Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★.3.★

Otworzyłam oczy, a jasne światło oślepiło mnie. Zasłoniłam rękami twarz. Kiedy przyzwyczaiłam się do natłoku światła, zobaczyłam nieznane mi pomieszczenie i dosłownie sturlałam się z tego, na czym leżałam, upadając na kafelki.

– Auć... – mruknęłam i wtedy na dłoni zobaczyłam jakiś dziwny wypalony znak. Zaczęłam go dotykać, a on zaczął się robić czarny, niczym tatuaż. Moje oczy się rozszerzyły, Nocni Łowcy...

Sięgnęłam do przepaski na udzie, której nie było. Nie, nie, nie!

– Tego szukasz?

Usłyszałam głos. Jak na zawołanie podniosłam się z podłogi i zobaczyłam chłopaka, który zahaczył o mnie przy busie. Trzymał w rękach moją przepaskę z innymi fiolkami.

– Po co są ci te fiolki?

– Alec,  zostaw dziewczynę w spokoju...

Usłyszałam damski, aksamitny głos. Za chłopakiem stała dziewczyna, dosłownie klon tego, chyba, Aleca.

Zabrała mi mój pasek i usiadła na łóżku, a ja wczołgałam się obok.

– Jesteś Lilia, prawda? Znalazłam to imię na twoim bucie, wyszyte srebrną nitką.

– Tak, to ja. Co ja tu robię?

– Zaatakował cię demon, z którym jakimś cudem wygrywałaś, bez wyszkolenia... – "tyle to ja wiem, dziewczyno"– pomyślałam.

Nieufnie obejrzałam ją całą, miała te znaki takie jak na mojej dłoni. Miała piękne długie, kręcone włosy i prawie czarne oczy. Podwinęłam nogi łapiąc się za kostki.

– Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy. Skąd masz te fiolki? I co to jest?

– To zioła, na uspokojenie, muszę je wypić...

Zaczęłam udawać, że coś mi się dzieje, a dziewczyna, widocznie spanikowana, podała mi fiolki. Nie mogąc się narażać na nic, roztrzaskałam je wszystkie o ziemię, ponieważ był tam jeden, który usuwa ślady poprzednich, ciecze wyparowały.

– Jak ty to...

Wtedy w drzwiach pojawił się blondyn.

– Widzę, że śpiąca królewna się obudziła. Izzy, zmiataj, muszę się jej o coś popytać.

– Nie, mogliście ją zabić tą runą...

– To samo by zrobił jad!

– Nie było pewności, że jest Nocnym Łowcą...

– Alec był prawie pewny...

– A właśnie, że nie! – Krzyknęła dziewczyna.

Z cienia wyłonił się Alec.

– Stop, ludzie stop, zachowujecie się jak dzieci. Gdyby nie była Nocnym Łowcą nie widziałaby mnie.

Słysząc ten natłok rozmów zatkałam uszy i zamknęłam oczy. Skupiłam się na czymś, a po chwili usłyszałam trzask.

Alec wyszedł z pokoju, a ten blondyn usiadł na przeciw mnie z dziwnym błyskiem w oku.

– Jestem Jace, jestem Nocnym Łowcą, jak ty.

– Co? Ja nie jestem żadnym łowcą.

Magnus mnie ostrzegał, trzeba było tam nie iść, oh.

Złapał moją dłoń, poczułam dziwne połączenie z nim. Zadrżałam.

– Jesteś łowcą, inaczej runa by cię zabiła. Powiesz mi, co robiłaś w tym kantorku?

Złapałam się za szyję i wyczułam brak naszyjnika.

– Gdzie mój naszyjnik?

Złapałam za poduszkę i zaczęłam ją ściskać.

– Gdzie mój naszyjnik...?

– Pewnie Izzy go sprawdza czy nie ma jadu. Co tam robiłaś?

– Nie wiem. Poczułam, że muszę tam iść. Wtedy ta dziewczyna coś chciała mu zrobić, więc ją złapałam i nie pamiętam co dalej. Dlaczego runa by mnie zabiła?

– Ponieważ są stworzone dla pół ludzi, pół aniołów. Inne istoty giną bez tego.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a oczy, takie jak moje, patrzyły z niedowierzaniem.

– Czemu tak się uśmiechasz?

Zgarnęłam włosy do tyłu i dotknęłam jego policzka. Jego wzrok pytał o co chodzi.

– No wiesz, dawno nie było tu nowych Nocnych Łowców, a bynajmniej nie było takiego, o którym nie wiemy.

– Nie jestem żadnym Nocnym Łowcą. Gdzie moje ubranie!?

Syknęłam ostro i chciałam się podnieść, jednak on złapał mnie za koszulkę i sprowadził z powrotem na łóżko.

– Twoja sukienka jest w oczyszczalni demonicznej energii, a póki co, masz ubrania Izzy.

Wskazał na krzesełko i ruszył do drzwi.

– Jak się ubierzesz, ktoś będzie czekać na ciebie.

Wyszedł i zamknął drzwi. Jak poparzona ubrałam dziwne, obcisłe białe ubrania. Rany, wolę niebieskie i czarne barwy, te białe są okropne. Poprawiłam obcisłą sukienkę i biust, zaczesałam rękoma włosy do tyłu, oczywiście one też były pozbawione moich błyskotek. Wyszłam przed drzwi jednak nie było tam nikogo, prócz kota. Był biały i bardzo puszysty, ładny. Na ścianie był zegar, godzina na nim wskazywała po drugiej w nocy. Kot uderzył łapką w mój nowy but. On chce, bym gdzieś szła. Ruszyłam więc za zwierzęciem oglądając hol. Nie było nic słychać oprócz moich kroków. Kot prowadził mnie po dość nowoczesnym holu z dodatkami znaków, jak na mojej dłoni. Gdzieś już je widziałam. Wtedy usłyszałam jak ktoś ćwiczy. Kot ruszył w stronę dźwięku prowadząc mnie za sobą.

Poczułam zapach czekolady, mięty, lasu i oczywiście potu oraz zmęczenia. Zobaczyłam przez szyby sylwetkę. Ktoś ostro obijał worek treningowy. To był ten Alec, czy jak mu tam. Zdjęłam buty i zostawiłam je na dywaniku, po czym powoli weszłam do sali, chyba treningowej, przynajmniej tak wygląda. Oparłam się o ramę i oglądałam jego technikę, z jaką precyzją uderza w worek.

– Może potrenujesz z kimś, kto może się obronić?

Mruknęłam, kiedy miał uderzyć znów, ten chyba się przestraszył, bo zza paska coś wyciągnął i rzucił we mnie.

Mały sztylet leciał prosto we mnie, więc korzystając z mojej nienaturalnej szybkości złapałam go i spojrzałam na chłopaka.

– Za wolno – mruknęłam i ruszyłam w stronę chłopaka, który stał jak na baczność, jednak oczy zdradzały niepokój.

– Co ty tu robisz? Izzy miała cię zaprowadzić do pokoju.

– Przepraszam, przyprowadził mnie kot...

– Ty biała zołzo. Mimi, mówiłem coś o sprowadzaniu ludzi, kiedy trenuję. 

Kotek tylko, jakby z uśmiechem, uderzał ogonkiem w taboret, na którym siedział.

– Nazwałeś kota Mimi?

– Ta, nie ważne. Czego chcesz?

Stanęłam przed nim, a on spojrzał na mnie z góry. Założyłam ręce na pierś i mrugnęłam parę razy zanim wymyśliłam coś sensownego.

– Prawdopodobnie ta dziewczyna będzie chciała bym została, to było widać w tym zadowolonym spojrzeniu. A jeśli wystąpi taka sytuacja jak dziś, że coś ma doprowadzić mnie do omdlenia, to ja poproszę o trening.

Na jego twarzy wyrósł uśmiech, ale raczej ten pogardliwy.

– I co, chcesz trenować? Tu, teraz jak stoisz?

– Tak.

Kpił ze mnie, widziałam to.

– Więc wybierz swoją broń, Kitty.

Syknęłam na niego, odsunęłam się na pewną odległość, nic nie biorąc. W jego rękach pojawiły się jakieś miecze, które świeciły. Nie wiem co to było, ale też chcę takie. Jednak teraz ich nie potrzebuję. Stanęłam na przeciwko niego.

– Ymm, nie wzięłaś nic... – powiedział dziwnym tonem.

– Mhm,  i co jeszcze? Nie potrzeba mi broni, by cię pokonać.

– Spoko, jak sobie chcesz, ale jak będziesz ranna nie licz, że będę cię opatrywał. Najwyżej się wykrwawisz.

Powiedział z uśmiechem, takim totalnie słodkim uśmiechem.

Stanął w niedużym odstępie ode mnie, a ja wskazałam, by zaczął. Uspokajając zmysły zaczęłam badać położenie mnie, sala znalazła się w pół mroku, co widziałam tylko ja. Byłam tylko ja, on, dwa miecze i pole do popisu. Ktoś nas obserwował, jednak akurat to mogło mi się zdawać.

Chłopak naszykował się do ataku i zaczął.

Zaatakował mnie górą i środkiem. Najpierw złapałam za jeden nadgarstek i wbiłam paznokieć tak, że miecz wyleciał, w między czasie złapałam drugą i wykręciłam, zrobiłam obrót tak, że byłam tyłem do jego twarzy. Wtedy drugą ręką złapał za moją szyję i o to chodziło. Cios w brzuch łokciem i złapanie za drugie ramię. W nienaturalnym tempie dla człowieka kopnęłam go w nogę i zabierając sztylety odsunęłam się.

Stanęłam w lekkim rozkroku, sztylety nacelowałam na Aleca, który nie wiedząc co się dzieje spojrzał na mnie. Zza pleców wyciągnął kolejne miecze i zaczął atakować.

Unik, unik, blok, unik, dwa razy blok i unik, atak, obrót.

To był taniec na lodzie. Dźwięk obijanych o siebie mieczy odbijał się od ścian i wracał. Prawie czarne oczy chłopaka śledziły moje ruchy. Szukał miejsca, gdzie się nie obronię, jednak ja znalazłam jego słabe miejsce. Zaatakowałam górą, a drugą rękę zostawiłam z tyłu, on też coś zobaczył i jeden z jego mieczy znalazł się przy szyi, a drugi na kości ogonowej. Gdyby teraz wbił sztylet, mógłby usadzić mnie na wózek. Moje sztylety natomiast znalazły się jeden między jego udami, a drugi między łopatkami.

Słyszałam jego bicie serca, patrzył na mnie, a ja na niego. Na naszych twarzach było lekkie zmęczenie po zaciętej walce, ale i uśmiechy.

– Ktoś cię trenował? – Spytał między oddechami.

– Mój ojciec uczył mnie obrony oraz tego, jak posługiwać się mieczami i innymi zabawkami.

– Żaden człowiek nie jest w stanie walczyć z wyszkolonym Nocnym Łowcą, a ty dałaś radę.

– I wygrywałam...

– Teraz to mamy remis, ponieważ ty możesz mnie pozbawić życia, a ja albo tego albo udostępnić ci honor jakim są miejsca parkingowe dla niepełnosprawnych.

Zbliżyłam miecz do jego krocza.

– Ej! Nie skaleczyłem cię, więc bierz ten miecz.

Jakie on ma ładne oczy i ten zapach...

Odsunęłam się nagle widząc w jakiej pozycji jesteśmy, otarłam z czoła pot i złapałam włosy.

– Dlaczego masz długie włosy? To nieporęczne.

– Zapuszczam je odkąd sięgam pamięcią, a to, że są do kolan to nie moja wina, masz może gumkę do włosów?

– Na pewno Izzy ma, a właśnie, miałem coś ci oddać.

Wtedy z kieszeni kurtki wyciągnął naszyjnik od Magnusa.

– Miałem wątpliwości czy to twój, ale ma ten twój odór, więc oddaję nie moje własności.

Poczułam się urażona, jednak udawałam że nie. Dostrzegłam na blacie coś do spięcia włosów, więc zrobiłam warkocza i nałożyłam naszyjnik, a potem wyszłam z sali w nie wiadomo jakim kierunku. Błądziłam chwilę po korytarzach, aż znalazłam chyba bibliotekę... Weszłam tam i znalazłam sofę. Nieważne, cokolwiek to było, ułożyłam poduszkę, a potem ze wściekłości uderzyłam w regał. Moje włosy świeciły się lekko na niebiesko, starałam się to kontrolować. Po długiej próbie udało mi się i spokojnie położyłam się spać. Przydałaby się szklanka z wodą i kwiaty, oraz kamień i inne rzeczy z różnych miejsc na ziemi. Jestem dziwną nimfą. Bo mimo że czuję się najlepiej w wodzie, inne rzeczy też uspokajają moje zmysły. Dotknęłam podłogi przez przypadek tworząc pnącza róż.  Położyłam na niej rękę i zaczęła więdnąć. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Rankiem poczułam szturchanie w ramię. Zapach kwiatów i silnych kobiecych feromonów obudził mnie do reszty. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam Izzy. Miała promienny uśmiech, jest taka szczęśliwa.

– Proszę, daj mi spać.

– Lilia, jest dziesiąta rano, musimy wstawać. Nasz "szef" mówi, że zaczniesz z nami trenować. Przepraszam, że nie przyszłam po ciebie, zasnęłam naprawiając twoje krysztality, które Jace nie umiejętnie wyciągnął z twoich włosów.

Podniosłam się, a w moich rękach pojawiła się kawa.

– Czuję, że potrzebujesz kawy, zanim się rozbudzisz. To było widać po tym, jak głęboko śpisz. Skąd masz ten naszyjnik?

– Dostałam na urodziny, nie jest skażony, luz... – mówiłam jak zombie przymykając do połowy oczy. Zobaczyłam, że jestem przykryta jakimś kocem, ma też dziwny zapach. 

Napiłam się chłodnej kawy i zerkając na Izzy, owinęłam kawę kosmykiem włosów.

– To, co teraz zobaczysz, jest tajemnicą... zwyczajnie nie zniosę tak zimnej kawy.

Kosmyk włosów zmienił barwę na niebieską, a kubek zaczął się nagrzewać. Izzy jak w hipnozie chciała dotknąć włosów, jednak odepchnęłam jej rękę.

– Nie ruszaj, bo się poparzysz.

– Włosami?

– Izzy, one są inne, to moja tajemnica, którą ukrywam przed wszystkimi. Ufam ci na tyle albo śpię jeszcze, jedno z dwóch.

Wypiłam wrzącą kawę jednym łykiem i odkryłam się. Izzy patrzyła nie dowierzając, otrząsnęła się i podała mi coś.

– Poszłam wcześnie rano do piwnicy i zaczęłam szukać ubrań, znalazłam coś w twoim typie, przynajmniej mam nadzieję.

Podała mi czarną bluzkę z kapelą rockową oraz czarne rurki. Od razu rozdarłam na kolanach dziury i spojrzałam na buty. To były koturny z wyszytym moim imieniem. Na stoliku leżały czarne gumki do włosów.

– Buty ci przerobiłam, tak jak twoją opaskę na udo, hmm, a włosy mogę ci uczesać w warkocza...

– Jeśli możesz, zrób ten gruby warkocz.

– Innego się nie da, będzie miał czternaście centymetrów szerokości, dziewczyno twoje włosy to cud.

– Wiem, gdzie jestem?

– W bibliotece Nocnych Łowców.

Przymknęłam oczy i ściągnęłam bluzkę oraz spodnie, nałożyłam nowy strój. Izzy w tym czasie czesała moje włosy, a ja bawiłam się prezentem od Magnusa.

Gdy skończyła, wzięła koc i gdzieś położyła, a mnie wzięła za ręce i ruszyła. Pół przytomna szłam za nią. Kiedy poczułam zapach naleśników, moje oczy otworzyły się i przyspieszyłam kroku, tak jakbym znała trasę. Wparowałam do kuchni ciągnąc za sobą Izzy. Wszyscy stanęli w miejscu. Była tam jakaś kobieta, Jace, Alec i Mimi.

– Prze- praszam, dzień dobry... – mruknęłam speszona, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.

Blondyn wesoło się uśmiechał, a Izzy, zdecydowanie wyższa ode mnie, oparła głowę na moim ramieniu.

– Co tak patrzycie? W życiu nie widzieliście więcej, niż trzy kobiety w kuchni?

Blondyn zakrztusił się naleśnikiem.

– No właśnie nie, a widzieć nową łowczynię, która wygląda jakby to była codzienność dla jej uroczej buźki jest jeszcze bardziej dziwne – mówił polewając naleśnika syropem, a potem, udając, że nic nie powiedział na mój temat, zjadł go. Alec tylko przewrócił oczami i zrobił to co Jace.

Kobieta podobna do Izzy stanęła przede mną i spojrzała groźnie w moje oczy.

– Witaj Lilio, jestem matką Aleca i Izzy, mów mi Agnes.

– Umm, dobrze Agnes?

Jej twarz złagodniała i podała mi tace z naleśnikami. Usiadłam na przeciw Aleca, który patrzył na mnie z nienawiścią i nutą podziwu.

Czułam się niezręcznie i moja ręka zaczęła dygać, jak w każdej sytuacji, gdy się stresuję.

– Wiem, że jesteś tu nowa. Gdy przybyłaś tu dwa dni temu, kazałam ci narysować runę leczenia, musiałam sprawdzić czy jesteś jak my, upewnić się, mimo że mogłam cię narazić na śmierć. Jednak żyjesz, a to znaczy, że jesteś Łowcą i dziś zaczniesz trening, nie ma na co czekać.

Kobieta powiedziała krótko, ale zrozumiale. Już czuję to, jak będą próbowali uczyć mnie na atrapach, jak na początku Magnus. Nalałam na naleśnika syrop i nie minęło dziesięć minut, a moje naleśniki zniknęły.

– Czemu jak ja gotuję to nie jecie?

Męska część tego pomieszczenia zaczęła się śmiać, podobnie jak Agnes.

– Nie umiesz gotować, ciebie zostawić z kuchnią sam na sam to trzeba siedemnaście gaśnic i całej ekipy ratunkowej. Walczyć umiesz, z gotowaniem gorzej...

Jace, śmiejąc się, powiedział do czarnowłosej, a ja zaczesując włosy przeraziłam się tym co mnie czeka. Miałam pracować u wilków, a nie zostać łowcą demonów.











- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro