Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 53

Ezra wygładziła niewidzialne zagniecenia spódnicy, czując narastające poddenerwowanie. Za parę minut przeniesie się do Londynu, aby stanąć oko w oko z mordercami rodziny. Nikomu nie powiedziała, że dokładnie dzisiejszego dnia ma odbyć się rozprawa, ale potrzebowała wyciszenia, oddechu, przez co odpuściła sobie wszelkie wyjaśnienia. Porozmawia z przyjaciółmi, gdy wróci, obiecywała sobie. Zapięła guziki bordowego płaszcza, spoglądając na wujka Ezopa. Mężczyzna zerknął na nią niepewnie. Nie wiedział, czy powinien cokolwiek powiedzieć w tej sytuacji, aby podnieść ją na duchu. Oczywistym było, że Ezra się stresowała i on to widział doskonale. Podniósł dłoń, aby położyć ją na ramieniu nastolatki w pokrzepiającym geście, ale odpuścił i schował rękę do kieszeni płaszcza. Przekuśtykał przez salę, z której mieli za pomocą proszku fiuu przenieść się do Ministerstwa. 

— Jesteś gotowa? — zapytał formalnie.

— Czy na to można być w ogóle gotowym? — Wzruszyła ramionami. Ostatnio tyle zaczęło się dziać w życiu gryfonki, że traciła rachubę nad czym powinna najbardziej się skupić. — To tylko formalność — przypomniała jego własne słowa. — Są już skazani. 

Stanęła w kominku, ujmując garść proszku. Spojrzała beznamiętnie na twarz swego opiekuna. Tak rzadko potrafiła odczytywać jego prawdziwe uczucia, jedynie, kiedy zamartwiał się o nią, robiła mu się głęboka zmarszczka na środku czoła, a oczy błyszczały. Teraz też tak było. Nie był jej ojcem, ale starał się. Pokracznie, wręcz nieumiejętnie. Nawet jeśli robił jej na przekór, tłumaczył się jej dobrem i bezpieczeństwem. 

— Ale z chęcią posłucham ich żałosnych wyjaśnień i przeprosin. — Uśmiechnęła się szeroko, wręcz przerażająco i zniknęła w zielonych płomieniach.

Sharp przez moment nie poruszył się, otwierając szerzej oczy. Ezra, choć wykrzywiła usta w nieludzkim uśmiechu, jej oczy ziały pustką. Wyglądała tak samo jak tego dnia, gdy zabrał ją z sierocińca Reginy Diggory. Ezra grała — niemal po mistrzowsku — mogłaby oszukać każdego, także samą siebie, że wszystko jest w porządku. Z drugiej strony wypowiedziane przez nią słowa zabrzmiały wręcz okrutnie. Jednak czego można było się spodziewać? Stanie twarzą w twarz z kimś, kto zabrał jej rodziców. Nie uściska tej osoby raczej przyjaźnie. Ezop stanął w kominku i podobnie jak Ezra przeniósł się do Ministerstwa.

Dziewczyna opierała się o ścianę obok, wyczekując go. Wzrok wbiła w jakiś odległy punkt i bardzo ją zaabsorbował, bo nie zwróciła uwagi na pojawienie się Ezopa Sharpa. Mężczyzna odchrząknął cicho, zawiadamiając ją o swojej obecności. Ezra odepchnęła się od ściany, po raz kolejny tego dnia wygładzając spódnicę. Podążyła za nauczycielem prosto do sali, w której sama przebywała jeszcze kilka miesięcy temu. Przesłuchiwali ją wtedy, posądzając o skłonności do czarnej magii. Przez okres uniewinnienia dopuściła się zarzucanego jej czynu, o czym nikt poza Sebastianem i Ominisem (oraz Koryfeuszem) nie wiedział. W Ministertwie Magii przebywało jak zwykle mnóstwo osób, którzy w pośpiechu nie oglądali się za nikim, nie zwrócili nawet uwagi na młodą uczennicę oraz byłego aurora. Jeśli za rok Ezra miała zdać OWUTEM-y, by pędzić na złamanie karku z kąta w kąt, wolała sobie odpuścić.

Windą zjechali na odpowiednie piętro, a Ezra myślami wracała do tego dnia. Zaraz znów znajdzie się w Departamecie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, przed samym Wizengamotem.  Minister Magii, Faris Spavin znów będzie na nią spoglądał nieprzychylnie.W końcu to on wprowadził Dekret o Uzasadnionych Restrykcjach wobec Niepełnoletnich Czraodziejów, uważając że nieletni czarodzieje powinni być skrupulatniej kontrolowani pod względem korzystania z magicznych zdolności i czarować mogli jedynie w szkole. Tym razem Sharp położył rękę na jej plecach, zapraszając ją do wejścia na salę rozpraw. Tym razem w postaci obserwatora. Minister Magii i pozostali ubrani już w śliwkowe szaty ze srebrną literką ,,W'' wyhaftowaną na lewej piersi. Ezra zajęła miejsce, czując się dziwnie, będąc tu jedyną osobą poza piędziesiątką ,,sędziów'' Wizengamotu.

— Zaczynajmy — ogłosił Minister Magii. — Oskarżeni o włamanie się do domu rodziny Crowley i zamordowanie Gavina Dominica Crowleya oraz jego małżonki Beatrice Charlotte Crowley z domu Grayson, pod wpływem eliksiru Veritaserum przyznali się do dokonanego czynu — recytował monotonnym, niemal usypiającym głosem. Ezra nie sądziła, że ktoś może mówić nudniej niż profesor Binns. Za pierwszym razem mężczyzna emanował większą ekspresją. — Proszę o wprowadzenie oskarżonych na salę rozpraw.

Ezra usłyszała jak drzwi otwierają się i zostaje wprowadzony morderca. Nie... To nie były kroki jednej osoby, lecz trzech! Oczywiście! Jeden czarodziej nawet tak potężny nie mógł przedrzeć się przez bariery ochronne jej domu i pokonać jej rodziców. Jej ojciec był zdolnym pojedynkowiczem, przynajmniej to wywnioskowała dziewczyna z opowieści Ezopa. Trzech czarodziejów... Merlinie, czy to wszystko przez to nieporozumienie?

— Oskarżeni... — Ezra otworzyła usta, formując je do krzyku, lecz z jej gardła wydobył się jedynie cichy jęk. — Zachary Luis Rampel oraz jego małżonka Deborah Cecil Rampel z domu Foix...

Ezra z nieskrywaną złością wpatrywała się w tę parę, czując jak starożytna magia zaczyna wymykać się spod kontroli, wręcz wyrywając się na wolność. Białe iskry tańczyły między jej palcami i sięgały aż kręgosłupa. Ezop wstrzymał oddech. Ile razy Ezra otrzymała od Deborah ciasto z malinami? Ile razy dziękowała jej za wszystko, co robiła dla ich dziecka? A oni... Nie. To nie fakt, że oni okazali się mordercami tak zabolał Ezrę. To widok tej trzeciej osoby — przygarbionej, przerażonej i zagubionej, która rozglądała się z lękiem po twarzach wszystkich. Dopiero, gdy napotkała wściekłe spojrzenie Ezry, zamarła w bezruchu. 

Na usta gryfonki cisnęły się różne klątwy, jakich zdążyła się nauczyć, w odmętach umysłu odbijał się echem głos Koryfeusza, wypowiadającego dwa słowa.

,,Avada Kedavra''.

Tym zaklęciem poczęstowałaby chętnie państwo Rampel i tę zdradziecką dziwkę! Cała złość wyparowała z Ezry, zostawiając szok i niedowierzanie. Strach odpłynął w twarzy trzeciej oskarżonej. Młoda dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo, jakby odczuła satysfakcję, że została przyłapana na dokonanej zbrodni.

— Oraz ich córka... Felicity Giselle Rampel.

Gdzieś w dormitorium Ezry spoczywały stare listy Felicity i prezent, którego do tej pory nie wysłała. Przeklęta wstążka, którą Ezra z chęcią by teraz spaliła. Felicity uśmiechnęła się szerzej, ponownie odwracając się do Ezry plecami.

,,Przyjaciele zawsze powinni być dla siebie nawzajem'' — głosił jeden z listów napisanych ręką ,,przyjaciółki'' Ezry — ,,Zwłaszcza wtedy, gdy są najbardziej bezbronni. [...] Wiedz, że życzę ci jak najlepiej i dobrze wspominam nasze wspólne przygody''.

Jak świetnie musiała bawić się Felicity wypisują te bzdury?! Jaką czuła satysfakcję, udając dalej jej przyjaciółkę?! Ezra straciła panowanie nad sobą, stając w jej obronie, gdy była prześladowana! A ta suka doniosła do rodziców, którzy po uniewinnieniu Ezry Crowley sami wymierzyli sprawiedliwość, mordując jej rodziców!

— Zarzuty są nie do podważenia. Wszyscy, którzy są za uznaniem państwa Rampel z córką za winnych zarzuconych im czynów, niech podniosą rękę.

To tylko formalność. Rękę podnieśli wszyscy, bez zawahania. Minister Magii uniósł lekko kąciki ust.

— Za zgodą Ministerstwa Magii we Francji zostaliście przekazani w ręce brytyjskiego Ministerstwa Magii, dając nam możliwość wymierzenia sprawiedliwości. Zostajecie skazani na dożywocie w Azkabanie, a także oddani w ręce dementorów, którzy złożą wam swój pocałunek.

— Proszę o litość! — wrzasnęła rozpaczliwie pani Rampel, zasłaniając ręką swoją córkę. — Felicity tylko doniosła nam o czarnej magii! Elizoropa Crowley para się czarną magią! Zaatakowała uczennice! Felicity to widziała! Ale to my zamordowaliśmy Crowley'ów! — mówiła to z takim przejęciem, chcąc chronić swoje dziecko, ale nie zważała na to, że tymi słowami rani bardziej inne dziecko, które przez nią zostało osierocone. — Nie możecie skazać jej na Azkaban! Jest niewinna! Niewinna!

Felicity posłała Crowley wymowne spojrzenie, które dało się łatwo odczytać.

,,Wywinę się z tego''.

Nie wywiniesz, obiecywała Ezra. Jeśli Wizengamot nie wymierzy tu sprawiedliwości, Ezra zrobi to samodzielnie. Zabije tę francuską szmatę. Zabije ją. ZABIJE!

Nagle słowa Aileen nabrały większego sensu. Tu nigdy nie chodziło o Ominisa czy Sebastiana... Aileen mówiła o Felicity.

,,Ostrożnie, Ezro. Ktoś, komu ufasz, już cię zdradził. Ktoś, kto jest twoim przyjacielem, już stał się twoim wrogiem''.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro