Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★.22.★

Z karty wyciagłam złoty kielich który lekko świecił.

-huh? myślałem że będzie wiekszy-mrukl Jace

-jace... to jest kielich anioła a nie sedes anioła-mrukła izzy

Zaśmiałam się i podałam kielich Agnes która wzięła jakaś skrzynkę i tam schowała poczym zakodowała i ruszyła do drzwi.

-skoro kielich jest poza kartą z której tylko ona nogal go wyciągnąć trzeba go chronić w inny sposób.

Aura Henrego zrobiła się dziwna... nie wiedziałam co ona oznacza jednak zapewne nic dobrego.

Postanowiłam się jednak tym nie przejmować i się uśmiechałam spojrzałam na Aleka którego coś dręczyło  Nie wiedziałam co to może znaczyć ale chcę mu pomuc.

Wzięłam zeszyt mojej matki i ruszyłam do oranżerii. Potrzebowałam być chwilę sama, potrzebowałam odpowiedzi na pytania, może ten zeszyt mi je wyjawi.

Izzy chciała iść ze mną ale odmówiłam jej wszedłam do Oranżeria i usiadłam na kręconych schodach gdzie Alek się utwierdził że jestem czymś innym.

Otwarlam mój zeszyt.  Przekartkował go i zaczęłam czytać pierwsza stronę. Zatytułowana była "Dzieci Nieba".

-To chyba jakaś legęda. ehh to trudne do odczytania...-mrukłam do siebie i zaczęłam sklejać litery w całość. Na kartce Zapisywałam to co odczytałam, litera po literze.

Odszyfrowania tylko pierwsza stronę bo zaczęła nie miłosiernie boleć mnie głowa.

"Błogosławiony przez niebo, pogodzi wszelkie rasy i stworzenia świata jak i nieba oraz piekła, A dziewczyna ze znakiem gwiazdy zakończy wojnę między podziemiem a niebem. A nocą gdy pojawią się gwiazdy i księżyc będzie u szczytu, odda życie za poddanych. Złączy się z aniołem i zapadnie kres zła."

Odczytałam sobie na głos i w tedy pojawiła się obok mnie izzy.

-wiesz że przegapiłaś pół dnia? Jest po 18....

-co przecież była 12... przed chwilą.

-owszem pare godzin temu. Lila siedziałaś nad tym zeszytem większość dnia

-nawet nie odczułam tego. Potrzebuje chyba leku. Źle się czuje a bul pleców jest coraz mocniejszy.

-ja się dziwię że ty normalnie siedzisz.

W tedy pokazałam jej runę wytrzymałości na moim ramieniu.

-oh... aż tak źle?

Pokiwałam głową i wzięłam chusteczkę poczułam smak krwi w ustach, wyplułam na chusteczkę świecącą się krew i która zawiniłam i wzięłam fiolkę która robi ze mnie bardziej człowieka. Izzy spojrzała na mnie zaniepokojona.

-wyluzuj izz jest dobrze pewnie się przeziębiłam wezmę leki i będzie lepiej.

Wykręciłam numer do Magnusa i powiedziałam mu żeby naszykowałał te fiolki które sprawiają że jetsem bardziej ludzką i jakieś leki na ból oraz plucie krwią. Miałam lekko podkrążone oczy złapałam izzy za rękę.

-nie mów alekowi... to moja osobista infekcja raczej nie zaraźliwa nie mów mu okej? znów będzie się martwić.

-nie powiem, na pewno będzie lepiej?

-tak, Magnus robi cuda jeśli chodzi o mnie.

Uśmiechałam się i schowałam kartkę do zeszytu poczym go zamknęłam.

-ta przepowiednia jest dziwna.

-może to zwykła legenda daj spokuj.

-nie, dzieci nieba mają być wybranymi którzy mają zaprowadzić kres wojen, mają sprawić że demony pozostaną w piekle anioły nie będą się mieszać w świat cieni łowcy mają się stać tylko tymi którzy nadzorują pokoju miecze mają przestać być użyteczne, każdy zna te przepowiednie tylko często w innym wydaniu ale mówi i tak o jednym o końcu wojny.

-znasz te legendę?

-tylko jej fragment resztę skrywa twój gatunek... bynajmniej skrywał.

-powiedz mi... dlaczego w dzień moich narodzin łowcy atakowali nimfy?

-"a tysiącznego dnia od zaćmienia słońca nastanie drugie, zaćmienie błękitnego księżyca i narodzi się dziecko które będzie zdolne niszczyć dotknieciem, urodzi się w skrzydlatej dolinie gdzie księżyc jest najbliżej"

-tez jakaś przepowiednia?

-ta i owszem ale z tym to myślę że bujda a łowcy i tak mieli wybić nimfy a tamtego dnia było ich wiele przy tym twoim źrudle chodź na dach...-powiedziała i zaczęła iść po schodach na górę poczym otworzyła okno i wyszła, ruszyłam za nią i po chwili obie lezalysmy patzrav jak powoli wychodzą gwiazdy.

-to czemu nie wiedzieliśmy że tam się narodziłam? przecież to logiczne że pewnie urodziłam się tam gdzie dużo nimf...

-owszem ale łowcy zapomnieli jak tam dotrzeć i górę potem strzeżono tylko ty mogłaś tam wejść i nas jakby zaprosić Bóg zmienił plany co do twojego gatunku.

-wiesz podoba mi się leżenie tu, niech to się stanie naszym rytuałem.

-lila? zastanawiałaś się co będzie jak umrzemy?

-nigdy, Magnus mówi że jeśli nikt mnie nie zabije to nie umrze z przyczyn naturalnych, bardziej od sztyletu czy coś.

-bynajmniej masz lepiej... nas żabiej byle co.

-wiesz co, raz wyobraziłam sobie mój pogrzeb teraz bym zmieniła wymagania. Chciałabym być ubrana w biąłą sukienkę, tą samą w której wparowalam na ślub twojego brata. Chciałabym żeby Magnus zabrał martwą mnie do miejsca moich narodzin. Chciałabym żebyś ścięła moje włosy zrobione w warkocz byś je oddała dzieciątka które mają raka by to był taki ostatni dobry uczynek. Chciałabym być umalowana a na nogach mieć szklane szpilki trochę jak kopciuszek. Chcę by mnie zostawiono bez zakopywania na skalę na której się urodziłam, by kwiaty obrosły moje ciało. O chcialabym też mieć na sobie mój naszyjnik i pierścionek oraz ręcznie robioną koronę z krysztalitów by odbijała blask słońca i księżyca będących nad moim ciałem. Leżeć tak jakbym zapadła tylko w sen, i byli by tam wszyscy. W wodzie byś zanurzyłam moją Stellę oraz miecze nimf a potem byście wyszli i nigdy nie wrócili.

-wyobrazasz sobie to tak?

-dokladnie, chciałabym tam leżeć reszte wieczności "tam się narodziła i tam zostali jej martwię ciało oraz dusza" książka która kiedyś dał mi Magnus, mówiła o brązowo wlsoej dziewczynie którą wychowani w dżungli potem pojaiwl się w jej życiu chłopak, zakochali się w sobie jednak żądza skarbów dżungli była większa, a on ją zabił i zostawił tam gdzie się narodziła, w samym sercu dżungli a jej duch przesiąkł całą okolicę , ładna historia przeczytam ci kiedyś.

-na pewno, chodź przytul się i teraz ja opowiem ci jak chcę być pogrzebana, która pierwsza z nas umrze ta grzebie drugą okej?

-pewnie padnie na mnie ale okej-mrukłam i położyłam się na jej brzuchu patrząc na księżyc.

-wiec tak zawsze chciałam żeby moje włosy uczesali w coś delikatnego, jak warkocz, na szyji jedyna pamiątkę po mojej pierwszej miłości rafaelu

-ten naszyjnik?

-tak, chciałabym go mieć na szyji, miałabym też czerwona pomatkę i mocno podkreślone oczy, a co niech będzie sexowny trup w razie gdyby ktos miał mnie odkopać. Miałabym czarną dopasowana suknię na mojej ręce byłby mój bat a na nogach czarne podwyższone buty, niesiona byłabym w pozłacanej trumnie która miałaby rysunki węża. O właśnie chce też wianek z czarnych róż ktute rosną tylko w Afryce! A potem chcę by moje ciało zakopali w idrysie i jeśli będziesz mnie zakopywać połóz na mojej trumnie kwiat z twoim imieniem.

-czy już oszczędzać na złotą trumnę i załatwić transport czarnych róż?

-łowcy umierają młodo więc pewnie tak.

-nie dam umrzeć mojej parabatai.

-a ja mojej

-hej co powiesz na kawę i mały trening?

-pewnie

Wymruczałam i obie wstaliśmy  i poszłyśmy do kuchni, tam wypilismy  szybka kawę i poszłyśmy do sali. Jace podał nam nową broń która przyszła z idisu i kazał testować.

Ja miałam miecz a izzy sztylety. Atakowała mnie bardzo szybko, ledwo nadanrzałam kiedy wcześniej to było dla mnie spokojne tempo, poruszałam się wolno nie miałam siły.  Ta stanęła w miejscu.

-lila... wszystko okej? normalnie bym już leżała na ziemi a dziś nawet nie nadarzasz.

-zle się czuje...

Wtedy znów zaczęłam płuc krwią. Jęklam cicho i zasunełam chusteczkę wkładając do kieszeni.

-zawołaj jace'a.-powiedziałam i wzięłam kij.

Jace przybiegł zaraz za izzy i podszedł do mnie.

-wszystko okej?

-tak chce coś zobaczyć weś kij.

Podparłam się i wstałam poczym stanęłam w pozycji bojowej, zakaszlałam i spojrzałam na chłopaka.

-uzywasz średniego tępa a ja jakiego kolwiek jeśli przyspiesze to ty też normuje nasze siły spróbuj mnie powalić.

Powiedziałam i przyjęłam pozycję obronną. Chłopak poruszając się powoli zaczął mnie atakować, odpierdalalam jego ataki czasem prubując atakować, chłopak zrobił obrut i podchaczyl mi nogi, upadłam na plecy i krzykłam zamykając oczy. Zwinelam się z bulu a oni podbiegli do mnie.

-lila, nic ci nie jest?

-boli... moje plecy bolą-Wyjęczałam i otworzyłam oczy

-dobra koniec treningu na dziś -mrukła izzy a Jace wziął mnie na ręce i zaczął nieść do pokoju.

-jutro przyjdzie Magnus, z lekami... dla mnie... Jace niech go wpuszczą.

-ma tu wstęp dowolny tak ustalił Alek z naszą mamą więc się nie martw o nic.

-dziękuje-wtulilam się w jego ciepłe ramię i zasnęłam.

Alec pov

Siedziałem w pokoju i studiowałem książki o nimfach, jakie mogą wystąpić zdolności, oraz o aniołach a szczególnie o Gabrielu jakie moce ukazywał cokolwiek co mogło mi pomuc i pomuc Lili było ważne więc czytałem kiedy usłyszałem jak do jej pokoju ktoś wchodzi.  Wszedłem przez boczne drzwi i zobaczyłem zmartwiona twarz izzy oraz Jace'a niosącego lilie.

-co się stało?

-hej aktywność zmalała, dzisiaj na treningu była wolniejsza niż ja... a potem trenując z Jace wyglądała jakby pracowała w zwolnionym tępie. Gdy ją powalił upadła na plecy. Coś jest nie tak a ten ból będzie ją wykańczać.

Spojrzałem na dziewczynę która miała spokojną twarz.

Ściagłem koszulkę i buty a potem położyłem się obok i spojrzałem na izzy.

-skoro śpi zaraz będzie miała koszmar a odkąd ja śpię z nią nie krzyczy-wyjasniłem a ta się uśmiechała

-no proszę proszę dobra Jace idziemy damy im spać.

Lila pov

Następnego ranka usłyszałam pukanie.

-Prosze!-krzykłam.

Coś mnie łaskotało w nos. Otworzyłam oczy i zobaczyłam piuro. Potem zobaczyłam izzy, a potem jak piuta spadają z sufitu. Szturchnelam Aleka który wstał praktycznie orazu. Cały pokuj był w białych połyskujących piórach. Izzy wszedła do środka a za nią Jace.

-co tu się stało-zapytala a ja spojrzałam na Aleka.

Ten chyba jeszcze nie ogarniając zaczęła bawić się piórem a potem spojrzał dziwnie na nie... i na resztę pokoju.

-bawiliscie się poduszkami?

-jace poduszki są dla alergików nie ma tam grama pióra.

Alek spojrzał na mnie a ja na niego.

-nie ważne później się to posprząta

Powiedział Jace i wyszedł. Jęklam tylko i poszłam do kuchni. Wypiłam kawę kiedy wpadł do środka Magnus j rozwinął coś. Były to różnych kolorów eliksiry. Połowa to oczywiście te na ucieleśnienie.

-okej te fiolki pijesz codziennie rano po jednej twoja krew będzie mniej groźna i nikogo nie pokazy jak będziesz nią pluć, a resztę fiolek to na twoje bóly kręgosłupów po której będziesz się czuć najlepiej tą będziesz odemnie dostawiać dobrze?

Magnus mail podkrążone oczy i rozwalone włosy, makijaż był rozlany i nie miał swoich pierścieni oraz brokatu na ubraniu.

-dobrze a teraz ja, spałeś Magnus?

-nie nie spałem jak tylko zadzwoniłaś wzięłem się za fiolki teraz pójdę sobie spać... nie przejmuj się jetses ważniejsza, a oboje wiemy że też może się stać jak nie powstrzymamy tego dobra ja lecę groszku pachnący.

Wyszedł z pomieszczenia a ja wypiłam jedną fiolkę a potem druga i zwinelam wszystko. Poczułam lekka ulgę i nie musiałam się już trzymać w krzyżu jak chodziłam. Wzięłam fiolki i zaniosłam je do pokoju.

spokojnie się przebrałam i poszłam do biblioteki. Alek pewnie trenuje z Jace'm a ja mogę się popytać Henrego o legendę.

Dołączyła do mnie izzy.

-gdzie idziesz ?

-do Henrego, zastanawia mnie czemu on nie wychodzi?

-ma pewną runę która sprawia że gdy wyjdzie z instytutu zaczyna się bać wszystkiego.Taka jego pokuta za krąg.

-jaki krąg?

-kiedy dawno gdy moja mama była w twoim wieku, Valentine Morgenstern Założył pewien krąg. Na początku było w wszystko dobrze dopuki Valentine nie chciał zabić wszystkich z krwią demonów. W tedy clave się oburzyło a Valentine znikł z idrisu i szukał z ludźmi sposobu na zabicie ich wszystkich. Henry róbil źle rzeczy.. a to jego pokuta, nie wychodzi poza instytut od wielu lat.

-oh...-otworzyłam wejście do biblioteki ale nikogo tam nie było.  -henry?

-gdzie on się podział...

-może jest u twojej mamy na porannej herbatce.

-może chodźmy -zaśmiała się i pociągła mnie do sali głównej a gdy tam bylaydsmy skręciła i wszedła do biura Agnes.

-jest tu henry?

-nie ma go w bibliotece?

-nie, i na salach też go nie ma a w Oranżerii jetsem tylko nocą.

Oczy Agnes się powiekszyły, jak poparzona wzięła Stellę i podeszła do ściany rysujac jakaś runę. Wyciagła walizkę i położyła na stole zaczęła rozkodowywanie. Izzy złapała mnie za dłoń i ścisła.

Agnes otworzyła skrzynie która była pusta.

-kielich znikł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro