Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.

a/n; przepraszam, zapomniałam wczoraj dodać;;

***

Była sobota, kiedy Minho po raz pierwszy sfrustrowany wstał z fotela, niemalże rzucił tanim romansidłem o podłogę i powiedział:

— Wyjdziemy gdzieś kiedyś? Nudzi mi się.

Eliza popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Może i przyzwyczaiła się do jego obecności, ale do takich wybuchów już nie. Potrzebowała kilku sekund, by dotarło do niej, o czym mówił.

Nie spodziewała się tego. Nie miała w ogóle pojęcia, że Minho może wychodzić z jej domu. Chociaż... wcześniej była zdziwiona, że był w stanie wyjść z jej pokoju. Z jakiegoś powodu uważała, że, tak jak duchy, nie może opuścić jednego miejsca.

Jak widać, myliła się, bo chłopak stał w przedpokoju już sekundę po tym, jak zgodziła się gdzieś wyjść, tak bardzo chciał się stamtąd wyrwać. W sumie, to mu się nie dziwiła — sama mimo wszystko wolała gdzieś wyjść, niż ciągle siedzieć w domu. Nawet, jeśli znowu spędzała czas samotnie.

Ale teraz nie była sama. Teraz miała Minho, swojego anioła stróża.

Chciała wierzyć, że będzie chronił ją przed samotnością.

— Pospiesz się — głos chłopaka wyrwał ją z rozmyślań. Stał oparty o futrynę drzwi wejściowych i patrzył na nią niecierpliwym wzrokiem, kiedy zakładała trampki. — Nie mam co czytać, chodźmy do biblioteki wypożyczyć kilka książek.

Uśmiechnęła się mimowolnie. To było miłe, że jej potrzebował. W końcu tylko ona mogła go zobaczyć, sam nie był w stanie zrobić wiele w miejscach publicznych. Podejrzewała, że ktoś tam na górze mógłby kazać mu wrócić, jeśli w Los Angeles nagle zaczęłyby lewitować różne przedmioty.

Czuła się dobrze ze świadomością, że jest komuś potrzebna. Nawet, jeśli był to chłopak, który nie powinien istnieć.

Szli chodnikiem i rozmawiali. Eliza opowiadała mu o Los Angeles, pytała o książki, które chciałby wypożyczyć i nie zwracała uwagi na innych, dopóki nie musieli przejść na drugą stronę ulicy. Dopiero wtedy zauważyła, że ludzie dziwnie jej się przyglądają.

Zmarszczyła brwi.

— Dlaczego oni tak na mnie patrzą? — zapytała Minho, patrząc na niego zdezorientowana.

— Bo ze mną rozmawiasz, a oni mnie nie widzą — wytłumaczył, wzruszając ramionami.

Cholera.

— Nie wiedziałaś, że mogę po prostu czytać ci w myślach?

W tamtym momencie miała ochotę go uderzyć.

Nienawidzę cię.

On jedynie uśmiechnął się półgębkiem.

***

Z trudem powstrzymywała łzy. Wiedziała, że powinna być silna. Nie potrafiła jednak puścić tych uwag mimo uszu. Dlaczego po raz kolejny trafiały prosto w jej serce? Dlaczego znowu dawała się zranić, chociaż tak bardzo obiecywała sobie, że już nigdy więcej na to nie pozwoli? Dlaczego znowu była taka słaba?

— I jak, spotkałaś swoją bratnią duszę? — zapytał jej rówieśnik, który najbardziej ze wszystkich ją nękał. — A, no tak, zapomniałem. Przecież ona nie żyje!

Zacisnęła mocno powieki.

Nie płacz, nie płacz, nie płacz, błagam cię, do cholery jasnej, nie płacz...

Nagle usłyszała huk, a zaraz potem litanię przekleństw.

Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie, by odgonić słone krople, które zamazywały jej widok. Zdumiona zobaczyła leżącego na korytarzu szkolnym nastolatka.

— Jeśli jakoś cię to pocieszy, to jestem prawie pewien, że ten gość wyląduje w piekle.

Wzdrygnęła się i odwróciła w stronę, z której dobiegał głos. Stał tam Minho, z grobową miną wpatrujący się w osiemnastolatka, który podnosił się z podłogi.

Ty to zrobiłeś? — zapytała, w ostatniej chwili powstrzymując się od wypowiedzenia swojego pytania na głos. Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiła.

— Yhm, należało mu się — przytaknął. — Tak szczerze, to walnąłbym go jeszcze w twarz, ale niezbyt mogę.

Kąciki jej ust drgnęły lekko.

Chodźmy stąd.

***

Pogoda była wręcz idealna. Czerwcowe słońce nie grzało zbyt mocno, po niebie płynęło kilka śnieżnobiałych obłoków, a Eliza czuła się o wiele lepiej, niż kilka minut temu. Na plaży było już wiele osób, więc bez zastanowienia udali się na jej bardziej oddaloną część. Chciała odpocząć, odetchnąć świeżym powietrzem i popatrzeć na ocean. Potrzebowała tego i obecności swojego anioła stróża.

Ale wtedy Minho upadł na kolana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro