Rozdział 4
- Jeśli szukasz inspiracji, to musimy zacząć od początku. - powiedział Ciel, obracając się na moim krześle przy moim biurku.
Poważnie potraktował naszą współpracę i już trzy dni później zjawił się w moim mieszkaniu. Nie miałem nic przeciwko temu, że się wprosił, ale naprawdę nie potrafiłem zebrać tego dnia myśli. Nie umiałem skupić się na mało istotnych rzeczach, a co dopiero na tworzeniu i to czegoś dla tak szerokiej publiki. Co za tym idzie, jedynie patrzyłem na niego tępo, starając się słuchać i nie zawieść go brakiem kreatywności.
- Od jakiego początku? - dopytałem, łapiąc go za nadgarstek, przez co skończył okręcać się na krześle.
- Co zazwyczaj dawało ci inspiracje?
Zastanowiłem się. Nigdy nie myślałem nad tym, skąd biorę pomysły. Najczęściej po prostu wpadała mi do głowy pewna myśl, która potem przeradzała się w konkretny plan. Znajdywałem pomysły na pisanie w zwykłych, codziennych czynnościach, same do mnie przybywały przez szereg prozaicznych doświadczeń.
- Nie wiem.
- Totalnie nic? Żadnych miejsc, piosenek, jedzenia? - pokręciłem głową. - Będzie ciężko.
Nie stwierdził niczego nowego, wiedziałem to już od dawna. Stanąłem w martwym punkcie mojej twórczości.
Spojrzałem na biurko, na którym było wszystko. Kartki, zeszyty, ołówki, kredki, długopisy, kubki po kawie i wiele innych przedmiotów, jakie nazbierały się podczas długiego okresu, w którym nie sprzątałem. Od dawna tego nie robiłem, bo nie miałem na nic siły. Byłem pisarsko zbyt wypruty, brak weny rzutował na całe moje życie.
- Wybacz. - uśmiechnąłem się przepraszająco. Wiedziałem, że jeszcze nieraz będę go przepraszał za moją niekompetencję.
- To nie twoja wina. - machnął na to ręką, intensywnie się przy tym nad czymś zastanawiając. - Może gdzieś cię zabiorę?
Dostrzegłem, że przy okazji błądzi wzrokiem po pokoju, co jakiś czas zatrzymując go na jakimś ciekawszym przedmiocie. Jako że miałem duszę typowego artysty, było tu sporo kolorów. Takowe przynajmniej objawiały się w dodatkach, bo ściany były w jasnym, szarym odcieniu.
- Niby gdzie? - zapytałem, skupiając na sobie jego rozbiegane spojrzenie.
- A gdzie lubisz?
- Nie wiem... Ostatnio w ogóle nigdzie nie wychodzę.
- Dobrze. W takim razie zabiorę cię w jedno miejsce, do którego zawsze chodzę, kiedy potrzebuję inspiracji.
Podniósł się z krzesła i przeciągnął. Ponownie miał na sobie ubrania, które zakrywały całą jego sylwetkę. Zapewne znów zobaczę jak wygląda dopiero wtedy, kiedy odwiedzę go w pracy.
- Co to za miejsce?
Ciel wydawał się beztroski, a przy tym tajemniczy. Odniosłem wrażenie, że jego życie wewnętrzne jest bogatsze, niż jestem sobie w stanie wyobrazić. Zapewne jego myśli są ciekawsze niż najlepiej sprzedające się książki, niespodziewane i być może chaotyczne niczym film znaleziony przypadkiem w odmętach internetu. Dzielił się ze mną częścią tego tajemniczego świata, lecz z pewnością nie mówił mi wszystkiego.
- To będzie niespodzianka. - odparł, mierząc mnie zdziwionym i nieco karcącym spojrzeniem, jakby chciał bezgłośnie przekazać ''to przecież jasne, że bym ci nie powiedział'.
***
- Daleko jeszcze? - zapytałem zmęczony, bez entuzjazmu krocząc leśną ścieżką.
Było już kompletnie ciemno, bo Ciel zadecydował, że musimy iść w nocy. Przedzieranie się przez leśną gęstwinę nie było wymarzonym zajęciem w sobotnią noc, jednak nie miałem nic do gadania. Uszanowałem zresztą to, co dla mnie robił. Zabiera mnie do jakiegoś ważnego dla siebie miejsca. Możliwe, że miejsca, do którego nigdy wcześniej nie przyszedł z nikim innym. Szczytem chamstwa i ignorancji byłoby w takiej sytuacji narzekanie na swoje lenistwo i brak kondycji.
- Nie. Już prawie jesteśmy. - odparł, obserwując mnie kątem oka. - Nie za dużo siedzenia przy komputerze?
- Taka praca. - wysapałem, dziwiąc się, jakim cudem on nie wykazuje oznak zmęczenia.
Na pewno miał więcej ruchu niż ja, co nie zmienia faktu, że byłem pełen podziwu. Dostrzegłem też, że co jakiś czas zerka na mnie, jakby upewniał się, że nie zgubił mnie po drodze. W sumie ciężko stracić z zasięgu człowieka, który tak ciężko oddycha. Byłem dość głośny.
Szedłem zaraz za nim, co jakiś czas dostając gałęzią w twarz, a raz nawet wpadając w pajęczynę. Na pewno mało rozsądne było ubieranie spodni odkrywających kostki, które stały się całe obdrapane przez gałązki i kolce leśnych roślin. Kiedy Ciel mówił, żebym się wygodnie ubrał, nie myślałem o tym, żeby się w całości zakryć, a żeby po prostu było wygodnie. Na przyszłość będę wiedział.
- Już jesteśmy. - oznajmił niespodziewanie, wychodząc wraz ze mną na polanę.
Rozejrzałem się wokół i aż zaparło mi dech w piersi. Na trawie w pięknym, zielonym kolorze rosły polne kwiaty. Głównie bielutkie stokrotki, z których dobrze plotłoby się wianki. Moja uwaga skupiła się jednak bardziej na rosnącym pośrodku dębie, którego rozłożyste gałęzie robiły wrażenie, a liście w wiosennym zielonym odcieniu dopełniały obrazek.
Na jednej z gałęzi wisiały dwie huśtawki. Na pewno stare, ale wyglądające stabilnie. Ciel podszedł i usiadł na jednej z nich, zająłem więc tą obok. Spojrzałem następnie na mojego towarzysza, który delikatnie się bujał. Huśtawki nie wydawały żadnego dźwięku, wisiały na sznurku, a nie na łańcuchu. Cieszyło mnie to, bo nienawidziłem ich skrzypiącego dźwięku.
- Jesteś pierwszą osobą, którą tutaj zabrałem.
- Tak? W takim razie czuję się zaszczycony. - odparłem, również swoją huśtawkę wprawiając w ruch.
Lekkie kołysanie było relaksujące. Nie spuszczałem przy tym wzroku z Ciela, który zapatrzył się w gwiazdy, zaskakująco widoczne w tej lokalizacji. W mieście, gdzie jest pełno świateł, trudno je dostrzec. Miałem szczęście, że mieszkałem na obrzeżach i nie musiałem użerać się z ''urokami'' dużego miasta.
- Często tu chodzę. Zazwyczaj tutaj można mnie znaleźć. - oznajmił, uchylając przede mną rąbka tajemnicy ze swojej codzienności.
Zaufał mi na tyle, aby pokazać miejsce, które mogło być jego ucieczką, a z całą pewnością stanowiło ostoję. Najwyraźniej, gdyby kiedyś chciał uciec, tylko ja mógłbym go odnaleźć. Ta wyprawa była niemal jak mapa do niego w okolicznościach, w których chciałby się skryć przed całym światem.
- Zapamiętam.
- Gwiazda polarna, naprawdę dobrze ją dzisiaj widać. - zmienił temat, wskazując jeden z punkcików na niebie.
Przez chwilę wpatrywałem się w to, co pokazywał, po czym mój wzrok znów powędrował po niebie. Moje oczy błądziły od jednego miejsca do drugiego, aż w końcu byłem już pewny.
- Um, cóż... A to nie była gwiazda polarna? - zaśmiałem się nerwowo, wskazując zupełnie inny kawałek nieba.
Chłopak skomentował moje pytanie ukryciem twarzy w dłoniach, a ja westchnąłem głęboko, bujając się i wpatrując w tę poprawną gwiazdę. A podobno on jest z naszej dwójki tym ''gorszym''.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro