Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★.7.★

Czułam się jakoś dziwnie, dlaczego Ivan nie szaleje jak zawsze?

 – Myślę, że powinieneś wrócić do domu Iv, albo do Magnusa. 

 – Co? Nie zostawię cię. 

 – Będę cię odwiedzać, ale musisz wrócić do domu, tu nie jest bezpiecznie. 

 Złapałam go za podbródek. Jego zielone, wręcz miętowe, oczy patrzyły na mnie z niepokojem, brązowe włosy były w nieładzie, jak na osiemnaście lat wyglądał męsko. 

 – Nie idę...

 – Idziesz – stanęłam na palcach i go pocałowałam, czułam jego energię w sobie, mogłam zaraz stracić ponownie, więc się odsunęłam, a potem dotknęłam jego klatki piersiowej.

 – A teraz wrócisz do domu i zapomnisz, gdzie jesteśmy, zapamiętasz tylko tyle, że wyjechałam i jestem bezpieczna z Magnusem. 

 – Dobrze – powiedział, odsunął się i zaczął iść w stronę wyjścia. 

Popatrzyłam na osoby obok, Izzy się uśmiechała, Jace był zdziwiony, a Alec chyba wkurzony. 

 – Używasz hipnozy? 

– Tak, to łatwe, kiedyś was nauczę.

 Rozpuściłam włosy i ruszyłam do wejścia. Dogoniła mnie Izzy.

 – Więc podoba ci się Ivan, hmm? 

 – Izzy, on mi się nie podobał, nigdy. Magnus mnie męczył, więc powiedziałam cokolwiek... 

 – To czemu go pocałowałaś?

 – Ze względu na to, że potrzebowała tego moja druga strona. Cieszmy się, że go nie zabiłam tym pocałunkiem.

 – Twój pocałunek może zabić? 

 – Pocałunek nimf może wiele, uleczać śmiertelne rany, zabijać, tworzyć życie, wiele by wymieniać. A właśnie, co pełnię muszę brać taką kąpiel jak dziś, inaczej mogę sama umrzeć. 

Uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. 

 – Spokojnie, pójdę do biblioteki i poczytam o nimfach, one występują coraz rzadziej, więc będziesz moim okazem, o który będę dbać. 

 Chłopcy dopiero teraz zobaczyli, że nas nie ma i zaczęli biec do windy, Izzy pocałowała mnie w tył głowy, a ja ją mocno przytuliłam. Alec i Jace stanęli w środku i zjechaliśmy na dół. Spoglądałam na Aleca z boku. To było nie do ukrycia, ten dupek mi się... nie, wcale nie. 

Alec pov

Stanąłem za Lilią, która na początku zerkała na mnie, co mi się zdecydowanie podobało. Obserwowałem ruch jej gęstych złotych włosów. Widziałem jak Jace się uśmiecha, a potem zaczął zagadywać naszą nową Łowczynię, która daje popalić wszystkim. Przywróciłem obrazy tego, jak w tej wannie się świeciła. Albo mam halucynację albo ona miała łuski, ale wiem jedno: nawet jeśli to halucynacje, pragnę je znowu zobaczyć. Winda się zatrzymała, a Lilia i Izzy wybiegły. Nawet sukienki mają identyczne! Przewróciłem oczami, a Jace wypchnął mnie z windy, pierdolony... Tak oto zacząłem lecieć w dół. 

Lilia pov

Poczułam „zagrożenie", czas zwolnił, a ja zobaczyłam Aleca lecącego w stronę ziemi. Jak torpeda wystartowałam i złapałam go za ramię i w biodrach. Czas znów był normalny, a Alec był pode mną. Trzymałam jedną rękę na jego plecach, a drugą pod karkiem. Był w pozycji prawie jak do mostka (tego w gimnastyce), jedną rękę trzymał na moim ramieniu, a drugą na kości ogonowej. Uśmiechałam się.

 – A to nie ty powinieneś łapać mnie? – ruszyłam śmiesznie brwiami, a Izzy podbiegła do nas. 

– Długo jeszcze będziecie tak stać? –  Wtedy usłyszałam dźwięk specyficzny dla robienia zdjęcia.

 – Izzy, mam właśnie nową tapetę, trzydzieści cztery kopie rozesłane do innych moich telefonów i laptopa. 

 Alec zrobił dziwną minę, a ja złapałam go mocniej i postawiłam na nogi.

 – Jace, chcesz drugą? – Mruknął Alec i odchylił mnie w ten sam sposób, jakim był przed chwilą on. Usłyszałam śmiech Izzy. 

Zarumieniłam się, a wtedy Jace zrobił kolejne zdjęcia. Mój telefon zadrżał, więc go wyciągnęłam.

– Alec? Nie trzymaj mnie tak, dziwnie się czuję.

– A mogę potrzymać tak? – Złapał mnie na pannę młodą i przysunął do siebie. Poczułam jak palą mnie policzki, a on jakby nigdy nic ruszył w kierunku drzwi.

Twój Bóg sexu: *wysłał załącznik*
                                 *wysłał załącznik*

Zobaczyłam moje i Aleca zdjęcia, a Jace i Izzy wręcz turlali się ze śmiechu.

– Co tam masz, że twój burak jest coraz większy? – Alec popatrzył na moją twarz, a ja odsłoniłam telefon, gdzie były nasze zdjęcia. Alec zaczął się śmiać i postawił mnie na ziemię.

 – Poważnie Jace? – Powiedział, kiedy wszyscy staliśmy przed wyjściem. Ten tylko się uśmiechał i przyciągnął mnie do siebie. 

 – Skoro nie chcesz, to ja biorę – przełożył mnie przez ramię i wyszedł z „ruin" kościoła. 

Zobaczyłam lekko wściekłą minę Aleca, więc spojrzałam na Izzy.

 – Jace, puść mnie – zaczęłam uderzać w jego plecy, ten tylko się śmiał i nie chciał puścić. Izzy zaszła go od tyłu i obezwładniła zabierając mnie, złapałam ją za rękę i zaczęłam uciekać. 

– Nie złapiecie nas! – Krzyknęła Izzy, a wtedy zobaczyłam, jak rysują runę szybkości. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam tymczasową Stellę, uruchomiłam znak, który był od runy prędkości tak samo, jak Izzy.

– Więc kto pierwszy w kawiarni! – Krzyknęłam i ruszyłam przez ulicę nowego Jorku.

Izzy była tuż za mną, a chłopcy troszkę dalej, jednak Alec przyspieszył i zrównał się ze mną. Mrugnęłam do niego i chwilę potem mnie nie było.

Czekałam na nich pod kawiarnią z cwanym uśmiechem, a cała trójka przybiegła po pięciu minutach.

– Szybka jesteś...

– Mam mniejszy opór powietrza niż wy – mrugnęłam i weszłam do kawiarni.

Usiedliśmy przy stoliku, a Izy chciała iść zamówić, więc spytała co kto chce.

– Jace?

– Doggio z posypką.

– Ja chcę moche, Alec, Lilia?

Wtedy zaczęłam mój monolog nie wiedząc, że mówię to samo z Aleciem.

– Carmelową – powiedzieliśmy razem. Spojrzałam na niego, a on na mnie – z lodami – znów powiedzieliśmy – kolorową posypką i mlekiem! – Zmrużył oczy podobnie jak ja.

– Lilia...

– Alec...

Powiedzieliśmy znów w tym samym momencie. Na mojej twarzy wyrósł uśmiech, spojrzałam na Izzy.

– Jace? Czy oni powiedzieli to samo, w tym samym momencie, z tymi samymi składnikami?

– Tak Izzy, mamy teraz dwóch karmelowych maniaków.

– Wcale nie maniaków! – Powiedziałam razem z Aleciem i się uśmiechnęłam. Spojrzałam na niego.

– Dobra, ja idę z Izzy, bo nie spamiętamy choć jednej z tych rzeczy, co miała zamówić.

Zabrał ją i odeszli, zostałam tylko ja i Alec.

– Hej, tak sobie myślę, lubisz być w śród kwiatów?

– Lubię, a co?

Jego duże oczy zaczęły dokładnie mnie obserwować. Wtedy wpadłam na pomysł.

– Alec? Nauczysz mnie run?

Na jego twarzy pojawił się „mój uśmieszek".

– Nauczę czego tylko chcesz. Pod warunkiem.

– Jakim? – Wtedy przybliżył się do mojego ucha.

– Że będziemy sami – przysunął mnie do siebie – i będziesz się mnie słuchać.

Przygryzł płatek mojego ucha, a ja zadrżałam. Odsunął się z uśmiechem.

– A, i nie powiesz nikomu, że cię uczę. Powiesz, że sama bierzesz księgi i zapamiętujesz.

W końcu Izzy i Jace wrócili z kawami. Dwa identyczne kupki wylądowały przede mną i Aleciem. W tym samym momencie nasze dłonie spotkały się w drodze po kawę. Ja wzięłam tę bliżej chłopaka, a on tę bliżej mnie, przez co się zaplątaliśmy. Ignorując to, nadal splątani, zaczęliśmy pić kawę. Jace zrobił znowu zdjęcie, a ja się zaczęłam śmiać.

– To się nazywa synchronizacja – mruknęłam. Odłożyliśmy kawę, a ja wzięłam kosmyk włosów i przyłożyłam do nosa udając, że to wąsy.

Podeszłam do blondyna i zrobiłam mu takie same wąsy.

– Patrzcie, wyglądają jak rodzeństwo, ten odcień włosów i śmieszne wąsiki...

Jace usadził mnie na kolana i przytulił, nadal mając wąsy.

– To wy nie wiecie? Przecież to moja siostra, rodzina i w ogóle – mówił ironicznie Jace.

– Mhm, jesteśmy twoją rodziną – mruknęła Izzy.

Jace przysunął mi kawę, którą zaczęłam popijać. Patrzyłam na Aleca i Izzy. Oboje o czymś rozmawiali, a ja w objęciach blondyna czułam się dziwnie. Było to miłe i ciepłe uczucie. Po dobrej godzinie siedzenia przy kawie postanowiliśmy wrócić do Instytutu. Chłopcy szli z tyłu i o coś wyraźnie się kłócili.

– To jak w końcu z wami, jesteś Jace czy Alec?

Usłyszałam głos Izzy.

– Co!?

– No ewidentnie któryś ci się podoba albo obu wkładasz w teczkę zwaną "friendzone".

Złapałam ją za rękę i pociągnęłam za jakieś drzewo. Przyparłam jej ramiona do drzewa, a między nogi dałam swoją.

– Izzy, nie podoba mi się żaden z tych chłopców...

Wyszeptałam i spojrzałam w jej czarne oczy.

– Więc nikt ci się nie podoba?

– Podoba, ale ta osoba tego nigdy nie zobaczy.

Odsunęłam się i ruszyłam w stronę Instytutu. Kilka dwuznacznych sytuacji z Aleciem bądź blondynem nie znaczy, że któryś mi się podoba.

Używając częściowo moich mocy, pobiegłam do Instytutu i już spokojnie ruszyłam do pokoju. Weszłam do środka. Ściągnęłam wszystkie ubrania i włożyłam białą, zwiewną sukienkę, włosy uczesałam w dwa warkocze.

Wzięłam Stellę w dłonie, i podwinęłam sukienkę. Stanęłam tyłem do lustra i spojrzałam na moje dziwne znamię. Gdy przesunęłam po nim Stellą, zaświeciło się na srebrno... no nie.

Odrzuciłam Stellę, która się złamała.

– Na anioła! – Krzyknęłam i kopnęłam w ścianę.

Położyłam się do łóżka, myśląc o tym wszystkim, co się dzieje. Czy powinnam powiedzieć komuś jeszcze oprócz Izzy? Żeby w razie czego mnie chronili? Alec prawie się dowiedział, mógł powiadomić matkę. Nie wygląda na takiego, co nie przestrzega zasad. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Alec pov

Wróciliśmy do Instytutu.

– Izzy, gdzie Lilia? – Spytał Jace dość wyraźnie zmartwiony.

– Pewnie u siebie, spytałam ją o coś, a ta się wkurzyła.

Westchnąłem i ruszyłem do pokoju. Oparłem się o drzwi, które dzieliły mnie i ją. Do pokoju wszedł Jace w podkoszulku i spodenkach, usiadł naprzeciwko mnie.

– Alec?

– Tak, Jace?

– Podoba ci się Lilia, prawda?

– Nie, to tylko nowa Łowczyni, nic więcej.

– Nie okłamiesz mnie, widzę przecież. Starasz się być chłodny jak zawsze, ale ta nastolatka cię omotała, i w sumie twój wzrok wiecznie na niej jest uroczy. Alec, mówiłem ci to już w drodze, nie ignoruj tego.

– Jace nie, ona mi się nie podoba, mówiłem...

– Wiem, że ja ukrywam wszytko, ale ja się tak wychowałem.

Zarumieniłem się na myśl o blondynce. Wtedy Jace szepnął mi coś na ucho, uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, co mi zaproponował.

– Jace... teraz won mi stąd, idę do Izzy.

Wstałem na równe nogi i poszedłem do siostry.

Lilia pov

Obudziło mnie pukanie do drzwi, ale nie tych moich, a tych Aleca. Przetarłam oczy, poprawiłam warkocze i zarzuciłam je w tył.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam zaspana. Stał w nich uśmiechnięty Alec. Spojrzałam na niego.

– Alec? Co chcesz ode mnie o godzinie... rany, trzeciej rano?

– Chcę ci coś pokazać –złapał mnie za ręce i wciągnął do swojego pokoju. Usadził mnie na krześle i rozplątał moje włosy, a potem sam je uczesał w kłosa i wplatał coś w nie. Byłam zbyt senna, by zrozumieć co robi. Poddawałam się jego dotykowi, kiedy podniósł mnie. Zaczął gdzieś iść.

– Alec, gdzie idziemy, chcę spać...

- Idziemy tylko na parę minut, Kitty.

Zamknęłam oczy, a po kilku minutach Alec szturchnął mnie.

– Wstawaj, jesteśmy.

Powąchałam powietrze.

– Jesteśmy w lesie?

– Nie, w oranżerii. Otwórz oczy.

Powoli otworzyłam sklejone oczy i zobaczyłam, że jesteśmy w oświeconym ogrodzie. Alec postawił mnie na nogi i patrzył na moją minę. Od moich oczu odbijały się światła.

– Zaczekaj chwilę, aż rozkwitną, a teraz chodź. Mam idealne miejsce, by sobie posiedzieć.

Złapał za moje ręce i delikatnie pociągnął za sobą. Wyczułam też wodę.

– Alec, ja śpię?

– Nie, ale jeśli to jednak mój sen, niech się nie kończy za wcześnie.

Weszłam na jakieś schody, kiedy on niespodziewanie usiadł, a ja poleciałam na niego. Uśmiechał się tylko.

– Kanapkę z serem? – Spojrzał na mnie i wyciągnął zza siebie koszyk.

– Spokojnie, robiłem je ja, nie Izzy. Ona by wodę na herbatę spaliła – podał mi jedną kanapkę z serem, a ja odwinęłam ją i zaczęłam jeść.

– Skąd wiedziałeś, że lubię ser?

– Lubisz tę samą kawę, a ja też kocham ser, więc pomyślałem, że i w tym jesteśmy zgodni. Poza tym, Jace zeżarł moją szynkę, więc został ser.

Patrzyłam na niego z dołu, miał cudny śmiech.

– Rzadko się śmiejesz. Przejdę dosłownie po tłuczonym szkle, żeby to widzieć częściej.

Przyciągnął mnie do siebie, że byłam centralnie przed jego twarzą.

– Ja bym chciał częściej widzieć twoje srebrno-niebieskie oczy, i tą zieloną obwódkę, która zmienia się na złotą, jak to robisz?

– Powiedziałabym ci, ale nie wiem czy to sen czy jawa.

Zarumieniłam się i skończyłam jeść kanapkę. Alec złapał mnie za biodra i usadził na kolanie, a potem położył głowę na moje ramię. Byłam bardzo śpiąca, oparłam się o niego.

– Wiesz, ta twoja gładka Stella mnie drażni, jest taka nieokreślona. Wiem też, że to ty powinnaś być przy tworzeniu swojej Stelli i ty powinnaś wybrać, co na niej jest, ale pomyślałem, że ja z Izzy ją zrobimy, a raczej ona będzie robić, a ja mówić co tam ma być, i tak powstała ta Stella. – Wyciągnął jakieś pudełko i podał mi, a potem z opaski na udzie wyciągnął tą starą.

– To wywalamy. Dostanie ją jakiś świżak, ty masz nową.

Otworzyłam pudełko. Była w nim spora metalowa Stella, z niektórymi runami i znakami, jak na moich sztyletach oraz moje imię wyryte i zalane złotem. Spojrzałam na Aleca, kiedy kwiatek za nim rozkwitł.

– Oho, zaczyna się, jest równo trzecia trzydzieści trzy – obrócił moją głowę na ogród, gdzie zaczęły rozkwitać świecące kwiaty.

Złapałam moją Stellę i wstałam. Poczułam synchronizację z kwiatami. Podobnie jak one zaczęłam świecić, a Stella w mojej dłoni błysnęła. Zaczęłam schodzić po schodach i usiadłam między kwiatami.

Wszystkie nachylały się w moją stronę, a potem spojrzałam na Aleca, którego oczy odbijały blask.

– Lilia, ty świecisz.

– Chodź do mnie Alec. Wiem, że świecę.

Chłopak jak w hipnozie zszedł i stanął przy mnie, złapałam jego dłoń, która tak jak moja zaczęła świecić.

– Lilia... dlaczego ty masz łuski!?





- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro