Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★.2.★

Z wielkim uśmiechem zjechałam po ramie schodów. Dziś wielki dzień! Zaćmienie księżyca i moje urodziny.

Bosa przebiegłam po dywanie z XIV wieku i wbiegłam do salonu robiąc przewrót. Usiadłam na sofie obok ojca, zaczęłam wystukiwać jakiś rytm na udach, a gdy przestałam podskoczyłam i spojrzałam na ojca czytającego książkę.

– Witaj ojcze.

– Witaj groszku, jak samopoczucie?

– Doskonałe, chce mi się tańczyć, śpiewać i pływać!

– O pływaniu zapomnij. Ostatnim razem, jak urządziłaś mi basen w salonie, musiałem suszyć moje księgi.

Przekręciłam głowę  i położyłam się na kolanach ojca.

– To dzisiaj będę musiała iść do wilków?

– Tak, dokładnie tak.  Miałem cię strzec przez sto dziewięćdziesiąt jeden pełni,  gdy się urodziłaś było zaćmienie, a teraz jest kolejne. Jako nimfa musisz się usamodzielnić.

– Dlaczego nie mogę z tobą zostać, masz mnie dość?

Odłożył natychmiast księgę i spojrzał na mnie.

– Nie mam cię dość, Lilio.  Zwyczajnie jako nimfa jesteś już dorosła, niekoniecznie według prawa ludzi, ale nimfy są "pełnoletnie" od swojego szesnastego roku życia. A ja obiecałem twojej matce, że później się usamodzielnisz, a u wilków będziesz mieć pracę i dom. Własny dom. Przy okazji będę pewny, że z dala od zła, więc puszczam cię wolno. Mimo że najchętniej zamknąłbym cię w pokoju i parzył na mój uroczy skarb!

– Tato, czekałam na to pytanie całe pięć lat. Czy ja jestem całkowicie nimfą?

Oczy taty stały się kocie. On coś wiedział, a w moich dłoniach pojawiła się księga.

– Spójrz, według twojej księgi nimfy nie mają takich zdolności jak ja. Przeszukałam wszystkie, ucząc się o moim gatunku. Czym jestem?

– Biszkopciku, ja nie mogę tego stwierdzić, nie wiem kim był twój ojciec, nie wiem dlaczego masz inne zdolności. Szukałem do czego są podobne, jednak obejmują większość ras. Nie wiadomo co i skąd masz dziwne moce, nie wiem co ci powiedzieć. A teraz zmykaj pakować torby, przejdziemy się do kawiarni i biblioteki, kupimy ci coś ładnego, zabiorę cię do mojego klubu, a na końcu pożegnamy się i odejdziesz. Oczywiście będziesz mogła tutaj przychodzić, ale musisz mieszkać gdzieś indziej...

– Dobrze, umm, zrobisz śniadanie?

– Oczywiście! Zmykaj mała.

Magnus poszedł do kuchni, a ja znów pobiegłam na górę i ubrałam się w coś czarnego. Z pstryknięciem palców spakowałam wszystkie moje pierdoły, a wtedy jak znikąd pojawił się Magnus.

– A co ja mówiłem o magii? Miałaś używać jej tylko w zagrożeniu!

– Ale to było zagrożenie!

Magnus przewrócił oczami i złapał moją dłoń, po czym ruszył na dół.

– Ostatni dzień dla córki i ojca?

– Tak!

Wesoła ścisnęłam jego dłoń i weszłam do kuchni. Na stole czekały moje ulubione naleśniki z syropem klonowym. Oraz...

– Bekon!

Jak dzikie zwierzę rzuciłam się na posiłek.

Patrzyłam na uśmiech mojego ojca, który jak zawsze jest cały w brokacie.

Przeżuwając śniadanie przytuliłam Magnusa, a ten mnie pogłaskał.

– Lili? Jeśli spotkasz kiedykolwiek Nocnych Łowców, nie mów im swojego nazwiska. Najlepiej nic nie mów, tylko uciekaj.

– Dlaczego? Przecież Nocni Łowcy chronią podziemnych.

– Nie jesteś podziemną, skarbie. Jesteś nimfą, masz w sobie cząstkę bożą, a twoje dodatkowe moce jak świecące i piekielne gorące włosy, mogą być oznaką czegoś niebezpiecznego. Jesteś czymś nie znanym, czymś co oni zabijali dla bezpieczeństwa innych.

– Ale tato...

– Jesteś Lilia Bane, jeśli cię złapią, masz powiedzieć, że nie wiesz czemu widzisz ich, masz udawać głupią, Lilio. Jeśli stwierdzą, że jesteś czarownikiem – dobra, jeśli stwierdzą, że jesteś Nocnym Łowcą – dobra, wtedy wtopisz się w ich świat.

– Ale...

– Nie ma ale, musisz robić to, co oni chcą.

Poczułam gwałtownie smutek, ja nie chcę. Zaczęłam płakać. Moje łzy są ogniste, wypalają wszystko. Niebiesko-zielone łzy powoli spływały po moich policzkach, ich blask był tak mocny, że Magnus przysłonił oczy.

– Groszku, proszę nie płacz. Znów będę musiał robić eliksiry, proszę.

Otarłam łzy i przytuliłam Magnusa mocno go ściskając.

– Ja nie chcę iść, chcę zostać i ci pomagać.

– Też chcę byś została, ale nie bez powodu twoja mama powiedziała, bym dał ci się usamodzielnić. Zawsze wiesz, gdzie mieszkam. A teraz idziemy po jakieś ładne ubranko i do klubu.

Mrugnął do mnie i poczochrał włosy. Odepchnęłam jego dłoń.

– Nie rób...

– Dobrze, mój waleczny groszku.

Pobiegłam szybko do łazienki i spięłam moje długie za tyłek, blond włosy.  Całego koka przyozdobiłam kryształkami, a rzęsy pomalowałam delikatnie tuszem. Usta pomalowałam kremową pomadką i na policzki nałożyłam róż oraz brokat. Zadowolona z efektu poszłam do Magnusa.

– Tato? Idziemy już?

Ojciec się obrócił, a na jego twarzy zobaczyłam ogromny uśmiech. Podszedł do mnie i rozpuścił włosy.

– Dzisiaj nie musisz ich upinać – przybliżył się do mojego ucha – chłopcom podobają się długie włosy.

Zaczął zmieniać upięcia moich kryształków. Doplątał do nich czarne perły.

Lekko zarumieniona spojrzałam w kocie oczy ojca.

– Tato, chodźmy już.

Ten tylko zrobił mi warkoczyka, złapał za dłoń i ruszył w stronę drzwi.

Po jakimś czasie byliśmy w sklepie. Zaczęłam szukać czegoś ładnego, a Magnus co chwilę proponował mi jakieś ubrania. Godzinami przymierzałam setki sukienek, gdy w końcu wybrałam tą jedną idealną.

Była cała z koronkowego materiału, starannie zasłaniała niegrzeczne miejsca, a resztę ukazywała jak na tacy. Magnus spojrzał tylko z uśmiechem i poszedł zapłacić za sukienkę. A ja, gotowa na imprezę, poszłam za nim. Pod sukienkę schowałam telefon i fiolkę z eliksirem.

Tata w pewnym momencie zatrzymał się.

– Nie będę miał potem jak ci tego dać – wyciągnął zza marynarki jakieś pudełko w czarnym, brokatowym opakowaniu i mi podał.

Otworzyłam ciekawa, był to naszyjnik. Przedstawiał skrzydła anioła w kształcie serca, które trzymały niebieski kryształ.

– To jest naszyjnik, który kiedyś dostałem od Róży. Na długo przed twoimi narodzinami, Lilio. Stwierdziła, że dostała go od ukochanego, a ja dostałem go na znak przysięgi jaką sobie złożyliśmy. Dziś kończy się umowa z Różą, więc mogę oddać ci ten "symbol".

Założył mi go na szyję i poprawił włosy.

– Gdy coś będzie miało się stać, zacznie świecić. Będzie chronić właściciela. A teraz rusz kuperek, bo już wieczór.

Zaśmiałam się i ruszyłam za czarnowłosym magiem.

Time skip

W klubie jak zawsze był tłok. Magnus poszedł w swoją stronę, gdzie może widzieć cały klub, a ja poszłam po drinka.

– Witam pannę Bane, rzadko tutaj bywasz, co sprowadza cię tym razem?

– Mam urodziny i Magnus pozwolił mi się bawić.

– No tak, perfekcyjny ojciec.

Nathaniel podał mi drinka, a ja usiadłam na krześle i spojrzałam na klub. Nie mogłam znieść hałasu, wyszłam z klubu i stanęłam pod jakimś busem. Wtedy ktoś mnie popchnął. Był to wytatuowany chłopak, miał czarne bujne włosy i spore mięśnie.

– Uważaj jak łazisz! – Krzyknęłam, a ten obrócił się ze zdziwiona miną.

– Ty mnie widzisz?

– A ty mnie nie?

Miał ciemnobrązowe oczy i delikatne rysy, był starszy, to było widać. Stanął przede mną i spojrzał z góry. No tak, moje metr sześćdziesiąt osiem przy jego, mniej więcej, metrze osiemdziesiąt pięć to jak słoń i mysz.

– Alec! – Ktoś krzyknął, a chłopak obrócił się i pobiegł w tamtą stronę.

Postanowiłam to zbadać, z resztą i tak miałam wracać. Ruszyłam za nimi, w koturnach, ale jednak. Wbiegłam do klubu, wyciągnęłam z buta świecące bransoletki. Założyłam je na ręce oraz nogi i zaczęłam się rozglądać. Chłopak o dziwnym wyglądzie szedł w stronę kantorka, z innej strony szła dziewczyna w białym stroju, a z drugiej szedł blondyn. Cholera.

Do kantorka również zmierzała jakaś para. Wtedy poczułam zapach siarki, demony. Dziewczyna była demonem. Jak z procy wystartowałam i szłam między ludźmi. Pierwsza dotarłam do kantorka. Opróżniłam kolorową fiolkę zmieniając swój  zapach na ludzki. Weszłam do kantorka na palcach. Usłyszałam szepty i śmiechy demonicy, błyskawicznie pojawiłam się za nią i złapałam jej ramię.

– Wyjaśnisz mi, co robisz w kantorku do którego wstęp mam ja i pracownicy?

Ona obróciła się gwałtownie i przyłożyła mi sztylet do szyi, jej oczy były czerwone. Złapałam za nadgarstek i zaczęłam używać moich dodatkowych zdolności. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, więc przestałam palić jej nadgarstek i przełożyłam ją przez ramię. Kiedy to robiłam, by ją powalić, ona oplotła się ogonem wokół mnie i pociągnęła za sobą. Czułam jak moje włosy robiły się ciepłe, więc starałam się opanować. Obróciłam nas i uderzyłam ją łokciem. Ona, jak na zawołanie, odwdzięczyła mi się wbijając ostry ogon w moje ramię. Zaczęła z niego płynąć krew. Dobrze, że wypiłam eliksir, bo byłoby nieciekawie. Do kantorka ktoś wpadł, a mężczyzna zaczął krzyczeć. To było jak zastrzyk adrenaliny, powaliłam dziewczynę kolanem i  wykręciłam ręce. Ta zaczęła zmieniać kształt. Teraz pode mną siedziała ludzka istota z ogonem, który wbijała we mnie głębiej. Docisnęłam ją mocniej, a wtedy coś wbiło się w jej głowę. Podniosłam wzrok i zobaczyłam blondyna o niebieskim spojrzeniu, który wbijał w demona miecz. Demon rozsypał się w pył, a ja opadłam na ziemię. Jak dobrze, że krew nie sięga sukienki. Wstałam i odsunęłam się od blondyna. Podbiegłam do człowieka i rozwiązałam go.

– Jak masz na imię? – Spytałam roztrzęsionego faceta.

– Dylan... – i wtedy mogłam zacząć.

– Dylan, spójrz w moje oczy. Teraz robisz się senny i nie pamiętasz niczego, wypiłeś za dużo i koledzy odwieźli cię do domu – powiedziałam szeptem, a potem zobaczyłam czarne plamki.

Musiałam iść do Magnusa. Odeszłam od faceta chwiejnym krokiem i ruszyłam do wyjścia, jednak przede mną pojawił się blondyn.

– Kim jesteś?

Zignorowałam go.

– Muszę iść, jest tu... ciemno.

– Jace, to jad demona – ktoś mnie obrócił i dotknął rany, krzyknęłam z bólu i zemdlałam.

Zabłądziłam w ciemnościach, nie wiedząc co się dzieje.













- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro