Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★.6.★

Wstępnie myślę, że pakowanie się w gniazdo wampirów, było głupie. Stanęliśmy przed wejściem do środka.

– Twój przyjaciel jest tego wart? – Spytał Alec.

Poczułam potęgę i chęć mordu, więc stanęłam przed nim.

– Jest bardziej godny na wybawienie, niż taki skretyniały Łowca demonów jak ty – pstryknęłam go w czoło i spojrzałam na Izzy, która otworzyła jakąś runą kłódkę. Drzwi otworzyły się na oścież. 

– Chcę iść z nim, a ty Izzy, pójdziesz ze swoim bratem?

– Pewnie.

Złapałam blondyna za rękę i ruszyłam w jeden z dwóch korytarzy.

– Rozumiem nienawiść, rozumiem, że nowa, młoda, głupia i nie da się ufać, ale kurwa przegina.

– Do kogo mówisz?

– Wybacz, czasem gadam do siebie – puściłam jego dłoń, kiedy poczułam krew i dziwną chęć na coś nie zbyt dobrego. Starałam się zachować zmysły.

Szłam dalej i oglądałam drogę.

– Zaczekaj, ja nic nie widzę, potrzebuję runy.

– Ja widzę doskonale. Jak ta runa wygląda? – Wyciągnęłam Stellę, która się zabłysła.

– Mam ją narysowaną na plecach, przejedź delikatnie...

– W pionie, wiem, mam szybką lekcję od Izzy.

Dotknęłam go przez bluzkę, poczułam silny zapach owoców i czegoś jeszcze, moje zmysły były roztrzęsione, wszystko przez to nimfowe coś we mnie. Znalazłam runę i przejechałam po niej Stellą, ta rozbłysła się lekko i po chwili chłopak stanął i patrzył na mnie.

– Mi się wydaje, czy twoje oczy są srebrne i świecą?

– Chyba ci się nie wydaje – wyszeptałam i zawiesiłam na jego szyi wdychając jego zapach. Zaczęłam cicho mruczeć.

– Lilia? Wszytko w porządku?

Wplątałam rękę w jego włosy i stanęłam na palcach patrząc mu w oczy.

– Tak, jak najbardziej.

Usłyszałam głos Ivana i wtedy wróciłam do zmysłów.

– Prze- praszam... – odskoczyłam od niego i ruszyłam dalej, jednak mój wzrok aż tak dobry nie był. Chciałam sprawdzić jak widzi się z runą, więc ją narysowałam na ręce, jednak nadal widziałam tak samo.

Zobaczyłam jakieś sztuczne światło, więc tam poszłam, a Jace za mną. Ivan siedział na fotelu, a ta ruda lala się do niego kleiła, no szlag mnie trafia.

Wyciągnęłam jedną z fiolek i wypiłam, ona mnie robi bardziej ludzką. Wtedy sięgnęłam po sztylety.

– Zastopuj... – mruknął, a ja wtedy usłyszałam myśli rudej: "Ktoś tu jest".

– I tak wiedzą, że tutaj jesteśmy. Wchodzę, mam gdzieś co myślisz – wyszeptałam i wyciągnęłam zza pasków sztylety.

Dumnie wyszłam z ukrycia i oparłam się o ścianę.

– Zostawisz mojego przyjaciela, czy mam ci pokazać jak to się robi, ruda szmato?

Zobaczyłam, że kilka osób mnie obserwuje, były to wampiry. Poczułam przypływ adrenaliny, poczułam też wodę, jesteśmy nad zbiornikiem wodnym. To doda mi siły.  Wszystko zaczęło zwalniać, zaczyna się. Ivan patrzył na mnie, a ja rzuciłam w rudą kobietę sztyletem, wbiła się w jej nogę, przyszpilając do ziemi. Uśmiechnęłam się, wszystko zniknęło, został tylko mój ukochany i wampiry.

– Ivan, uciekaj - rzuciłam drugim sztyletem przyszpilając nim najbliższego wampira.

No i nie mam broni. Zobaczyłam na środku kilka kieliszków z czerwoną cieczą, wylałam ją i rozwaliłam ich nóżki po czym po kolei atakowałam wampiry, wbijając w ich serca szkło.

– Jace, kończą mi się nóżki od szklanek!

Wtedy jakiś wampir naskoczył na mnie, lecz nigdy nie dotarł, bo czyjaś strzała przebiła go na wylot.

– Ktoś wzywał Robin Hooda? – Na horyzoncie pojawił się Alec z łukiem i jednym z tych uśmieszków.

– Te, Robin, za tobą, a propo – Jace przebił kolejnego wampira – ona zabiła połowę, a raczej ich unieszkodliwiła, tak więc – uderzył następnego – nie podchodź jej pod skórę, bo ona dla tego Ivana umie aż tyle...

Spojrzałam na blondyna zajętego walką, a sama zobaczyłam jak Ivan kuli się pod stołem, zeskoczyłam z niego i schyliłam się.

– Bez obaw, przeżyję, a teraz chodź Ivan – podałam mu dłoń, którą od razu chwycił. Zabrałam sztylety, jeden który był po rudej, a drugi od innego wampira i zaczęłam biec w ciemny korytarz.

Jednak jak wszędzie, napotkałam przeszkody. Kryłam za sobą Ivana, który dygotał lekko. Usłyszałam świst, a wszytko znów zwolniło. Popchnęłam Ivana na ziemię, a grot strzały przeleciał nad moją głową. Podbiegł do mnie Alec.

– Jesteś najmłodsza, ktoś odpowiedzialny musi kryć twój tyłek, a zawsze przypada na mnie, więc albo zostajemy tu i dajemy się zabić albo uciekamy na słońce, gdzie nas nie ruszą.

Uśmiechnęłam się tylko, pomogłam wstać mojemu przyjacielowi, po czym zaczęliśmy biec. Na dworze czekali już na nas Jace i Izzy. Weszliśmy na samą górę, gdzie wstawało słońce.

Usiadłam na kominie i odłożyłam sztylety, wzdychając lekko.

– Dziękuję za pomoc...

– Nie ma za co, jest dla ciebie ważny, więc i dla nas jest.

Uśmiechnęłam się i znów zobaczyłam wizję, był w niej Benjamin. Używał swoich mocy krzywdząc kogoś. To kobieta, nie wiem jaka, ale kobieta, poczułam jak świat powoli mi się odcina.

– Iv... – zobaczyłam jak chłopak gwałtownie wstaje i podchodzi do mnie, po czym łapie za ramiona.

Time skip

Obudziłam się w moim nowym pokoju. Byłam ubrana w świeże, niezakrwawione ubrania. Obok siedziała Izzy, która krzyknęła bardzo głośno.

– Chłopaki! Obudziła się! – Przyłożyła rękę do mojego czoła.

– Izzy, muszę coś ci powiedzieć, niech nie wchodzą.

Wszyscy naraz weszli do mojego pokoju i otoczyli mnie.

– Co to było?

– Za dużo emocji. Nic mi nie jest, możecie wyjść, muszę porozmawiać z Izzy.

Westchnęli po kolei i wyszli. Złapałam Izzy za rękę.

– Izzy, potrzebuję ziół.

– Narysuję ci runę leczniczą...

– To nic nie da, uwierz  – czułam jak moje oczy zmieniały się na szaro i złoto. Zaczęłam płonąć od środka.

– Lilia? Czym ty jesteś?

Podniosłam się gwałtownie i złapałam ją za ramiona, moje oczy zmieniały kolor, a włosy zaczęły świecić na biało.

– Jestem nimfą – szepnęłam. – I czymś jeszcze, ale Magnus nie może znaleźć tego drugiego czegoś, to zapewne gatunek, którego nie znamy.

– Lilia, jaką jesteś nimfą?

– Nie wiem. Ile minęło od dnia, kiedy tu przybyłam?

– Prawie tydzień...

– Macie tu wannę? – Nagle poczułam odruch wymiotny i zamknęłam oczy, a po policzkach spłynęły mi łzy.

– Mamy, co trzeba zrobić?

– Trzeba do środka dać kamienie, zalać lodowatą wodą i posypać kwiatami. 

– Jakim kwiatami?

– Jakimikolwiek, Izzy, ja płonę.

– A nie musisz pocałować kogoś?

– Muszę, skończyłam szesnaście lat, ale nie wiem jak to się skończy.

Izzy podeszła do drzwi i zawołała chłopców.

– Alec, napełnij wannę wodą, zimną, lodowatą. Jace, przynieś kamienie, czyste kamienie. Ivan, niech ktoś cię zaprowadzi do oranżerii, zerwij dużo płatków roślin. Spotkamy się wszyscy przed łazienką, na tym piętrze.

– Po co ci to?

– Nieważne, do dzieła, już!

Czułam jak moje włosy robią się ogniste i zaczynają płonąć.

– Izzy, fiolki, zmieszaj je wszystkie...

Zaczęłam się lekko iskrzyć, wyciągnęłam Stellę i rysowałam coś z pamięci. Jedną runę narysowała na sobie, a drugą na łóżku. Wierciłam się, a Izzy mieszała wszystko.

– Izzy, grube szkło, bo stopie.

Podeszła do mnie i podała mi kubek...

– Nie mienisz się, jak... runa ukrycia? – Spojrzała na moje ramię. – Kto ci pokazał?

– Nie wiem – napiłam się mieszanki i moje włosy przestały się iskrzyć. Ostygłam na zewnątrz. Usłyszałam pukanie.

– Woda nalana.

– Idź pomóc przy kwiatach.

Zaczęłam się rozbierać aż do bielizny.

– Masz jakieś sukienki?

– Tak.

Powiedziała. Po czym wstała.

– Przyniosę jedną, a ty nie pozwól nikomu wejść. 

– Nie zobaczą tego jak wyglądam, póki im nie pozwolę.

Spojrzałam w lusterko przyklejone do szafy. Moja skóra była pokryta czymś w rodzaju łusek, nie wszędzie i były bardzo jasne.

(przykład tego o co mi chodzi)


Izzy wyszła, a ja jęknęłam z bólu. Wtedy do drzwi bocznych zapukał Alec, tylko on pachnie czekoladą i miętą.

– Lilia, wszytko w porządku?

– Alec... – wyszeptałam przez ból, moje oczy stały się srebrne i odbijały każde możliwe światło.

– Mogę wejść?

Jęknęłam znowu i weszłam pod kołdrę.

– Dobrze – schowałam się pod nią.

Wszedł do środka i zamknął delikatnie drzwi, po czym podszedł do łóżka, a ja płonąc nie wychylałam się.

– Wiesz po co Izzy woda, kamienie i kwiaty?

– T-tak.

– Nie gorąco ci?

Nabrałam powietrza, które pachniało nim, czułam coś dziwnego, pragnęłam go przytulić. Odsunęłam kołdrę i spojrzałam na lustro, wyglądałam jak te nimfy z książek, miałam delikatne łuski i błony między palcami oraz na szyi przecięcia na „skrzela". Wstałam chwiejąc się, a Alec złapał mnie i zawiesił moje ręce na szyi. 

– Jesteś chora? – Dotknął mojego czoła, zamrugałam parę razy w połowie przytomna. 

 – Lilia, jesteś rozpalona, czekaj czy ty... – Spojrzał na mnie, przypomniało mi się, że jestem w samej bieliźnie. Wtedy do pokoju wparowała jego siostra. 

– Alec trzymaj ją, ja ubiorę tę sukienkę.

Chłopak posłusznie trzymał mnie, a Izzy ubrała mi sukienkę do kolan.

– Czy kamienie i kwiaty są?

– Tak. Po co one?

– Nie pytaj, uniesiesz ją?

– Jasne, jest lekka.

Zamknęłam oczy i wtuliłam się w chłopaka, który złapał mnie jak pannę młodą.

– Dziękuję Alec... – wyszeptałam mu do ucha, a on mnie wyniósł z pokoju.

Izzy co chwilę mówiła, że teren czysty, a Alec mnie niósł i skręcił. Gdy otworzyli jakieś drzwi, poczułam zapach kwiatów i wody.

– Zróbcie tu pół mrok, by było i światło i cień... - wyszeptałam, a Izzy zasłoniła do połowy okna i zgasiła światła, otworzyłam oczy i zobaczyłam wannę w centrum, wypełnioną kamieniami, wodą oraz posypaną kwiatami.

Jace miał podwinięte rękawy i mokre dłonie, a Alec stał obok Ivana.

– Włóż ją do wody. Jace, Ivan wyjdźcie.

– Co jej jest!?

– Nieważne – syknęła, a oni wybiegli w popłochu.

Znów zaczęłam płonąć. Złapałam moje włosy.

– Izzy, zrób mi warkocza.

Alec powoli włożył mnie do lodowatej wody, poczułam przypływ energii, zamknęłam oczy wyginając się w łuk.

– Alec, wyjdziesz?

– Nie, chcę zostać. Co się jej dzieje?

– Nie możesz wiedzieć, jak wyjdziemy będzie już dobrze. Proszę.

– Dobrze.

Mruknął i wyszedł. Spojrzałam na Izzy pół przytomna, a ona zaszła mnie od tyłu i zaczęła rozczesywać włosy, po czym uczesała je w warkocza. Zamknęłam oczy i próbowałam się odprężyć, nadal byłam gorąca.

– Izzy, woda jest zimna?

Włożyła do niej rękę.

– Auć, parzy!

– Mam gorączkę, masz może róże? Potrzebuję zjeść jej płatki, a wodę trzeba czymś schłodzić, proszę...

Alec pov

Jace znalazł sztuczkę ze Stellą, by zobaczyć co się dzieje w środku. Tak więc we trójkę oglądaliśmy Lilie w wannie, która rozmawia z moją siostrą.

– Przecież woda była lodowata...

– Coś jest nie tak, idzie tu, cofnąć się – odsunąłem chłopców i usiadłem pod ścianą, podobnie jak oni.

Izzy wyszła i ruszyła korytarzem.

– Macie znaleźć coś, co schłodzi wodę...

Zniknęła za rogiem, postanowiłem sam wejść do akcji.

– Wy czekacie tutaj, ja wchodzę, a spróbujcie podglądać to zabiję.

Wstałem i wszedłem do środka, narysowałem runę na ścianie, która blokuje widok.

– Izzy?

Usłyszałem za sobą cichy zmęczony głos.

Lilia pov

Leżałam w wodzie z zamkniętymi oczami, gdy ktoś wszedł.

– Izzy?

– Nie, to ja, Alec. Mogę zostać?

Ściągnęłam z twarzy kwiaty i spojrzałam na Aleca, jego czarne włosy były lekko zmierzwione.  Aura była lekko granatowo różowa. Nie pamiętam znaczenia tego wszystkiego, ale to chyba było zainteresowanie.

Poszedł do mnie i uklęknął.

– Możesz zostać... – wyciągnęłam z wody rękę i znów zamknęłam oczy. – G-gorąco – wyszeptałam. On, jak i Izzy, włożył rękę i cofnął ją nagle.

– Jak? Przecież była zimna...

– Wiem, masz Stellę?

– Mam – wyciągnął ją z kurtki.

– Znasz jakaś runę, która ochładza?

– Było coś takiego.

Otworzyłam oczy i wygięłam się w łuk, moje oczy znów zaczęły się zmieniać,  a włosy lekko połyskiwały.

– A-alec, r-rysu-j.

Jęknęłam przez ból i zaczęłam się wyginać, kiedy skończył, włożył rękę do wody, która zaczęła się ochładzać.

Spojrzałam na niego i rękę położyłam na jego policzku, zapominając co może się stać.

Alec pov

Zobaczyłem jak jej twarz lekko się połyskuje, było na nich coś w stylu łusek, a pół światło podkreślało to idealnie, jej oczy świeciły na niebiesko, a na szyi miała ranę.

Cofnęła nagle rękę i zaniżyła większość ciała do wanny.

Lilia pov

Poczułam chłód, moje serce wręcz wirowało, a ja nie wiem co się dzieje.

Do pokoju weszła Izzy i podeszła do mnie.

– Masz...  – podała mi koszyk z głowami róż oraz kilku lilii. Podniosłam się i zaczęłam jeść płatki, z każdym kęsem czułam się coraz lepiej, a moje ciało przestało się mienić

– Możesz zawołać resztę – mruknęłam zjadając lilię. Ta tylko otworzyła drzwi, a oni wpadli do łazienki, uśmiechnęłam się, podglądacze.

Alec wyglądał jakby mu się coś przewidziało, a Izzy się uśmiechała widząc, jak wcinam kwiaty. Chłopcy usiedli wokoło wanny.

– Czy teraz możemy się dowiedzieć, co się stało?

– Nie, ale jak następnym razem takie coś się stanie, to od razu ma być gotowe – Izzy powiedziała ze śmiechem i zabrała ode mnie kawałek róży.

– Dlaczego jesz kwiaty?

– Pomagają mi, a co? – Uśmiechnęłam się i popatrzyłam w odbicie wody, przestało mi się dziać cokolwiek, a runa zgasła.

Popatrzyłam na Aleca, który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Zarumieniłam się, a on zabrał mi jeden kwiatek róży i zaczął go zjadać.

– Ej, to faktycznie jest dobre... – mruknął, więc Jace i Ivan zabrali mi po płatku i zaczęli jeść. Zaczęliśmy się wszyscy śmiać, do póki w łazience nie pojawił się Henryk.

– Ktoś mi wyjaśni czemu wasze pokoje są otwarte, hol wygląda jakbyście targali po nim ziemię i kwiaty, a ona leży w wannie i je moje róże? No i wy, z resztą siedzicie wokoło i jecie razem z nią.

Zaczęłam panikować, lecz wtedy Izzy zaczęła się śmiać.

– Posprzątamy tę ziemię, Lilia dostała ataku paniki i potrzebowała się uspokoić, a ostatnio przy rozmowie dowiedziałam się, że właśnie to ją uspokaja.

Chłopcy spojrzeli na nią, a Henryk zaczął się śmiać.

– No dobra, skoro już jest dobrze to zmykać z łazienki, proszę posprzątać hol i na trening albo nie. Idźcie do kawiarni, potrzebujecie spokoju.

Uśmiechnęłam się, a Henryk wyszedł z łazienki. Po zjedzeniu kwiatków, wstałam z wody i ruszyłam do drzwi. Pobiegłam do pokoju i zamknęłam się, po czym przebrałam w suche ubrania, a sukienkę zawiesiłam na wieszaku.

Gdy skończyłam zawiązywać glany, wyszłam przed pokój i zobaczyłam, jak wszyscy sprzątają.

– Rany, mogłam pomóc.

– Nie, nie mogłaś, byłaś potrzebującą, a my nawaliliśmy, więc naprawimy.

– Izzy, dzięki za kwiaty – mruknęłam i poprawiłam ubrania.

– Ubierz coś lekkiego, ładna pogoda jest, idziemy na spacer – powiedziała Izzy, a ja wróciłam do pokoju i zrzuciłam typowy strój Łowcy, założyłam sukienkę i koturny. Bałam się tego, co mnie czeka, ale to lepsze niż praca za ladą.

Wyszłam, a wszyscy już na mnie czekali, podeszłam do Ivana i go przytuliłam.




- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro