Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19


- Hej, Alois! - Ciel pomachał mi z oddali, przechadzając się polem usłanym złotymi kłosami zboża.

Na twarzy miał delikatny uśmiech, jakby nic złego się nie działo. Prawda rzecz jasna była inna i znacznie brutalniejsza. Chłopak leżał w szpitalu i walczył o życie, podczas gdy w moich snach był w pełni sprawny. Stanowił wspomnienie siebie sprzed śpiączki.

- Co tu robisz? - zapytałem, podchodząc bliżej.

Znów zdawałem sobie sprawę z tego, że to sen. Zupełnie tak, jakbym śnił świadomie, był w tej rzeczywistości, ale mimo to nie tracił kontaktu z normalnym światem. Czułem się przez to dziwnie, lecz na swój sposób przyjemnie. Nie lubiłem jedynie tego, że co za tym idzie, byłem świadomy nieprawdziwości mojego wyśnionego Ciela. Nie mogłem czerpać otuchy z kontaktu z nim i doznawać chociażby złudzenia jego upragnionego towarzystwa.


- To, co zawsze. Czekam na ciebie. - wyjaśnił, siadając wśród zboża.

No tak, czekał. Jak zawsze dzielnie trwał w mojej głowie do czasu, aż znów zacznę śnić. Mimo że było to jedynie moje wyobrażenie, miło było słyszeć, że ktoś na mnie czekał. Czy cieszenie się z oczekiwania wyśnionej postaci jest zdrowe?


- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.

Teraz dziękuję swojemu wyobrażeniu. Ciekawe, w którym momencie moje życie poszło nie w tę stronę. A może lubiłem udawać, że to wszystko jest prawdziwe? Może dzięki temu łatwiej było pogodzić mi się z rzeczywistością?

- Piszesz? - zagadnął, klepiąc miejsce obok.

- Piszę. - odparłem z cieniem dumy, siadając.

Pisałem i to sporo. Mój ulubiony sposób uciekania od rzeczywistości do mnie wrócił i mogłem się nim w pełni rozkoszować, kiedy tylko naszła mnie ochota. Fakt, istniało coś takiego jak wena, ale żaden dobry pisarz na niej nie polega. To uczucie jest jak urodziny, pojawia się raz w roku, tyle że w przeciwieństwie do urodzin, nie wiadomo kiedy nastąpi. Nieposkromiona chęć tworzenia sprawiająca, że siadamy przed komputerem i piszemy, dopóki palce nie odmawiają posłuszeństwa.
Jak wspomniałem, dzieje się to rzadko. Każdy profesjonalista o tym wie i potrafi zdyscyplinować swoje pisanie, ustalając, że codziennie stworzy określoną ilość słów czy rozdziałów. Nie zawsze wychodzi, ale to zazwyczaj najlepszy i skuteczny sposób. Gorzej, gdy tak jak ja pisarz czuje obrzydzenie przez samo patrzenie na komputer, a zdania, które tworzy, wyglądają szkaradnie na tle stworzonych wcześniej perełek. Dobrze, że ja ten okres miałem już za sobą. Gorzej, że skończył się w takich okolicznościach. Pisanie stało się jedyną formą ucieczki od smutku.


- Dużo? - położył swoją dłoń na tej mojej i pogładził jej wierzch.

Dotyk był przyjemny, lecz delikatny. Zbyt mało materialny, abym porządnie go poczuł. Mimo to jakikolwiek dotyk ze strony jego zjawy działał na mnie kojąco. W końcu był to dotyk Ciela, który zachowałem w pamięci.


- Staram się. - mruknąłem, delikatnie ściskając jego dłoń. - Ale ciężko mi bez ciebie. Bardzo tęsknię.

Powtarzałem to za każdym razem, kiedy mi się śnił, a śnił mi się codziennie. Zachowywałem się tak, jakby mógł mnie naprawdę usłyszeć i zrozumieć swój błąd. Być może nie zrobiłby tego nigdy więcej, widząc mój ból.

- Wiem, Alois. - ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi z godnością w oczy. Zawsze miał w sobie coś dostojnego. - Jestem dumny z tego, jak dobrze sobie radzisz. Jesteś bardzo dzielny.

Stanął na palcach i delikatnie musnął ustami moje czoło, co mimo trwania jedynie kilku sekund wydało mi się wiecznością. Jego delikatne wargi musnęły moją skroń, a ja instynktownie złapałem go za nadgarstki, dotykając miękkiej skóry. Była ciepła, jakby wchłaniała i zatrzymywała promienie słońca. Mimo bladości zdawała się pełna blasku, co jedynie utwierdzało mnie w tym wyobrażeniu. Moja dusza pisarza rwała się do obmyślania poetyckich zwrotów na coś całkiem zwykłego, jak chociażby ciepło ludzkiego ciała. Tyle że Ciel w moim śnie nie był ludzki i mimo wszystko zimniejszy niż normalnie.


- Tak sądzisz?

Jego dłonie wciąż spoczywały na moich policzkach, dając wrażenie utraconej bliskości. W odwecie pogładziłem kciukiem nadgarstki, które wciąż trzymałem w objęciach i zamknąłem oczy. Z lubieżnym uśmiechem przyjąłem krótką możliwość cieszenia się tym, co tu i teraz, jakby jutra i brutalnej rzeczywistości miało nie być.

- Tak, tak myślę. - odparł, powoli się odsuwając. Puściłem go bardzo niechętnie, lekko się krzywiąc. - Co się stało, Alois? Czyżby aż tak spodobała ci się moja bliskość?


Nie musiałem odpowiadać, chłopak od razu zaczął działać. Ponownie się przybliżył i jedną dłoń ułożył na tyle mojej głowy, drugą obejmując mnie w pasie. W ten sposób wtulił mnie w swoje ciało, na co ufnie pozwoliłem, wdzięczny za dodatkową możliwość nacieszenia się nim. Pewnie wyglądało to nieco śmiesznie z uwagi na fakt, że musiałem się nieco schylić, aby Ciel mógł mnie objąć, lecz nie narzekałem. Była to znikoma cena w stosunku do tego, co zyskiwałem w zamian.

- Dzieciak. - szepnął, gładząc moje włosy.


Tak, dokładnie. Dzieciak, który zgubił się w życiu. Który chciał żyć spokojnie i szczęśliwie, lecz przeżył więcej, niż dużo ludzi mogłoby znieść. Dzieciak, który mimo ogromnej bezsilności stawiał czoła życiu. W samotności pokonywał przeszkody i zatracał się w pisarstwie. Dzieciak, który w końcu odnalazł kogoś, komu był gotów poświęcić swój czas i myśli, przed kim nie bał się popełniać błędów i śmiać ze swoich porażek. W tej sytuacji byłem właśnie dzieckiem, które za cholerę nie wiedziało, jak poradzić sobie z rzeczywistością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro