Rozdział 3
-Boże co ja zrobiłam...-powiedziałam zapłakana.
Do szatni wszedł tata. Usiadł obok mnie i mnie przytulił.
-Przepraszam myszko...-powiedział a ja się jeszcze bardziej rozpłakałam.
-Byłam głupia zapisując się do drużyny... czemu ja???-spytałam i zaczęłam krzyczeć.
~Andrea...-powiedział Matteo.
-Nienawidzę Cię!-krzyknęłam i wybiegłam.
÷= pół godziny później =÷
-Andrea, proszę wróć na trening, jeśli nie wrócisz to trener się załamie, proszę...
-Po co? Żebym patrzyła jak się kłucicie?!-przerwałam mu w połowie słowa.
-Nie mamy zamiaru sie kłócić...-wymamrotał Matteo.-Chcemy twojego szczęścia-popłakał sie matt i mietolił koszulke Jane w rękach.
-Co jest z Jane? Czemu masz jej koszulkę!-wrzasnęłam na niego.
-Rzuciła nią we mnie kiedy sie z nią pokłóciłem... zraniłem ją...-pociągnął nosem.
Zrobilo mi sie go zal, ale co parwda to prawda mialam ochotę mu przyłożyć za zranienie jane ale wiem ze ona czasem nie jest święta.
-Gdzie kna jest?-spytalam Matta.
-Nie wiem gdzie ona jest, pobiegła w strone szkoły myslalem że tu jest.-powiedział.
-No nic...-powiedziałam.
-Andrea...-wymruczał Matt i się do mnie przytulił.
-Ja też Cię Kocham, ciiii-powiedziałam próbując go ogarnąć.-To nie twoja wina za Jane.
-Moja...-pociągnął nosem i szybko ode mnie odszedł przestraszony.
Odwróciłam się za siebie i mnie za murowało.
-Jane!-krzyknęłam na widok poszarpane ciuchów Jane. Matt się przestraszył.
-To moja wina...-znów zaczął mruczeć pod nosem.
-Matt to nie jest twoja wina...-powiedziała Jane i się rozpłakała, złapała się za brzuch i upadła na kolana.
-JANE!-krzyknął Matt.
-Nie! Odsuń się!-spojrzałam na jej spodnie...
***
-Pomocy!-krzyknęliśmy na wejściu do szpitala.
-Mama się zerwała zza biurka i podbiegła do Matta który trzymał na rękach skuloną Jane.
Zaczęła płakać z bólu.
-Co jej się stało?!-spytała mama i zaprowadziła nas do sali w której miała leżeć Jane.
-Nic ci nie będzie Jane...-powiedziałam a Matt się rozpłakał. Patrzyłam na niego i prubowałam sama powstrzymać się od płaczu.
-Matt proszę nie...-powiedziałam do Matta.
-Musze coś załatwić...-powiedział i wybiegł.
×××Matt×××
-
No pokaż się!!-krzyknąłem chodzac po lesie.
Zza domu Hale wyszedł jakiś chłopak, to był dominik.
-Ty!-krzyknałem do niego-To ty jej to zrobiłeś!!!-krzyknąłem a chłopak upadł na kolana, a następnie jedną ręką oparł się o ziemię.
-To nie ja... ughrr...-zaczął mruczeć. Podbiełem do niego aby sprawdzić co mu jest. Miał całą zakrwawioną bluzkę.
-Ją ją tylko broniłem...grrrr...-zaczął piszczeć. Dosłownie zaczął piszczeć z bólu. Nie zwlekając wziąłem go na ramię i zaniosłem do szpitala.
***
-
Mamo!-krzyknąłem wchodząc na pierwsze pietro z Dominikiem.
-Kolejny?-spytała Andrea.
-Nie, on prubował ratować Jane...-sapnąłem a Dominic zaczął warczeć. Domyśliłem sie że to Wilcze Ziele.
-To jest... kto chodzi i strzela we wszystkich kulami z wilczym zielem?-spytała.
-Nie krzycz-zabolało mnie w nodze.
-Ty krwawisz...-powiedziała zdesperowana Andrea...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro