Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 50

- I jak gotowa? - zapytał Garreth, kiedy Josephine skończyła swoją motywującą przemowę. Wszyscy wyszli z szatni, zostawiając ich dwójkę samą. - Znasz już zasady. Unikasz tłuczków, kafle cię nie obchodzą, szukasz tylko złotego znicza i masz go złapać. To proste, dasz radę. - Położył rękę na jej ramieniu, chcąc dodać otuchy, ale wzmógł w niej tylko niepokój. Uśmiechnął się szeroko i wyszedł z szatni, by przygotować się do gry.

Ezra wplotła palce w swoje kruczoczarne loki, które zdążyły nieco odrosnąć. Te specyfiki od współlokatorek naprawdę przyniosły zamierzone efekty. Za chwilę miała wsiąść na miotłę i zmierzyć się z krukonami w swoim pierwszym w życiu meczu quidditcha. Cała szkoła miała ją oglądać, w tym nauczyciele. Powinna teraz wsiąść na miotłę, zagrać najlepiej jak potrafiła, ale był jeden problem - nie potrafiła. Była kłębkiem nerwów, stres pożerał ją żywcem i w tym wypadku pożarcie przez akromantulę wydawało się naprawdę kuszące. Wątpiła jednak, aby Harribel na to pozwoliła, własnoręcznie wydarłaby ją z paszczy stwora.

Słyszała te narastające krzyki ekscytacji ludzi na trybunach, czego kompletnie nie rozumiała. Gdyby chociaż grała... na przykład z pierwszoklasistami, a nie tak zapalonym graczem jak Clopton, i tak miała szczęście (względne), bo gdyby trafiła na Imeldę, rzeczywiście mogłaby tego nie przeżyć. Wyczuła za sobą czyjąś obecność, spięła się, choć wiedziała, że to tylko Garreth na pewno czegoś zapomniał z szatni albo przyszedł sprawdzić czy z tych emocji Ezra przypadkiem nie zemdlała. Odwróciła się z grymasem na twarzy, który dopiero odpuścił, gdy uzmysłowiła sobie, kogo ma przed sobą.

- Co ty tu robisz?

- Słyszałem od Sebastiana, że grasz dzisiaj - powiedział, nieco skruszonym głosem, jakby żałował, że tu przyszedł. Za późno, by się wycofać, upominał siebie.

Ezra oparła ręce o biodra, kręcąc głową. Nie urodziła się wczoraj i doskonale zdawała sobie sprawę, jak wygląda obecnie relacja chłopaków. Ostatnio Sebastian nakreślił jej, że po wyjściu z Krypty pokłócił się z Ominisem o to, jak ją potraktował. Na sercu Ezry zrobiło się lżej, gdy taki Sebastian walczył o jej honor z własnym przyjacielem, którego przecież znał dłużej. Dobrze, że oparcie miała chociaż w takim pociesznym człowieku jak Sallow.

- Nie rozmawiasz z Sebastianem - skwitowała, od razu ujawniając jego kłamstwo. - Podsłuchiwałeś.

Ominis pokiwał głową, nieco się rumieniąc, jak małe dziecko przyłapane na robieniu psikusów. W pewien sposób było to urocze, ale Ezra nie chciała dać się drugi raz zmanipulować chłopakowi. Nazwał ją problemem, zmieszał z błotem i podkreślił, jak niewartą jest osobą w jego ślepych oczach.

- Tak... Chciałem ci życzyć powodzenia.

- W co ty pogrywasz, Ominis?

Miała dość tych gierek, intryg i robienia z niej idiotki. Kiedy pocałował ją w pokoju wspólnym Ślizgonów czuła, że znalazła kogoś, kto rozumiał jej duszę, serce i ciało. Bez zbędnych słów, jakby odnalazła brakujący fragment swojego jestestwa. A on tak boleśnie sprowadził ją na ziemię.

- W grę, w którą zdaje się przegrywam - westchnął, ukrywając twarz w dłoniach, które po chwili przesunął na włosy, zaczesując je do tyłu. - Im bardziej staram się trzymać od ciebie z daleka, tym bardziej chcę wracać.

- Przestań się mną bawić - mruknęła, stając tuż przed nim.

Jej nagłe pojawienie zaskoczyło Ominisa, przez co kolejne słowa umknęły mu z głowy. Zapomniał po co tu przyszedł. Nie mógł pozwolić, aby Sebastian ją skrzywdził i poświęcił, jak planował. Chociaż w oczach gryfonki to Ominis uchodził teraz za czarny charakter, to chciał ochronić ją przed negatywnym wpływem Sallowa. Nie zdołał ocalić Aileen, przez co nigdy nie wybaczył sobie tego, że ją stracili. Ale Ezrę dało się jeszcze uratować.

Żałował. Szczerze żałował, że nie zatrzymał tego wszystkiego - pozwolił Sebastianowi wejść do Skryptorium, zabrać relikt, co ostatecznie doprowadziło do zabicia Solomona. To z kolei sprawiło, że dusza chłopaka stawała się naprawdę zbrukana. Dla Anne poświęcił ukochaną i teraz chciał odzyskać i ją. Sebastian Sallow zaiste był chciwym człowiekiem - chciał mieć wszystko. Ominis postanowił, że skoro nie może zawalczyć z ojcem, spróbuje z Sebastianem i nie pozwoli, by Ezra stała się tylko środkiem do celu. To byłaby ostatnia rzecz, jakąby uczynił... dla niej.

- Nie chcę tego robić - szepnął, a jego ciepły oddech połaskotał ją w twarz, sprawiając, że poczuła się jak odurzona. - Właściwie nigdy nie chciałem. Może teraz wydawać ci się to okrutne, to, co robię, ale robię to... dla ciebie.

Serce Ezry zabiło mocniej, a oddech przyspieszył, choć nawet nie wyszła jeszcze na boisko. Chciała się cofnąć, czując, że znowu przepada, a przecież potraktował ją jak śmiecia! Powstrzymała łzy, nie dając mu tej satysfakcji. Czy to był jego plan? Rozproszyć ją przed meczem, aby zawaliła wszystko?

- Co za troska - prychnęła ironicznie, modląc się, aby drżenie głosu nie zdradziło jej, jak bardzo chciała wybuchnąć płaczem i wygarnąć mu wszystko tak, jak on to zrobił ostatnio. - Powinnam ci sie rzucić na szyję i dziękować? Aż tak mnie nienawidzisz, Ominisie?

- Ależ skąd! Ja... Em... Ezro, jesteś wyjątkową osobą. Nigdy nie żałowałem, że urodziłem się bez wzroku, póki cię nie poznałem. Z każdym dniem coraz bardziej pragnąłem zobaczyć twoją twarz. - Uniósł dłoń, aby dotknąć jej policzka, rozgrzanego i mokrego od łez. - Chciałem zobaczyć twoją twarz, twoje oczy. Po prostu całą ciebie. Nie wiesz, jakie to frustrujące, słuchać, jak inni opisują ciebie jako słodką, uroczą czy piękną, a ja jedynie mogę im przytaknąć i mówić, że podoba mi się twój głos. - Podniósł drugą dłoń i dotknął drugiego policzka dziewczyny. - W którymś momencie przepadłem. Stałaś się moją obsesją, która dla ciebie jest tylko zgubna.

- Ominis... - chuchnęła mu w usta.

Ominis był świadom, że to działanie było ryzykowne, a nawet nieodpowiednie w pewnych okolicznościach, jednak nie mógł dłużej ukrywać swoich głębokich uczuć wobec niej. To była chwila, która musiała nadejść. W tamtej chwili, gdy ich spojrzenia spotkały się, a bliskość między nimi była niemal nie do wytrzymania, Ominis postanowił wyrazić to, co nosił w sercu od dawna. Przesunął się bliżej Ezry, jej oddech stawał się coraz bardziej wyczuwalny, a atmosfera nasycona była napięciem. Wszelkie bariery, które trzymały go w ryzach, puściły. Pocałunek był czuły i pełen tęsknoty. Ominis starał się wyrazić całą swoją miłość i pragnienie w tym jednym momencie. Ich usta spotkały się delikatnie, a czas na chwilę się zatrzymał. Był to pocałunek, który wyrażał wiele więcej niż słowa mogłyby opisać. Był to gest, który przekazywał emocje, których nie można było dłużej ukrywać.

Pocałunek między Ominisem a Ezrą był namiętny jak płomień, który opanowuje suche drewno. Gdy ich usta zetknęły się po raz pierwszy, poczuli nagłą eksplozję pożądania i uczuć, które przez długi czas ukrywali. Ominis chwycił Ezrę delikatnie za twarz, zatapiając się w jej ustach, jakby próbując poznać każdy ich zakamarek. Ich języki splatały się w gorącym tańcu, pełnym namiętności i pragnienia. To było jak połączenie dwóch dusz, które od dawna tęskniły za sobą.

Ich ciała przyciągały się nawzajem, jakby miały własną świadomość tego, co się działo. Ominis czuł pulsujący rytm serca Ezry, bijącego z taką samą intensywnością, jak jego własne. Byli tak głęboko zanurzeni w tym pocałunku, że świat wokół nich przestał istnieć. Była to chwila, w której tylko oni sami istnieli. Namiętność tego pocałunku była odczuwalna we wszystkim - w gorących oddechach, w dotykach, w niemal błagalnym pragnieniu, które się między nimi rozgorzało. To było wyrażenie wszystkich tych długo skrywanych uczuć, które narastały w nich przez ostatnie tygodnie.

Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, ich ciała drżały, a spojrzenia były pełne głębokiej pożądliwości. Ten pocałunek był jak wybuch emocji, który uwolnił długo skrywane uczucia i otworzył drzwi do nowego rozdziału w ich życiu. Nie wiedzieli tylko, że los miał dla nich zupełnie inne plany.

- I co teraz? - wydyszła Ezra, wciąż czując to ogarniące ją ciepło, jakiego jeszcze nigdy nie czuła. Za wyjątkiem tamtego poranka po imprezie. - Wyjdziesz stąd i będziemy znowu udawać, że nic się nie wydarzyło?

- Teraz wyjdziesz z tej szatni i rozegrasz najlepszy mecz, jaki kiedykolwiek był w Hogwarcie - zapewnił ją, przesuwając dłonie z jej gorących policzków, na ramiona. - Ezro, chcę cię chronić, naprawdę mi zależy na twoim bezpieczeństwie. Przepraszam cię... moje słowa z pewnością cię zraniły, ale... bedę musiał trzymać się od ciebie z daleka. Są ludzie, którzy mnie obserwują i nie chcą widzieć nas razem, a tylko tak mogę cię chronić. Ale proszę... o jedną przysługę.

- Co takiego?

- Trzymaj się z daleka od Sebastiana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro