rozdział 10
- Jezu Chryste....... - Szepłam
Wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście.
To że jestem na niego wkurzona to nie oznacza że pozwolę mu się wykrwawić na śmierć.
Bez większego zastanowienia pomogłam wejść blondynowi do mieszkania, podtrzymywałam jego ciało żeby nie upadł. Co było niezwykle trudne.
Udało mi się go doprowadzić do salonu, gdzie położyłam go na kanapie.
Szybko poszłam po apteczkę. Po pięciu minutach byłam już spowrotem.
Usiadłam obok niego, patrzyłam się na jego twarz.
Podniósł się do pozycji siedzącej co skończyło się grymasem na jego twarzy. Cały czas trzymał się z miejsca po boku.
- Podnieś koszulkę. - Powiedziałam stanowczo.
- Nic mi nie jest.
- Nie bądź uparty, tylko rób co mówię. - Powiedziałam lekko wkurzona
Irwin przewrócił oczami, ale w końcu się poddał.
Ściągnął koszulkę.
- Szczęśliwa ? - Perliście się uśmiechnął
- Bardzo. - Wysyczałam.
Dopiero teraz zauważyłam ogromną ranę w okolicach brzucha.
- Połóż się.
Blondyn wykonał moje polecenie.
Wzięłam wacik, namoczyłam wodą utlenioną.
Zaczęłam przemywać delikatnie ranę.
Zacisnął zęby. Chwycił się kanapy tak że mu knykcie pobladły.
Musiałam się starać by nie podziwiać jego idealnego wyrzeźbionego torsu.
Dlaczego on jest taki idealny.
Kiedy skończyłam wyglądał o wiele lepiej.
Popatrzyłam na jego twarz, miał rozcięty łuk brwiowy, wargę i kilka zadrapań.
Wzięłam kolejny wacik, przyłożyłam go do zadrapania.
Cały czas czułam na sobie wzrok blondyna.
***
Posprzątałam syf jaki zrobiłam, wywaliłam zużyte waciki.
Najpierw wzięłam jego koszulkę, która pałętała mi się po pokoju. Zachowałam ją sobie po ostatnim.
Wróciłam do brązowookiego.
Grzecznie założył tą koszulkę, ponieważ tamta była trochę z krwi.
Postanowiłam że będzie spał w moim pokoju, muszę się dowiedzieć co mu się stało.
***
Właśnie chciałam wyjść z mojej sypialni, kiedy zatrzymała mnie prośba Asha.
- Możesz zostać ze mną ?
Nie chętnie przystałam na tą propozycję, ale wizja spędzenia nocy na kapie nie jest zbytnio kusząca.
Położyłam się obok Irwina.
Leżałam do niego plecami.
Zamknęłam oczy, próbowałam zasnąć.
Minuty mijały.
W pewnym momencie poczułam rękę obejmującą mnie w tali. Przyciągnął mnie bardziej do swojego ciała, mogłam poczuć znów to przyjemne ciepło bijące od niego.
Otworzyłam oczy, odwróciłam się do niego twarzą.
- Kto ci to zrobił i dlaczego ? - Szepłam.
- Nie interesuj się. Tak będzie lepiej.
Zdjął swoją rękę, zaczął delikatnie głaskać mój policzek.
Strzepłam jego dłoń.
- Dla kogo ?! Dla mnie czy dla ciebie ?! Nie odzywasz się tydzień, a kiedy się zjawiasz jesteś cały poturbowany ! Nie wiem czy wiesz ale martwię się o ciebie i bardzo zależy mi na tobie.
Znów leżałam do niego tyłem.
Oczy same zaczęły mi się zamykać, po chwili moje powieki opadły. Po paru chwilach odpłynęłam do swojego świata.
***
Obudziłam się przez wpadające promienie słońca do mojego pokoju.
Pomacałam miejsce obok mnie, było puste i chłodne. Jedynie co znalazłam to mała karteczka.
Bardzo ci dziękuję. ~ Ash
Wstałam z łóżka.
***
Weszłam do kuchni gdzie przywitała mnie moja współlokatorka.
- Cześć Luncia. - Powiedziała radośnie blondynka.
- Hej Lili. - Powiedziałam mniej radośnie.
- Coś się stało ?
Nalałam sobie soku i usiadłam z Lili przy stoliku.
- Tak, wczoraj był u mnie Ash. Miał całą zakrwawioną twarz i ranę.
- Dlaczego ?
- No właśnie tego nie wiem.
- Rozumiem.
Wypiłam duszkiem sok. Pożegnałam się z niebieskooką.
***
Najpierw poranne czynności w łazience.
Poczesałam włosy, zostawiając je rozpuszczone.
Umyłam ząbki.
Nałożyłam delikatny makijaż.
***
Dzisiaj postanowiłam że ubiorę krótkie dżinsowe spodenki, brązowe sandałki i błękitną koszulę bez rękawów.
Wzięłam jak zawsze swoją torebkę.
Ruszyłam do pracy.
_________________
Za minimum dziesięć gwiazdek następny rozdział.
Postaram się żeby był już na jutro.
Więc gwiazdkujcie i komentujcie.
Chociaż wiem że rozdział jest słaby, ale spokojnie akcja będzie.
Więc każdy komentarz motywuje mnie żeby napisać to na jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro