prolog
Wiecie, jak to jest, gdy siedzicie sobie spokojnie, aż tu nagle ktoś zakrywa wam oczy ręką? Tak? To świetnie. Uśmiechacie się wtedy, bo domyślacie się, co to za osoba. Albo krzyczycie na tego kogoś, kto was nastraszył.
Ale wiecie, jak się czuje człowiek, gdy ktoś zakrywa wam usta jakąś szmatką, przez którą chwilę później tracicie przytomność? Nie? To może lepiej nigdy się tego nie dowiedzcie, bo to nie jest przyjemna rzecz.
~*~
Siedziałam sobie, jak zwykle na moście i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Teoretycznie powinnam być zupełnie gdzie indziej, ale przecież nikt mnie do niczego nie zmusi. Z resztą, jestem od nich naprawdę o wiele starsza, mimo że wyglądam na nastolatkę. Nikt nie musiał wiedzieć, ile dokładnie mam lat.
- Ricordi quando guardavamo i tramonti insieme, mamma?* - powiedziałam po włosku, czyli po moim ojczystym języku.
Wiedziałam, że nikt mi nie odpowie, bo mówiłam w otchłań. Czasami miałam jednak wrażenie, że moja mama mi odpowiada, choć tak naprawdę nikt się nie odzywał. Było tak i tym razem.
- Kiedyś się spotkamy i nie pozwolę ci już odejść.
Wstałam z desek i ostatni raz spojrzałam na zachodzące już słońce, które po chwili zniknęło za horyzontem. Schowałam ręce do kieszeni bluzy i zaczęłam kierować się w stronę domku Posejdona. Obozowicze nie zwracali na mnie zbytniej uwagi, ja na nich z resztą też nie.
Minęłam kilkoro dzieci Hermesa. Przypomniał mi się Luke, którego spotkaliśmy jeszcze tego lata. Myślał, że naprawdę chciałam do niego dołączyć, ale bardzo się mylił. Mimo wszystko, miło było znów go zobaczyć. Zrobił źle, to prawda. Prawie zabił mojego brata rok wcześniej. Pocałował mnie kilka razy. Uważałam go za idiotę, ale on się wcale tym nie przejmował.
- Angel...
Rozejrzałam się wokoło, słysząc swoje imię. Osoba, która je wypowiedziała, mówiła naprawdę cicho i aż dziwiłam się, że w ogóle to usłyszałam.
Gdy nie zobaczyłam nikogo podejrzanego, znów zaczęłam swoją samotną podróż do domku.
- Angel, chodź do lasu.
Coś podpowiadało mi, żebym się tam udała, ale moja druga część stanowczo mi to odradzała. Ciekawość zwyciężyła, a ja zmieniłam swój docelowy cel tamtej podróży i skierowałam się do lasu. Robiło się ciemno, ale miałam to gdzieś.
- A ty gdzie się wybierasz? Jest już późno.
Odwróciłam się gwałtownie do tyłu, natrafiając na dziewczynę niewiele starszą ode mnie - a bynajmniej z wyglądu. Uśmiechała się w moją stronę, jak gdyby nigdy nic.
- Thalia, cześć. - powiedziałam od razu, chowając głębiej dłonie w kieszenie bluzy, którą miałam na sobie.
Odkąd tylko wróciła Thalia, zaprzyjaźniłyśmy się. Miałyśmy ze sobą sporo wspólnego, między innymi to, że byłyśmy dziećmi od Wielkiej Trójki. No i oczywiście po części uratowaliśmy ją - choć bardziej Percy, Annabeth i Tyson - odnajdując i przynosząc Złote Runo, które przywróciło dziewczynę do życia.
- Dowiem się, gdzie chciałaś iść?
- Ja... - zaczęłam, nie wiedząc, co jej powiedzieć. Przecież nie mogłam przyznać, że słyszałam jakiś głos z lasu. Uznałaby mnie za wariatkę. - A ty co tu w ogóle robisz? - spytałam, zmieniając prędko temat.
- Właśnie szłam do domku, gdy zobaczyłam ciebie. - odparła, wskazując na mnie dłonią.
- I postanowiłaś mnie zatrzymać?
- Nie inaczej. - odparła z uśmiechem. - To idziemy razem?
Już miałam jej odpowiedzieć, gdy obie usłyszałyśmy znajomy głos kilka metrów za dziewczyną. Thalia odwróciła się do Annabeth, bo to właśnie ona się odezwała i to ona zaczęła kierować się w naszą stronę.
A ja wykorzystałam okazję i prędko schowałam się za najbliższym drzewem, tak by córka Zeusa i córka Ateny mnie nie dostrzegły.
- A ona gdzie? - spytała zdezorientowana Thalia, najpewniej rozglądając się wtedy wokoło. - Przed chwilą jeszcze tutaj stała.
- Kto? - zagadnęła zdziwiona Annabeth.
- Angel. Rozmawiałam z nią i...
Dalszej części wypowiedzi już nie słyszałam. Oddaliłam się od skraju lasu i popędziłam w jego głąb. Tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie biegnę. Ten głos, który mnie wcześniej wołał, zniknął, nie odzywał się już.
Zatrzymałam się w pewnym momencie i zaczęłam rozglądać wokoło. Miałam nadzieję, że kogoś zobaczę, ale nic takiego się nie stało.
- Halo? Ktoś tu jest?
- Tutaj, Angel! - zawołał ktoś. Ten głos był bardzo znajomy, ale za nic nie mogłam rozpoznać, do kogo należał. - Chodź.
Byłam głupia, że poszłam za tym głosem. Nie powinnam tego robić, za nic, nigdy, za żadne skarby.
- Jeszcze kawałek. - dobiegł mnie głos, wyraźniejszy i nieco głośniejszy, niż przedtem.
Stanęłam w miejscu, bo nikogo nie widziałam. Ale to właśnie mnie zgubiło.
Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i mocno przytrzymał. Mogłabym się wyrwać i to dość łatwo, lecz ten tajemniczy głos miał wobec mnie inne plany.
Chwilę później poczułam jakąś szmatkę zatykającą mi usta. Nie mogłam oddychać. Powieki zaczęły mi ciążyć, serce nieco zwalniać. Nie umierałam, ale...
- Przepraszam za to. Musiałem. - usłyszałam tuż przy uchu.
Później moje ciało opadło bezwładnie na ziemię, a przed oczami zapanowała ciemność.
~~~~~~~~~~
*Pamiętasz, jak kiedyś razem oglądałyśmy zachody słońca, mamo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro