Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* ·  ✦  *✷
⋆★  ✧ ˚✦ WE ⋆ ˚*
   · WOULD NEVER · ✷  *
   ✦  ˚✦ ✧  ⋆   BREAK THE  ⋆  ✦ *
⋆ ✧ *  CHAIN. ·   ✧★  ⋆✦
  ⋆  · ⋆★ ✦⋆ ·* ⋆

                    Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział jego twarz.

                   Jego niesamowicie piękną i wiecznie promienną, roześmianą twarz. Twarz należącą do osoby, którą pokochał zbyt późno i zbyt mocno, by tak szybko się z nią żegnać.

                   Uwielbiał te beztroskie, niezwykle błękitne oczy, które stawały się o stopień ciemniejsze za każdym razem, gdy się stresował, lub czymś podniecał.

                 Kochał ten szczery i cwany uśmiech i to jak za każdym razem, gdy się skupiał, nerwowo przygryzał swoją dolną wargę. Kochał te roztrzepane, blond włosy, to jak zmienny i niezdecydowany był, oraz to jak wmawiał sobie, że to on za każdym razem jest dominantem.

                   Miłował w nim każdy mały szczegół, każdą drobną niedoskonałość, czy nawet zadrapanie, bo kochał go całego. Jako upartego kapitana gwiezdnego statku, czy jako jego kochanka, z którym spędzał dość intensywne noce.

                  Mógłby przysiąc, że na pamięć wyuczył się jego reakcji. Znał na pamięć całe jego piękne i ponętne ciało.

                  Wiedział, że gdy całował go w czubek nosa, ten zwykle od razu się zarumieni. Wiedział, gdzie powinien w delikatny sposób przygryźć jego idealną skórę na szyi, aby z gardła tamtego wyrwał się słodki jęk zadowolenia. Wiedział, że gdy przejedzie opuszkami palców po skórze na jego udach, on dosłownie dostanie dreszczy z szaleńczego podniecenia.

                  Kochał zasypiać i budzić się z nim w ramionach. Kochał leżeć obok niego mogąc ucałować go w czoło, czy dotykać dłońmi jego nagiej skóry. Chciał mieć go blisko siebie,tylko dla siebie i sprawić, by był szczęśliwy.

                  Bo według niego Peter Quill był idealny i doskonały. Był gotów zaakceptować jego szaloną przeszłość, oraz był gotowy zbudować z nim przyszłość. Tyle by mu wystarczyło.

                 Kochał go dozgonnie. Gdyby musiał, oddałby za niego życie, a teraz, żałował, że nie mówił mu tego tyle razy, ile powinien. Że nie mówił mu, iż to on, jest jego gwiazdami, jego słońcem i jego księżycem. Jest dla niego ważniejszy niż los całej galaktyki.

                  Że kiedy zdawało mu się, iż utracił już wszystko, do jego życia wkradł się on i stał się jego nowym wszystkim.

                    Że to on i tylko on zaprząta jego myśli i że tylko z nim mógłby być.

                 Wtedy, gdy opisywał swoją miłość do niego, na język i na myśl cisnęło mu się miliard słów, które chciał mu powtarzać każdego dnia, ale wiedział, że słowa nigdy nie będą równać się z czynami. Jednak teraz...

                Gdy myślał nad jego śmiercią, w środku szalał huragan emocji. Burza, pełna żalu i żałoby. Bezsilność ściskała go za serce, krusząc je na miliony kawałków, a poczucie winy targało nim od środka niczym rozpędzony wiatr tornada.

                   Bo wiedział, że mógł to powstrzymać. Ale nie dał rady. I kosztowało go to wszystko.

                  Pamiętał, jak mówili, że nadzieja umiera ostatnia. Kłamstwo. Nadzieja znikła już dawno, ale ciągle czuł słaby płomień miłości do chłopca chodzącego z walkman'em w kieszeni.

                   A Teraz, gdy siedział na brzegu portu Nowego Asgardu z butelką piwa w dłoni, czuł pustkę. Wpatrywał się w horyzont, popijając promile.

                    Odkąd zabił Thanosa minęły trzy miesiące. A śmierć tytana nic nie zmieniła. Nie dała nawet ulgi, czy satysfakcji. Tylko i aż trzy miesiące.

                 Pustkę zapijał alkoholem, bo chciał zapomnieć. Oh, tak bardzo chciał zapomnieć. O jego miłości do chłopca z walkman'em w kieszeni, o przeszłości, o wszystkim innym.

                  Nie wiedział już, co utrzymuje go przy życiu. Instynkt, czy może nagłe zamiłowanie do promili. Przestał dbać o siebie, a bardziej o to, czy gdzieś pod ręką będzie miał butelkę.

               Poczuł jak ogarnia go nagła wściekłość zrodzona z bezsilności. Już dawno stracił siły na płacz. Zacisnął powieki mocno, czuł jak dosłownie drży ze złości. W pewnym momencie szklana butelka, którą ściskał w dłoni pękła. Otworzył oczy, wpatrując się w swoja poranioną jak jego dusza skórę. Kawałki szkła wbiły się we wnętrze jego dłoni, ale nie czuł już bólu.

                A wszystko musiało się kiedyś skończyć. Ale on nadal pamiętał każdy drobny szczegół na ciele i każde zróżnicowanie w charakterze tego jedynego. I mimo starań, nie udało mu się zapomnieć.
 
* ·  ✦  *✷
⋆★  ✧ ˚✦ NEVER ⋆ ˚*
   · BREAK · ✷   *
        ⋆    ˚✦ ✧  ⋆ THE  ⋆  ✦ *
   ✧  *    CHAIN... ·   ✧★  ⋆✦
  ⋆  · ⋆★ ✦⋆ ·* ⋆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro