Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11


Tym razem to ja zastałem Ciela pod drzwiami, inaczej niż poprzednim razem. Dziś nie padało, dzięki czemu nastolatek był suchy i wydawał się taki jak zawsze, choć w jego oczach dostrzegłem cień niepokoju.

- Jak się czujesz? - zapytał w pierwszej kolejności, za niepotrzebne uznając przywitanie.

Przez telefon usłyszał mój zachrypnięty głos i ciężki kaszel, będący skutkiem dręczącej mnie choroby. Wczoraj poczułem się gorzej, położyłem się więc spać na krótką drzemkę, która w praktyce taka krótka nie była. Następnego dnia odkryłem u siebie wysoką gorączkę i nieprzyjemne drapanie w gardle. Nie wiedziałem, czy zaraziłem się od chłopaka, a objawy pojawiły się dopiero dziś, czy może zawiniły moje wieczorne spacery.
W ostatnim czasie polubiłem się z nocnymi wędrówkami, czasami trwającymi po dwie, czasem nawet trzy godziny. W ich trakcie miałem możliwość przewietrzyć się i przypatrzeć gwiazdom, które stały się dla mnie ważną częścią nocy. Małe srebrne punkciki na granatowym tle napawały mnie spokojem i zmuszały do przemyśleń, które jednak nie przekształcały się w namiętnie poszukiwaną przeze mnie w ostatnim czasie wenę.

- Jest okej. - zakaszlałem ciężko, co zaprzeczyło moim słowom.

Nie było dramatu, na pewno przechodziłem chorobę lepiej niż Ciel, jednak przeziębienie nie było najmilszym stanem w jakim mogłem się znaleźć. Zanim zdążyłem znów się odezwać, Ciel złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął w głąb mieszkania, dość zatęchłego i zaśmieconego między innymi kubkami po kawie i opakowaniami po zupce instant, którą lubiłem pochrupać podczas oglądania seriali. Dostałem niemalże deja vu, kiedy Ciel posadził mnie na łóżku i okrył kocem, mówiąc, że mam się nigdzie nie ruszać i zaraz do mnie wróci. Role się odwróciły. Nie mogłem jednak narzekać na to, że Ciel troszczy się o mnie i specjalnie fatyguje, aby zadbać o moje zdrowie.

- Weź leki, ja pójdę zrobić coś do jedzenia. - powiedział, podając mi wybrane medykamenty, które wygrzebał z szafki z lekami, jaką mu już kiedyś pokazałem.

Polecenie skwitowałem kiwnięciem głową na znak, że rozumiem. Zdegustowanym wzrokiem obrzuciłem przy tym leki. Szklane butelki z syropami i tabletki w trzeszczących blistrach. Ich smak pozostawiał wiele do życzenia. Mimo wątpliwości wziąłem wszystko, co Ciel mi podsunął, krzywiąc się przy tym jak małe dziecko, gdy tylko poczułem na języku gorzki smak. Nie pisnąłem jednak słówka, wiedząc, że mi to pomoże.

- Niestety nie umiem gotować. - uprzedził Ciel, wracając do mnie z talerzem na którym tkwiły tosty.

- A ty? Zjadłeś coś rano? - zapytałem, przełamując chleb na pół.

- Nie, ale nie jestem głodny. - dodał delikatny uśmiech, co nadało mu wiarygodności.

Nie odpuściłem jednak. Podsunąłem mu kawałek tosta i obrzuciłem niemal władczym spojrzeniem. Im dłużej Ciel zapierał się, że nie jest głodny, tym bliżej podsuwając jedzenie, aż w końcu skapitulował i postanowił zjeść razem ze mną.

***

- Ciel? - zagadnąłem, kiedy był zajęty przeglądaniem leków po raz drugi.

Nastał wieczór, słońce zaszło, a niebo pokryło się gwiazdami. Wraz z Cielem ustaliłem, że zostanie on u mnie na noc, mimo że na początku nalegałem, aby wrócił do domu. Uparł się jednak, że musi mnie pilnować i skoro ja opiekowałem się nim w chorobie, dziś mi się odwdzięczy. Z tego właśnie powodu szykowaliśmy się do obejrzenia filmu, aby odgonić nudę i spędzić miło czas, jako że w końcu się spotkaliśmy. Chłopak był już dawno umyty, jego wilgotne włosy opadały mu na twarz. Koszulka, którą pożyczył do spania, sięgała mu do połowy uda, nie zakrywając smukłych nóg.

- Tak? - oderwał się od dotychczasowego zajęcia, aby przenieść na mnie wzrok oczu, których odcień od dawna zapierał mi dech w piersi. Niebieski, w którym można było utonąć.

- Powiedziałbyś mi, gdybyś miał problemy? - zadałem dręczące mnie od dawna pytanie.

Reakcja Ciela mnie zaskoczyła. Zastygł on w bezruchu, z butelką syropu w dłoni, przenosząc wzrok z powrotem na szafkę. Szczerze mówiąc, trochę przerażająco wyglądał, kiedy po chwili nie ocknął się, tylko bardzo powoli odłożył przedmiot z powrotem na blat.

- Jakich na przykład? - zapytał, omijając mnie mętnym wzrokiem.

- Wszystkich. Jeśli cokolwiek będzie szło nie po twojej myśli i będzie cię to męczyć, masz mnie. Ja zawsze cię wysłucham, bez względu na sytuację. - zapewniłem, teraz będąc już niemalże pewien, że Ciel coś ukrywa.

Obserwowałem uważnie każdy jego ruch i nietypowe zachowanie, które się szybko nie ''naprawiło''. Niczym w transie patrzył na leki, wydając się przy tym intensywnie nad czymś myśleć. Dużo bym dał, aby wiedzieć, o czym tak rozmyśla. Na pewno zaoszczędziłoby mi to stresu i niepokoju, jaki mnie w tym momencie nawiedził.
Zmieniła się również atmosfera. Ze swobodnej i miłej w napiętą. Powietrze stało się ciężkie, jakby można było je kroić nożem, mimo że przesz uchylone okno do pokoju wpadał świeży powiew wiatru. Ja też zastygłem pod wpływem jego zachowania, jakby bojąc się nawet oddychać, mając wrażenie, że przez najmniejszy hałas stanie się coś okropnego.
Po chwili wszystkie moje lęki zostały rozwiane, gdy Ciel otrząsnął się, w sekundę wracając do swojego wcześniejszego stanu. Jego usta przybrały obojętny, no może nieco naburmuszony wyraz, a ruchy znów stały się swobodne. Na nowo poczułem rześkie powietrze i to, jak wali mi serce.
Ach, Ciel. To była gra, czy twoja faktyczna reakcja? Co tak bardzo przeraziło cię w moim pytaniu? Czyżbym zapytał cię o coś, czego nie chciałeś ujawnić? Trafiłem w czuły punkt?

- Nie martw się, Alois. Wszystko ze mną dobrze. - zaśmiał się lekko, czego prawie nigdy nie robił, jakby chcąc w ten sposób zapewnić, że już wszystko z nim dobrze. Zacząłem czuć się tak, jakby tamto dziwne zachowanie jedynie mi się przewidziało. - Jeśli tylko coś będzie nie tak, pierwszy się o tym dowiesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro