★.2.★
Z wielkim uśmiechem zjechałam po ramie schodów. Dziś wielki dzień! Zaćmienie księżyca i moje urodziny.
Bosa przebiegłam po dywanie z XIV wieku i wbiegłam do salonu robiąc przewrót. Usiadłam na sofie obok ojca, zaczęłam wystukiwać jakiś rytm na udach, a gdy przestałam podskoczyłam i spojrzałam na ojca czytającego książkę.
– Witaj ojcze.
– Witaj groszku, jak samopoczucie?
– Doskonałe, chce mi się tańczyć, śpiewać i pływać!
– O pływaniu zapomnij. Ostatnim razem, jak urządziłaś mi basen w salonie, musiałem suszyć moje księgi.
Przekręciłam głowę i położyłam się na kolanach ojca.
– To dzisiaj będę musiała iść do wilków?
– Tak, dokładnie tak. Miałem cię strzec przez sto dziewięćdziesiąt jeden pełni, gdy się urodziłaś było zaćmienie, a teraz jest kolejne. Jako nimfa musisz się usamodzielnić.
– Dlaczego nie mogę z tobą zostać, masz mnie dość?
Odłożył natychmiast księgę i spojrzał na mnie.
– Nie mam cię dość, Lilio. Zwyczajnie jako nimfa jesteś już dorosła, niekoniecznie według prawa ludzi, ale nimfy są "pełnoletnie" od swojego szesnastego roku życia. A ja obiecałem twojej matce, że później się usamodzielnisz, a u wilków będziesz mieć pracę i dom. Własny dom. Przy okazji będę pewny, że z dala od zła, więc puszczam cię wolno. Mimo że najchętniej zamknąłbym cię w pokoju i parzył na mój uroczy skarb!
– Tato, czekałam na to pytanie całe pięć lat. Czy ja jestem całkowicie nimfą?
Oczy taty stały się kocie. On coś wiedział, a w moich dłoniach pojawiła się księga.
– Spójrz, według twojej księgi nimfy nie mają takich zdolności jak ja. Przeszukałam wszystkie, ucząc się o moim gatunku. Czym jestem?
– Biszkopciku, ja nie mogę tego stwierdzić, nie wiem kim był twój ojciec, nie wiem dlaczego masz inne zdolności. Szukałem do czego są podobne, jednak obejmują większość ras. Nie wiadomo co i skąd masz dziwne moce, nie wiem co ci powiedzieć. A teraz zmykaj pakować torby, przejdziemy się do kawiarni i biblioteki, kupimy ci coś ładnego, zabiorę cię do mojego klubu, a na końcu pożegnamy się i odejdziesz. Oczywiście będziesz mogła tutaj przychodzić, ale musisz mieszkać gdzieś indziej...
– Dobrze, umm, zrobisz śniadanie?
– Oczywiście! Zmykaj mała.
Magnus poszedł do kuchni, a ja znów pobiegłam na górę i ubrałam się w coś czarnego. Z pstryknięciem palców spakowałam wszystkie moje pierdoły, a wtedy jak znikąd pojawił się Magnus.
– A co ja mówiłem o magii? Miałaś używać jej tylko w zagrożeniu!
– Ale to było zagrożenie!
Magnus przewrócił oczami i złapał moją dłoń, po czym ruszył na dół.
– Ostatni dzień dla córki i ojca?
– Tak!
Wesoła ścisnęłam jego dłoń i weszłam do kuchni. Na stole czekały moje ulubione naleśniki z syropem klonowym. Oraz...
– Bekon!
Jak dzikie zwierzę rzuciłam się na posiłek.
Patrzyłam na uśmiech mojego ojca, który jak zawsze jest cały w brokacie.
Przeżuwając śniadanie przytuliłam Magnusa, a ten mnie pogłaskał.
– Lili? Jeśli spotkasz kiedykolwiek Nocnych Łowców, nie mów im swojego nazwiska. Najlepiej nic nie mów, tylko uciekaj.
– Dlaczego? Przecież Nocni Łowcy chronią podziemnych.
– Nie jesteś podziemną, skarbie. Jesteś nimfą, masz w sobie cząstkę bożą, a twoje dodatkowe moce jak świecące i piekielne gorące włosy, mogą być oznaką czegoś niebezpiecznego. Jesteś czymś nie znanym, czymś co oni zabijali dla bezpieczeństwa innych.
– Ale tato...
– Jesteś Lilia Bane, jeśli cię złapią, masz powiedzieć, że nie wiesz czemu widzisz ich, masz udawać głupią, Lilio. Jeśli stwierdzą, że jesteś czarownikiem – dobra, jeśli stwierdzą, że jesteś Nocnym Łowcą – dobra, wtedy wtopisz się w ich świat.
– Ale...
– Nie ma ale, musisz robić to, co oni chcą.
Poczułam gwałtownie smutek, ja nie chcę. Zaczęłam płakać. Moje łzy są ogniste, wypalają wszystko. Niebiesko-zielone łzy powoli spływały po moich policzkach, ich blask był tak mocny, że Magnus przysłonił oczy.
– Groszku, proszę nie płacz. Znów będę musiał robić eliksiry, proszę.
Otarłam łzy i przytuliłam Magnusa mocno go ściskając.
– Ja nie chcę iść, chcę zostać i ci pomagać.
– Też chcę byś została, ale nie bez powodu twoja mama powiedziała, bym dał ci się usamodzielnić. Zawsze wiesz, gdzie mieszkam. A teraz idziemy po jakieś ładne ubranko i do klubu.
Mrugnął do mnie i poczochrał włosy. Odepchnęłam jego dłoń.
– Nie rób...
– Dobrze, mój waleczny groszku.
Pobiegłam szybko do łazienki i spięłam moje długie za tyłek, blond włosy. Całego koka przyozdobiłam kryształkami, a rzęsy pomalowałam delikatnie tuszem. Usta pomalowałam kremową pomadką i na policzki nałożyłam róż oraz brokat. Zadowolona z efektu poszłam do Magnusa.
– Tato? Idziemy już?
Ojciec się obrócił, a na jego twarzy zobaczyłam ogromny uśmiech. Podszedł do mnie i rozpuścił włosy.
– Dzisiaj nie musisz ich upinać – przybliżył się do mojego ucha – chłopcom podobają się długie włosy.
Zaczął zmieniać upięcia moich kryształków. Doplątał do nich czarne perły.
Lekko zarumieniona spojrzałam w kocie oczy ojca.
– Tato, chodźmy już.
Ten tylko zrobił mi warkoczyka, złapał za dłoń i ruszył w stronę drzwi.
Po jakimś czasie byliśmy w sklepie. Zaczęłam szukać czegoś ładnego, a Magnus co chwilę proponował mi jakieś ubrania. Godzinami przymierzałam setki sukienek, gdy w końcu wybrałam tą jedną idealną.
Była cała z koronkowego materiału, starannie zasłaniała niegrzeczne miejsca, a resztę ukazywała jak na tacy. Magnus spojrzał tylko z uśmiechem i poszedł zapłacić za sukienkę. A ja, gotowa na imprezę, poszłam za nim. Pod sukienkę schowałam telefon i fiolkę z eliksirem.
Tata w pewnym momencie zatrzymał się.
– Nie będę miał potem jak ci tego dać – wyciągnął zza marynarki jakieś pudełko w czarnym, brokatowym opakowaniu i mi podał.
Otworzyłam ciekawa, był to naszyjnik. Przedstawiał skrzydła anioła w kształcie serca, które trzymały niebieski kryształ.
– To jest naszyjnik, który kiedyś dostałem od Róży. Na długo przed twoimi narodzinami, Lilio. Stwierdziła, że dostała go od ukochanego, a ja dostałem go na znak przysięgi jaką sobie złożyliśmy. Dziś kończy się umowa z Różą, więc mogę oddać ci ten "symbol".
Założył mi go na szyję i poprawił włosy.
– Gdy coś będzie miało się stać, zacznie świecić. Będzie chronić właściciela. A teraz rusz kuperek, bo już wieczór.
Zaśmiałam się i ruszyłam za czarnowłosym magiem.
Time skip
W klubie jak zawsze był tłok. Magnus poszedł w swoją stronę, gdzie może widzieć cały klub, a ja poszłam po drinka.
– Witam pannę Bane, rzadko tutaj bywasz, co sprowadza cię tym razem?
– Mam urodziny i Magnus pozwolił mi się bawić.
– No tak, perfekcyjny ojciec.
Nathaniel podał mi drinka, a ja usiadłam na krześle i spojrzałam na klub. Nie mogłam znieść hałasu, wyszłam z klubu i stanęłam pod jakimś busem. Wtedy ktoś mnie popchnął. Był to wytatuowany chłopak, miał czarne bujne włosy i spore mięśnie.
– Uważaj jak łazisz! – Krzyknęłam, a ten obrócił się ze zdziwiona miną.
– Ty mnie widzisz?
– A ty mnie nie?
Miał ciemnobrązowe oczy i delikatne rysy, był starszy, to było widać. Stanął przede mną i spojrzał z góry. No tak, moje metr sześćdziesiąt osiem przy jego, mniej więcej, metrze osiemdziesiąt pięć to jak słoń i mysz.
– Alec! – Ktoś krzyknął, a chłopak obrócił się i pobiegł w tamtą stronę.
Postanowiłam to zbadać, z resztą i tak miałam wracać. Ruszyłam za nimi, w koturnach, ale jednak. Wbiegłam do klubu, wyciągnęłam z buta świecące bransoletki. Założyłam je na ręce oraz nogi i zaczęłam się rozglądać. Chłopak o dziwnym wyglądzie szedł w stronę kantorka, z innej strony szła dziewczyna w białym stroju, a z drugiej szedł blondyn. Cholera.
Do kantorka również zmierzała jakaś para. Wtedy poczułam zapach siarki, demony. Dziewczyna była demonem. Jak z procy wystartowałam i szłam między ludźmi. Pierwsza dotarłam do kantorka. Opróżniłam kolorową fiolkę zmieniając swój zapach na ludzki. Weszłam do kantorka na palcach. Usłyszałam szepty i śmiechy demonicy, błyskawicznie pojawiłam się za nią i złapałam jej ramię.
– Wyjaśnisz mi, co robisz w kantorku do którego wstęp mam ja i pracownicy?
Ona obróciła się gwałtownie i przyłożyła mi sztylet do szyi, jej oczy były czerwone. Złapałam za nadgarstek i zaczęłam używać moich dodatkowych zdolności. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, więc przestałam palić jej nadgarstek i przełożyłam ją przez ramię. Kiedy to robiłam, by ją powalić, ona oplotła się ogonem wokół mnie i pociągnęła za sobą. Czułam jak moje włosy robiły się ciepłe, więc starałam się opanować. Obróciłam nas i uderzyłam ją łokciem. Ona, jak na zawołanie, odwdzięczyła mi się wbijając ostry ogon w moje ramię. Zaczęła z niego płynąć krew. Dobrze, że wypiłam eliksir, bo byłoby nieciekawie. Do kantorka ktoś wpadł, a mężczyzna zaczął krzyczeć. To było jak zastrzyk adrenaliny, powaliłam dziewczynę kolanem i wykręciłam ręce. Ta zaczęła zmieniać kształt. Teraz pode mną siedziała ludzka istota z ogonem, który wbijała we mnie głębiej. Docisnęłam ją mocniej, a wtedy coś wbiło się w jej głowę. Podniosłam wzrok i zobaczyłam blondyna o niebieskim spojrzeniu, który wbijał w demona miecz. Demon rozsypał się w pył, a ja opadłam na ziemię. Jak dobrze, że krew nie sięga sukienki. Wstałam i odsunęłam się od blondyna. Podbiegłam do człowieka i rozwiązałam go.
– Jak masz na imię? – Spytałam roztrzęsionego faceta.
– Dylan... – i wtedy mogłam zacząć.
– Dylan, spójrz w moje oczy. Teraz robisz się senny i nie pamiętasz niczego, wypiłeś za dużo i koledzy odwieźli cię do domu – powiedziałam szeptem, a potem zobaczyłam czarne plamki.
Musiałam iść do Magnusa. Odeszłam od faceta chwiejnym krokiem i ruszyłam do wyjścia, jednak przede mną pojawił się blondyn.
– Kim jesteś?
Zignorowałam go.
– Muszę iść, jest tu... ciemno.
– Jace, to jad demona – ktoś mnie obrócił i dotknął rany, krzyknęłam z bólu i zemdlałam.
Zabłądziłam w ciemnościach, nie wiedząc co się dzieje.
- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro