Chapter 36
Postacie z portretów uważnie obserwowały poczynania Ezry, gdy ta przystanęła nad ciałem Aileen. O ile wobec Nightingale do czasu incydentu odnosili się z pewną dozą uprzejmości, widząc w niej spory potencjał i właściwe poglądy, tak osoba Ezry ich niepokoiła. Nie przyprowadził jej profesor Fig, lecz dwóch uczniów kręcących się wcześniej przy Aileen. Oczywiście nikt z Opiekunów nie zapomniał, że byli zamieszani w incydent w Komnacie Mapy sprzed kilku miesięcy, a oni stracili tym samym godnego reprezentanta. Kogoś, w kogo pokładali spore nadzieje.
– Ona nie jest martwa – zauważyła Ezra, gdy dotknęła jej trupiobladej twarzy i przesunęła dłonią po jej policzku. – Czy jest? – Pytanie skierowała do portretów. – Czy istnieje sposób, aby odczynić to, co zostało uczynione? Może skoro Aileen zdjęła ,,niezdejmowalną'' klątwę z siostry Sebastiana, może ja jestem w stanie ją wybudzić?
– Stan, w który popadła jest dla niej błogosławieństwem – powiedział Persival. – Klątwa, którą zdjęła była naprawdę potężnym i paskudnym dziełem czarnej magii. Zapadnięcie w śmiertelny sen jest lepszym losem. W innym wypadku mogłaby umrzeć bądź samodzielnie mierzyć się z klątwą.
Ezra podniosła wzrok na namalowaną twarz czarodzieja, ciągle analizując jego słowa. Opiekunowie dysponowali ogromną wiedzą na temat wielu spraw, w tym starożytnej magii oraz Aileen Nightingale. Wiedzieli, jaki rytuał został tu przeprowadzony. Pytanie tylko czemu nie zareagowali wcześniej? Wydawało się, że z jakiegoś nieznanego powodu sami nie chcieli powrotu Ślizgonki.
– Ale można ją wybudzić. – To już nie było pytanie, a żaden z Opiekunów nie odpowiadał. Ezra pokiwała głową, oczami wyobraźni widząc, jak wszystkie elementy układanki wskakują na właściwe miejsce, tworząc chaotyczny i niezrozumiały obraz. – Ale wy tego nie chcecie. Dlaczego?
Sebastian nabrał powietrza, drżąc. Od początku wiedział, że Aileen można przywrócić. W wolnych chwilach szukał sposobu, jeszcze raz analizował każdą metodę, jaka nie zadziałała w przypadku Anne. Może tym razem byłoby inaczej? Nagle w Hogwarcie zjawiła się kolejna czarownica ze starożytną magią. Dla niego był to dar od lasu, bo wszystko mogło wrócić do normy! I choć Ominis również zdawał sobie z tego sprawę nie popierał tego.
– Aileen Nightingale dowiodła swej wartości, zaufaliśmy jej, lecz zawiodła nas, gdy zdecydowała się zdjąć klątwę samodzielnie – mówiła Niamh Fitzgerald, jedyna kobieta wśró portretów. – Jesteśmy w stanie jej to wybaczyć. Jednak nas interesuje twoja osoba, panno Crowley. Jakie są twoje pobudki? Co tobą kieruje?
– Chcę sprowadzić Aileen z powrotem – odparła.
Zgodnie z prawdą. Wierzyła w to. Samo trafienie do Hogwartu było zbiegiem okoliczności, ze względu na jej sytuację rodzinną. Istnienie Aileen i ich pokrewieństwo nie było przez nikogo zaplanowane. Gdy odkryła ich powiązania, zapragnęła ją uwolnić, jakby dziewczyna miała być lekiem na jej samotność, ból i tęsknotę za rodziną – zupełnie, jakby Aileen była odpowiedzią na wszystkie pytania. Ezra nie wiedziała, czy portrety poza czczą gadaniną potrafiły także czytać w myślach, ale nie dbała o to. Nie okłamała ich.
– Owszem może i istnieje sposób – podjął temat Persival, a Ezra na moment zapomniała o oddychaniu. – Musisz jednak udowodnić, że jesteś godna naszych nauk.
– W jaki sposób?
– Wkrótce się dowiesz.
Postacie z portretów odeszły, zostawiając ponownie puste ramy, na co Ezra odetchnęła z ulgą. Obecność Opiekunów sprowadziła do komnaty mroczną aurę, a przecież były to tylko portrety, a nie żywe osoby. Ezra upadła na ziemię, trzęsąc się. Chłodna dłoń odnalazła jej ramię i ścisnęła ją mocno, dodając tym samym sił.
– Wszystko gra? – zapytał Ominis, a Ezra cudem powstrzymywała się od płaczu. Grała odważną osobę przed Opiekunami, wierząc, że tym zyska ich przychylność, a tak naprawdę bała się ich. Całe to miejsce ją przerażało. – Cokolwiek zlecą ci Opiekunowie, pomożemy ci. Prawda, Sebastianie? – Ominis omiótł pustym wzrokiem komnatę.
– Jest sposób – Sebastian powtórzył słow Persivala. Powtarzał je w głowie jak mantrę, czując jak na jego twarz wkrada się pełen nadziei uśmiech. – Jest sposób! Aileen wróci! Ezro, cokolwiek to będzie, możesz liczyć na naszą pomoc!
Chłopak przyklęknął na jedno kolano, chwytając dłoń Ezry. Delikatnie pieścił jej skórę, zataczając małe kółka na powierzchni jej dłoni. Patrząc w oczy Sebastiana, Ezra nie poczuła się lepiej, widziała głęboko w nich, co się może stać, jeśli ona zawiedzie. Sebastian za wszelką cenę chciał odzyskać swoją ukochaną, pragnął odzyskać to, co utracone i widział w Crowley tę szansę. Jeśli ona nie podoła, nikt tego nie zrobi, a to mogłoby mieć opłakane skutki.
Chociażby ponownie wepchnąć Sebastiana w mroczne ramiona czarnej magii, która od dawna zaciskała pętlę na jego szyi. Ezra nie mogła zawieść. Nie Aileen, nie Ominisa i nie Sebastiana.
Resztę wieczoru spędziła w dormitorium, nie słuchając w ogóle rozmów swoich współlokatorek. Rozmawiały głównie o nauce, czym Ezra teraz najmniej się przejmowała. Ciągle rozmyślała nad tym, jaką próbę postawią przed nią Opiekunowie. Czy mogła się jakoś przygotować? Przysięgała sobie, że oszaleje, jeśli przyjdzie jej spędzić w pokoju jeszcze jeden dzień, bez niczego, co mogłoby chociaż na chwilę zająć jej myśli.
Po raz kolejny Ominis i Sebastian okazali się nieocenieni, gdy złożyli jej propozycję wypadu do Hogsmead na piwo kremowe. Może była to błachostka, tak dla Ezry miała ogromne znaczenie, bo przez moment mogła poudawać bycie zwykłym uczniem z Hogwartu, przejmującego się tylko skończeniem roku bez problemów. Pod Trezema Miotłami szybko stało się jej ulubionym miejscem. Ciepły i przyjemny wystrój sprawiał, że człowiek czuł się niemal jak w domu. Towarzystwo zwykle tu przesiadujące zwykle zajmowało się swoimi sprawami, nie ingerując w sprawy innych klientów. Sirona postawiła przed nimi trzy kufle wcześniej zamówione piwa, po czym wróciła za bar.
–Och, chłopaki, jak tu miło w końcu odpocząć! – westchnęła Ezra, upijając spory łyk piwa kremowego. – Piwo kremowe zdecydowanie dodaje smaczku!
– Oczywiście – zgodził się z nią Sebastian. – I wiesz, że jestem mistrzem w delektowaniu się tym trunkiem. Jestem pewien, że nie jesteś w stanie zrozumieć mojego wyrafinowanego gustu.
Ominis pokręcił głową, przechylając piwo, omal go nie wylewając na stół.
– Czy wy naprawdę myślicie, że piwo kremowe jest takie wyjątkowe? To tylko taka maziaja dla słodziaków.
– Ominis, Ominis, zawsze masz coś do powiedzenia. Ale czy naprawdę jesteś w stanie docenić piękno tego delikatnego smaku? – prychnął Sebastian.
– Przepraszam, ale czy jesteś pewien, że smakujesz piwo kremowe, czy jedynie oblizujesz pianę z góry? – Ezra parsknęła śmiechem, za co Sebastian spiorunował ją wzrokiem. – Czyżbym trafił w jakiś czuły punkt?
– Ależ skąd, nie każdy może upijać się Ognistą, a potem flirtować ze swoją sympatią – odparł oschle Sebastian, ale gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, zamarł.
Zresztą jak Ominis. Tylko Ezra nie rozumiała tego dziwnego napięcia między nimi. Patrzyła to na zakłopotanego Sallowa, to na mocno zirytowanego Gaunta. Najwidoczniej obaj dzielili pewien sekret, zbyt niezręczny, aby się nim podzielić z niczego nieświadomą dziewczyną. Nie winiła ich. Powoli budowali wzajemne zaufanie.
– Ominis, flirtowałeś ze swoją sympatią? – zapytała z uśmiechem, którego Ominis nie był w stanie dostrzec. – Wyznałeś jej już swoje uczucia? – Ominis pokręcił głową.
– To dość... skomplikowane.
Sebastian uderzył dłonią w czoło, co zaskoczyło Ezrę, ale gdy tylko miała coś powiedzieć, do pubu wbiegł przerażony mieszkaniec Hogsmead, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Sirona podbiegła do niego z kubkiem wody, a gdy tylko wypił duszkiem całość, rozejrzał się przerażony po twarzach gości.
– Atak... Atakują Hogsmead! Pali się! Pożar!
Ezra i Sebastian wyjrzeli przez okno. W świetle księżyca widać było płomienie ogarniające jeden z budynków. Ogień wznosił się ku niebu, tworząc czerwoną poświatę i rozjaśniając ciemność wokół. Z płomieni unosił się gęsty dym, który przykrył niebo czarnym welonem. Pozostali uczniowie i mieszkańcy z oburzeniem obserwowali, jak płomienie pochłaniały piękny budynek. Skrzydło budynku rozbłysło ogniem, okna pękły w bezsilnym buncie, a dach zapłonął jak pochodnia.
Narastający chaos rozlegał się wokół. Uczniowie biegnący wokół płonącego budynku starali się przekazać wiadomość do Hogwartu, a inni próbowali ugasić ogień przy pomocy zaklęć. Jednak płomienie nie poddawały się łatwo, jakby miały zamiar zniszczyć wszystko na swojej drodze. Głosy osób krzyczących na pomoc wypełniały powietrze, a ich przerażenie było wyczuwalne. Wielu z uczniów traciło nadzieję, gdy płomienie dalej trawiły budynek. Zbierali się w grupy, wspierając się nawzajem w trudnej sytuacji.
Wtedy Ezra go zobaczyła – otoczony ludźmi w znajomych szatach – wśród płomieni stał postawny czarodziej i spoglądał w stronę pubu. Zupełnie, jakby mimo pewnej odległości, dał radę dostrzec tam Ezrę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro