Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14


- Psychiatryku? - moja głowa przechyliła się na bok, jakbym przetwarzał tę informację.

- Mhm. - dostałem krótkie potwierdzenie od okularnika, który z niezwykłą uciechą niemal leżał na swoim towarzyszu. Sebastian wyglądał na niezadowolonego, jednak nie odezwał się słowem. - Podobno miał problemy po tym, co stało się z jego rodziną. No wiesz, trauma i te sprawy. Przynajmniej tak mówią w szkole.

Claude chodził do szkoły z Cielem i Sebastianem. Różnica była taka, że on nie zdał tylko jednej klasy, przez co nie chodzili do tej samej. Przez ten krótki okres zdążyłem sporo się o nich dowiedzieć, głównie z opowieści Ciela. Zauważyłem, że lubił opowiadać o innych, miał wtedy wiele do powiedzenia. Odniosłem wrażenie, że mógłby przez cały dzień debatować o swoich znajomych, podczas gdy o sobie mruczał niewyraźnie tylko kilka zdań, przechodząc płynnie do innych tematów.

- Mówią? Ciel jest popularny? - zapytałem, na co się zaśmiał.

- Powiedzmy. Plotki szybko się roznoszą, ludzie lubią rozprzestrzeniać takie rzeczy. Ale plotka wciąż jest jedynie plotką. Myślę, że musisz zapytać Ciela.

-Z chęcią bym to zrobił, ale nie wiem, gdzie się podziewa. - prychnąłem cicho, jednocześnie zrozpaczony.

Pewnie wyolbrzymiłem sprawę, a zaginiony Ciel jeszcze dziś do mnie napisze, oznajmiając, że jest cały i zdrów i siedzi obecnie w domu, a jego nieobecność spowodowana była krótką wycieczką bądź pobytem u kolegi. Niestety, nie zapowiadało się na taki scenariusz, choć chciałem to sobie wmówić.

- Ja poszedłbym do jego ciotki. - stwierdził Sebastian, wyglądając na równie zniecierpliwionego co ja, tyle że z innych powodów.

Zamarłem, po czym moje serce zaczęło bić szybciej. Więc miał rodzinę, mimo że twierdził, iż nikt nie pozostał w jego życiu. Więc kłamał? Tylko czemu? Raczej nie miał powodu, aby wciskać mi kit w takiej sprawie. Nie było to nic wstydliwego ani bardzo prywatnego w porównaniu z tym, o czym zwykłem z nim rozmawiać.

- Ciotkę? - zapytałem niemrawo.

- Mhm, ciotkę. Angelina, dość młoda. Jest bardzo miła, z pewnością powie ci co z nim, gdybyś go w najbliższym czasie nie znalazł. Ciel często do niej chodzi, tak jak i ona często przyjeżdża tutaj.

- A ty skąd to wiesz? - zapytałem podejrzliwie, uwzględniając możliwość, że kłamie albo robi sobie żarty. Okrutne żarty.

- W końcu trochę rozmawiam z Cielem. No i go obserwuję. Jego i jego dom.

- Nudzi ci się do tego stopnia, że obserwujesz czyjeś życie? - zapytałem, na co przewrócił oczami, a Claude uśmiechnął się delikatnie, kręcąc głową na znak, żebym nie wypytywał o to Sebastiana. Czy on też ma coś do ukrycia?

- Powiedzmy. Jeśli tak bardzo mi nie wierzysz, dam ci jej adres. - zaoferował, wyjmując z kieszeni kartkę i długopis.

***

- Ciel! - krzyknąłem z euforią, podbiegając do siedzącego na ziemi chłopaka.

Mój przyjaciel jakby nigdy nic tkwił wśród zboża, wpatrując się w widok przed nim. Był to cudowny obrazek złocistego pola i słońca, które nieśpiesznie chowało się za horyzontem, zwiastując nadchodzący zmrok. Słysząc mój głos, odwrócił głowę i poklepał miejsce obok. Wyglądał bardzo... Zdrowo i dobrze. Wydawał się zadowolony.


- Zobacz, Alois. - powiedział, nabierając w płuca świeże powietrze pachnące latem i słońce, a następnie wypuścił je z cichym westchnięciem. - Czy nie jest piękne? Cały dzień czekałem na zachód słońca.

- Ciel, gdzie byłeś? - zignorowałem jego słowa, siadając jednak posłusznie obok. - Martwiłem się o ciebie, nie dawałeś znaku życia. Gdzie zniknąłeś?

- Nigdzie nie zniknąłem. Cały czas tu byłem.

- Tu?

- W twojej głowie. Czekałem.

- Ale... Dzwoniłem do ciebie i pisałem. Czemu nie odpowiadałeś? - ostrożnie położyłem swoją dłoń na tej jego, która swobodnie leżała na ziemi.

- Ja byłem. Czekałem. Właśnie tutaj, przez cały dzień. Nie chciałem cię opuszczać. - odpowiedział szyfrem, którego znaczenia miałem się domyślić.


- Ale ja nie chcę cię tu. Chcę cię tam, naprawdę. Ja śnię, prawda? 

Przychodzi czasem moment, kiedy człowiek mimo głębokiego snu wie, że to, co przeżywa, nie jest rzeczywistością. Bardziej lśniące kłosy zboża, niebo umalowane setkami odcieni błękitu, fioletu i różu, niewystępującymi w realnym życiu. No i Ciel, który wyglądał znacznie lepiej niż ostatnim razem, gdy się widzieliśmy, choć mogło to być jedynie złudzenie z uwagi na fakt, że nie przyjrzałem mu się wtedy dokładnie.

- Może tak, może nie. Czy to ważne? Popatrz na słońce, jest piękne... Czekałem cały dzień. Minuta po minucie. - szepnął, delikatnie ujmując moją dłoń, a następnie jeszcze delikatniej ją ściskając. - Proszę, nie męcz mnie teraz takimi rzeczami.

- Brakuje mi ciebie. Tak bardzo. - oparłem czoło o jego ramię, przez co lepiej poczułem słodki, kwiatowy zapach, którym, jak by się mogło wydawać, przesiąknięta była jego koszula.


Znów był ubrany na biało niczym anioł, tak też wyglądał. Jak anioł albo trup, z uwagi na jego bladą cerę, która jednak nie wydawała się zimna, kiedy otulały ją promienie zachodzącego słońca. Jego dłoń również była ciepła i spokojnie gładziła tą moją.

- Spokojnie, Alois, nawet nie minęło dużo czasu. Powinieneś pisać, pamiętasz? - po chwili jego dłoń wylądowała na moim policzku. Chłopak ostrożnie musnął opuszkami palców moją skórę, przez co poczułem, jak przez moje ciało przebiegają ciarki.


- Nie mogę pisać, gdy nie ma cię przy mnie. - wyznałem ze ściśniętym gardłem.


- Alois. - westchnął ciężko, obejmując mnie jednak i wtulając w swój bok. Czułem się niczym małe dziecko, które bezradnie patrzyło, jak jego świat wali się niczym domek z kart. - Masz pisać, dobrze? Co ci przyjdzie z zamartwiania się moim losem? Mnie nic nie będzie, wrócę do ciebie, ale musisz tworzyć. Nie zaprzepaszczaj tego, na co tak długo pracowaliśmy. Czekaj na mnie i twórz. Rób tak, jakbyś pisał swoją pierwszą powieść. Tak, jakby to pisanie było twoim tlenem. Pracuj dopóki nie padniesz, a potem zaczynaj od początku. Ja kiedyś wrócę.

A potem, jak to bywa ze snami, ten cudowny obraz rozmył się w plamie bieli.

Otworzyłem oczy. Nastał nowy dzień, bez Ciela u mego boku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro