Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 40

Ezra wpatrywała się w jaskrawy płomień wesoło tańczący w kominku w Wieży Gryffindoru. Ominis wyjechał kilka godzin temu do swojego rodzinnego domu, a ona od początku miała złe przeczucia. Gdy Gaunt opuścił mury szkoły, Sebastian krótko opisał relację chłopaka z resztą rodziny, nie pomijając faktu, że był zmuszany do torturowania mugoli zaklęciem Cruciatus. A gdy odmówił, sam został nim ugodzony. Cierpiał wiele godzin. Stąd wzięła się jego wielka niechęć względem czarnej magii. Ezra odłożyła kolejny wolumin na bok, nie mogąc się w ogóle skupić na nauce. W myślach nawiedzał ją ten tajemniczy czarnoksiężnik oraz Sidonis i to, że okazał się zdrajcą. Obrońcy w żaden sposób nie chcieli pomóc bez prób. Dziewczyna miała jakiekolwiek pojęcie o tym, co może ją czekać tylko dzięki towarzyszącemu przez ostatnie godziny Ślizgonowi. Sebastian opowiedział o czterech próbach, jakie przechodziła Aileen, o Izydorze, wspomniał nawet o Ranroku i Rookwoodzie.

Może tym właśnie był ten czarnoksiężnik? Niedobitkiem i dawnym zwolennikiem Wiktora Rookwooda? Czas mijał i pokój wspólny opustoszał. Zaraz miała rozpocząć się kolacja wigilijna, na którą wybierali się wszyscy uczniowie, którzy pozostali w zamku na święta. Oczywistym było, że Obrońcy nie dopuszczą Ezry do wiedzy o starożytnej magii i skarbca skrywającego coś, co ją wzywało. Nie uważali jej za godną. Gryfonkę to nie obchodziło. Jej zależało tylko na wybudzeniu kuzynki.

- Czas na kolację - westchnęła Ezra. - Inaczej Sebastian sam się tu po mnie pofatyguje.

Zostawiła wszystko na miejscu i wyszła z pokoju wspólnego Gryffindoru, przechodząc przez portret Grubej Damy. Niektóre postacie na swoich portretach również świętowały Święta Bożego Narodzenia. Wstyd się było przyznać, ale Ezra nie znała żadnych tradycji ani zwyczajów tego święta. Pierwszy raz je obchodziła tak naprawdę. Zeszła do Wielkiej Sali pięknie wystrojonej, zresztą jak pozostała część zamku. Dwie ogromne choinki stały na podeście za stołami nauczycieli. W kominkach zarzył się ogień, dodając przytulnego klimatu. Ezop Sharp uniósł się lekko ze swojego krzesła, gdy dostrzegł dziewczynę. Wciąż nie wyjaśnili sobie niczego. Jednak tak szybko jak wstał, tak prędko usiadł. Odpuścił na dzisiaj jakąkolwiek rozmowę, pozwalając podopiecznej na spokojny wieczór świąteczny.

W Wielkiej Sali znajdowała się garstka uczniów, głównie siedmiorocznych i kilku pierwszaków. Oczywistym było, że pewnie chcieli raz w życiu spędzić święta w zaczarowanym zamczysku. Ezra odszukała Sebastiana przy stole Slytherinu i podeszła do niego.

- Prima Aprilis! - zawołała radośnie.

Chłopak podniósł na nią zaskoczone spojrzenie. Przez moment zastanawiał się, co usłyszał, a gdy dotarło do niego, że się nie przesłyszał, parsknął śmiechem. Chichotał tak długo, że twarz Ezry zaczerwieniła się po koniuszki palców.

- Co cię tak niby rozbawiło, Sallow? - sapnęła cierpko, zaczynając żałować, że się tu zjawiła.

- Dzisiaj nie jest pierwszy kwietnia - wyjaśnił, ale Ezra dalej nic nie rozumiała. - Czekaj... Chciałaś mi życzyć wesołych świąt? - Ach, no jasne, tak się mówi w czasie Bożego Narodzenia. Ezra poczuła się okropnie zawstydzona. - Hej, spokojnie. - Chłopak chwycił ją przez stół za rękę, a potem zachęcił ruchem głowy, by usiadła. - Doceniam próbę. Wesołych świąt.

- Przepraszam, nigdy nie świętowałam Bożego Narodzenia - wybełkotała cicho, ale Sebastian doskonale ją słyszał. - U nas w domu mało co świętowaliśmy. Rodzice starali się unikać większych wydarzeń, abym za bardzo się nie przebodźcowała czy nie podekscytowała, no wiesz, żeby moja starożytna magia nie wybuchła.

Sebastian pokiwał głową ze zrozumieniem. To było przykre, że dziewczyna nie obchodziła nigdy prawdziwych świąt.

- To jak to u was wyglądało?

- Kolacja. Jak każda inna. Nie mieliśmy nawet choinki.

- Bluźnierstwo! - oburzył się chłopak. - Tak być nie może! Masz szczęście, moja droga, że tu jestem. Razem sprawimy, że twoje pierwsze święta będą niezapomniane!

Uśmiech Ślizgona sprawił, że w sercu Ezry rozlało się ciepło. Na moment zapomniała o czarnoksiężnikach, Obrońcach, Aileen. Wstyd przyznać, ale na chwilę zapomniała jak bardzo martwiła się o Ominisa. Zaraz po kolacji, Sebastian wyprowadził Ezrę na błonia zamku. Nie zraził się tym, że się całkowite ściemniło, bo rozpalone pochodnie wystarczająco oświetlały okolicę. Oboje ubrali się w ciepłe ubrania oraz szaliki i czapki.

- Nie będziemy mieć kłopotów? Wkrótce zacznie się cisza nocna - mamrotała Ezra, pozwalając się prowadzić Sebastianowi.

Ten w ułamki sekundy zniknął jej sprzed oczu, przez co nie uzyskała odpowiedzi. Rozejrzała się dookoła, ale po Sebastianie nie było nawet śladu. Ezra chociaż miała rękawiczki, czuła ten przenikliwy chłód. Potarła dłonie o siebie, chuchając na nie w celu ogrzania.

- Sebastian? - uniosła głos. - Seb...

Nie dokończyła, ponieważ oberwała czymś zimnym w twarz. Zatoczyła się do tyłu, czemu towarzyszył radosny rechot Ślizgona. Wyłonił się zza śnieżnej zaspy, trzymając w dłoniach drugą śnieżkę, gotową do wyrzutu.

- Ha! Żałuj, że nie widzisz swojej miny!

- Co to, na brodę Merlina, było?! - wrzasnęła, strzepując śnieg ze swojej twarzy. Teraz to już w ogóle było jej zimno!

- To się, moja droga, nazywa śnieżka - parsknął śmiechem.

- Wiem, co to jest śnieżka! Ale dlaczego rzuciłeś nią we mnie?!

- To... Taka zabawa - rzucił krótko, ponownie celując w Gryfonkę.

Na szczęście ta tym razem uniknęła ostrzału i nie pozostała dłużna przyjacielowi. Zebrała w ręce śnieg i ukształtowała go w średniej wielkości kulę, którą posłała (o dziwo, celnie) w twarz Sallowa. Ten zamiast się wściec, wydawał się być uradowany takim obrotem sprawy. Rzucali w siebie jeszcze przez godzinę, aż nie przemokli i nie zmarznęli. Mimo to, dopiero zbliżający się pan Moon, sprawił, że ponownie ulotnili się do zamku.

Pomimo późnej pory nikt nie patrolował korytarzy, nawet duchy. Najwidoczniej każdy wolał oddać się ucztowaniu i świętowaniu. Ezra i Sebastian przemykali korytarzami niczym sekretni kochankowie udający się na schadzkę. Będąc blisko wieży astronomicznej, skręcili w stronę wejścia do Krypty. Wkroczyli do środka.

- I jak wrażenia? - spytał chłopak, siadając na kanapie. Jakiś czas temu wyczarował tu kilka świątecznych dekoracji. Aileen, a jeszcze wcześniej Anne, dbały o świąteczny wystrój. - Przykryj się kocem, bo się przeziębisz.

Ezra usiadła obok Ślizgona, zdejmując mokry płaszcz, rękawiczki, szalik i czapkę. Otuliła się kocem, nadal nie wierząc, że spędziła tak cudowny czas. Okres zimy wcale nie musiał być surowy i mroźny, a święta tylko nazwą. Chociaż jej rodzice odeszli do krainy zmarłych, ona czuła, że dopiero zaczyna żyć.

- Znasz jeszcze jakieś świąteczne tradycje? - zapytała, szczerze zaintrygowana. - Świąteczna kolacja, śnieżki...

- Hm, tak. Prezenty! - powiedział z uśmiechem, a Ezra znów spochmurniała. - Nie gadaj... Tego też nie robiliście? - Ezra pokręciła głową. - Hm... Pomyślmy.

Sebastian rozejrzał się po Krypcie, szukając czegoś konkretnego, jednak w Krypcie ciężko było coś takiego znaleźć.

- W takim razie jutro z rana idziemy po prezent dla ciebie. Może nawet Ominis pójdzie z nami. - Wzruszył ramionami.

Dopiero teraz Gryfonka przypomniała sobie o Gauncie, czując zażenowanie, że przez dobrą zabawę, zapomniała o tym, że niewidomy czarodziej samotnie udał się do gniazda żmij. Co gorsze, była późna godzina, a on nadal nie wracał. Co jeśli stało się coś strasznego? Sebastian dostrzegł niepokój na twarzy dziewczyny, więc chwycił jej twarz w dłonie, zmuszając, by na niego spojrzała. W pewien sposób to były też jego pierwsze święta. Pierwsze bez Anne i Ominisa. Prawie samotne. W zeszłym roku spędzał je z Aileen i Ominisem, wciąż roztrząsając, że dopuścił się morderstwa na własnym wujku, a jego siostra postanowiła zniknąć z jego życia.

- O czym tak myślisz? - zapytał cicho, nadal trzymając jej twarz.

- Ominis jeszcze nie wrócił.

- Ale wróci - zapewniał ją Sallow. - Może jest już w dormitorium? Nie martw się, nic mu nie jest. I... - zamilkł, dostrzegając coś jeszcze. Coś czego do tej pory tu nie widział.

Ezra, podobnie jak on, podniosła głowę do góry, obserwując znajomą roślinę.

- Jemioła - przypomniała jej nazwę. - Wiedziałeś, że ta roślina jest pasożytem? Hm? Sebastianie, masz czerwoną twarz, wszystko w porządku? Masz gorączkę? - Chciała dotknąć jego czoła, ale ten cofnął dłonie i nieco odsunął się od Gryfonki. - Powiedziałam coś nie tak?

- Widzisz... Jemioła też jest częścią świątecznej tradycji. - Oczy Ezry błysnęły łapczywie, pragnąc poznać kolejną ciekawostkę o świętach. - W tym okresie... Ludzie, ekhem... pod jemiołą się całują.

Och.

Ezra otworzyła szeroko oczy, rumieniąc się jak pomidor. Nie spodziewała się takiej tradycji, aczkolwiek... nieco ją zainteresowała. Sebastian wydawał się zakłopotany, nie wiedząc, co ze sobą teraz począć. Ezra przysunęła się do przyjaciela, uśmiechając łagodnie.

- Tradycje trzeba uszanować - szepnęła cicho, co w odmętach Krypty wydawało się głośnym wrzaskiem.

- Czy masz coś przeciwko? - zapytał Sebastian, odgarniając z jej twarzy niesforne kosmyki włosów. Pokonał odległość między nimi, że znajdowali się naprawdę blisko siebie.

Z tyłu głowy czuł się potwornie. Wiedział, jakimi uczuciami Ominis darzy Ezrę, ale nie powiedział tego nikomu na głos. Sam przed sobą również chyba nie ośmielił się tego przyznać. A to, że miał dziewczynę, o której nie powiedział nawet jemu, swojemu najlepszemu przyjacielowi, nie przeszkodziło, by pocałować Ezrę zaraz po imprezie.

Ominis w cokolwiek pogrywał, robił to nieudolnie i wkrótce przyjdzie mu się za to spalić. Sebastian odgonił wszelkie wyrzuty sumienia i nachylił się ku dziewczynie, łącząc ich usta w krótkim pocałunku. Gdy się od niej odsunął, poczuł dziwną tęsknotę. Przecież w jego sercu mieszkała Aileen, dlaczego więc spodobał mu się pocałunek z Ezrą? Rumiana twarz dziewczyna była taka urocza, że odważył się musnąć jej policzek dłonią, ponownie całując. Tym razem dłużej i intensywniej. A widząc, że Ezra mu się nie sprzeciwia, pogłębił go jak tylko mógł. Językiem poprosił o dostęp, na co ona nieśmiało mu pozwoliła. Nie wiedział, co nim kierowało, ale dłońmi powiódł do guzików koszuli Crowley, pocałunkami zszedł na szyję, odpinając pierwsze dwa guziki. Ezra jęknęła zaskoczona jego śmiałym ruchem.

Zamierzała mu przerwać to, co robił, gdy nagle brama skrzypnęła i do Krypty wkroczyła kolejna postać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro