Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5


- Pomyśl o tym, co zawsze dawało ci inspirację. - Ciel znowu stawiał przede mną to wyzwanie, chodząc przy tym po murku.

Ja siedziałem pod drzewem i obserwowałem jak kroczy w jedną i drugą stronę, rozkładając ręce dla lepszej równowagi. Wciąż szukaliśmy inspiracji, która postanowiła zrobić sobie urlop i pojechać gdzieś daleko, jak najdalej ode mnie.

- To były losowe rzeczy, szara codzienność. Nie mam jasnych wytycznych co do tego, gdzie znajdować inspiracje. - odparłem, zamykając notes, który zabrałem na wypadek, gdyby do głowy wpadł mi niespodziewanie wspaniały pomysł.

Oczywiście nic takiego nie nastąpiło, a ja musiałem pogodzić się z faktem kilku zmarnowanych kartek, na których nieświadomie zacząłem szkicować Ciela. Chłopak tymczasem zszedł z murku, po którym się przechadzał.

- Musi być coś takiego. - upierał się przy swoim.

Podszedł do mnie i oparł się o pień, po czym zsunął po nim, siadając obok. Było dzisiaj niezwykle ciepło. Wiatr poruszał gałęziami rozłożystego drzewa, pod którym siedzieliśmy, wydając przy tym cichy szum. Znajdowaliśmy się na podwórku jednego z osiedli. Otaczały nas obdrapane kamienice, a obok znajdowała się rozpadająca piaskownica, zardzewiałe huśtawki i podniszczony murek wysoki na jakoś metr, po którym Ciel chwilę wcześniej urządził sobie przechadzkę.

- No nie wiem. - wzruszyłem ramionami, podczas gdy mój towarzysz zaczął grzebać w kieszeni bluzy. Znowu był ubrany nieadekwatnie do pogody.

- Zjedz. - podał mi ciasteczko z wróżbą, kiedy w końcu je znalazł.

- Nie chcę.

- No weź. - podsunął mi je bliżej, niemal pod nos.

Westchnąłem i przyjąłem ciasteczko, które było ubrane w kolorowy papierek. Otworzyłem je, przełamałem i jedną z połówek podałem Cielowi, a po wyjęciu karteczki ze swojej części zjadłem drugą połowę ciastka. Było słodkie, jednak nie za bardzo. Nie przepadałem za słodyczami, a to całkiem mi posmakowało.

- Co wylosowałeś? - zapytał Ciel, przysuwając się do mnie, aby również spojrzeć na karteczkę.

- ,,Cisza przed burzą''. - przeczytałem mały druczek. - To chyba nie wróży nic dobrego.

- Oczywiście, że wróży coś dobrego. - odparł, kręcąc głową, jakbym był zbyt ograniczony, aby zobaczyć prawdziwe przesłanie. - Cisza przed burzą, niemalże jak cisza przed twoim wielkim wybuchem weny.

- To chyba tak nie działa, Ciel. Raczej teraz jest miło, a potem coś się spieprzy.

- Bredzisz, Alois.

***

- Zwierzę na s? - zapytał znużony Ciel, potem jednak wzdychając i odzywając się ponownie. - W sumie już mi się to nudzi.

Gra w państwa miasta wydawała się jedynym, co dane nam było robić, kiedy byliśmy zamknięci w czterech ścianach. Zbierało się na deszcz, wychodzenie w taką pogodę było wysoce nieodpowiedzialne, a co za tym idzie zostaliśmy w moim mieszkaniu.
Mnie również gra nie urzekła, więc optymistycznie przyjąłem jego słowa. Odłożyłem swoją kartkę na bok i usłyszałem grzmot. Pokój rozświetliła błyskawica, której towarzyszył głośny trzask gdzieś niedaleko. Moja pracownia i pokój, w którym spędzałem najwięcej czasu, znajdował się na poddaszu, przez co wyraźnie słyszałem krople deszczu uderzające o skośną szybę.

- W taką burzę nie wrócisz do domu. - zdecydowałem, widząc i słysząc, że coraz bardziej leje.

- Więc co proponujesz?

- Zostań u mnie na noc. Rano pogoda się uspokoi i odprowadzę cię do domu.

- Nie chcę robić ci problemów.

Zbliżyłem się do niego, opierając dłonie na wzorzystej pościeli. Obaj siedzieliśmy na łóżku, a teraz byłem tak blisko niego, że z dokładnością widziałem każdy fragment jego twarzy. Chciałem go zaskoczyć, może zdezorientować, jednak Ciel wydawał się zupełnie spokojny. Przynajmniej to widziałem na zewnątrz.

- Wiem, że chcesz. - powiedziałem, dźgając go zaczepnie palcem w klatkę piersiową.

Potem wróciłem na swoje miejsce, odnotowując, że dopiero teraz jego policzki stały się lekko czerwone. Tak jakby uspokoił się, kiedy się odsunąłem i znów zaczął oddychać, czuć, żyć. Dystans dawał mu wolność.

- Dostaniesz moją ukochaną bluzę i ciesz się, że możesz spać z kimś tak utalentowanym jak ja. - rzuciłem mu wspomniane ubranie i jakieś dresowe spodnie.

- Jak to z tobą? - zapytał, łapiąc obie rzeczy.

- Nie zamierzam udawać sztucznie grzecznego, lubię swoje łóżko i nie wybieram się na kanapę. Tobie mogę pościelić, ale mam duże łóżko, więc spanie razem to raczej wygodniejsza opcja.

- Tak. - odparł, wyciągając przed siebie bluzę, tak jakby chciał ocenić o ile będzie za duża. - Raczej tak.

***

- Nie mogę spać. - usłyszałem jego głos jakąś godzinę po tym, jak obaj się położyliśmy.

Odwróciłem się, bo dotychczas leżałem do niego plecami. Ujrzałem wtedy Ciela, który również wpatrywał się we mnie oczami wydającymi się lekko lśnić w mroku. Deszcz tymczasem wciąż uderzał o szybę, wydając miarowy odgłos, a błyskawice co jakiś czas rozświetlały pokój.

- O co chodzi? - zapytałem, podnosząc się do siadu i zapalając lampkę.

- Ała, zgaś to. - syknął, chowając się pod kołdrę przez zbyt duże natężenie światła.

- To o co chodzi? - posłusznie spełniłem jego prośbę.

Przetarłem oczy, całkowicie się rozbudzając i dostrzegając zarys mebli. Następnie znów spojrzałem na Ciela, który wychylił się spod kołdry, kiedy usunąłem niechciane światło.

- Nie lubię burzy. - odparł ponuro, wpatrując się w okno, po którym płynęły kaskady wody.

- Ty? Myślałem, że poeci lubią deszcz.

- Lubię deszcz sam w sobie, ale nie lubię burzy. - odparł, wzruszając lekko ramionami. - Szczególnie nocą, kiedy próbuję spać, a wciąż grzmi. Tobie się to podoba?

- Nie przeszkadza mi. - odparłem, kładąc dłoń na jego głowie i lekko go po niej gładząc.

- Nie zapominasz się? - zapytał, mimo wszystko nie odtrącając mojej ręki.

- Nie, nie wydaje mi się. Zapominam?

- Trochę. - szepnął, mimo to ponownie nic z tym nie robiąc.

Kontynuowałem więc, przeczesując spokojnie palcami miękkie kosmyki jego włosów. Po chwili weszło mi to w nawyk, wykonywałem ten ruch niemal automatycznie. Przymknąłem oczy i wsłuchiwałem się zarówno w ulewę, jak i w jego oddech, który po czasie stawał się coraz spokojniejszy. Wreszcie usnął, a ja jeszcze przez chwilę gładziłem go po głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro