". - Widzisz to, Zayn? Widzisz, jak Twoja dziewczyna się boi? A ty nie możesz jej pomóc... Nie ma Cię, kiedy potrzebuje Twojej pomocy. Tak naprawdę masz to gdzieś, co się z nią stanie, prawda? Wiem, że mam rację. Harley, tnij - Łysy uśmiechnął się gorzko i pociągnął powoli tą najostrzejszą częścią noża po moim brzuchu, odrobinę go w nim zatapiając, lecz po namyśle, wbił go we mnie głębiej. Krzyknęłam przeciągle, odchylając głowę do tyłu. Czułam jak krew spływa mi ciurkiem po ciele i zalewa moje jasne dżinsy. - To piękny dźwięk dla moich uszu, wiesz, Zayn? Kocham słyszeć, jak ludzie cierpią. Chcesz ją uratować? Przyjedź do Bradford, masz siedem dni, a jeśli nie zjawisz się na czas, ona zginie, ale pamiętaj : Każdy dzień zwłoki, to kolejna minuta cierpienia Katie. Jeremy... - Wytatuowany spojrzał na mnie z niechęcią i zaczął okładać pięściami jak szalony. To było zdecydowanie gorsze, niż cięcie nożem po moim brzuchu. Darłam się na całe gardło, szamotałam, ale to nie pomagało. Jego ręce, a później i nogi nie omijały najmniejszego miejsca na moim ciele. To bolało jak cholera! Miałam ochotę się rozpłakać, zwymiotować i zemdleć, wszystko jednocześnie. Przyjmowałam jego kolejne ciosy jak worek treningowy. - Do zobaczenia, Zayn... - I na tym Ray zakończył kręcenie swojego filmu, a wytatuowany nie przestawał. - Jeremy, przestań. Wystarczy jej na pierwszy raz, a jutro robimy powtórkę. Idziemy Panowie - Ray popatrzył na mnie z pogardą, uderzył w twarz z otwartej dłoni, głośno się przy tym śmiejąc i opuścił pokój z pozostałą dwójką.
Nie byłam w stanie wydobyć z siebie choćby jęknięcia...
Jedyne co czułam to Ból...
**********
Następny dodam trochę po 20! :D xoxo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro