Rozdział 2
Cholernie się stresowałem, kiedy czekałem na ławce przy cukierni. Dużo rozmawiałem z Cielem poprzez SMS-y, zdążyliśmy się trochę poznać. Pierwszy raz od razu znalazłem z kimś wspólny język. Tematy nam się nie kończyły, wręcz przeciwnie. Cały czas poruszaliśmy nowe wątki. Poza tym zaczęliśmy przesyłać sobie swoje prace. Wiersze, opowiadania, teksty, które swoje miejsce dawno temu znalazły na dnie szuflady.
- Hej. - kąciki moich ust uniosły się ku górze, kiedy zobaczyłem Ciela zmierzającego w moją stronę.
- Cześć. - odparł nerwowo, siadając obok.
- Coś się stało?
- Nie. - stwierdził, siląc się na zestresowany uśmiech, który bardziej przypominał grymas. Grymas poety, którego współczesny świat dziabie z każdej strony.
Ubranie, które miał na sobie, było inne niż uniform jaki nosił w pracy, ale nie odbiegało kolorem. Ciel wydawał się ginąć w czerni luźnej bluzy i dresowych spodni. Miejsca, w których jego blada skóra była odsłonięta, tworzyły mocny kontrast z materiałem.
- Pójdziemy na jakieś dobre ciastko, co? - zapytałem, porzucając temat. Może zaraz mu przejdzie. - Znam fajne miejsce. Nie wiem, czy tak dobre jak kawiarnia, w której pracujesz, ale powinno ci się spodobać.
***
Przemierzaliśmy mało uczęszczaną uliczkę. Było już ciemno, niebo stało się czarne jak smoła, usłane małymi, skrzącymi się punkcikami. W równych odstępach stały domki z idealnymi ogródkami, idealnymi dachami i idealnymi oknami, o elewacji bez skazy nawet nie wspominając. Na pewno w każdym z nich mieszkała idealna rodzina z idealnymi dziećmi mającymi wymarzone nastoletnie życie. Jak w jednym z popularnych seriali, których tysięczne odcinki lecą trzy razy dziennie na pierwszym kanale.
Spojrzałem na Ciela, który szedł bez słowa obok mnie. Wydawał się zamyślony, wpatrzony w drogę przed sobą. Idealną drogę bez ani jednej dziury, po której obu stronach zaparkowane stały idealne, drogie samochody. Kiedy rozglądałem się wokół, wydawało mi się, że słowo idealne, nawet użyte po tysiąckroć, jest w przypadku tego osiedla zbyt nieidealne.
- Ciel. - zagadnąłem, przez co chłopak mruknął, abym kontynuował. Nie zwrócił jednak na mnie wzroku. - Przez cały dzień wydajesz się zestresowany. Coś zrobiłem?
- Jestem zmęczony, byłem wczoraj w pracy.
- I to cię tak zestresowało?
- Tak. Nie mogło?
- Nie będę mówił co mogło, a co nie mogło cię zestresować, ale nie wydaje mi się, aby był to prawdziwy powód.
- Cóż... - westchnął tak ciężko, jak tylko on umiał. Czasem sprawiał wrażenie ojca trójki dzieci, który jako jedyny utrzymuje rodzinę, nie dogaduję się z żoną, a dodatkowo przechodzi kryzys wieku średniego. - Jesteś starszy, wydajesz książki, grasz na gitarze. Umiesz bardzo dużo w bardzo niedużym wieku. Zastanawiam się, czy jestem dla ciebie dobrym towarzyszem. Ja nie umiem zbyt wiele.
Przewróciłem oczami. Było to mało wspierające, ale przecież Ciel i tak tego nie zauważył, jako że przecież wgapiał się w drogę przed sobą. A może jednak śledził kątem oka moją sylwetkę? Przydługie włosy z uwagi na lekko pochyloną głowę tak zakryły jego twarz, że nie mogłem z całą pewnością stwierdzić, gdzie się patrzy.
- Jestem starszy tylko o rok... - zacząłem, jednak chłopak przerwał mi, nim zdążyłem kontynuować.
- No właśnie, a tyle osiągnąłeś. Ja tam czasem mam problem nawet z guzikami od koszuli.
- Mnie czasem dręczą sznurówki od butów, więc się dobraliśmy. - odparłem żartobliwie, kładąc dłoń na jego włosach i lekko je mierzwiąc. - Ale to, że ja mam problem ze sznurówkami, a ty z guzikami, nie oznacza, że jesteśmy zwycięzcami lub nieudacznikami. Albo, że jesteśmy mniej lub bardziej godni danych rzeczy bądź osób. W sumie życie i ludzie są zbyt skomplikowani, aby określać kto jest lepszy, a kto gorszy. Każdy jest po prostu inny.
- A jednak są ludzie trochę lepsi od innych.
- W czym ja jestem lepszy, a ty gorszy, Ciel?
- Umiesz pisać. - odparł, wzruszając ramionami. Nieświadomie otworzył mi tym furtkę do tematu, który już wcześniej chciałem poruszyć.
- Moim zdaniem piszesz bardzo dobrze. Przy niektórych wierszach czy opowiadaniach naprawdę zazdrościłem ci talentu. Potrafisz... Masz dar zamieniania uczuć w słowa. Opisy, jakie tworzysz, są cudownego. Nie mogę jedynie zrozumieć, dlaczego tyle zła i smutku w tym wszystkim. W jednym wierszu mowa o śmierci, w drugim o niesprawiedliwości, inny mówi o chorobach. Tak samo z opowiadaniami, w co drugim główny bohater popełnia samobójstwo.
- Lubię pisać dość... Życiowe rzeczy. To wszystko, o czym wspomniałeś, dzieje się. Każdego roku, każdego dnia, w każdej sekundzie. Większość osób tego nie dostrzega, świat jest piękny, prawda? Wolę patrzeć na niego od innej strony. Podporządkowywanie się do reszty społeczeństwa jest rzeczą, która zabija kreatywnych ludzi. - powiedział, po czym spojrzał na mnie prowokacyjnie. - Ale ty o tym wiesz. Gdzieś mi tam przemknęło kazirodztwo w twojej powieści. Czy to nie zalicza się do jednej z tych okrutnych rzeczy, o jakich najwyraźniej niezbyt lubisz pisać?
- To jest co najwyżej temat do rozważania na tle moralnym. Naprawdę daleko temu do twojej makabryczności. - odparłem, trącając go lekko. - Nie chciałbyś napisać czegoś weselszego? Może nie będzie to sielanka, ale na samobójstwa nie licz.
- Nie wiem. To nie są moje klimaty, nie lubię happy endów. Spróbuj może troszkę rozwinąć temat, musisz mnie naprawdę zainteresować. - wyciągnął ze swojej torby butelkę z wodą.
- Błagam cię, pomóż mi przy ostatniej części. Mam totalną pustkę w głowie, nie wiem co robić, a ty jesteś ogarnięty. Podziwiam twój talent i chociaż odrobinę twojej pomocy byłoby dla mnie na wagę złota. Nie daj się prosić, serio cię potrzebuję. - przez moją wypowiedź chłopak opluł się wodą. Chcąc nie chcąc parsknąłem śmiechem, następnie zakrywając usta, kiedy zwrócił na mnie niedowierzający wzrok. Słabo śmiać się z niego w sytuacji, w której jestem na jego łasce. - Chusteczkę?
Przyjął paczkę i wytarł twarz oraz bluzę, która przy obecnej temperaturze pewnie zaraz wyschnie do końca. Że też nie było mu gorąco w takim ubraniu.
- Jesteś chory. Najwyraźniej twoje szare komórki już zaczęły się rozkładać. Ja jedynie bardziej ci wszystko zepsuję.
- Nie zepsujesz, wierzę w ciebie. Piszesz wspaniałe rzeczy, jestem pewien, że wymyśliłbyś świetne zwroty akcji i ubrał je w dobre słowa. Nie chciałbyś zobaczyć swojego imienia i nazwiska obok mojego na najnowszej książce? - spróbowałem od innej strony.
Widziałem, że powoli się łamał. Podczas jednej z rozmów dowiedziałem się, że marzy o wydaniu książki. Teraz miał niepowtarzalną okazję. Dodatkowo powieść będzie wypromowana przez dwie poprzednie części. Idealna okazja, aby wejść do branży wydawniczej w wielkim stylu.
- Zastanowię się. - stwierdził po chwili, kiedy stanęliśmy przed jednym z domków, tak samo doskonałym jak inne. Właśnie tutaj mieszkał wraz ze swoją adopcyjną rodziną.
- Będę czekał z niecierpliwością na decyzję.
Skinął głową i udał się do drzwi. Pomachałem mu, kiedy znalazł się za furtką, a on odmachał i wszedł do domu. Ja stałem tam jeszcze chwilę, patrząc na budynek z nadzieją, że już niedługo Ciel uraczy mnie twierdzącą odpowiedzią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro