1 - Początek.
Hazard, narkotyki i ucieczka - te trzy słowa opisywały moje dotychczasowe życie. Nie pamiętałam nawet dnia, w którym zaznałam choć odrobinę spokoju. Rodzice stworzyli mi istne piekło, którego nikt nie chciałby zaznać. Byłam dorosła, a traktowali mnie jak kilkuletnie, niedorozwinięte dziecko. Nadal mieszkałam z nimi pod jednym dachem i nie pozwalali mi nic robić. Ogółem całe dwadzieścia lat życia miałam pokręcone i niezrozumiałe. Czasami gubiłam się w nim jak w labiryncie : Nie potrafiłam odnaleźć drogi, która pokierowałabym mnie do wyjścia z tej całej chorej sytuacji. Gdyby nie praca w tym barze... Nie, ona też była pojebana. Moim szefem był zboczony i niewyżyty seksualnie James. Zaliczał wszystko, co się poruszało, a co najgorsze : Miał ochotę i na mnie. Na samą myśl o tym, że ja miałabym wylądować z nim w łóżku, robiło mi się niedobrze. Całe szczęście, że byłam nieugięta i nie dawałam dupy każdemu chłopakowi.
Byłam tą cholerną striptizerką, ale nie prostytutką!
Nie byłam w tym sama. Stephanie, moja najlepsza przyjaciółka, pracowała tam o kilka miesięcy dłużej ode mnie i to ona wprowadziła mnie w ten "biznes". Chwilami żałowałam, że jej posłuchałam i poszłam na tą niby "rozmowę kwalifikacyjną". Najnieprzyjemniejsze było to, że nie lubiłam chować moje drugiego życia w tajemnicy przed rodzicami. Gdyby się dowiedzieli co wyprawiam za ich plecami... Zabiliby mnie własnymi rękoma.
Gdy muszę wychodzić do pracy na całą noc, a zazwyczaj robię to codziennie, udaję, że idę do Stephanie, co nie jest poniekąd kłamstwem, bo nocuję u niej.
Ale były też takie dni, gdy musiałam brać wolne, gdyż ja, mama i tata chodziliśmy na przyjęcia lub bankiety do Malików - najbogatszej rodziny w Bradford. Zazwyczaj byliśmy u nich tylko na zwiadach. Moi rodzice ich nienawidzili, lecz udawali dobrych przyjaciół, by złapali haczyk, a przy pierwszej lepszej okazji chcieli wbić im nóż w plecy. Idąc do nich na takie rodzaju imprezy, mogłaś nawet zginąć. Tak było w przypadku rodziców Stephanie. Gardzi Malikami, tak samo jak ja. Nigdy nie widziałam bardziej podłych i fałszywych ludzi, niż oni, a ich syn...
Dobra, był zajebiście przystojny, na jego widok miękły mi kolana, ale wiedziałam jak traktował dziewczyny. Były one zabawkami, a gdy kończyły się im baterie, wyrzucał je i znajdował nową. Nazywał się Zayn i chyba niezbyt mnie kojarzył, chociaż... kto wie? Jeśli często bywam z rodzicami w jego willi, powinien choć trochę mnie pamiętać. Moja rodzina również była mocno rozchwytywana w Bradford, ale chyba tylko dlatego, że matka z ojcem dilowali narkotykami i byli hazardzistami. Przez ich długi, wiele razu uciekaliśmy. Wracaliśmy dopiero po kilku miesiącach, gdy już w miarę zapominano o naszych wybrykach, lecz czasami ludzie mścili się na nas : Nie raz okradali nasz dom, kilka razy próbowali mnie porwać... Takie zdarzenia przeszły już do normalności, lecz kto chciałby tak ciągnąć do końca życia?!
- O której jutro wrócisz, mała? - zapytała mnie mama, gdy zamierzałam wyjść z domu niezauważona. Zawsze wyczuwała moment, gdy się z niego wykradałam.
- Przed południem. Pójdę jeszcze ze Steff na drugie śniadanie do Grill'a, a co?
- Wieczorem jest bankiet u Malików - oznajmiła mi, marszcząc brwi.
- Muszę na niego iść? Nie mam zamiaru się z nimi zabawiać i patrzeć na ich pieprzoną uprzejmość, bo wy tak chcecie - prychnęłam z irytacją.
- Jutro chcemy ich załatwić.
- Co masz na myśli?
- Dowiesz się w swoim czasie, kochanie - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Wychodzę. Idę kupić nam nowe kreacje. Musimy wyglądać jak porządna rodzina, prawda?
- Tak - zgodziłam się z nią niechętnie.
- I kto wie, może wyrwiesz tego ich synka ćpuna?
- Mamo... - Westchnęłam i opuściłam swój dom, po czym udałam się do Stephanie.
***
- Twoi starzy coś planują - stwierdziła Stephanie, gdy wchodziłyśmy do lokalu James'a. Za barem stała Mickeyla, jego dziewczyna. Osobiście ją uwielbiałam. Była jak moja wymarzona matka : Ciepła, troskliwa i opiekuńcza. Nie wiem dlaczego była z James'em. Był dupkiem, skurwielem, ciągle ją zdradzał... Może leciała na jego kasę? Nie... I tak nieźle jej tu płacił. Mogłam jej pozazdrościć takiej pensji.
- Wiem - odparłam, wracając na ziemię. - Ale co?
- Jutro się dowiesz, Vickie - " Vickie " to było moje pseudo, które używałam w pracy podczas mojej zmiany. Oczywiście jego pomysłodawcą był mój cudowny szef! Brzmiało strasznie dennie. - Przygotowałaś nowy układ?
- Tak. Z trudem, ale tak.
- Do czego.
- Do Can't Get Enough.
- Jeśli James'owi się nie spodoba, to po Tobie, skarbie.
- Spodoba. Uwierz mi. Co jak co, ale ślini się podczas mojego tańca - zażartowałam.
- Widziałam - Parsknęła śmiechem. - Nie długo będzie trzeba mu zatrudnić laskę do wycierania buzi. Cofa się do intelektu noworodka.
- Od tego są śliniaki, Steff.
- O czym tak gawędzicie, dziewczęta? - zapytał nas jego głos. Z ukrytym obrzydzeniem, spojrzałam na twarz James'a, która szeroko się uśmiechała. Ubrany był w obcisły podkoszulek, podkreślający jego muskulaturę i czarne rurki. Jego brązowe włosy były w artystycznym nieładzie, a oczy błyszczały podnieceniem. Ja już wiedziałam, o czym myślał, pierdolony zboczuch... - Pięknie wyglądacie.
- Wiemy - odpowiedziałyśmy równocześnie.
- Idźcie się przebrać. Chętnie zobaczę moje Panie w akcji - Gdy odchodziłyśmy, mocno klepnął nas po pośladkach. Z trudem powstrzymałam się od odwrócenia swojego ciała i pieprznięcia go prosto w jego krzywą mordę. Zacisnęłam usta w wąską linię i weszłam ze Stephanie do garderoby. Wtedy moja przyjaciółka wybuchła.
- Mam ochotę mu porządnie wyjebać! - powiedziała głośno, rzucając torbę na ziemię, niemal tryskając złością, niczym wulkan podczas wystrzału Wściekła Steph - duże kłopoty. Innej opcji nie było. - Kiedyś rozjebię mu ten parszywy łeb! Mam go dość!
- Nie denerwuj się, Stephanie - uspokoiłam ją. - Złość tylko pogorszy sprawę, kochana.
- Wiem, ale on mnie tak wkurwia... - westchnęła rozdrażniona, biorąc głębokie wdechy.
- Mnie też, ale nam płaci. Marne grosze, ale coś mamy,
- Pamiętasz, jak kiedyś obiecałyśmy sobie, że wyjedziemy?
- Pamiętam, Steff - pokiwałam głową. - Jak mogę o tym zapomnieć? To nasz główny cel w życiu.
- Czy to kiedyś się stanie?
- Tak - objęłam ją lekko. - Nadejdzie ten czas, zobaczysz.
- Aby, bo nie wytrzymam tuż już długo - jęknęła. - Mam tego już serdecznie dość.
- Ja też.
- Dwadzieścia lat spędziłam w tej dziurze. Mam ją po dziurki w nosie.
- Jak każdy z nas. Póki co tu jesteśmy i zaraz zaczynamy robotę.
- No tak... Nie rozczulajmy się nad tym, na co nie mamy wpływu - warknęła.
- Damy radę, Steff - powiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam.
- Wiem to - Uśmiechnęła się lekko, zakańczając tym samym naszą rozmowę i zaczęłyśmy się przygotowywać.
***
- Napijcie się - Mickeyla wręczyła mi i Steff kieliszek z Bourbonem. Wypiłam go za jednym zamachem i od kwaśnego smaku alkoholu, skrzywiłam twarz w grymas.
- Mocne... - syknęłam i rozejrzałam się po lokalu. Roiło się w nim mnóstwo ludzi, w większości byli to mężczyźni. Pożerali każdą striptizerkę wzrokiem, a niektóre zabierali do łazienki, gdzie wiadomo co się działo. Typowy wieczór w klubie James'a.
Kątem oka, zauważyłam kogoś, kogo nie chciałam w tej chwili widzieć.
- Malik - szepnęłam pod nosem. Tylko jego tu brakowało, do cholery! Nie mogłam przy nim tańczyć, tym bardziej, że jutro miał być u niego ten zajebany bankiet! Mógł się wygadać moim rodzicom i miałabym przesrane do końca życia! Wtedy kompletnie straciliby do mnie zaufanie!
- Co jest, słonko? - zapytał mnie James, pchając w stronę sceny.
- Nie zrobię tego - powiedziałam, uważnie patrząc na Malika i czwórkę chłopaków siedzących obok niego. Byli z nim. W dodatku zajmowali miejsca tuż pod sceną. Po prostu świetnie!
- Myślałem, że jesteś już przyzwyczajona do tej roboty! - odparł z oburzeniem. No tak... Kłócenie się z James'em, to jak walenie grochem o ścianę.
- Tam jest ten Zayn.
- I co z tego?
- Idę jutro do niego na przyjęcie, James - rzekłam cicho, wciąż zerkając niepewnie w stronę mulata.
- No i w czym problem? Idziesz tam i tańczysz, Vickie! - klnąc pod nosem, uwodzicielskim krokiem przeszłam przez bar i weszłam na scenę, do której była przymocowana rura. Dotknęłam ją delikatnie, przylgnęłam do niej ciałem i otarłam o nią, co wywołało głośne gwizdy ze strony męskej, podnieconej publiczności.
Starałam się unikać patrzenia na twarz Zayn'a Malika, ale gdy świdrował wzrokiem moje ciało, było to nieuniknione. W połowie swojego układu, spojrzałam prosto na jego buzię. To było... jak grom z jasnego nieba. W jego oczach zauważyłam, że doskonale mnie znał i bez trudu rozpoznał. Obserwował mnie z gorzkim uśmiechem i drwiną.
No to po mnie...
- Koniec - wysyczałam do Steff, po swoim występie.
- Ale co się stało? Rozjebałaś system tym tańcem! Jamesowi pewnie już stoi na baczność" Dziewczyno, nawet mnie podnieciłaś! To było gorące! - odparła ze śmiechem.
- Nie o to chodzi. Malik mnie widział, to się stało!
- A jutro masz ten bankiet, tak? - Pokiwałam zrezygnowana głową. - Sory, ale wjebałaś się w niezłe gówno.
- No co ty kurwa nie powiesz - Prychnęłam. - Muszę coś zrobić... Muszę wyjechać.
- Pogrzało Cię, wariatko?! Twój ojciec narobił sobie długów prawie w każdym miejscu! Myślisz, że wtedy ludzie, którzy będą chcieli się na nim zemścić, odpuszczą!? Byłabyś do tego idealna.
- I tak matka by mnie nie szukała. Pozbyłaby się jednego problemu z głowy.
- Przestań tak mówić. Każdy wyraża uczucia na swój pieprzony sposób...
- Mógłbym łaskawie dostać drinka, suko?! - usłyszałam głos wkurzonego klienta. Był po czterdziestce i zalany w trupa.
- Czy on mówił do mnie? - zapytała Steff, oglądając się za siebie. Mickeyli nie było za barem. Jak zwykle znika w idealnym momencie.
- Rusz te swoje dupsko, inaczej je przelecę! - krzyknął ponownie.
- Zamknij ryj, spaślaku! Zaraz pokroję Twojego małego na kawałki, to wtedy może nauczy Cię manier do kobiet! - wrzasnęła Steff, odchodząc ode mnie i poszła za bar. Widząc jej minę cierpiętnicy, z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Oparłam się uwodzicielsko ramionami o ladę i spoglądałam na Malika, mając nadzieję, że szybko opuści ten lokal i przeniesie te swoje dupsko do innego, z dala ode mnie.
Gdzie Malik - tam zawsze są kłopoty.
--------
No to mamy 1 rozdział :D Tak jak zawsze - Pierwsze rozdziały są nudne, drętwe, choć od 2 będzie się działo :D Mam nadzieję, że się spodobał :D Gwiazdkujcie i komentujcie <3
Lots Of Love. xoxo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro