Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★.14.★

Gdy robiło się ciemniej, Izzy zaciągnęła mnie do lasu i Stellą rozświetlała sobie drogę, w końcu stanęliśmy pod jakimiś drzewami, których kwiaty były w kształcie serc, zaczęły się błyszczeć.

- Pamiętam, jak w dzieciństwie chciałam cię za swoją parabatai, a skoro działają na ciebie runy, to może kopniemy w tyłek Clave i stworzymy więź?

Popatrzyłam na nią, a jej oczy wręcz się iskrzyły.

- W porządku, ale nie musimy nikomu mówić?

- Nie, to będzie dla nas — uśmiechnęła się i złapała moje ramię, a drugą ręką odsłoniła obojczyk. - Widziałaś tę runę?

- Jace mi pokazał.

- Powtarzaj za mną i zacznij rysować na moim obojczyku.

Wyciągnęłam Stellę i odsłoniłam jej obojczyk, zaczęłam robić to, co ona i rysowałam to, co ona. Czułam jak między mną, a nią powstaje dziwna więź. Czułam, jakby jej serce było moim. Jej runa świeciła na złoto przy wypalaniu, a moja na niebiesko. Gdy skończyłam, uśmiechnęłam się i zasłoniłam ramię, po czym wpadłam w jej objęcia.

Przybiegł do nas mój brat ze smutną miną.

- Co jest?

- Królowa stwierdziła, że już dziś. Zacznę wypełniać jej umowę i mam zostać na dworze, a poza tym chłopcy chcą już wracać i kazali was zawołać.

Jęknęłam cicho, a moja runa, tak jak Izzy, nadal przebijała bluzkę, dlatego zakryłam ją włosami.

Ruszyłam z gracją przez świecący las, kiedy Izzy i mój brat zniknęli, a przede mną pojawił się Alec.

- Na anioła, dlaczego nie trzymasz się Izzy, tylko muszę cię szukać?

- Co?

- Izzy trzydzieści minut temu do nas przyszła i stwierdziła, że nagle zniknęłaś jej z oczu, więc poszedłem w tę stronę, bo tam, gdzie lilie tam na bank będziesz ty.

Dopiero teraz zauważyłam, że stoję w lesie, w którym rośnie setki lilii. Zamrugałam ponownie oczyma.

- Przepraszam, nie wiem, co się stało...

Wtedy Alec podszedł do mnie.

- Wszystko dobrze?

Moja skóra połyskiwała, a oczy stały się srebrne. Złapałam go za rękę, która też zaczęła połyskiwać. Przyciągnęłam go do siebie.

- Lilia?

Złapałam drugą rękę i położyłam na biodrze.

- Przerwali nam coś w klubie, prawda?

Alec się uśmiechnął i dołożył rękę. Ja położyłam ręce na jego ramionach i zaczęliśmy się bujać. Wtedy las wydawał się tworzyć dla nas muzykę. Jego czarne oczy patrzyły na mnie. Zarumieniłam się, a wtedy przyszedł ten ból głowy. Zachwiałam się i złapałam za głowę. Alec jak zawołanie podniósł mnie i zaczesał kosmyk włosów do tyłu.

- To nie był dobry pomysł, idziemy — zaczął mnie nieść, westchnęłam tylko. Zobaczyłam straże, Izzy oraz Jace'a.

Alec wszedł ze mną do wody, a tafla zaczęła połyskiwać. Powoli się „teleportowaliśmy" do naszego świata.

Wszyscy normalnie obudzili się na brzegu, ale ja byłam na dnie. Widziałam księżyc, za tydzień pełnia.

Zaczęłam płynąć w górę. Słyszałam krzyk Izzy, a gdy wypłynęłam i usłyszałam:

- Jest nimfą, w ten sposób nie umrze, nawet gdyby chciała — moje spojrzenie wylądowało na Alecu.

Wyszłam na powierzchnię i spojrzałam z pogardą na chłopaka. Złapałam jego brata pod rękę i ruszyłam do instytutu.

- Znów się nienawidzicie?

- Tak wyszło, Jace...

Mruknęłam i spojrzałam na niego, ten się zaśmiał i wciągnął mnie do ciemnej uliczki.

- Tu nas nie znajdą, kitty — przyparł mnie do muru i złapał za kosmyk włosów.

- Jace...

- Tak? - zaczął się przysuwać do mojej twarzy. Jęknęłam tylko w duchu i wyślizgnęłam się pod spodem.

- Nie możemy, Jace.

Wybiegłam z uliczki, wpadając prosto na jakąś dziewczynę. Miała zielone włosy oraz tego samego koloru oczy. Złapała mnie w pasie i się uśmiechnęła.

- No proszę, ledwo przyjechałam do Nowego Yorku i już wpadam na łowczynię.

Na jej twarzy pojawiły się zielone łuski, nimfa lub syrena.

- Jesteś...?

- Nimfą, mam nadzieję, że mnie nie zabijesz — pokazałam jej, jak zmieniam się częściowo w nimfę.

- Oh! Czyli jest tutaj ktoś taki jak ja!

Dziewczyna się uśmiechnęła i ustawiła mnie do pionu.

- Jak widać.

- Było miło, muszę uciekać, moje metro odjedzie za pięć minut — dziewczyna spojrzała w telefon. - Z chęcią się jeszcze z tobą spotkam, masz mój numer, zadzwoń, jeśli będziesz chciała — mrugnęła i podała mi wizytówkę. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do instytutu.

Przy wejściu był Jace oraz Alec, którzy rozmawiali o czymś, znowu. Przeszłam obok nich i po schodach poszłam do pokoju. Zostawiłam wizytówkę na blacie i poszłam pod prysznic. Bawiłam się kąpielą, zapach kwiatów unosił się po całej łazience. W końcu wyszłam spod prysznica. Zaczęłam się ubierać w sukienkę do snu, kiedy ktoś otworzył drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Aleca, ten spanikował i zaczął zasłaniać oczy oraz przepraszać.

- Uspokój się, jestem ubrana, zapomniałam pewnie zamknąć.

- Przepraszam...

- Przestań przepraszać — wyminęłam go i poszłam do pokoju.

Rozmyślałam o dziewczynie z zielonymi włosami. Złapałam za telefon i wizytówkę. Zajmuje się badaniami? I tworzy leki?

Odwróciłam wizytówkę, zobaczyłam imię i nazwisko oraz numer telefonu.

Aurora Borealis
###-###-###

Wykręciłam numer i położyłam się na łóżku.

- Halo? - usłyszałam głos w słuchawce.

- Hej tu Lilia, dziewczyna, którą uratowałaś przed upadkiem.

- Moja niezdarna nimfa! Jak leci?

- Masz ochotę iść jutro na kawę?

- Pewnie, na Brooklynie jest dobra kawiarnia, spotkamy się na skrzyżowaniu obok mieszkania czarownika, wiesz gdzie to?

- Oczywiście, że wiem — uśmiechnęłam się sama do siebie.

- To do jutra, słodka!

- Do jutra.

Rozłączyła się, a ja odłożyłam telefon na łóżko i wzięłam notes. Usiadłam i próbowałam otworzyć, jednak ani drgnął, wściekłam się i, cała iskrząc, rzuciłam nim w drzwi, przez które właśnie wchodził Alec. Dostał notesem w głowę, a gdy spadał, złapał go z lekkim jękiem.

- Dlaczego rzucasz we mnie zeszytem?

- Przepraszam Alec, nie mogę tego otworzyć. To dziennik, pamiętnik, czy coś, po mojej mamie, podobno nimfy przechowywały kielich, a jeśli moja mama coś o tym wiedziała, to musiała to zapisać, bo nikt nie może otworzyć zeszytu, znaczy, raz mi się udało, ale spanikowałam i zamknęłam.

- Może zajmiesz się tym rano? Mam księgę run — pokazał mi ogromną księgę w szarym kolorze. - Miałem cię uczyć.

Wzięłam od niego zeszyt i włożyłam do szuflady.

Usiadłam na łóżku i poklepałam je. Alec się zaśmiał i skoczył na łóżko, obok mnie. Poczochrałam go po włosach i zabrałam mu księgę. Otworzyłam na przypadkowej stronie i położyłam na łóżku. Alec, odpychając moje rączki, przekartkował księgę na pierwszą stronę.

Powoli zaczął mi tłumaczyć działanie tej runy oraz wyciągnął kartkę i długopis, kazał mi ją narysować. Tak było z każdą. Z pamięci rysowałam runy. Leżałam obok chłopaka, który tłumaczył mi każdą runę. Kazał mi w szczególności zapamiętać niektóre z nich, powiedział, że przydają się często w walce.

Co jakiś czas się wygłupialiśmy, aż w końcu coś nam strzeliło do głowy. Książka zleciała z łóżka, a Alec usiadł na mnie okrakiem i zaczął gilgotać. Próbowałam się mu wyrwać, jednak nie było to łatwe, więc i ja zaczęłam go gilgotać do tego stopnia, że oboje ze zmęczenia przestaliśmy. Zawisł nade mną, patrząc mi prosto w oczy, oboje się uśmiechaliśmy.

Izzy pov

Korzystając ze sztuczki Jace'a, zaczęłam obserwować, co Alec i Lilia robią w pokoju. Na początku było nudno, uczyli się run.

- Kogo podglądamy?

- Lilie i mojego brata.

Czy oni się łaskoczą?

- Oh! Patrz Izzy, będzie pocałunek!

Wymruczał Jace, spojrzałam na niego, a on na mnie.

Alec pov

Usłyszałem szmery za drzwiami, a gdy skupiłem wzrok, zobaczyłem cień.

- Lilia, zrobimy im kawał?

Dziewczynie uśmiechnęła się i poluzowała ramiączko. Ściągnąłem koszulkę, rozwalając swoją fryzurę, a jej jednego z warkoczy. Złapałem ją i podszedłem do drzwi.

Izzy pov

Gdy spojrzałam w okrąg, na łóżku już nikogo nie było. Drzwi zaczęły się otwierać. Jace wybuchł śmiechem, a przede mną pojawiła się rozczochrana Lilia, za nią stał mój brat bez koszulki. Czy oni...? Popatrzyłam na Jace'a. Przecież oni się tylko uczyli.

- Jakim cudem ty nie masz koszulki? - spytał Jace. - Przecież uczyliście się run.

Alec się zaśmiał.

- Skąd wiecie, że uczyliśmy się run? Nie mówiłem ani tobie, ani tobie — pokazał palcem na chłopaka na ziemi i mnie.

Spaliłam buraka.

- Widziałam, jak wchodzisz do pokoju Lili, więc chciałam zobaczyć, co robicie. Alec, czemu nie masz koszulki?

- Taki żart, chcieliśmy zobaczyć wasze zakłopotanie — mój brat ubrał koszulkę. - Teraz wypad, a jak usłyszę, że mnie podglądacie, to powiem Agnes, kto rozwalił jej kij.

lilia pov

Zachichotałam i weszłam do pokoju, kiedy Alec efektownie trzasnął drzwiami. Uśmiechnął się do mnie i położył na łóżku bokiem, poklepał miejsce obok siebie tak jak ja wcześniej. Podniosłam książkę, śmiejąc się. Usiadłam przy nim, a on wyrwał księgę i przekartkował do tej, na której był koniec. Przestudiowałam z nim wszystkie runy po kolei. Kiedy wybiła pierwsza w nocy, zaczęłam ziewać, aż w końcu zasnęłam.

Alec pov

Zasnęła z księgą w rękach, w moim uścisku. Głowę opierała o moją klatkę. Do pokoju wszedł Jace z tacą.

- Pomyślałem, że... - od razu syknąłem na niego, uciszając. - Ona śpi?

- Nie widać? Co tu robisz?

- Pomyślałem, że jesteście głodni, uczyliście się dość długo.

Odsłoniłem kołdrę i powoli położyłem blondynkę, zabierając księgę. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju i zabrałem chłopaka z jedzeniem do środka.

- Alec, ewidentnie coś jest między wami.

- Daj spokój, to przyjaciółka.

- Przyjaciółką, którą chętnie byś zaliczył.

- Jace...

- W twoich oczach jest to coś, kiedy ją dotykasz, aż drżysz!

- Przestań...

Do pokoju weszła Izzy.

- Drżysz jak galareta! I twoje oczy ciągle są skierowane w jej stronę.

Spojrzałem na Izzy wrogo, a ta się zaśmiała.

- Czemu wy nie widzicie, jak was ciągnie do siebie, jesteście jak yin i yang, jak bułka i dżem, jak naleśniki i syrop klonowy!

Zaśmiałem się na to stwierdzenie i zabrałem kanapkę z tacy.

- Niekoniecznie.

Izzy przewróciła oczami, a Jace podszedł do niej i coś powiedział, po czym przybili piątkę.

- Co to za tajne spiski? - obserwowałem ich ruchy. Oni tylko usiedli obok i zaczęli normalnie gadać.

Zrobiłem się senny, więc moje rodzeństwo wyszło, a ja położyłem się do łóżka. Obserwowałem sufit, zdecydowanie nie zasnę.

Spojrzałem na zegarek, za chwilę trzecia, o tej porze zwykle budzi się Lilia z krzykiem. Wstałem i poszedłem do jej pokoju. Wybiła trzecia, a ona znów zaczęła się drzeć. Podszedłem do niej i złapałem za ramiona, rozbudzając. Krzyk się urwał, otworzyła oczy.

Lilia pov

Spojrzałam na chłopaka ze zmartwioną miną.

- Alec?

- Jestem tutaj, już jest dobrze... - przytulił mnie i nakrył kołdrą. - Śpij. Chcesz, żebym został?

Pokiwałam tylko głową i dotykając nagiego ramienia, wtuliłam się. On odsłonił kołdrę i wszedł pod nią. Patrzył na moją twarz, a ja na jego. Leżeliśmy tak chwilę, aż przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Głowę schował w zagłębieniu mojej szyi, czułam ciepły oddech. Leżeliśmy na łyżeczki, moja noga oplątała jego, a on zrobił to samo z moja dłonią. Uśmiechałam się jak głupia. W końcu zamknęłam oczy i zasnęłam.

Rano obudziło mnie smyranie po ramieniu. Czyjaś dłoń delikatnie jeździła po ramieniu, aż do karku i z powrotem. Obróciłam głowę i zobaczyłam czarne oczy. Alec podpierał się łokciem, a na twarzy miał takiego banana, że widziałam nawet ósemki. Zarumieniłam się i obróciłam, złapałam za fragment jego włosów i zaczęłam się nim bawić. Uśmiechnął się tylko i przyciągnął do siebie, obrócił tak, że leżałam na nim. Wtedy przerwało mi burczenie w brzuchu.

- Może coś zjemy? - spytałam i próbowałam wstać, lecz wtedy on się poruszył i było jeszcze gorzej, wróciłam do poprzedniej pozycji, tylko że mój nos stykał się z nosem chłopaka, a to było zdecydowanie za blisko...

Spojrzałam na stolik, zobaczyłam mój telefon i wizytówkę. Przypomniałam sobie o Aurorze i jak poparzona wstałam z Aleca, by otworzyć szafę. Zaczęłam szukać jakiejś luźnej sukienki, która zakryje moje uda. Alec stanął za mną i patrzył nie zrozumiale, co robię.

- Co ty wyczyniasz?

- Umówiłam się z Ivanem, by iść na jakieś jedzenie, za piętnaście minut, na anioła!

Porwałam jakąś sukienkę i wypchnęłam Aleca z pokoju, chciał coś powiedzieć, ale trzasnęłam drzwiami. Rozpuściłam włosy i włożyłam buty oraz opaskę. Schowałam tam Stellę i telefon. Wybiegłam z pokoju, potykając się o Izzy, a następnie wymijając ją, pobiegłam na schody i wybiegłam z instytutu. Wykręciłam numer do Aurory. Chciałam powiedzieć, że się spóźnię, kiedy na nieszczęście się potknęłam, a czyjaś dłoń uchroniła mnie przed tym.

- No proszę, miałyśmy się spotkać za dziesięć minut, a ty wbiegasz we mnie, znowu.

- Wybacz — stanęłam na równe, nogi a ta się uśmiechnęła. Była ubrana w zwiewną białą sukienkę. - Jestem Lilia, wczoraj zapomniałam się przedstawić...

- Pamiętasz, że rozmawiałyśmy przez telefon?

- No tak — złapałam się za czoło, a ta tylko zaczęła mnie pchać w jedną stronę.

- Gdzie idziemy?

- Do Starbucksa.

- Okej.

Uśmiechnęłam się, a ona złapała za moją dłoń. Czułam się niezręcznie. Mimo to szłam z dziewczyną za rękę, nawet w kawiarni ją trzymałam. Potem poszłyśmy do parku. Coraz bardziej grzało słońce.

- Jaką nimfą jesteś? - spytałam w końcu.

- Jestem nimfą łąk, ogrodów, coś w tym stylu.

- Wszystkie mają łuski?

- Ja nie mam łusek, tylko wodne nimfy je mają.

- Więc wczoraj mi się zdawało?

- Moja skóra robi się zielona i błyszcząca, w nocy mogła wyglądać jak łuski.

Podniosła dłoń, którą ciągle mieliśmy splecioną i sprawiła, że przybrała lekko zieloną barwę.

- Ja mam niebieskie łuski — przeszłam częściowo w drugą formę, a ta się uśmiechnęła i wypiła kawę do końca.

Wtedy moim oczom ukazało się najgorsze stworzenie świata.

- Kaczka... - puściłam jej dłoń i schowałam się za ławką. Ta się zaśmiała i wychyliła.

- Hej, słodka, czego tak się boisz?

- Te zwierzę to złooo — ona wstała i podeszła do kaczki, ta wskoczyła na nią, a Aurora położyła ją na wodzie.

- Możesz wyjść, kryzys zażegnany.

Uśmiechała się, a ja rzuciłam się w jej ramiona.

- Dziękuje, Auroro.

- Nie dziękuj, tylko jutro przyjdź pod ten adres — podała mi kartkę z adresem. - Widzę cię jutro o piętnastej u mnie, mam dobre wino.

Mrugnęła do mnie i pocałowała w policzek, stałam tam jak słup. Ona zniknęła z parku, a ja wpatrywałam się w kartkę.

W skowronkach wróciłam do instytutu, przebrałam się i ruszyłam do biblioteki, jednak po otworzeniu drzwi zobaczyłam siedzących na sowie Aleca, Izzy, Jace'a i Henryka.

- Nie byłaś u Ivana prawda? - spytał Jace. Wszyscy siedzieli w tej samej pozycji, co było dość przerażające.

- Nie... - odpowiedziałam, nie ma sensu kłamać.

- Gdzie i z kim byłaś?

- Z koleżanką w parku...

- Wybiegłaś z domu szybciej, niż struś pędziwiatr i mówisz, że byłaś z koleżanką?

Spojrzałam na nich.

- Przepytujecie mnie, jakbym obrabowała bank, a nic nie zrobiłam!

Alec przewrócił oczami. Wyszłam z biblioteki i poszłam do sali treningowej. Zacząłem rozwalać, co popadnie. Co ich kurwa to obchodzi, z kim byłam?





- rozdział poprawiony przez: opsididitagainx/vcrayonsv

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro