Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 - Początek.

Hazard, narkotyki i ucieczka - te trzy słowa opisywały moje dotychczasowe życie. Nie pamiętałam nawet dnia, w którym zaznałam choć odrobinę spokoju. Rodzice stworzyli mi istne piekło, którego nikt nie chciałby zaznać. Byłam dorosła, a traktowali mnie jak kilkuletnie, niedorozwinięte dziecko. Nadal mieszkałam z nimi pod jednym dachem i nie pozwalali mi nic robić. Ogółem całe dwadzieścia lat życia miałam pokręcone i niezrozumiałe. Czasami gubiłam się w nim jak w labiryncie : Nie potrafiłam odnaleźć drogi, która pokierowałabym mnie do wyjścia z tej całej chorej sytuacji. Gdyby nie praca w tym barze... Nie, ona też była pojebana. Moim szefem był zboczony i niewyżyty seksualnie James. Zaliczał wszystko, co się poruszało, a co najgorsze : Miał ochotę i na mnie. Na samą myśl o tym, że ja miałabym wylądować z nim w łóżku, robiło mi się niedobrze. Całe szczęście, że byłam nieugięta i nie dawałam dupy każdemu chłopakowi.

Byłam tą cholerną striptizerką, ale nie prostytutką!

Nie byłam w tym sama. Stephanie, moja najlepsza przyjaciółka, pracowała tam o kilka miesięcy dłużej ode mnie i to ona wprowadziła mnie w ten "biznes". Chwilami żałowałam, że jej posłuchałam i poszłam na tą niby "rozmowę kwalifikacyjną". Najnieprzyjemniejsze było to, że nie lubiłam chować moje drugiego życia w tajemnicy przed rodzicami. Gdyby się dowiedzieli co wyprawiam za ich plecami... Zabiliby mnie własnymi rękoma.

Gdy muszę wychodzić do pracy na całą noc, a zazwyczaj robię to codziennie, udaję, że idę do Stephanie, co nie jest poniekąd kłamstwem, bo nocuję u niej.

Ale były też takie dni, gdy musiałam brać wolne, gdyż ja, mama i tata chodziliśmy na przyjęcia lub bankiety do Malików - najbogatszej rodziny w Bradford. Zazwyczaj byliśmy u nich tylko na zwiadach. Moi rodzice ich nienawidzili, lecz udawali dobrych przyjaciół, by złapali haczyk, a przy pierwszej lepszej okazji chcieli wbić im nóż w plecy. Idąc do nich na takie rodzaju imprezy, mogłaś nawet zginąć. Tak było w przypadku rodziców Stephanie. Gardzi Malikami, tak samo jak ja. Nigdy nie widziałam bardziej podłych i fałszywych ludzi, niż oni, a ich syn...

Dobra, był zajebiście przystojny, na jego widok miękły mi kolana, ale wiedziałam jak traktował dziewczyny. Były one zabawkami, a gdy kończyły się im baterie, wyrzucał je i znajdował nową. Nazywał się Zayn i chyba niezbyt mnie kojarzył, chociaż... kto wie? Jeśli często bywam z rodzicami w jego willi, powinien choć trochę mnie pamiętać. Moja rodzina również była mocno rozchwytywana w Bradford, ale chyba tylko dlatego, że matka z ojcem dilowali narkotykami i byli hazardzistami. Przez ich długi, wiele razu uciekaliśmy. Wracaliśmy dopiero po kilku miesiącach, gdy już w miarę zapominano o naszych wybrykach, lecz czasami ludzie mścili się na nas : Nie raz okradali nasz dom, kilka razy próbowali mnie porwać... Takie zdarzenia przeszły już do normalności, lecz kto chciałby tak ciągnąć do końca życia?!

- O której jutro wrócisz, mała? - zapytała mnie mama, gdy zamierzałam wyjść z domu niezauważona. Zawsze wyczuwała moment, gdy się z niego wykradałam.

- Przed południem. Pójdę jeszcze ze Steff na drugie śniadanie do Grill'a, a co?

- Wieczorem jest bankiet u Malików - oznajmiła mi, marszcząc brwi.

- Muszę na niego iść? Nie mam zamiaru się z nimi zabawiać i patrzeć na ich pieprzoną uprzejmość, bo wy tak chcecie - prychnęłam z irytacją.

- Jutro chcemy ich załatwić.

- Co masz na myśli?

- Dowiesz się w swoim czasie, kochanie - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Wychodzę. Idę kupić nam nowe kreacje. Musimy wyglądać jak porządna rodzina, prawda?

- Tak - zgodziłam się z nią niechętnie.

- I kto wie, może wyrwiesz tego ich synka ćpuna?

- Mamo... - Westchnęłam i opuściłam swój dom, po czym udałam się do Stephanie.


***

- Twoi starzy coś planują - stwierdziła Stephanie, gdy wchodziłyśmy do lokalu James'a. Za barem stała Mickeyla, jego dziewczyna. Osobiście ją uwielbiałam. Była jak moja wymarzona matka : Ciepła, troskliwa i opiekuńcza. Nie wiem dlaczego była z James'em. Był dupkiem, skurwielem, ciągle ją zdradzał... Może leciała na jego kasę? Nie... I tak nieźle jej tu płacił. Mogłam jej pozazdrościć takiej pensji.

- Wiem - odparłam, wracając na ziemię. - Ale co?

- Jutro się dowiesz, Vickie -  " Vickie " to było moje pseudo, które używałam w pracy podczas mojej zmiany. Oczywiście jego pomysłodawcą był mój cudowny szef! Brzmiało strasznie dennie. - Przygotowałaś nowy układ?

- Tak. Z trudem, ale tak.

- Do czego.

- Do Can't Get Enough.

- Jeśli James'owi się nie spodoba, to po Tobie, skarbie.

- Spodoba. Uwierz mi. Co jak co, ale ślini się podczas mojego tańca - zażartowałam.

- Widziałam - Parsknęła śmiechem. - Nie długo będzie trzeba mu zatrudnić laskę do wycierania buzi. Cofa się do intelektu noworodka.

- Od tego są śliniaki, Steff.

- O czym tak gawędzicie, dziewczęta? - zapytał nas jego głos. Z ukrytym obrzydzeniem, spojrzałam na twarz James'a, która szeroko się uśmiechała. Ubrany był w obcisły podkoszulek, podkreślający jego muskulaturę i czarne rurki. Jego brązowe włosy były w artystycznym nieładzie, a oczy błyszczały podnieceniem. Ja już wiedziałam, o czym myślał, pierdolony zboczuch... - Pięknie wyglądacie.

- Wiemy - odpowiedziałyśmy równocześnie.

- Idźcie się przebrać. Chętnie zobaczę moje Panie w akcji - Gdy odchodziłyśmy, mocno klepnął nas po pośladkach. Z trudem powstrzymałam się od odwrócenia swojego ciała i pieprznięcia go prosto w jego krzywą mordę. Zacisnęłam usta w wąską linię i weszłam ze Stephanie do garderoby. Wtedy moja przyjaciółka wybuchła.

- Mam ochotę mu porządnie wyjebać! - powiedziała głośno, rzucając torbę na ziemię, niemal tryskając złością, niczym wulkan podczas wystrzału Wściekła Steph - duże kłopoty. Innej opcji nie było. - Kiedyś rozjebię mu ten parszywy łeb! Mam go dość!

- Nie denerwuj się, Stephanie - uspokoiłam ją. - Złość tylko pogorszy sprawę, kochana.

- Wiem, ale on mnie tak wkurwia... - westchnęła rozdrażniona, biorąc głębokie wdechy.

- Mnie też, ale nam płaci. Marne grosze, ale coś mamy,

- Pamiętasz, jak kiedyś obiecałyśmy sobie, że wyjedziemy?

- Pamiętam, Steff - pokiwałam głową. - Jak mogę o tym zapomnieć? To nasz główny cel w życiu.

- Czy to kiedyś się stanie?

- Tak - objęłam ją lekko. - Nadejdzie ten czas, zobaczysz.

- Aby, bo nie wytrzymam tuż już długo - jęknęła. - Mam tego już serdecznie dość.

- Ja też.

- Dwadzieścia lat spędziłam w tej dziurze. Mam ją po dziurki w nosie.

- Jak każdy z nas. Póki co tu jesteśmy i zaraz zaczynamy robotę.

- No tak... Nie rozczulajmy się nad tym, na co nie mamy wpływu - warknęła.

- Damy radę, Steff - powiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam.

- Wiem to - Uśmiechnęła się lekko, zakańczając tym samym naszą rozmowę i zaczęłyśmy się przygotowywać.


***

- Napijcie się - Mickeyla wręczyła mi i Steff kieliszek z Bourbonem. Wypiłam go za jednym zamachem i od kwaśnego smaku alkoholu, skrzywiłam twarz w grymas.

- Mocne... - syknęłam i rozejrzałam się po lokalu. Roiło się w nim mnóstwo ludzi, w większości byli to mężczyźni. Pożerali każdą striptizerkę wzrokiem, a niektóre zabierali do łazienki, gdzie wiadomo co się działo. Typowy wieczór w klubie James'a.

Kątem oka, zauważyłam kogoś, kogo nie chciałam w tej chwili widzieć.

- Malik - szepnęłam pod nosem. Tylko jego tu brakowało, do cholery! Nie mogłam przy nim tańczyć, tym bardziej, że jutro miał być u niego ten zajebany bankiet! Mógł się wygadać moim rodzicom i miałabym przesrane do końca życia! Wtedy kompletnie straciliby do mnie zaufanie!

- Co jest, słonko? - zapytał mnie James, pchając w stronę sceny.

- Nie zrobię tego - powiedziałam, uważnie patrząc na Malika i  czwórkę chłopaków siedzących obok niego. Byli z nim. W dodatku zajmowali miejsca tuż pod sceną. Po prostu świetnie!

- Myślałem, że jesteś już przyzwyczajona do tej roboty! - odparł z oburzeniem. No tak... Kłócenie się z James'em, to jak walenie grochem o ścianę.

- Tam jest ten Zayn.

- I co z tego?

- Idę jutro do niego na przyjęcie, James - rzekłam cicho, wciąż zerkając niepewnie w stronę mulata. 

- No i w czym problem? Idziesz tam i tańczysz, Vickie!  - klnąc pod nosem, uwodzicielskim krokiem przeszłam przez bar i weszłam na scenę, do której była przymocowana rura. Dotknęłam ją delikatnie, przylgnęłam do niej ciałem i otarłam o nią, co wywołało głośne gwizdy ze strony męskej, podnieconej publiczności.

Starałam się unikać patrzenia na twarz Zayn'a Malika, ale gdy świdrował wzrokiem moje ciało, było to nieuniknione. W połowie swojego układu, spojrzałam prosto na jego buzię.  To było... jak grom z jasnego nieba. W jego oczach zauważyłam, że doskonale mnie znał  i bez trudu rozpoznał. Obserwował mnie z gorzkim uśmiechem i drwiną.


No to po mnie...


- Koniec - wysyczałam do Steff, po swoim występie.

- Ale co się stało? Rozjebałaś system tym tańcem! Jamesowi pewnie już stoi na baczność" Dziewczyno, nawet mnie podnieciłaś! To było gorące! - odparła ze śmiechem.

- Nie o to chodzi. Malik mnie widział, to się stało!

- A jutro masz ten bankiet, tak? - Pokiwałam zrezygnowana głową. - Sory, ale wjebałaś się w niezłe gówno.

- No co ty kurwa nie powiesz - Prychnęłam. - Muszę coś zrobić... Muszę wyjechać.

- Pogrzało Cię, wariatko?! Twój ojciec narobił sobie długów prawie w każdym miejscu! Myślisz, że wtedy ludzie, którzy będą chcieli się na nim zemścić, odpuszczą!? Byłabyś do tego idealna.

- I tak matka by mnie nie szukała. Pozbyłaby się jednego problemu z głowy.

- Przestań tak mówić. Każdy wyraża uczucia na swój pieprzony sposób...

- Mógłbym łaskawie dostać drinka, suko?! - usłyszałam głos wkurzonego klienta. Był po czterdziestce i zalany w trupa.

- Czy on mówił do mnie? - zapytała Steff, oglądając się za siebie. Mickeyli nie było za barem. Jak zwykle znika w idealnym momencie.

- Rusz te swoje dupsko, inaczej je przelecę! - krzyknął ponownie.

- Zamknij ryj, spaślaku! Zaraz pokroję Twojego małego na kawałki, to wtedy może nauczy Cię manier do kobiet! - wrzasnęła Steff, odchodząc ode mnie i poszła za bar. Widząc jej minę cierpiętnicy, z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Oparłam się uwodzicielsko ramionami o ladę i spoglądałam na Malika, mając nadzieję, że szybko opuści ten lokal i przeniesie te swoje dupsko do innego, z dala ode mnie.

Gdzie Malik - tam zawsze są kłopoty.

--------

No to mamy 1 rozdział :D Tak jak zawsze - Pierwsze rozdziały są nudne, drętwe, choć od 2 będzie się działo :D Mam nadzieję, że się spodobał :D Gwiazdkujcie i komentujcie <3

Lots Of Love. xoxo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro