Chapter 58
Wstawiam jeszcze raz rozdział, ponieważ nie zaglądałam dawno do tego opowiadania i popełniłam tu karygodny błąd, którego nikt mi nie wytknął, ale sama sobie z niego zdałam sprawę. Mianowicie... Felicity jest przecież niemową! To jak mogła sobie rozmawiać z Aileen 🤣
* *. *
Światło przybierało na sile, a napięcie w Komnacie Mapy wzrastało z każdą chwilą. Anne, wykonując kolejne ruchy różdżką, czuła jak życie powoli ucieka z jej ciała. Z każdą inkantacją, z każdym gestem, oddawała cząstkę siebie, aby ocalić Ezrę. Sebastian uderzał w magiczną barierę z desperacją, ale w jego sercu zaczęła kiełkować bezsilność.
Ezra, mimo zimna, którym przesiąkało jej ciało, powoli zaczynała odzyskiwać kolor. Sharp, trzymając ją w ramionach, poczuł jak powoli jej ciało się rozgrzewa, a oddech staje się bardziej równomierny.
— Anne! — krzyknął Sharp, widząc, co się dzieje. — Zatrzymaj się, jeszcze jest czas!
Ale Anne nie przestawała. Jej twarz była spokojna, a oczy zamknięte. Była w pełni skoncentrowana na rytuale, który teraz osiągał kulminacyjny punkt.
— Proszę cię, Anne! — zawołał Sebastian po raz ostatni, ale jego głos był już tylko cieniem dawnej determinacji. Wiedział, że nie jest w stanie jej zatrzymać.
Światło zalało całą komnatę, oślepiając wszystkich na moment. Gdy powoli zgasło, bariera magiczna zniknęła, a Anne osunęła się na podłogę. Sebastian natychmiast do niej podbiegł, łapiąc jej bezwładne ciało w ramiona.
— Anne... nie, proszę... nie odchodź... — szepnął, łzy spływały mu po policzkach. Anne, ledwie mogąc otworzyć oczy, uśmiechnęła się słabo.
— Sebastianie... żyj dobrze... — wyszeptała. Jej oczy zamknęły się na zawsze.
*
*
/*
Ezra pozostawała nieprzytomna przez tydzień w skrzydle szpitalnym. Szkoła spowita była żałobą, a jej uczniowie i nauczyciele, w tym Profesor Sharp, żyli w napięciu, z nadzieją na jej powrót do zdrowia. Anne została pochowana z pełnymi honorami, a Sebastian, pogrążony w żalu, starał się odnaleźć sens w tragicznych wydarzeniach. Wielkim wsparciem była dla niego odzyskana Aileen, która nie opuszczała go ani na chwilę. Gdy Ślizgon znikał za drzwiami dormitorium, ta udawała się do skrzydła szpitalnego, aby czuwać przy Crowley. Chwytała ją za dłoń i cytowała znaną już na pamięć ,,Opowieść o Trzech Braciach'' Barda Beedle'a. Liczyła, że jej głos docierał do świadomości nieprzytomnej dziewczyny.
Nie zamierzała ją porzucać, nie, kiedy ta nie porzuciła jej, chociaż były sobie kompletnie obce. W jakimś stopniu spokrewnione, ale nadal obce, a mimo to Ezra zrobiła wszystko, by sprowadzić ją z powrotem. Aileen nie sądziła, że ktoś kompletnie obcy byłby w stanie tyle poświęcić dla niej. Spodziewała się tego po Sebastianie, ale po Crowley? Osobiście nigdy nie rozmawiały, jedynie połączenie stworzone przez Starożytną Magię pozwoliło im się kontaktować.
— Ku jego zdziwieniu i zachwytowi, postać kobiety, która umarła przedwcześnie, a którą miał nadzieję poślubić, pojawiła się przed nim. Jednak była ona smutna i zimna, a oddzielała ją od niego zasłona. Chociaż została przywrócona światu żywych, tak naprawdę do niego nie należała, cierpiała. Ostatecznie, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, średni brat odebrał sobie życie, aby prawdziwie zjednoczyć się z ukochaną. — wyrecytowała Aileen, mocniej ściskając dłoń Ezry, tak jak powinna to robić matka... albo siostra. — I w ten sposób Śmierć zyskała dla siebie drugiego brata.
Czy ironią było opowiadać historię o śmierci, gdy szkoła wciąż próbowała oswoić się z myślą śmierci młodej Anne Sallow, która dopiero co wróciła w mury szkoły? Kto w ogóle stworzył tak przerażającą baśń dla dzieci? Aileen nigdy nie potrafiła zrozumieć pewnych rzeczy w tym świecie, Ezra żyjąca tu od początku pewnie nie miała z tym problemów i dostrzegała drugie dno tej historii.
— Lecz chociaż Śmierć poszukiwała trzeciego brata przez wiele lat, nigdy nie udało jej się trafić na jego ślad. Dopiero gdy najmłodszy brat osiągnął podeszły wiek, zdjął z siebie Pelerynę Niewidkę i podarował swojemu synowi. I wtedy powitał Śmierć jak starą przyjaciółkę, poszedł z nią chętnie, i ramię w ramię opuścili to życie — dokończyła, wciąż nie wypuszczając dłoni Ezry, zupełnie, jakby się bała, że ta jej ucieknie i zniknie. — Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć za ocalenie mojego życia...
Jedynym pocieszeniem w tym trudnym okresie było nagłe pojawienie się Aileen Nightingale. Uczniowie z każdego domu nie kryli radości na widok uznawanej za zmarłą Ślizgonkę. Zalewali ją ciepłymi słowami, wścibskimi pytaniami i łzami szczęścia. Godzinami próbowała uwolnić się z za mocnego uścisku Poppy Sweeting. W jej poprzednim stanie czas płynął zupełnie inaczej, ale nawet nie sądziła, że to wystarczy, by móc tak mocno zatęsknić za swoimi przyjaciółmi. Chciała tylko wiedzieć, dlaczego Ominis ją ignorował.
— Wiem, że tu stoisz od godziny — powiedziała w eter Aileen, prostojąc się na krześle. Nikt jej nie odpowiedział. — Jesteś tu codziennie, a jednak się ukrywasz, dlaczego? Milczysz? Może jakaś klątwa rozwiąże ci język?
Ta groźba wystarczyła, aby nieproszony gość wyłonił się ze swej kryjówki. Z cienia wysunęła się zgarbiona postać dziewczyny. Miała na sobie zielony sweter z emblematem węża, a jednak Aileen jej w ogóle nie kojarzyła, nie znała jej twarzy, a przecież nie mogła być pierwszoroczną. Te wszystkie niezgodności pchnęły Aileen do zerwania się z krzesła, zasłaniając Ezrę swoim ciałem. Różdżką wycelowała w nieznajomą.
— Jeszcze raz, kim jesteś?
— Felicity Rampel — odpowiedziała za pomocą gestów, całe szczęście Aileen znała nieco język migowy. Ale naprawdę słabo.
— Jesteś tu nowa? — dopytywała, zachowując szczególną ostrożność wobec nieznajomej czarownicy, ta w odpowiedzi kiwnęła głową. — To dość niespodziewane...
Czasem podczas połączenie między Aileen a Ezrą, jasnowłosa dziewczyna mogła odczytać wspomnienia i uczucia Ezry, działało to w obie strony. Gdzieś w podświadomości Nightingale postać Felicity stawała się wyraźniejsza, jakby Aileen przypominała sobie o niej. Uchyliła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, a potem zacisnęła mocniej palce na swojej różdżce, nie dbając czy z tą siłą zdołałaby ją złamać.
— Wiem już kim jesteś — warknęła Ślizgonka. — Ani kurwa drgnij! Nie podchodź do niej! Wiem, co zrobiłaś.
— Nie mam złych zamiarów — broniła się Francuzka, wciąż gestykulując i machając rękoma.
— Chcesz dokończyć dzieło swoich rodziców? — prychnęła Aileen. — Oskarżyłaś ją o czarnoksięstwo, bo użyła magii, której nigdy nie widziałaś na oczy, a twoi rodzice zabili jej, gdyby była w domu, ona też by zginęła.
Felicity się zdziwiła, bo nie sądziła, aby Ezra opowiedziała komuś szczegółowo historię z tamtego dnia, zwłaszcza o tej magii. Aczkolwiek domyślała się, jaki był powód ignorowania Rampel przez pozostałych uczniów. I nie dbała o to.
Próbowała zrozumieć, dlaczego otacza się tu tyloma osobami, dlaczego wszyscy tak ją zaciekle bronią? I stoją za nią murem? Nawet Aileen, która dopiero się pojawiła.
— To nie twoja sprawa — odparła ostro Aileen, nie opuszczając różdżki. — Zbyt wiele wycierpiała, żebyś teraz znowu próbowała jej zaszkodzić.
Felicity zrobiła krok do tyłu, podnosząc ręce w geście poddania.
Felicity wiedziała, że w żaden inny sposób Aileen nie zrozumie jej prawdziwych intencji, więc spuściła wzrok na swoje buty i powoli się wycofywała.
Aileen przyglądała się jej przez chwilę z podejrzliwością, po czym powoli opuściła różdżkę, ale nadal zachowywała czujność.
— Jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę, bez wahania użyję magii. Rozumiemy się?
Felicity skinęła głową i szybko opuściła skrzydło szpitalne. Aileen odetchnęła głęboko, starając się uspokoić rozszalałe serce. Ponownie usiadła przy łóżku Ezry, jej dłoń wróciła na miejsce, ściskając nieprzytomną dziewczynę. Ezra nie dawała żadnych znaków życia, a jednak Aileen miała nadzieję, że jej obecność i słowa docierały gdzieś do głębi świadomości dziewczyny.
*
*
/*
Tymczasem Sebastian nie potrafił znaleźć ukojenia. Anne była dla niego wszystkim, a jej poświęcenie było bolesnym ciosem, który trudno było zaakceptować. Nie mógł pogodzić się z jej stratą, ale wiedział, że Anne nie chciałaby, żeby jego życie przesiąkło tylko żalem. Dawno nie zaglądał do Klubu Skrzyżowanych Różdżek, brakowało mu tej pewności siebie i charyzmy, którą oczarowywał wszystkich wokół siebie. Odzyskanie Aileen kosztowało go stratę Anne, zaufania Ominisa i problemy zdrowotne Ezry. Solomon miał co do niego rację — nie wiedział, kiedy odpuścić.
Podążając za Aileen aż do skrzydła szpitalnego, siedział w kącie, nasłuchując dobrych wieści. Nic się nie zmieniało przez następne dni, a nauczyciele rozważali w końcu wysłanie Ezry do Św. Munga, czemu Sharp i Aileen głośno się sprzeciwiali. Jakie to było zabawne, Aileen nie znająca osobiście Ezry broniła ją niczym lwica swe młode. Nie patrzyła, czy stoi przed nią uczeń, nauczyciel czy sam Minister Magii, nie pozwalała nikomu zagrozić Crowley.
Pewnego wieczoru, kiedy słońce chowało się za horyzontem, Aileen usłyszała ciche westchnienie. Serce zabiło jej mocniej, a wzrok przeniósł się na twarz Ezry. Dziewczyna powoli otwierała oczy, a jej spojrzenie było zamglone, jakby wracała z dalekiej podróży.
— Ezra! — zawołała Aileen, nachylając się nad nią. — Jesteś z nami? Słyszysz mnie?
Ezra zamrugała kilkakrotnie, próbując skupić wzrok. Sebastian poderwał się z krzesła, po raz pierwszy dając o sobie znać. Niczym skazaniec powłóczał nogami w kierunku łóżka Ezry.
— Aileen? — wyszeptała słabym głosem.
— Tak, to ja. Jesteś bezpieczna. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.
Ezra próbowała się uśmiechnąć, ale była zbyt słaba.
— Co... co się stało? Gdzie jest Anne?
Aileen z trudem przełknęła ślinę, starając się nie dać ponieść emocjom. Sebastian ledwo powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu. Co z nią było nie tak?! Oddała życie za Aileen, a teraz pierwsze, o co pytała po przebudzeniu to jego siostra?! Czy była świadoma poświęcenia Sallow?
— Anne... ona... poświęciła się, żeby cię ocalić. Uratowała ci życie.
Ezra zamknęła oczy, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
— Nie... to nie miało tak być...
No co ty nie powiesz, pomyślał Sebastian. Od początku nie powinien zadzierać ze Starożytną Magią. Powinien chociaż raz posłuchać Opiekunów i się w to nie pchać. Oczekiwał zbyt wiele, myślał, że może mieć Ezrę, Anne i Aileen razem, a jednak los nie był zbyt hojny i musiał coś poświęcić.
— Wiem, Ezra. Wiem. Ale teraz musisz się skupić na odzyskaniu sił. Anne chciałaby, żebyś żyła i była szczęśliwa. My wszyscy tego chcemy.
Ezra skinęła głową, starając się zebrać myśli. Aileen nie opuściła jej ani na chwilę, czuwając przy niej, tak jak Ezra czuwała przy niej, kiedy była uwięziona między światami. Razem z resztą przyjaciół i nauczycieli, którzy odwiedzali ją codziennie, starali się przywrócić jej nadzieję i radość życia. Wiedzieli, że przed nimi długa droga, ale byli gotowi stawić czoła wszelkim przeciwnościom.
Światło, które Anne poświęciła, by ocalić Ezrę, nigdy nie zgasło. Żyło w ich sercach, przypominając im o sile przyjaźni, poświęcenia i miłości, które mogą przezwyciężyć nawet największe mroki.
A przed nimi czaił się największy mrok.
I nadchodził.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro