rozdział 17
Ciemna postać, nie widziałam twarzy. Chociaż po postawie sądziłam że to jest facet.
- Czego od demie chcesz ?
Po chwili zdjął kaptur.
Przeraziłam się.
Osoba nie wyglądała na człowieka, miał strasznie bladą skórę.
Brązowe włosy zaczesane do góry, czarne oczy prawie jak smoła i sine usta.
- Kim ty jesteś ? - Zapytałam przerażona.
Nie dostałam odpowiedzi.
- Kim do cholery ?! - Po moich policzkach poleciało kilka łez.
Bałam się, cholernie się bałam.
- Nic cie nie zrobię, przynajmniej na razie. Opowiem ci pewną historię. Był sobie anioł i demon, dzieci im się urodziły. Lecz tylko jedno dziecko zostało wychowane, drugie zaś zapomniane. Czy teraz rozumiesz znaczenie moich słów. - Powiedział dość poważnie.
Nic nie rozumiałam, o co mogło mu chodzić ?
Miałam pustkę w głowie.
- Oświecę cię siostrzyczko.
Że co ? Jaka siostrzyczka ?
- Ja nie mam rodzeństwa.
- Czy aby na pewno ? Przecież istnieję.
- Wytłumacz mi dlaczego prędzej się nie spotkaliśmy.
- Urodziłaś się pierwsza, od razu ciebie zabrano. Kiedy już chcieli zabierać naszą matkę, ona znów zaczęła rodzić, urodziłem się drugi. Każdy zastanawiał się co ze mną zrobić. Zapisali że drugie dziecko nie przeżyło. Wywalili mnie na ulicę na ziemi, zostałem wychowany w domu dziecka.
Chciało mi się płakać z powodu tego co mu zrobili, o ile to była prawda.
- Jak masz na imię ?
- William. Musisz znać pewną rzecz, masz moce. Których nikt innych nie ma. Masz dar uzdrawiania dusz. Innych nie znam, sama musisz je odkryć. Ja mam moc widzenia przeszłości, teraźniejszości, przyszłości. Musisz mi pomóc z opanowaniem demonów i aniołów. Wybór należy do ciebie, albo będziesz ze mną albo przeciwko mnie.
Zniknął.
To był jeden wielki obłęd.
Miałam już wszystkiego dość.
Mając mętlik w głowie wróciłam do domu.
***
Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamkę. Umyłam ząbki.
Zmęczona, poszłam spać.
***
Czas jak to czas, mija. Jest nieubłagany.
Szłam właśnie ulicą, słońce świeci, ptaszki śpiewają i inne pierdoły.
Wszystko by było pięknie gdym na kogoś nie wpadła.
Niestety nie było tak jak w filmach czyli ktoś mnie łapie, po prostu walłam tyłkiem o beton.
Zajebiście.
Wstałam otrzepałam spodnie.
Okazało się że osoba na którą wpadłam to chłopak.
- Hej, sorry że na ciebie wpadłem.
Ma strasznie fajny głos.
- Nic się nie stało. - Starałam się być miła.
- Czy w ramach tego tragicznego wypadku dasz się zaprosić na kawę ?
Muszę przyznać że jego propozycja wydawała się kusząca.
- Bardzo chętnie.
Więc poszliśmy do najbliższej kawiarni.
Dowiedziałam się że ma na imię Brad.
Mieszka tu od urodzenia, i inne ciekawe rzeczy.
Więc po tygodniu od naszego spotkania i innych spotkań w między czasie, zaprosiłam go do domu.
***
Stałam właśnie przed szafą, zastanawiając się w co się ubrać.
Wybrałam zwykłą miętową sukienkę, włosy zrobiłam w luźny warkocz na bok.
Nałożyłam delikatny makijaż.
Właśnie kiedy kończyłam zadzwonił dzwonek.
Więc szybko pognałam do drzwi.
Otworzyłam je.
Niestety to nie był Brad, tylko sam Irwin we własnej osobie.
- Co ty tutaj robisz ? - Syknęłam wściekle.
- Nie widać, stoję. Tak na serio masz nie spotykać się z Bradem.
Co ?! On chyba żartuje ! Najpierw go nie ma kiedy go potrzebuję, kiedy już sobie kogoś znajdę pojawia się i wszystko psuje.
- Chyba śnisz padalcu. To jest moje życie i będę robić z nim co zechcę.
Jego oczy zrobiły się wściekle żółte. Zacisnął pięści, aż knykcie mu pobladły.
Chyba mam kłopoty.
_________________
Bardzo wszystkich przepraszam że długo nic nie dodawałam, ale jak jeszcze była szkoła to cały czas się coś uczyłam.
Potem nie umiałam nic napisać, ten rozdział pisałam chyba dwadzieścia razy. Każdy był inny, ale uznałam że ten jest najlepszy.
Chociaż i tak wiem że rozdział jest zapewne słaby.
Brak komentarzy - rozdział za miesiąc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro