Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 52

Zwycięstwo w meczu z Krukonami zapewniło Crowley swego rodzaju sławę. To była dość efektowna rozgrywka, a lot stojąc na miotle zrobił ogromne wrażenie, nawet na najbardziej upartych uczniach. Gryfonkę przechadzając się korytarzami pozdrawiali uczniowie z każdego domu. Gratulowali jej świetnie rozegranego meczu, choć następnego dnia Ezra złożyła Harribel rezygnację. Nie zwalczyła lęku wysokości, a nie chciała za każdym razem polegać na tajemniczym opętaniu przez Aileen.

Jeden ze ślizgonów na siódmym roku wyraził otwarcie swój podziw wobec Ezry, nie zważając na innych uczniów. Ta zarumieniona udała się na śniadanie, chcąc na chwilę się od tego odciąć. Od łatki ,,nowej Nightingale", poprzez ,,wścibską" zyskała miano ,, prawdziwej legendy". Imelda Reyes przestała patrzeć na nią spod byka jak było na początku roku szkolnego. W ciemnych oczach dziewczyny dało się widzieć iskierki szacunku i podziwu. Najwidoczniej, aby zyskać przychylność Imeldy trzeba było zrobić na niej wrażanie na miotle. Od jakiegoś czasu ślizgonka nie trzymała się już z Amandą Sanders. Ta kręciła się wokół swojej kuzynki odtrąconej przez Ominisa. A jeśli chodziło o samego zainteresowanego... Cóż, to, co wydarzyło się między nimi w szatni pozostawiło pewien niedosyt. I choć Ezra chciała zadać mnóstwo pytań, nie mogła się do niego zbliżyć, pamiętając, że ostrzegał ją przed tym - nie mogli być widzieni razem. Odczuwała cień zazdrości widząc, że Anne Sallow nie miała z tym żadnego problemu. Mogła być tak blisko jak chciała. Co ciekawsze... Anne i Ominis siedzieli na śniadaniu razem, a Sebastian trzymał się na uboczu.

- Ez, będziesz to jadła? - spytał Garreth, wskazując na czekoladową muffinkę na jej talerzu. Ezra spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. - No wiesz, mam taki chytry plan, aby wziąć twoją muffinkę i sprzedać ją za parę galeonów.

- Że co?

- No wiesz... Zyskałaś na popularności. Dziś kilku drugoklasistów prosiło mnie, abym was zapoznał. - Uśmiechnął się chytrze, wyciągając rękę ku słodkości na talerzu koleżanki.

Syknął z bólu, gdy zamiast złapać za muffinkę, dostał mocne uderzenie dłonią Ezry. Gryfonka odsunęła talerz poza zasięg kolegi, nie mając zamiaru dzielić się z nim swoim jedzeniem. Odwróciła się mimowolnie w stronę stołu Slytherinu, znów tęsknię wpatrując się w Gaunta. Nadal czuła ciężar jego ust na swoich wargach i tylko cudem powstrzymała się przed muśnięciem palcami ciepłych ust. Pamiętała też jego dłonie głaszczący jej policzki. Nie potrafiła wyzbyć się z myśli tego żarliwego pocałunku. Z nikim nie była tak blisko, nawet Andrew Larson zdołał skraść kilka całusów w policzki.

- Droga Ezro, jako twój cenny przyjaciel...

- Nie podzielę się z tobą muffinką, Garreth - skwitowała, gasząc jego entuzjazm.

Weasley jednak nie przestawał się uśmiechać, zerkając ukradkiem na czekoladową muffinkę. Wyczekiwał odpowiedni moment, aby ją dorwać. W ogóle nie zauważył zamyślenia przyjaciółki, której myśli biegły w różnych kierunkach. W przyszłym tygodniu zostaje zwolniona z zajęć, aby wyjechać do Ministerstwach Magii w celu wzięcia udziału w rozprawie morderców jej rodziny. Z drugiej strony nadal w głowie miała młodego Gaunta. Chciał jej bliskości, ale z jakiegoś powodu musiał trzymać się z dala. Ludzie im źle życzyli, a może raczej... tylko dziewczynie? Przyznał, że stała się jego obsesją, na samą myśl poczuła dziwne trzepotanie w żołądku, który odmówił przyjęcia pokarmu. Między Garrethem i Ezrą pojawiła się Josephine Harribel.

- Gołąbeczki! - zaćwierkała wesoło, a Garreth wykorzystał ten moment, dorywając muffinkę i ugryzł ją. - Gryffindor dzisiaj świętuje zwycięstwo w sezonie Pod Trzema Miotłami. Obecność obowiązkowa.

- Chyba złożyłam ci dzisiaj rezygnację? - przypomniała Ezra, posyłając mordercze spojrzenie rudzielcowi.

- Nad czym bardzo ubolewam - westchnęła pani kapitan. - Tylko fakt, że Yvone wydobrzeje do następnego meczu sprzyjał mojej decyzji, aczkolwiek czuj się honorowym członkiem drużyny quidditcha. - Josephine uśmiechnęła się tak szeroko i szczerze, że Crowley zrobiło się naprawdę miło na sercu. - Możecie przyprowadzić kogo chcecie.

Szkoda, że Ezra nie mogła zaprosić kogo chciała.
Od rozmowy w szatni Ominis unikał jej.

- Co ciekawe... Andrew Larson niemal pożera cię wzrokiem - parsknęła siódmoklasistka. - A Sebastian Sallow zerka co pięć sekund.

Każdy z nich miał inną intencję względem Ezry. I wiedziała tylko o tym, czego chciał Sebastian. Może chciał się podzielić powodem, dla którego zamiast cieszyć się obecnością siostry, dla której poświęcił ukochaną, unikał jej jak piekielnego ognia.
Ezra po raz ostatni spojrzała na Ominisa, który jadł śniadanie i najwidoczniej ubrudził się czymś, bo Anne wycierała mu kącik ust serwetką.

Znali się od pierwszej klasy, tłumaczyła sobie. Musieli być blisko, to nie tak, że łączyła ich jakaś... romantyczna więź, prawda? Jednak ta wizja uczepiła się myśli Ezry tak podle i mocno, że nie chciała odpuścić nawet na wyobrażanie sobie skaczących wesoło lunaballi. Odpuściła Garrethowi skradzioną muffinkę i wstała od stołu, uprzednio żegnając się z Josie. Wyszła przed Wielką Salę drżąc, jednak nie z zimna. Pomimo grubych warstw śniegu zalegających wokół Hogwartu i w pobliskich wioskach, szczypiącego mrozu, w zamku panowało przyjemne ciepło za pewno spowodowane magią. Ezra słyszała za sobą czyjeś pośpieszne kroki. Chciała myśleć, że ręka, która spoczęła na jej ramieniu należała do Ominisa, ale on wiernie trzymał się swojego postanowienia. Nie złożył jej nawet gratulacji z powodu zwycięskiego meczu. Odwróciła się, siląc na łagodny uśmiech na widok znajomego krukona.

- Hej... - mruknął Andrew, po czym odchrząknął, czując jak coś go niemiło drapie w gardle. - Ten, no... gratulacje. - Podrapał się z tyłu głowy.

Czasem był tak pewny siebie, kiedy dzielił się swoją wiedzą, a jednak bywał tak uroczo nieśmiały, gdy próbował flirtować z Ezrą. Uśmiech Ezry stał się jeszcze większy.

- Dziękuję - odparła. - I dziękuję... za uratowanie mnie. Mogłeś zignorować tłuczka i zostałabym wyłączona z gry.

- Już ci powiedziałem: nie pozwolę cię skrzywdzić. Nawet jeśli... między nami nie jest już dobrze -przyznał zawstydzony. - Zresztą, znasz mnie. Zawsze przybędę na ratunek damie w opałach - parsknął śmiechem, który udzielił się i gryfonce.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tuż przy ich dwójce pojawiła się postać, jakiej żadne z nich się nie spodziewało. Anne Sallow objęła ramię Ezry, przyciągając ją do siebie, jakby chciała wyszeptać jej jakiś nieprzyzwoity sekret. Andrew uniósł wysoko brwi na widok ślizgonki. Wiedział, że wróciła do Hogwartu, ale przebywała tylko w towarzystwie Gaunta, co go kompletnie nie obchodziło.

- No popatrz! - obruszyła się Anne. - Mamy podobne hobby. Ja również ruszam damom w opałach i ratuję je z opresji.

- O ile mnie nie myli, żmijowisko zostało w Wielkiej Sali, idź sprawdzić, czy twoje inne żmije nie potrzebują od ciebie pomocy.

- Żmije mogłyby się obrazić - syknęła ostrzegawczo. - Ta żmija przybyła na pomoc lwicy przed natrętnym ptaszyskiem.

Oboje mierzyli się wyzywającymi spojrzeniami, czekając aż to drugie ulegnie i odwróci wzrok, kapitulując. Anne ścisnęła mocniej ramię Ezry, nie pozwalając, aby Larson ją porwał. Chłopak uniósł lekko kącik ust, wsuwając ręce do kieszeni.

- Słyszałem, że wróciłaś do szkoły. Nie zgubiłaś gdzieś swojej obstawy?

- Obawiam się, że nie mam już pięciu lat, aby potrzebować czyjejś opieki. Aczkolwiek widzę, że tobie przydałaby się lekcja manier. Napastowanie młodych dziewcząt? Niegodne ciebie.

Larson fuknął zirytowany, tym razem odpuszczając Sallow większą sprzeczkę, ponieważ na korytarz zaczęli wylewać sie uczniowie wracający ze śniadania. Andrew raz jeszcze pogratulował Crowley meczu i zniknął w tłumie swoich kolegów. Ezra po chwili przypomniała sobie o oddychaniu, gdy została zaciągnięta w pusty korytarz. Anne Sallow ułożyła ręce na biodrach, spoglądając na gryfonkę z sugestywnym uśmiechem.

- Czyli to Larson jest tym chłopakiem, o którym mówiłaś? - Ezra od razu zaprzeczyła. - Już kompletnie tego nie rozumiem! Chyba, że... - ślizgonka gwałownie pobladła, wpadając na pewien absurdalny pomysł. - Czy ty zakochałaś się w moim bracie?

- Na Merlina, nie! - Ezra zarumieniła się. Nigdy nie spojrzała na Sebastiana w sposób romantyczny, choć okazał jej tyle dobroci. - Jest najmilszą osobą, jaką znam, ale nie...

- ,,Najmilszą osobą''? Chyba nie znasz zbyt wielu ludzi. Ty nadal mówisz o moim bracie? Posłuchaj mnie... Seb... jest pokręconą osobą, bywa czarujący, zabawny, charyzmatyczny i potrafi być romantyczny, ale nie jest miły. Nie bezinteresownie.

- Dlaczego mówisz tak o swoim bracie? - warknęła zirytowana Ezra.

Nie wierzyła, że Anne mogłaby tak krytycznie wypowiadać się o swoim bracie bliźniaku, który dla niej poświęcił tyle i AŻ tyle. W poszukiwaniu lekarstwa na jej klątwę zagłębił się w ciemne arkana magii, zabił własnego wuja i poświęcił Aileen. Jego bliźniaczka była niewdzięczna okazując mu w zamian chłód i obojętność.

- Nie znasz go tak dobrze, jak ja! - uniosła się Anne, choć obiecała Ominisowi, że za wszelką cenę spokojnie odwiedzie Ezrę od Sebastiana, chcąc uchronić ją przed ofiarą.

Sallow wzięła głęboki oddech. Potem kolejny i jeszcze jeden, zanim się uspokoiła. Raz jeszcze spojrzała w zaczerwienioną ze złości twarz Ezry. Jej brat naprawdę miał dar zjednywania sobie ludzi, a raczej... manipulowania nimi. Crowley, nawet nie darząc Sebastiana uczuciami, była wpatrzona w niego jak w obrazek i nie wątpiła w jego intencje, choć chciał ją tylko wykorzystać jako kolejny środek do celu. Ominis przez całe śniadanie wręcz błagał Anne, aby trzymała Ezrę z daleka od Komnaty Mapy i swojego bliźniaka. I to dziewczyna chciała zrobić, ale nie sądziła, że gryfonka aż tak zawierzyła swój los Sebastianowi. Gdyby ten poprosił ją o wbicie sobie sztyletu w serce na środku dziedzińca być może rzeczywiście by to zrobiła. Ta niezdrowa relacja powinna zostać zakończona. Dla dobra Ezry.

Może i dla dobra Sebastiana.

Jeżeli trzymałby się z daleka od czarnowłosej gryfonki w końcu odpuściłby i wróciłby stary, dobry Sebastian z zawiadiackim uśmiechem. Wszyscy za nim tęsknili - wszyscy, którzy dostrzegli jego wewnętrzną przemianę. Szalał, szukając lekarstwa dla Anne, ale kompletnie zwariował, kiedy Aileen odeszła. Coś w niebieskich oczach Ezry błysnęło znajomego, pewien zielony błysk, a determinacja wymalowana na twarzy Crowley powiedziała już wszystko...

- Wiesz o wszystkim - zauważyła Anne, odsuwając się o krok. - Wiesz, co zrobił Sebastian... A jednak dalej mu pomagasz?!

- Oczywiście! Dlaczego jesteś tak sceptycznie nastawiona do niego?! Poświęcił dla ciebie wszystko! Chce tylko odzyskać Aileen, oboje tego chcemy. Anne, nie bądź egoistką. Potrzebowałaś pomocy, wszyscy ci nadskakiwali! Teraz potrzebuje jej Aileen, a ty ją opuszczasz?! Przyjaciołom się pomaga, zwłaszcza, gdy są bezbronni!

Z tymi słowami Ezra zostawiła Anne samą, tupiąc nerwowo nogami, kierując się w tylko sobie znanym kierunku. Na korytarzu obok Anne pojawiła się druga postać. Czerwony blask różdżki zgasł, gdy Ominis oparł się o ścianę tuż obok Anne.

- Wkurzyła się -podsumowała Sallow. - Wielbi Sebastiana jak bóstwo. Jesteś pewien, że nie użył na niej żadnej klątwy?

- Sebastian... po prostu jest świetnym motywatorem... do podejmowania złych decyzji - rzekł Ominis. - Jednak musimy ich zatrzymać. Nie pozwolę Sebastianowi jej poświęcić.

- Jesteś taki uroczy, gdy jesteś zakochany - zachichotała Anne.

- Nie opowiadaj, proszę, takich bzdur - mruknął, przekręcając głowę w bok, aby dziewczyna nie dostrzegła jak rumieniec wpływa na policzki chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro