Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 49

Zakazany Las był naprawdę wyjątkowym miejscem. Nie bez powodu uczniom zabronione było tu przychodzić. Istoty go zamieszkujące były bardziej lub mniej przyjazne, zwłaszcza dla zwykłego ucznia. Ezra, zaglądała tu sporadycznie, poszukując na obrzeżach składników do eliksirów lub wyczuwając w pobliżu ślady starożytnej magii. Czego Anne tu szukała pozostawała tajemnicą. Inna sprawa, że Ezra nie odkryła żadnych tajemnic starego zamku poza Kryptą.

Miejscem, do którego nie chciała już chadzać. Gdy między wysokimi drzewami zapanowała ciemność, a światło odcięło się od tego miejsca na dobre, w ruch poszły różdżki i podstawowe zaklęcie Lumos. Światło na końcu różdżki Anne wydawało się pulsować, jakby było niestabilne. Mimo to Ślizgonka uparcie parła na przód, jakby czegoś poszukiwała. Doskonale wiedziała, gdzie ma się kierować, a Ezra goniła za nią jak jej cień.

— Gdzie właściwie się kierujemy? — spytała Gryfonka, oczami wyobraźni widząc, jak wpadają w gniazdo akromantul albo inne stworzenie tu żyjące wybierze je sobie jako posiłek. — Ja wiem, że łamanie zasad może być przednią zabawą, ale tutaj?

Anne zatrzymała się tak gwałtownie, że Ezra wpadła w jej plecy, przez co obie się zachwiały. Brunetka nakazała być cicho i razem przyczaiły się wśród krzewów. Przed nimi rozciągał się szeroki staw, na którym unosiły się małe migoczące światełka. Tej ,,pięknej" strony lasu Ezra nawet nie była świadoma. Zawsze uważała to miejsce za niebezpieczne i przerażające. To nie był koniec zachwytów, ponieważ do stawu zbliżyło się szlachetne stworzenie, jakim był jednorożec. Srebrzysta sierść przypominała księżycowe światło, tak samo emanując i lśniąc. Zwierzę pochyliło się jak przy ukłonie i upiło parę łyków ze stawu. W tym spokojnym, zwykłym geście kryło się tyle elegancji, że Ezra była prawie pewna, że nikt z żadnej rodziny czystokrwistych nie okazałby tyle szyku, co ten jednorożec.

Ślizgonka chciała wstać i podejść bliżej, ale gdzieś nieopodal usłyszały trzask gałęzi, wywołany naciskiem ciężkiego buta. Zaraz dotarły do nich paskudne chichoty. Jednorożec wyczuwając zagrożenie, zebrał się do ucieczki. Jednak zaczarowana lina oplotła jego ciało, przygwożdżając go do ziemi. Stworzenie wierzgało, próbując ostatnimi siłami się uratować przed kłusownikami.

— A niech to, Salazar... — wydukała Anne. — Nie wiedziałam, że w tym lesie są kłusownicy.

— Jak to ,,nie wiedziałaś"? Nauczyciele cały czas o tym trąbią — zwróciła jej uwagę Ezra. — Nawet profesor Howin...

— Na pewno masz rację, ale ja miałam ponad rok czasu przerwy od nauki i wiele się zmieniło. Dzisiaj dopiero zjawiłam się w Hogwarcie — wyznała Anne. — Nawet nie zdążyłam się spotkać z moim bratem i przyjaciółmi.

Zaraz... Bratem?

— Chciałam odświeżyć wspomnienie zamku i tak przypadkiem wpadłam na ciebie. Wiedziałam, że jest to miejsce pojenia jednorożców, ale ci mężczyźni to... to dla mnie nowość! — W głowie Anne dało się wyczuć narastającą panikę.

Sytuacja wymykała się spod kontroli, a zwierzę dalej próbowało się wyswobodzić spod wpływu zaczarowanej liny. Ezra pobladła, powoli rozumiejąc, z kim poszła do Zakazanego Lasu. Dziewczyna wydawała jej się znajoma, ponieważ Aileen ukazała jej twarz w swoich wspomnieniach. To Ślizgonka obok do niedawna nosiła w sobie przerażającą klątwę i to przez zdjęcie jej Aileen pozostawała w dziwnym stanie spoczynku. Obok Ezry stała Anne Sallow, siostra bliźniaczka Sebastiana.

— Anne, czy znasz zaklęcia defensywne? — Sallow przytaknęła. — Świetnie... Chciałaś zrobić coś szalonego? Uratujmy jednorożca!

Plan był naprawdę prosty. I w ogóle nieprzemyślany, bo zakładał otwarty atak na trzech kłusowników. Anne uniosła jednego zaklęciem Levioso, zwracając na siebie uwagę dwóch pozostałych czarodziejów. Gdy byli skupieni na Anne, Ezra zakradła się do jednorożca i z pomocą starożytnej magii rozerwała linę, uwalniając zwierzę. Wdzięczne podziękowało lekkim skinieniem łba i pobiegło przed siebie, niknąc wśród drzew.

— Nie uciekniesz nam, mało czarownico — warknął jeden z kłusowników. W tym czasie ten lewitujący zdążył już opaść na równe nogi.

Sebastian z pewnością zabiłby Ezrę, gdyby wiedział, że naraziła jego siostrę na takie niebezpieczeństwo. Wykonała dziwny ruch różdżką, jakby coś samo nią kierowało, a jasny błysk uderzył tuż przed stopami Anne, zaskakując przeciwników. Crowley natychmiast zajęła miejscem obok Anne, nie pozwalając już mierzyć jej się samotnie z kłusownikami. Celowali do siebie wzajemnie, ale Ezra czuła jak starożytna magia czeka na upust — i tym razem Ezra jej na to pozwoliła.

Jasne światło rozświetliło Zakazany Las, podczaszy gdy kolejne ruchy różdżką sprowadziły kłusowników na ziemię, pozbawiając ich przytomności... Przynajmniej taką Ezra miała nadzieję. Nim oprzytomniała i zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła, Anne objęła ją ramionami, mocno potrząsając.

— To było niesamowite! — pisnęła wesoło. — Ty... Ty też potrafisz to robić, prawda? Używasz tej dziwnej magii?

— Tak... Dziwnej.

Dzień był jeszcze młody i chociaż to nie był weekend, obie wybrały się do Hogsmeade, chcąc uczcić uwolnienie jednorożca przy kremowym piwie. To był chyba pierwszy raz, gdy Ezra miała tu w Hogwarcie serdeczną przyjaciółkę i to taką, która znała jej magię i w ogóle się jej nie bała. Aż korciło zapytać Anne o Aileen.

🍀🍀🍀🍀🍀

Prawda była taka, że nikt kompletnie nie spodziewał się, gdy na piątkowej lekcji Eliksirów zjawiła się Anne Sallow i to w towarzystwie Ezry. Sebastian chyba czuł się urażony, że jako ostatni dowiedział się o tym, iż jego bliźniaczka powróciła do Hogwartu. Nie odpisywała na jego listy, nie odpowiedziała nawet na wysłany prezent świąteczny. A teraz stała tam przed nim zdrowa, zaokrąglona w niektórych miejscach i pełniejsza kolorów niż zapamiętał. Posłał Crowley spojrzenie pełne wyrzutu, że nie raczyła mu o tym powiedzieć, zwłaszcza, że widział tę dziwną iskrę między dziewczynami. Jeżeli Anne również zapała sympatią do Ezry, nie zgodzi się na poświęcenie jej. Mimo że chodziło o Aileen — najlepszą przyjaciółkę Anne.

Anne zajęła stanowisko razem z Ezrą i Poppy Sweeting, ignorując swojego brata z zaskakującą łatwością. Jedynie Ominis czuł się zdezorientowany, słysząc obwieszczenie Sharpa, że Anne Sallow zaliczyła poprzedni rok i razem z nimi będzie kończyć Hogwart. Nie wspomniała o tym w żadnym z listów, a przecież ciągle ze sobą pisali.

Co ciekawe... Anne wystarczyło jedno spojrzenie na bladą (bledszą niż zwykle) twarz Ominisa, by wiedzieć, że coś jest nie tak. I prawdopodobnie miało to coś wspólnego z jej bratem. Po lekcjach Ezra chciała porozmawiać z wujkiem i wyjaśnić ostatnie nieporozumienie, a także zgodzić się na wizytę w Ministerstwie podczas rozprawy. O tym, że złapano sprawców nie powiedziała nikomu. Zresztą komu? Ominis się od niej odciął, a Sebastian chodził jeszcze bardziej zamyślony. Rozmowa z Ezopem nie doszła do skutku, bo starszy Sallow chwycił Ezrę mocno za ramię i wyprowadził na korytarz, gdy upewnił się, że siostra go nie widzi.

— Ciebie też miło widzieć — syknęła Ezra, uwalniając się z jego uścisku.

— Czemu nie powiedziałaś, że Anne wraca?!

Starał się zachować spokój, ale trafił nad sobą panowanie, kiedy chodziło o jego siostrę. Ezra skrzyżowała ręce na piersiach, patrząc na przyjaciela krytycznie.

— Naprawdę masz o to pretensje do mnie? Przecież to nie ja was skłóciłam i to nie ja pisałam z nią listy! Poznałyśmy się przypadkiem. Potem nawet się nie widzieliśmy, bym chociaż o tym wspomniała. — tłumaczyła mu i widziała, że wyjaśnienie do niego dociera. Twarz rozpogodziła się. — Słuchaj, nie chcę więcej brać udziału w waszych dramatach. My się przyjaźnimy, Seb — ściszyła głos, lecz chłopak otworzył lekko usta, pierwszy raz słysząc takie zdrobnienie swojego imienia — ale ja i Ominis już nie. Mam... ostatnio naprawdę sporo na głowie. Ta rozprawa w Ministerstwie Magii, potem jutrzejszy mecz...

Sebastian pokręcił głową, nie bardzo rozumiejąc. Kiedy rozmawiał z Ezrą o trywialnych sprawach? Kiedy to było? Od Nowego Roku minęło raptem kilka dni, a dowiedział się zbyt wielu informacji.

— Jaka rozprawa? Jaki znowu mecz? 

— Złapano morderców mojej rodziny — powiedziała Ezra, zachowywać kamienny wyraz twarzy. — I dołączyłam do drużyny quidditcha Gryffindoru, także jakbyś chciał popatrzeć jak spadam z miotły, to zapraszam. Przy okazji wspomnę, że mam lęk wysokości, nie rozumiem zasad gry.

Chłopak chciał parsknąć śmiechem, widząc, jak Ezra robi się coraz bardziej czerwona, kiedy wszystko mówiła na jednym wydechu. Z pewnością wiele ją to kosztowało, zbyt wiele nerwów. 

Teoretycznie, jeśli dobrze by się nad tym zastanowić, każdy z ich trójki nosił własne blizny, których z powodu różnych pobudek, nie chciał się dzielić z resztą. Ominis otrzymywał listy, przypominające wydarzenia z rodzinnego domu, gdzie oczekuje się, że więcej nie zamieni chociażby słowa z Ezrą. Sebastian za wszelką cenę chcący sprowadzić Aileen... nawet za cenę niewinnego życia i sama Ezra Crowley — nie był w żaden sposób gotowa na to, co miały przynieść kolejne dni. Kogo zobaczyłaby na rozprawie? Czy w ogóle dożyłaby do niej, jeśli wsiądze jutro na miotłę? Chciała zacząć wrzeszczeć, że życie ruszyło z kopyta i zupełnie nie nadąża za tym, co się wokół niej dzieje.

— Ja... przepraszam. Nie sądziłem, że tyle się w tobie tego kotłuję. Czuję się jak idiota — wymamrotał, drapiąc się po karku. — Masz tyle na głowie, a ja ci dokładam jeszcze sprawę z Aileen...

— Spokojnie, Sebastian. Obiecałam pomóc i dotrzymam słowa. Umówmy się, że gdy tylko wrócę z rozprawy, sprowadzimy Aileen. 

I jak, gdyby nigdy nic, wyminęła go, chcąc odszukać Garretha, aby ostatni dzień przed meczem spróbować zwalczyć lęk wysokości. Nie mogła się ośmieszyć na oczach całej szkoły. Nie zdawała sobie sprawy, że rozmowie z Sebastianem ktoś się przysłuchiwał. Unosząc różdżkę i przywołując jej charakterystyczny czerwony blask, skierował swe kroki ku wyjściu z lochów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro