Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26


Nie zważając na strach, poszedłem naprzód, próbując wśród tego całego rozgardiaszu odszukać słoneczne popołudnia i mroźne, aczkolwiek gwieździste wieczory. Minęło tyle lat od momentu, kiedy ostatni raz dane mi było żyć na ulicy. Wraz z Luką prowadziliśmy życie włóczęg, skazanych na dobroć ludzi, którym powodziło się lepiej. Byliśmy skazani na pogardliwe spojrzenia, konspiracyjne szepty i współczucie. Dlaczego to przeżyłem? Siła wyższa, czy po prostu zostałem podporządkowany życiu, które w moim przypadku miało toczyć się dalej?

- Cholerna wioska. - mruknąłem, któryś już raz potykając się o kamień, zwęgloną belkę czy resztki z dobytku jakiejś rodziny.

Nie było po co tego zabierać. Nie było po co taszczyć ze sobą uszkodzonych wazonów, porcelanowych zastaw, potłuczonych ramek ze zdjęciami. Na pewno wszystkim łatwiej było zapisać straty z pożaru na kartce ''przeszłość'' i na czystej zapisać nową rzeczywistość. Miałem nadzieję, że szczęśliwszą. No właśnie, ciekawe, co się stało z tymi ludźmi. Czy uciekli od bolesnych wspomnień, zadomowili się w nowym lokum? Czy dzieci z wioski dorosły i tak jak ja poszły swoją drogą?
Chodząc między znajomymi szkieletami domów, wyobrażałem sobie ogień. Parzące, mieniące się języki ognia powoli trawiące domostwa. Przypominałem sobie też Lukę. Mimo gryzącego dymu będącego pamiątką po palącym się do niedawno ogniu tuliłem do siebie uparcie jego ciało, wylewając z siebie całą frustrację w postaci gryzących łez. Pamiętałem tę nieprzyjemną gulę, która stanęła mi w gardle i ogromne uczucie żalu oraz straty.

- Deszcz? - szepnąłem, gdy na moim nosie wylądowała kropla wody.

Tak, definitywnie deszcz. A byłem przekonany, że po porannych ulewach niebo jest na tyle wycieńczone, że nie uroni ani odrobiny więcej. Świadomość, że za chwilę znów może lunąć, nie przygnębiła mnie jednak, wręcz przeciwnie. Uśmiechnąłem się delikatnie i dalej przemierzałem wioskę, czując na skrawkach odsłoniętej skóry następne krople. Mógłbym się ponownie zakochać w tym, jak pięknie wygląda tu niebo. W tym, jak szumią liście drzew, subtelnie poruszane przez szepty wiatru. Mógłbym bez pamięci oddać się w ramiona puszczy i zostać tak, wdychając orzeźwiające powietrze. Aż żal, że tylko moment zajmie mi ta podróż w przeszłości.
Może dobrze, że tylko chwilę? Bez zbytniego wdrażania się w przeszłość, bez bólu ponownie rozpalającego w sercu tęsknotę. Bez dziwnej chęci powrotu do przeszłości, która mimo wielu niedogodności wydawała mi się obecnie łatwiejsza. Nie istniał w niej Ciel, mój cudowny przyjaciel, który obecnie leżał w szpitalu, walcząc o każdy oddech. Jeśli uniknie śmierci, przyjdę z nim tutaj. Razem posłuchamy utworów otaczającej to miejsce przyrody, wspólnie zapatrzymy się w gwieździste niebo i znów zastanowimy nad życiem, które potrafi być niezwykle ulotne. Powiem mu, że byłem tutaj, kiedy leżał w śpiączce i jeszcze raz nadmienię, jak bardzo tęskniłem. Stwierdzę, że szkoda, że nie było go tutaj, kiedy padał deszcz. Gdy pada, jest jakoś magicznie. Być może to sprawka tego, że nie pada codziennie, a jedynie od czasu do czasu. Trochę jak z nocą. Wydaje się ona inna, bo zazwyczaj oglądamy świat za dnia i stajemy się prawdziwymi pasjonatami odkrywania go na nowo, gdy zostaje szczelnie otulony mrokiem. Ludzie lubią obserwować to, co rzadkie i nietypowe. Zazwyczaj poza zasięgiem ich wzroku.

- No i pada. - zaśmiałem się, gdy po chwili z nieba faktycznie chlusnęło lodowatą wodą.

To było orzeźwiające. Miłe uczucie. I doprawdy miła była świadomość, że po deszczu ukazuje się tęcza. Może to tylko pocieszający przesąd, że między szarymi chmurami zawsze pokaże się kilka zbawiennych kolorów?
Miałem nadzieję, że tak się stanie w moim życiu i po deszczu będzie lepiej. Dosięgnę przyjaciela, który mimo bycia fizycznie na ziemi, umysłem i duszą wyszedł poza mój zasięg.
Piekielnie skomplikowane to wszystko. Miałem dość, lecz nie w taki sposób, w jaki dość miał Ciel. Miałem dość zmartwienia i stresu, ale wciąż chciałem żyć, chociażby po to, aby wiedzieć, jak to się zakończy. Czy wróci, czy może czeka mnie ostatnie pożegnanie. Będę miał dwa groby do odwiedzania. Dwie zimne, nagrobne płyty, na których będę stawiał znicze i kwiaty, najpiękniejsze z tych, jakie dostrzegę w kwiaciarni. Dwa zdjęcia, w które będę się wpatrywał z melancholią, dwa cudowne życia, które odeszły zbyt szybko.
Nie zgadzam się na śmierć. Nie zgadzam się, aby Ciel podzielił los Luki. Tak sobie wmawiałem, stojąc nad grobem ukochanego brata, ale to było jedynie słodkie, niemające mocy sprawczej pragnienie. Los ma w głębokim poważaniu, czego chcę. Nie szuka winnych, nie ocala uczciwych, nie błądzi między ludzkimi zażaleniami. Robi to, co musi, zabierając po kolei tych, których anioły postanowiły mieć w swojej opiece.

- Boże... - zaszlochałem, choć nie wiem nawet, kiedy zebrało mi się na płacz. W pewnym momencie zacząłem bezsilnie szlochać, opadając na kolana, i gdy zetknęły się one z podmokłą ziemią, przez płacz mówiłem dalej. - Jeśli chcesz zabrać Ciela, zrób to. Ale jeśli możesz... Błagam... Pozwól mi go zatrzymać. Tylko o tyle proszę.

Przez łzy patrzyłem w niebo, co było utrudnione, kiedy deszcz wpadał mi do oczu. Co dała wizyta w moim ''miejscu spokoju''? Nie przyniosła pożądanego ukojenia, o jakim prawiła bibliotekarka. Nie zyskałem przez to więcej siły na mierzenie się z rzeczywistością i nie przestałem wracać do przeszłości dzięki ponownemu zobaczeniu znajomej wioski.
Zamiast tego jeszcze bardziej pogrążyłem się w smutku i żałobie, dogłębnie oddając swoje serce poczuciu zbliżającej się straty. Jeśli jednak miałbym ponownie wybrać, czy chciałbym tu przyjść, zrobiłbym to. Mimo że było ciężej, coś zmieniło się w moim postrzeganiu rzeczywistości. Dzięki wybraniu się tutaj, zrobiłem coś, czego nie potrafiłem wcześniej przyjąć do wiadomości. Zaakceptowałem śmierć. Nie zezwoliłem na nią, ale zaakceptowałem, że będzie mogła zabrać ukochanego przyjaciela.
Teraz pozostało mi jedynie czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro